Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10 września 2016

10 września 2016 rok, godzina 9:00, mój pokój w domu rodziców

Właśnie mama mnie obudziła. Ma w zwyczaju robić to w przeuroczy sposób. Zawsze siada na moim łóżku i zaczyna mnie głaskać, czekając, aż się rozbudzę.

Gdy się obudziłam, ucałowała mnie w czoło.

– Dzień dobry, Ash – uśmiechnęła się i podała mi telefon. – Dzwonił do ciebie Kyle. Chyba czeka cię dzisiaj próba...

– Cześć, mamo – przywitałam się. Wzięłam od niej komórkę.

Rozmowa z: Kyle

Mała, śpisz???

Dobra. Nie zapowiada się, żebyś miała odebrać. Od dziesiątej chcieliśmy zacząć z chłopakami próby, tam, gdzie zwykle. Przyjdź, jak się obudzisz. James obiecał, że weźmie też gitarę dla ciebie.

Rozmowa z: Jamie

Jakby co to nie bierz dzisiaj gitary, wezmę dwie. Do zobaczenia!

Spojrzałam na zegarek. Dziewiąta. No nieźle...

Natychmiast wygramoliłam się z ciepłej pościeli.

– Mamo, zawieziesz mnie do Kyle'a? Za chwilę? – zapytałam, otwierając szafę.

Mama wstała, z uśmiechem podchodząc do mnie, żeby rozczochrać mi moje kręcone włosy.

– Jasne, śpiochu. Zrobię ci śniadanie i będę czekać na ciebie w aucie.

Cmoknęłam rodzicielkę w policzek.

– Dzięki, Annie. Jesteś przekochana.

Często zwracałam się do mamy po imieniu. Sama mi to zresztą zaproponowała, ledwie wyczuła, że zaczynam dorastać. Powiedziała, że mam ją traktować jak przyjaciółkę – tym bardziej, że różnica wieku między nami nie była zaporowo duża, bo wynosiła dokładnie osiemnaście lat. Oczywiście, to tylko prywatnie. Jeżeli wspominałam o niej publicznie, mówiłam o niej tylko jako o mamie.

– Żaden problem, Ash. W takim razie szybciutko się ubierz – powiedziała mama, wychodząc z pokoju.

Ja tymczasem wyjęłam z szafy dżinsy i czarną koszulę. Odpuściłam sobie wszelki makijaż czy zabawę z włosami, które po prostu ujarzmiłam, wplatając w nie chustę. Upewniłam się, że wyglądam co najmniej „znośnie”, wrzuciłam do torebki portfel i telefon, po czym zeszłam na dół.

Na stole czekała na mnie miska płatków z mlekiem. Szybko je zjadłam i poszłam do samochodu.

*****

10 września 2016, godzina 10:08, pokój prób, poddasze domu Kyle'a

Na miejsce dotarłam dokładnie w osiem minut po dziesiątej. Pozostali już tam byli.

– No proszę! Księżniczka Henderson zaszczyciła nas swoją obecnością! – zaśmiał się Kyle. – Cześć, mała.

Przytulił mnie, a ja odwzajemniłam uścisk. To samo w chwilę później z Jasonem... No, i James.

– Cześć, Shee – powiedział, czule obejmując mnie swoimi ramionami.

Przystojny, długowłosy blondyn traktował mnie zupełnie inaczej, niż reszta zespołu. Kyle i Jason traktowali mnie jak równą sobie, James był od nich bardziej czuły i troskliwy, choć jako jedyny był już w związku. Czasem się zastanawiałam, jak dobrze musi traktować Alexandrę...

Jako jedyny też używał w stosunku do mnie zdrobnienia „Shee”. Lubiłam je, brzmiało przeuroczo... No, i słyszałam je tylko z ust chłopaka, który mi się podobał.

– Cześć, Jamie – odpowiedziałam, wtulając się w niego, z nadzieją, że nie czuje, jak wali mi serce. – Dzięki za gitarę.

– Żaden problem – chłopak podał mi pięknego, ciemnoczerwonego stratocastera – Kojarzyło mi się, że preferujesz ten kształt... Nastroiłem ją przed wyjściem, ale możesz sobie jeszcze sprawdzić, czy ci odpowiada...

Tak. Lubiłam stratocastery. Pamiętał to... Nie liczyło się już, czy ją nastroił. Pamiętał, że gram na tym konkretnym kształcie gitar...

– Dzięki! – pisnęłam, biorąc od niego instrument.

Zagrałam sobie kilka podstawowych akordów. Brzmiała naprawdę czysto...

– Wymieniłeś struny? – zapytałam, patrząc na nadal nieskrócone druciki, wystające ze stroików.

– Wczoraj wieczorem, ale nie były ogrywane. Jesteś pie...

– Lanham, Henderson! Czas na flirty będziecie mieć później, moglibyście podejść? – przerwał nam głos wokalisty.

Ja i James popatrzeliśmy po sobie, nic nie mówiąc. Podeszliśmy do biurka, gdzie leżały cztery egzemplarze nut do utworu zatytułowanego Look At Me Now. Wzięłam swój egzemplarz i przeczytałam pierwsze linijki.

– Całkiem spokojne – oceniłam.

– I proste, przynajmniej dla ciebie – dodał Jamie. – Masz nawet podpisane schematy akordów.

Zagrałam pierwsze trzy takty. James miał rację. Naprawdę, proste.

– Rachel chce, żebyśmy ogarnęli to za dwa tygodnie. Rozmawiałem z nią, mówiłem jej, że to za krótko... Ale nic nie wynegocjowałem.

– Niech sama sobie to nagrywa za dwa tygodnie – prychnęłam. Nie lubiłam Rachel.

Nikt z nas jej nie lubił. Była naszą menadżerką, odkąd pojawiłam się w zespole, a może i wcześniej. To ona wybrała mnie na gitarzystkę rytmiczną Rising Anxiety. Niemniej jednak, nienawidziłam jej całym sercem. Pierwsza rzecz, jaką ustalała, to termin nagrania płyty, zwykle niezbyt odległy, a później nam pozostawało tylko gonić z nagraniami... Nie mogłam się doczekać, aż ogarniemy muzyczny biznes do tego stopnia, że poradzimy sobie bez menadżerki.

Kyle się zaśmiał.

– I tak właśnie jej powiedziałem, i to chyba dlatego nie zgodziła się na przesunięcie terminu. Dobra. Weźcie sobie nuty każdy, rozczytajcie je, za jakieś – tu spojrzał na zegarek – dwie godziny spróbujemy to złożyć.

*****

10 września 2016 rok, godzina 11:03, pokój prób, poddasze domu Kyle'a

Z powodu wyjątkowo prostych nut do mojej partii utworu, współpracowałam z Jamiem od samego początku. Grałam swoje, a on starał się wstrzelić z gitarą prowadzącą. Zresztą, też szło mu to świetnie.

– Shee, a złap sobie ten akord tak – powiedział, łapiąc mnie za rękę i lekko odginając moje palce na gryfie.

Jego dotyk był dla mnie niesamowicie przyjemny, ale nie chciałam tego po sobie okazywać. James miał dziewczynę. Przepiękną dziewczynę.

Popatrzył przez moment w moje oczy.

– Powinnaś częściej przychodzić na próby bez makijażu – ocenił. – Naprawdę ładnie wyglądasz.

Poczułam, że się rumienię. James się uśmiechnął i zmierzwił mi ręką włosy.

– Zagrajmy to jeszcze raz – poprosiłam, chcąc zmienić temat. Ułożyłam palce na gryfie w akord e-moll.

– Możemy – odparł gitarzysta, choć jego ton i wyraz twarzy wskazywały, że nie ma na to ochoty.

Też zresztą już nie chciałam grać, czułam, jak struny wpijają mi się w palce, ale nie chciałam ciągnąć tematu mojego wyglądu.

– Cholera – zaklęłam w pewnym momencie, gdy palec serdeczny zabolał mnie bardziej, niż przez całą grę.

Przerwałam grę i spojrzałam na palec, na którym była mała, czerwona strużka krwi. James popatrzył na mnie ze współczuciem.

– Biedna, mała... Daj na chwilę spokój z graniem, zagramy to później, na gotowo – chłopak chwycił mój nadgarstek, gdy zorientował się, że chcę kontynuować grę. – Zresztą, świetnie ci idzie.

– Wolałam zagrać jeszcze raz, dla pewności...

– Jak widzisz, niepotrzebnie. Odłóż tę gitarę.

Wziął ode mnie instrument i wstał, żeby odłożyć go na statyw. Nie usiadł już jednak obok mnie. Stanął naprzeciwko i wyjął z kieszeni paczkę szlugów.

– Idę zapalić. Idziesz ze mną? – zapytał.

– Jasne – odpowiedziałam, wstając. Oboje wyszliśmy na zewnątrz.

*****

10 września 2016, godzina 11:19, podwórko przed domem Kyle'a

Na co dzień nie paliłam, robiłam to tylko w towarzystwie, więc gdy Jamie wyciągnął w moją stronę papierosy i zapalniczkę, bez wahania się poczęstowałam. Stanęliśmy przy bramie, blisko siebie. Zbyt blisko siebie.

Prócz zapachu papierosów wyczuwałam silną woń przyjemnych, męskich perfum. Aż miałam ochotę wtulić się w mojego towarzysza...

– Coś mi mówi, że późno ci się dzisiaj wstało... – James zagaił rozmowę, tracąjąc mnie łokciem.

– Nie spodziewałam się, że dzisiaj będzie próba – odpowiedziałam. – Mama mnie obudziła, gdy usłyszała, że Kyle się do mnie dobija. Ale chyba nie spóźniłam się jakoś bardziej?

– Nie, spokojnie. Jason przyszedł dosłownie chwilę przed tobą. Nikt z nas się chyba nie spodziewał, że dzisiaj będziemy ćwiczyć.

– Całe szczęście, że nie miałam żadnych innych planów – uśmiechnęłam się. Jamie spojrzał wymijająco w bok.

– Ja obiecałem Alexandrze, że zabiorę ją w końcu do kina. Nie była zbyt zadowolona, gdy rano powiedziałem jej, że jednak musimy to odłożyć na inny dzień...

– Powinna zrozumieć, że nie możesz odpuścić próby – zauważyłam. – Myślę, że nie będzie zła, gdy wrócisz.

– Mam nadzieję – odpowiedział cicho chłopak, zaciągając się dymem. – Nieważne.

Wolną ręką zaczął bawić się moimi włosami, wyciągając z nich pojedyncze loczki. Nie dziwiłam się, moje włosy podobały się absolutnie każdemu i każdy czuł potrzebę ich dotknąć.

– Nie mogę się dzisiaj na ciebie napatrzeć, Shee – powtórzył, zgarniając mi za ucho niesforny loczek.

– Bycie córką modelki zobowiązuje – spróbowałam zażartować. Jamie podchwycił mój żart.

– Zdawałoby się, że zobowiązuje cię też do wysokiego wzrostu, a okazuje się, że wcale tak nie jest.

– Nie można mieć wszystkiego – wzruszyłam ramionami i wyrzuciłam niedopałek papierosa. – Chodź. Myślę, że Kyle i Jason też są już gotowi.

Wróciliśmy do chłopaków i od razu wzięliśmy do ręki swoje instrumenty.

– Świetnie. To jak, próbujemy? – zaproponował Kyle, stając przy mikrofonie.

– Próbujemy – James podłączył moją i swoją gitarę do wzmacniaczy. Uśmiechnęłam się do niego w podziękowaniu.

Powoli składaliśmy cały utwór. Wiadomo, że z początku przerywaliśmy w trakcie, robiąc poprawki czy wyłapując błędy, ale po kilku podejściach udało nam się złożyć całość.

– No. Myślę, że było całkiem nieźle – skwitował Jason. Przytaknęliśmy mu.

– Jasne. Niech każdy sobie jeszcze poćwiczy sam, próby będziemy robić codziennie, chociaż już na pewno krótsze, niż dzisiaj...

– I później – przerwałam. – Chciałabym być w stanie zdążyć na następną próbę punktualnie.

– Zastanowię się – mruknął Kyle. – Na dzisiaj koniec.

Już miałam dzwonić do mamy, gdy przerwał mi głos Jamesa.

– Daj spokój Annie. Podwiozę cię.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro