Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Koniec.

„To już jest koniec, nie ma już nic, Jesteśmy wolni, możemy iść. To już jest koniec, możemy iść, Jesteśmy wolni, bo nie ma już nic."


7 czerwiec 2018


W życiu bywa czasami tak, że nasz los wiąże się z cudzym w tak wyjątkowo zaskakujący sposób, że nie da się tego wytłumaczyć niczym innym, poza przeznaczeniem.

Uniosłam się i podparłam na łokciu, skupiając przy okazji wzrok na śpiącym tuż obok mnie mężczyźnie.
Jego twarz była spokojna, a on sam wydawał się być bardzo odprężony.
Włosy opadały na jego czoło, a dwudniowy zarost zdobił jego szczękę, dodając mu męskiego uroku.
Naga klatka piersiowa unosiła się miarowo, a ja nadal nie mogłam nadziwić się, że marnowałam tak wiele czasu na oszukiwanie przeznaczenia.
Obserwowałam go, z lekkim uśmiechem tkwiącym na moich wargach. Dochodziła dopiero szósta rano, a ja nie sądziłam, by istniało lepsze zajęcie dla mnie o tej porze.

— Aniele, ładnie to tak podglądać? — spytał mężczyzna, przekręcając się na bok, by dosunąć się do mnie.

Otworzył oczy i obdarzył mnie jednym z najpiękniejszych uśmiechów jakie tylko posiadał.
Odwzajemniłam ten gest i nim zdołałam chociaż odpowiedzieć, przyciągnął mnie do siebie i połączył nasze wargi w czułym, wolnym pocałunku.
Po krótkiej chwili przekręcił nas tak, że sam podpierał się na jednej dłoni i znajdował się tuż nade mną.
Odchylił się nieco w tył i rzucił mi pobłażliwe spojrzenie, nie przestając się do mnie uśmiechać.

Oparłam opuszki palców jednej dłoni na jego policzku i pogładziłam go, wyczuwając znajomą szorstkość jego zarostu.

— Nadal nie mogę się do tego przyzwyczaić — przyznałam szczerze, wpatrując się wprost w jego zielone oczy, w których dostrzegałam własne odbicie.

— Kocie, jeszcze ci się znudzi, ale uwierz mi, nigdzie się nie wybieram, dopóki śmierć nas nie rozdzieli, a nawet i potem, o ile to możliwe — odparł przekornie i musnął czule mój czubek nosa.

Przekręcił się ponownie na bok i usiadł na łóżku, posyłając mi przepraszający uśmiech.

— Nic nie jest na pewno — mruknęłam niechętnie, podążając spojrzeniem za nim.

Wstał i przetarł dłonią swoją twarz, kierując się w stronę drzwi. Najpewniej zmierzał do łazienki.

— Zostawiasz mnie? — spytałam z niedowierzaniem.

— Chcąc, nie chcąc, malutka, nadal jestem współwłaścicielem firmy i mam swoje obowiązki. I nie chcę być gburem, ale ty również powinnaś stawić się w swoim biurze za jakiś czas — przypomniał mi, zerkając na mnie przez ramię i zaśmiał się cicho.

Nawet dzisiaj, nawet w taki dzień jego poczucie obowiązku wygrywało.

— Psujesz piękny poranek! — krzyknęłam za nim, ale sama podniosłam się z miejsca i wstałam.

Poprawiłam materiał moich fig i zerknęłam w lustro, które stało w kącie pokoju.
Jakiś czas temu zmieniłam nieco wystrój wnętrz w apartamencie Adriena i wprowadziłam się tutaj.
Twierdził, że nie powinniśmy tracić czasu i zgadzałam się z tym.

Skierowałam się do garderoby, by móc zabrać ze sobą czysty komplet bielizny i podążyłam za ukochanym do łazienki, w której on już brał prysznic.
Odstawiłam rzeczy, rozebrałam się i weszłam do kabiny, zwracając tym samym jego uwagę na siebie.

— Kusisz, a ja nie mam czasu — jęknął brunet, spoglądając na mnie i przecząc samemu sobie przyciągnął mnie do siebie, by przycisnąć moje plecy do nagrzanych już kafelków, którymi wyłożona była kabina.

Uniosłam głowę, spoglądając na niego i oddałam mu pocałunek, który w jakiś sposób na mnie wymusił. Zarzuciłam dłonie na jego kark, podczas gdy jego ręce wylądowały na moich biodrach.

— Podobno nie masz czasu — przypomniałam mu, przekręcając głowę w bok, czując jak jego wargi suną wzdłuż mojego policzka i docierają na szyję.

Nie przestawał mnie całować nawet na sekundę.

— Urodzinowy seks to obowiązek, nie sądzisz? — spytał, informując mnie tym samym, że jednak pamiętał, że dzisiaj kończyłam dwadzieścia dwa lata.

Pisnęłam cicho, czując jak jego ręce wędrują na moje pośladki. Podniósł mnie, zmuszając przy okazji do tego bym owinęła nogi wokół jego bioder.

— Myślałam, że zapomniałeś.

— Nie bądź niemądra, mam niespodziankę, ale to wieczorem, teraz muszę się pospieszyć, bo jak sama zauważyłaś, nie mam czasu, więc bądź już cicho i mnie pocałuj, kocie — upomniał mnie i powrócił do całowania moich warg.

Nie oponowałam.
Oddałam mu pocałunek i zamknęłam oczy, delektując się tą pieszczotą czując jak i jego dłonie zaczynają wędrować po moim ciele.

✖✖✖

Telefon od Luizy nie wzbudził moich podejrzeń, w żadnym wypadku. Oczywiście, byłam zaskoczona, że znajoma mojego zmarłego męża chce się ze mną spotkać, w dodatku w mieszkaniu Sebastiana, ale zignorowałam to.

Wyszłam wcześniej z pracy i obiecałam, że dotrę na miejsce w przeciągu godziny.
Tak też uczyniłam.
I, tkwiąc przed windą, w wieżowcu, w którym jeszcze kilka miesięcy temu mieszkałam, nie potrafiłam zdobyć się na wciśnięcie przycisku.
Odczuwałam przerażenie na samą myśl, że mogłabym wejść tam z powrotem.
Pogodziłam się ze śmiercią Bastka, nawet ruszyłam dalej ze swoim życiem, ale to nie oznaczało, że powrót tutaj był prosty.

Żałowałam, że zgodziłam się na spotkanie w tym miejscu, ale początkowy szok uniemożliwił mi zaprzeczenie i zaproponowanie innej lokalizacji.
Jęknęłam cicho, wzięłam kilka krótkich, płytkich oddechów i weszłam do windy.
Wysiadłam na odpowiednim piętrze i dotarłam pod właściwe drzwi.
Przytknęłam czoło do ich powierzchni i stałam tak chwilę w miejscu, walcząc z szalejącym pulsem.

Musiałam się przełamać, musiałam tam wejść i w końcu to zrobiłam.
Weszłam do środka i w momencie rozchyliłam z niedowierzaniem usta, słysząc jak drzwi zatrzaskują się za mną.

Stałam w miejscu niczym słup soli, mrugałam powiekami, nie mogąc uwierzyć w to, co widzę i rozchylałam usta raz za razem.
Chciałam krzyczeć, płakać, histeryzować, a jednocześnie czułam ulgę.

— Sebastian? — spytałam cicho, zakrywając dłonią usta.

Łzy automatycznie spłynęły po moich bladych z przerażenia policzkach, ponieważ miałam wrażenie, że patrzę na ducha.

— Pięknie wyglądasz, maleńka — usłyszałam w ramach odpowiedzi, więc pisnęłam.

Nie wyobraziłam go sobie. To nie była fatamorgana. On stał przede mną. Mówił do mnie. Był tutaj.

— Ale jak? Widziałam twoje ciało, zabiłam cię... wyłączyłam... ja... przecież, to nie ma sensu — wymamrotałam.

Zrobiłam kilka kroków w przód i usiadłam na kanapie, wiedząc, że nie jestem w stanie stać o własnych siłach.
Obserwowałam go, kręcąc głową.
To nie mogła być prawda.

— Wysłuchaj mnie, proszę — poprosił, podchodząc do mnie.

Przykucnął przede mną i oparł jedną z dłoni na moim kolanie. Spojrzałam na nią zdumiona tym, że czułam jego dotyk, ciepło płynące z jego ciała.

— Byłam na twoim pogrzebie, pożegnałam cię, ty nie żyjesz — mówiłam bez składu i ładu.

Byłam w szoku.
Albo odchodziłam od zmysłów, ponieważ blondyn zdawał się być nad wyraz realny.
I nim mężczyzna zdążył cokolwiek odpowiedzieć, wykonałam gwałtowny ruch i zarzuciłam mu ramiona na kark, wtulając się mocno w jego ciało.
Znajomy zapach uderzył w moje nozdrza, a ciepło jego ciała ogrzało moje.
Jęknęłam cicho.
— Ty żyjesz... to naprawdę ty — wyszeptałam.

— Tak, kochanie, to ja — przyznał i zacisnął mocniej ramiona wokół mojego pasa.

Podniósł się i pociągnął mnie do góry. Schował twarz w moich włosach i odetchnął cicho.

— Nie nienawidź mnie.

— O czym ty mówisz? — odchyliłam się w tył po chwili i rzuciłam mu zdezorientowane spojrzenie.

W całym absurdzie tej sytuacji nie pomyślałabym, że mogłabym się na niego wściekać.
— Siadaj. Wyjaśnię ci wszystko, obiecuję.

(...)

— Że co, kurwa, zrobiłeś?! — spytałam z niedowierzaniem, zrywając się z miejsca.

Mierzyłam wściekłym wzrokiem jasnowłosego i starałam się go nie uderzyć.

— Upozorowałem własną śmierć z pomocą Luizy. Jest agentką włoskiego wywiadu, ścigali od lat rodzinę Ferro i zgodziłem się na współpracę...

— To już wiem! — przerwałam mu, nadal nie wierząc w jego wersję.

Wszystko, co znałam, co pamiętałam, było fikcją. Mój mąż żył i z pełną świadomością naraził mnie na cały ból, chcąc wsadzić do więzienia krewnych Aurelii. I ją samą. I chociaż ten plan z perspektywy czasu zdawał się być genialnym, aktualnie jedyne, co czułam to złość.
Oszukiwał mnie.
Całe moje życie z nim było kłamstwem.
On był kłamcą.

— Samiro, musisz zrozumieć, że nie miałem wyjścia. Poza tym, z każdym kolejnym tygodniem docierało do mnie, że to nie ja jestem facetem, z którym powinnaś być — dodał, unosząc dłonie w górę jakby w geście obronnym.

Przeczesał palcami swoje włosy i pokręcił z niedowierzaniem głową.

— Było się ze mną rozwieść, a nie...

— A skoro o tym mowa, mam papiery, które jeśli...

— Jesteś dupkiem! Sebastianie! Jesteś cholernym, pieprzonym dupkiem! — przerwałam mu po raz kolejny, domyślając się, że miał przy sobie papiery rozwodowe.

Po wszystkim, co usłyszałam nie wyobrażałam sobie bym mogła jeszcze kiedykolwiek na niego spojrzeć.

— Chciałem nas chronić, nas wszystkich, musisz...

— Nic nie muszę! Daj mi te papiery, podpisze je. I oddam ci cały twój majątek, nie chcę go. Nie chcę nic od ciebie! — zażądałam i dźgnęłam go palcem wskazującym w pierś.

I chociaż jego twarz wyrażała całą masę bólu, ja nie planowałam się ugiąć. Byłam wściekła.
Blondyn zrezygnował i sięgnął po teczkę, która leżała na stole. Nie fatygowałam się nawet w czytanie dokumentów. Złapałam długopis i złożyłam podpisy w odpowiednich miejscach, które były zaznaczone fiszkami.
Sebastian zdążył już wykonać swoją część tej procedury.
Ze łzami w oczach, z całym bólem cisnęłam teczką w jasnowłosego i pokręciłam z niedowierzaniem głową.

— Samiro, zrozum, proszę — powiedział cicho mężczyzna, rzucając mi kolejne, zbolałe spojrzenie.

Wyglądał na zranionego, ale to ja cierpiałam bardziej.
Oszukiwał mnie. Od miesięcy.

— Nienawidzę cię, rozumiesz? — spytałam z mocą, zaciskając gniewnie dłonie w pięści i byłam już gotowa ruszyć do wyjścia, gdy zauważyłam jak Adrien wchodzi do mieszkania.

Spojrzałam na niego z niedowierzaniem, bo jeśli i on wiedział, nie chciałam go znać.

— Nim wyciągniesz pochopne wnioski muszę powiedzieć, że wiem może godzinę dłużej jak ty — oznajmił brunet i podszedł do mnie w kilku szybkich krokach, od razu mnie obejmując.

Przycisnął mnie do swojego boku, a ja zacisnęłam ramiona wokół jego pasa.
Bolało. Jak diabli.

— Dlaczego on mi to zrobił? — spytałam, ignorując to, że Wagner nadal był tutaj z nami.

— Ponieważ chciał nas ocalić. Wiem, że cię zranił, rozumiem, że jesteś wściekła, ale Mira, oddychaj — poprosił ciemnowłosy, gładząc dłonią tył mojej głowy.

Ucałował moją skroń.

— Dlaczego go bronisz? — zapytałam, nie mogąc zrozumieć, dlaczego Adrien mówił takie rzeczy.

— Ponieważ poświęcił wszystko, by móc pomóc sprawiedliwości. Aurelia i jej rodzina poniosą odpowiedzialność, Sebastianowi się udało, mała. I ponieważ rozumiem jak się właśnie czuje. Niezależnie jak bardzo zła jesteś, pamiętaj, że to nadal ten sam człowiek, którego kochałaś. Kochasz. I pamiętaj, że mógł pozwolić rodzinie Ferro zniszczyć mnie, twojego brata i kilka innych osób, ale tego nie zrobił. Oddychaj. I pomyśl o tym, zapomnij na moment o rozgoryczeniu i tym, że kłamał w słusznej sprawie, oddychaj — dodał ciemnowłosy, zmuszając mnie tym samym do wzięcia kilku powolnych oddechów.

Musiałam się uspokoić.
I faktycznie, Sebastian osiągnął naprawdę bardzo wiele, ale nie oznaczało to, że mogłam mu odpuścić.

— Dlaczego mi nie powiedziałeś? — uwolniłam się z objęć Nikosto i spojrzałam na blondyna, który stał w miejscu, z dłońmi wciśniętymi w kieszenie spodni i nie odzywał się od dłuższego czasu.

— Ponieważ ty zawsze chcesz ratować świat. I, ponieważ zawsze dotrzymujesz obietnic. Nie chciałem byś została ze mną z poczucia obowiązku. Samiro, cholera, kocham cię, ale byłbym idiotą, gdybym wierzył, że pokochasz mnie kiedykolwiek tak mocno jak jego — przyznał Sebastian i wysilił się na lekki, zbolały uśmiech.

— Mogłeś mi powiedzieć, powinieneś nam powiedzieć — upomniałam go z mocą, wiedząc, że miałam rację.

Każdy zasługiwał na prawdę.

— Nie, nie mogłem. I to był jeden ze sposobów na to byś odzyskała wolność. Rozumiem, że jesteś zła, ale chociaż brzmi to absurdalnie, zrobiłem to z miłości. I przez te kilka ostatnich miesięcy zrozumiałem, że ta decyzja była słuszna, Samiro — wyznał pewnie i wysilił się na nieznaczny uśmiech.

Westchnął ciężko, ponownie pocierając dłonią swoją twarz.

— Dlaczego jesteś tego taki pewien?

— Ponieważ cię obserwowałem. I ponieważ widzę jak promieniejesz przy Nikosto. W liście, mówiłem prawdę. On jest całą książką, ja rozdziałem. I chociaż jesteś zła i zraniona, musisz przyznać mi rację.

— Chyba oszalałeś! — wrzasnęłam ze złością i wyrzuciłam dłonie w górę, z trudem nad sobą panując.

Miałam ochotę rzucić się na niego z pięściami.

— Chcesz mi powiedzieć, że jesteś z nim nieszczęśliwa? — spytał, sceptycznie unosząc brwi.

Posłałam błagalne spojrzenie Adrienowi, ale on również zdawał się czekać na moją odpowiedź.
Jęknęłam cicho.

— Nie odwracaj kota ogonem! — dźgnęłam go palcem wskazującym w tors.

— Odpowiedz! — zażądał Sebastian. — Unieszczęśliwiłem cię?

— Oczywiście, że tak! Sebastian, ja cię kochałam. Cierpiałam...

— Ale z nim jesteś szczęśliwsza! — wtrącił mi niegrzecznie blondyn i sam szturchnął palcem moje ramię.

Rozchyliłam z niedowierzaniem usta i nie zaprzeczyłam. Nie mogłam.

— Szach mat, maleńka — mruknął z rozbawieniem Adrien, więc spojrzałam na niego z niedowierzaniem.

On też był po stronie Wagnera?

— Poddaje się!

— Wybaczysz mi? — spytał Sebastian. — Nie liczę na to, że będziemy przyjaciółmi, ale chciałbym byś mi wybaczyła, proszę.

— Boże, Sebastian, jesteś idiotą — oświadczyłam z przekonaniem i pokonałam dzielącą nas odległość, by móc się do niego przytulić.

— Sam? — wypowiedział z niedowierzaniem zdrobnienie mojego imienia.

— Nienawidzę tego, że jesteś taki idealny.

— Czyli rozejm? — upewniał się blondyn.

— Czyli, że zapraszamy cię na nasz ślub — dorzucił ciemnowłosy, podchodząc bliżej nas.

💎Cześć i czołem, kochani! Kto się spodziewał takiego happy endu? Ha! Nie zabiłam Sebastiana, mam was!
To jest już koniec. Definitywnie żegnam się z historią Samiry, Adriena i całej reszty tej kompani. Chciałam Wam serdecznie podziękować, za każdy głos, komentarz, wszystko. Dziękuję, że byliście ze mną. Przepraszam za każdy błąd i rozczarowanie.

I nie przedłużam, dziękuję, kocham Was.
Aha, na moim profilu jest dostępna nowa książka "Ten pierwszy. Ten ostatni", ale oficjalną publikację rozpocznę w czerwcu, może w wakacje.
Pozdrawiam, buziaczki, Wasza Jo!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro