Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12 listopada 2016

12 listopada 2016, 8:09, sypialnia Jamiego.

Nie ma piękniejszego uczucia, niż obudzić się rano wtulonym w ukochaną osobę. Po prostu nie ma. Budzisz się i widzisz, jak ta osoba patrzy się na ciebie z delikatnym uśmiechem na ustach i całuje w czoło na dzień dobry. Coś pięknego.

Jamie podpierał się na łokciu i patrzył na mnie. Gdy zauważył, że się obudziłam, jego uśmiech stał się jeszcze szerszy. Odwzajemniłam go, a wtedy on objął swoimi wargami moje usta, żeby mnie pocałować.

– Dzisiaj też idziemy do studio? – zapytałam, wpatrując się w sufit.

– Nie wiem – odparł Jamie. – Nie rozmawiałem z Michaelem, nie mam terminarza chłopaków, ani tym bardziej Weavera, nie mam pojęcia, czy Aaliyah ma coś nowego, czy Michaelowi się chce...

– Na pewno Aaliyah coś napisała i założę się, że chłopaki mają nuty już od dawna. Tam mielibyśmy lepsze warunki do nauki, Michael i Ally by nas trochę naprowadzili... Zapytam Kyle'a...

– Nie ma potrzeby – przerwał Jamie, ledwie spojrzał na wyświetlacz swojej komórki. Pokazał mi wiadomość.

Cześć. Skończyłem cały utwór, możecie wpaść i zobaczyć, czy tak to miało wyglądać. Akurat będzie Noah, a on ma nieco lepsze rozeznanie w cięzkiej muzyce niż ja, na pewno chętnie pomoże i zasugeruje zmiany.  Koło 12:00 powinienem skończyć nagrywanie z nim, więc wtedy możecie się pojawić.

Albo właściwie wpadnijcie wcześniej. Ash pójdzie na ploteczki z dziewczynami, Ty przydasz nam się w studio. Jak uważacie, tylko napisz mi wcześniej — MJ

Spojrzałam na zegarek. Dziesięć po ósmej.

– Na spokojnie – postanowił Jamie. – Zanim się zwleczemy z łóżka, trochę czasu minie, ogarniemy się, zjemy śniadanie... Napiszę mu, że przy dobrych wiatrach będziemy wpół do jedenastej.

– Jak nie później – mruknęłam i położyłam się na ramieniu chłopaka.

Odłożył telefon i delikatnie mnie przytulił. Wolną ręką odsunął moje włosy, które plątały się absolutnie wszędzie.

Słyszałam spokojne bicie jego serca. Czułam, jak wodzi ustami i nosem po mojej szyi, czułam jego oddech za moim uchem. Śmieszne, ale milutkie uczucie.

Dłuższą chwilę tak po prostu leżeliśmy, nic nie robiąc. Cieszyliśmy się jedynie własnym towarzystwem.

– Dobra – Jamie nieznacznie się ode mnie odsunął. – Ogarnij się i zejdź na dół. Ja zrobię śniadanie.

12 listopada 2016, 9:49, kuchnia

Gdy zeszłam do kuchni, na stole stały dwa talerze, na każdym po dwa tosty. Obok nich stały szklanki z herbatą. Jamie zdecydowanie się spisał.

Gdy usiadłam, pokazał mi na telefonie zdjęcie. Znowu dostał zdjęcie małej Amy.

Chociaż było niewyraźne, można było stwierdzić, że już wygląda jak dziecko. Nie była już maleńką fasolką, a bobasem, który lada moment miał pojawić się na świecie. Co więcej...

– Ona ssie paluszek – zauważyłam z uśmiechem.

– Dlatego ci to pokazuję – Jamie odwzajemnił mój uśmiech. – Alexandra twierdzi, że to już ostatnie. Lada moment mała będzie z nami.

– Nie mogę się doczekać, żeby ją zobaczyć – wyznałam.

Choć Amy była owocem związku mojego chłopaka z jego poprzednią dziewczyną, nie widziałam w niej nic złego. Nie wydawało mi się, jakoby miała mi przeszkadzać, a wręcz przeciwnie. Skłonna byłam powiedzieć, że ją pokocham.

Jamie ucałował mnie w czoło.

– Najlepiej będzie dla niej, jeżeli będziemy utrzymywać, że to twoja córeczka. Nie chcę, żeby dopytywała o mamę, która właściwie zamierza mi ją oddać zaraz po urodzeniu. A myślę, że ty się świetnie odnajdziesz w tej roli.

Pokręciłam głową.

– To się wyda, Jamie. Jasne, póki jest mała, będzie jej wszystko jedno, ale zobacz. Nie mieszkamy razem, więc za jakieś trzy lata zacznie się dopytywanie. Nie będzie miała mojego nazwiska, to też ją z czasem zacznie zastanawiać... Może lepiej nazwać mnie po prostu ciocią? Jak będzie więcej rozumiała, wytłumaczymy jej jakimś prostym językiem i sama zdecyduje, czy woli mówić do mnie "ciocia" czy "mama".

– Nikt nie powiedział, że nie może mieć twojego nazwiska – Jamie wzruszył ramionami. – Chociaż to o niczym nie świadczy. Ja nie dostałem dwóch nazwisk i jakoś nigdy nie dopytywałem, czy moja matka na pewno jest moją matką.

– Tyle tylko, że twoi rodzice są po ślubie i w dodatku masz starsze rodzeństwo.

– Ashley, komplikujesz – ocenił Jamie. – Naprawdę, nie mam ochoty spowiadać się za jakieś dziesięć lat dziecku, że ma inną mamę, ale z nią zerwałem, gdy była w ciąży. Znienawidzi mnie, jak będzie starsza.

– Zależy, jak ją wychowasz – skwitowałam. – Albo cię znienawidzi, albo spróbuje zrozumieć. Zwłaszcza, że to z tobą będzie. Złe zdanie będzie mogła mieć o Alexandrze, która ją odrzuciła, zanim ją poznała, ale nie o tobie, który mimo wszystko się nią zajmiesz...

– Albo o tobie – zauważył Jamie – że pojawiłaś się między mną a jej matką. Prędzej czy później by zauważyła, że długo się znaliśmy i zaczęłaby podejrzewać, że coś było na rzeczy.

– Nie wnikajmy. Nikt nie wie, jak się skończy. Nawet Amy. Ale lepiej jej nie okłamywać.

Wypiłam łyk swojej herbaty i zaczęłam rozmyślać.

Dobra. Mogliśmy powiedzieć Amy, że jestem jej mamą, choć w jej dokumentach widnieć będzie nazwisko Lanham i Alexandra Smith jako matka. Ale co, jeżeli to by się wydało? Miałaby nam za złe, że jej nie powiedzieliśmy. Moglibyśmy spróbować jej wyjaśnić, jaką osobą okazała się być Alexandra i dlaczego zamiast niej jestem ja, ale to byłoby skomplikowane.

Mogła uważać Jamiego za nieodpowiedzialnego, bo zostawił dziewczynę w ciąży na rzecz młodszej przyjaciółki. A mogła też go podziwiać – za to, że ją wychował.

Mogła mnie nienawidzić. Bo weszłam między jej rodziców i przeze mnie nie wychowuje się z matką. A mogła mnie kochać. Za to, że staram się ją jak najlepiej zastąpić.

Annie na pewno też bardzo polubi małą Amy. W końcu uwielbiała małe dzieci.

No cóż. Zobaczymy w najbliższym czasie.

12 listopada 2016, 11:07, dom Michaela i Aaliyah

Tym razem drzwi nie otworzył nam Michael ani jego żona, a wysoka, długowłosa brunetka.

– Cześć, Lauren – przywitał się Jamie. – Nie wiedziałem, że pracujesz jako oddźwierna u Josephów.

– Michael i Noah nagrywają, Aaliyah na chwilę poszła do Verity, bo zdążyła się rozchorować, biedactwo. Ktoś wam musiał otworzyć, wypadło na mnie.

Dziewczyna wpuściła nas do środka. W salonie siedziała pozostała czwórka małych Josephów i bliźniaki Weaverów.

– Nie ma z wami Lily? – zapytałam, zauważając brak najstarszej dziewczynki.

– Och, jest – uśmiechnęła się Lauren. – Poszła z Noah i Michaelem na górę, bo była ciekawa, jak wyglądają nagrania. Wydaje mi się, że możecie do nich iść. Siedzimy tu od rana, a Noah nie ma w zwyczaju nagrywać długo.

To właśnie zrobiliśmy. Noah i Michael istotnie nie nagrywali. Jeden siedział przy biurku, a drugi na kanapie, trzymając na kolanach córeczkę. Wydawali się o czymś żywo dyskutować, ale przerwali, gdy nas zobaczyli.

– Was to nikt nie nauczył, że zanim się gdzieś wejdzie, to wypada zapukać? – zapytał Michael, odwracając na nas wzrok.

– A co? Przeszkodziliśmy wam w czymś? – odpowiedziałam pytaniem.

– Tak – głos zabrał Noah. – Właśnie ten typ próbował przekonać moją córkę, że jego zawód jest beznadziejny, mimo tego, że siedzi w tym od piętnastu lat.

– Siedzę, bo byś mi nie dał żyć, gdybym zrezygnował – odparł Michael. – A poza tym do niczego innego się nie nadaję.

– Lils chce pracować w branży? – uśmiechnęłam się.

– Po tatusiu – Noah ucałował córeczkę w czoło. – Śmiga na fortepianie, aż miło posłuchać. Mamcia ma nas tylko czasem dosyć – zwrócił się do dziewczynki.

– Współczuję jej – wtrącił Michael. – Ja mam w domu jedną pianistkę i mam jej dosyć, a biedna Lauren ma ich dwoje...

– Wiedziała, na co się pisze, podobnie jak ty to wiedziałeś – powiedział Jamie. – I co ta twoja pianistka dla nas przygotowała?

Michael podał Jamiemu dwa pliki nut. Jeden trafił w moje ręce.

Zaczęłam nucić pod nosem, chcąc rozczytać pierwsze takty.

– Ambitne – oceniłam.

– Jakby to w przypadku Ally była jakaś nowość – zauważył Noah. – Proste utwory komponowała z dziesięć lat temu, nawet miałem przyjemność je nagrywać.

– Znaczy wiesz. To dobrze o niej świadczy, co nie znaczy, że jest fajne dla mnie i moich niewielkich umiejętności – odparłam, wpatrując się w nuty. Jamie zaczął grać swoje na niepodłączonej gitarze elektrycznej.

– Nie wiem, jak to brzmi z całością, ale samo w sobie jest nijakie – ocenił. – Chyba Aaliyah się nie obrazi, jak zagram po swojemu.

– Obrazi się – odpowiedział Michael. – Ale graj, jak chcesz. Wkurwione metr pięćdziesiąt choćby nawet chciało, nie zrobi ci krzywdy. Jak zacznie się rzucać, to przerzucę ją sobie przez ramię i wyniosę, także nią się nie przejmuj.

– Właściwie to masz rację – Jamie wzruszył ramionami i znów zaczął grać. Od razu było słychać, że chociaż wspomaga się nutami, gra nieco inaczej.

– Ja mimo wszystko bym nie ryzykował – zaśmiał się Noah. – Może i krzywdy nie zrobi, ale będzie strasznie nieprzyjemna.

– Daj spokój, Nee. Aaliyah traktuje Jamiego i Ash jak dzieci. Za bardzo ich kocha, żeby być dla nich nieprzyjemna.

– Jakby jej mało własnych było...

– Bo jest.

Jamie przestał grać i popatrzył ze zdziwieniem na Michaela.

– Macie ich pięcioro, jeszcze wam mało?

– Na tą chwilę nie, ale doszliśmy do wniosku, że jak trochę podrosną, to skonstruujemy sobie jeszcze jedno. LeeLo uwielbia maluchy, mamy ku temu warunki, to stwierdziliśmy, że wykorzystamy ostatnią szansę. Ally ma trzydzieści pięć lat, to i tak już dosyć późno. Poczekamy może jeszcze z rok, nie więcej. Ja, Luke i Mickey jesteśmy w mniejszości, przydałby się jeszcze jeden chłopiec – stwierdził Michael.

– Jesteście nienormalni – skwitował Jamie. – Rozmnażacie się jak króliki.

– Uwierz mi, że gdybym był sobą w twoim wieku, też twierdziłbym, że to nienormalne – odparł Michael. – W moim przypadku w rok później zdanie było już całkiem inne, zobaczymy, jak będzie u ciebie.

– Lada moment będę miał dziecko, bardzo się cieszę, ale nie chciałbym brać z was przykładu. Zwariowałbym, a Ashley ze mną.

Usłyszałam dzwonek jego komórki. Przeprosił i odebrał, nie wychodząc z pomieszczenia.

Szybko się rozłączył. Przez chwilę stał jak wryty.

– Jednak już je mam...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro