Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter 35.

"To co trzyma mnie przy życiu jednocześnie mnie zabija."


19 marzec 2018


W cztery miesiące wiele rzeczy może się wydarzyć, czy też po prostu zmienić. Dokładnie tyle czasu zmarnowałam na łudzenie się, że uda mi się zapomnieć, czy znaleźć sposób na łatwiejsze funkcjonowanie. I dotarło do mnie tylko jedno: jego upływ niczego nie ułatwia.

Bolało.
Nadal.
Nieprzerwanie.
Każdy oddech zdawał się nie mieć większego sensu, a jeśli miałam być szczerą, wstanie z łóżka również.
I chociaż chciałam móc powiedzieć, że wszystko ze mną było w porządku, nie mogłam, ponieważ byłoby to wierutne kłamstwo.

Radziłam sobie, oczywiście, że sobie radziłam. Jakoś. Nie dobrze, po prostu jakoś.
Dni zlewały się w jedno, a ja z każdym kolejnym umacniałam w sobie umiejętność okłamywania bliskich mi osób. Chrysander nadal coś podejrzewał, Emilia zdecydowanie wiedziała, że to umiejętna gra pozorów, ale moi rodzice, czy też teściowie z ulgą przyjmowali moje kłamstwa. Może chodziło o to, że bardzo chcieli w to wierzyć. Nie miałam pewności.

Wiedziałam, że moja chęć ułożenia sobie wszystkiego na nowo spełzła na niczym.
I chociaż tęsknota za Sebastianem rozdzierała mi serce, miałam świadomość, że uciekanie nie miało sensu.
Ani wcześniej, ani teraz.

— Nie rozumiem, dlaczego ludzie twierdzą, że z czasem wszystko staje się łatwiejsze — przyznałam, spoglądając w bok, na mężczyznę, który sprężystym krokiem zmierzał w moim kierunku.

W ostatnich tygodniach zdawał się wiedzieć o mnie więcej, niż ktokolwiek. Potrafił mnie odnaleźć, pomimo że się ukrywałam.

Adrien zmarszczył brwi i usiadł tuż obok mnie na ławeczce, która była zamontowana pod ścianą, w której pochowane były urny z prochami wielu osób. W tym mojego męża.

— Chodzi o przyzwyczajenie — oznajmił spokojnie i zerknął na mnie kątem oka.

— Możliwe.

— Przyjechałem, by cię zabrać na odczytanie testamentu — dodał jakby w roli wyjaśnienia, dlaczego przeszkadzał mi w moim standardowym odwiedzaniu tego miejsca.

— Nie chcę tam być. Tak naprawdę przecież i tak znam jego wolę — westchnęłam ciężko.

Sytuacja, w której zwierzam się Adrienowi wydawała mi się czystą abstrakcją, a aktualnie zdawała się być naturalną rzeczą.
Nie naruszył ani raz mojej przestrzeni osobistej. Wspierał mnie. Pozwalał mi na płacz, żal, krzyk i wyrzuty i nie komentował tego.
Zachowywał się dokładnie jak mój brat, czy Emilia.
Był moim przyjacielem w najlepszym z możliwych wydań, chociaż nadal miałam świadomość jego uczuć względem mnie.

Swoje własne, w stosunku do jego osoby tłumiłam bólem i tęsknotą za Sebastianem.

— Musisz tam być. Musimy.

— A jak firma? Wszystko w porządku? — zapytałam, zmieniając temat.

Byłam tymczasową  właścicielką majątku mojego męża i chociaż chciałam móc odnaleźć w sobie siłę do pracy, nie miałam jej. I nawet tutaj z pomocą przyszedł mój brat ze swoim przyjacielem. Przejęli moje obowiązki, spotkania i całą resztę. Pracowali ponad siły tylko po to, by nie pozwolić firmie rodziny Wagner pójść na dno.

— Oczywiście, ale wszyscy czekają tam na ciebie, nawet jeśli nie wierzysz w to, że dasz radę. Sebastian miał pewność, że sobie poradzisz — odpowiedział pewnie i oparł dłoń na mojej ręce, lekko ją ściskając. — Dlatego teraz się ruszysz i udasz się ze mną do biura adwokata, z którym pracował twój mąż.

— Zwoliński. Patryk Zwoliński — przypomniałam sobie dane, które widniały na kopercie, w której otrzymałam wezwanie na spotkanie.

W dodatku był on kolegą Bastka, którego przypadkiem już spotkałam.

— Żałuję, że dopiero ty sprawiłaś, że otworzyłem oczy — wyznał dość niespodziewanie brunet, więc spojrzałam na niego zaskoczona, zupełnie nie rozumiejąc, co miał na myśli?

— W sensie?

— Byliśmy kumplami, naprawdę świetnymi kumplami, a potem pojawiła się Aurelia. I cholera, dopiero moja wojna z nim, o ciebie pokazała mi jak bardzo się myliłem, obwiniając go o całą sytuację — wyjaśnił, wzruszając ramionami dokładnie tak jakby było mu to obojętne.

A ja znałam go na tyle dobrze, by wiedzieć, że ciążyło mu to na sercu.

— Wydaje mi się, że...

— Daliśmy radę, ale zmarnowałem kilka lat. To wszystko — przerwał mi ciemnowłosy. — Chodź, podrzucę cię na spotkanie.

— Potrzebuję jeszcze chwili.

— W porządku — posłał mi blady uśmiech, podnosząc się. — Czekam w samochodzie — dodał i po prostu zostawił mnie.

Przeniosłam wzrok na tablicę z danymi męża i sama wysiliłam się  na uśmiech.

— Miało być prościej. Obiecałeś mi, że życie z tobą będzie proste i... wcale mnie nie okłamałeś — jęknęłam cicho, zdając sobie sprawę, że nadal nie mogłam mieć żadnego żalu względem zmarłego męża. — Cholera. Tęsknię za tobą. Po prostu tęsknię. — dodałam załamującym się głosem i pociągnęłam nosem, nie chcąc płakać.

Łzy były krótkoterminową terapią.
Odwróciłam się na pięcie i pospiesznie ruszyłam w stronę wyjścia z cmentarza.
To nigdy nie stanie się prostsze.

❌❌❌

— Zostawię cię samą — oznajmił adwokat, posyłając mi współczujące spojrzenie.

Ledwo chwilę wcześniej poinformował mnie jak ogromnym majątkiem dysponowałam i przy okazji wręczył mi list, który najbardziej wtrącił mnie z równowagi. Na kopercie widniało moje imię zapisane starannym, pochyłym pismem Sebastiana, które było mi tak znajome.
Pokiwałam głową, dziękując mu za tę możliwość i wpatrywałam się w kopertę, ściskając ją między palcami.

Spodziewałam się wszystkiego, zdecydowanie, a mimo to byłam zaskoczona tym, że blondyn pomyślał o czymś takim.
I chociaż byłam ciekawa, co jest w środku, bałam się tego.
Wzięłam kilka głębszych, powolnych wdechów, chcąc jakoś się uspokoić.

Dłonie mi drżały, a serce kołotało.
Ostatnie miesiące spędziłam na przyswajaniu informacji, że Sebastian nie żyje. I chociaż byłam tego boleśnie świadoma, dzisiaj miałam wrażenie, że to wszystko staję się bardziej realne. To nie był już koszmar, z którego chciałam się obudzić, a mój obecny świat.

Szybkim ruchem rozdarłam kopertę i wyjęłam z niej kartkę, czując znajomy zapach perfum.
Zadbał o szczegóły i nie wiedziałam, czy powinnam płakać, czy może śmiać się.
Rozłożyłam list i odetchnęłam cicho, mrugając pospiesznie powiekami, chcąc pozbyć się spod nich łez.

13 wrzesień  2017, Warszawa.

Spojrzałam na datę i pokręciłam z niedowierzaniem głową. Myślał o wszystkim naprawdę ze sporym wyprzedzeniem. List miał już siedem miesięcy i musiałam przyznać, że byłam ciekawa jego myśli z tamtego okresu. Nie wiedziałam o jego chorobie, ale on był jej już w pełni świadomy.

Samiro,

tak wiele rzeczy chciałbym Ci powiedzieć, ale sądzę, że powinienem skupić się na najważniejszym. Przepraszam. Na pewno już wiesz, dlaczego mnie przy Tobie nie ma. Przepraszam za to. Najmocniej. I chociaż to najważniejsza część tego listu, są inne, bardzo istotne sprawy na które muszę zwrócić uwagę. Więc słuchaj, a raczej czytaj.
Kocham Cię, najmocniej na świecie, tak bardzo, że nie sądziłem, że taka miłość jest w ogóle możliwa. Ironią w tej sytuacji jest to, że zechciałem Cię poznać tylko dlatego, że mój ojciec dogadał się z Edoardo i postanowili nas ze sobą związać. Chciałem Cię poznać i udowodnić sobie, że jesteś kolejną, pustą, nic nie znaczącą i liczącą na wygodne życie paniusią. I to był pierwszy błąd. Nie doceniłem Cię i zapłaciłem za to własnym sercem.
Jesteś ideałem, dosłownie. Pomimo całej kłótliwości, czy tego jak bardzo uparta jesteś, szlag, jesteś dla mnie ideałem. I nigdy w to nie wątp.
Jesteś niesamowita, wywołujesz w ludziach tak wiele emocji i wzbudzasz tak wielkie pokłady sympatii, że nawet jeśli chce się Ciebie tylko lubić, w ciągu kilku dni pojawia się myśl: Jak tu się w niej nie zakochać? Drzemią w Tobie ogromne pokłady siły, którą dzielisz z najbliższymi Ci osobami. Przypominasz skałę, która potrafi dać cień, ale i solidne fundamenty i oparcie. Uwierz mi, bardzo długo mogę opowiadać o Tobie. Jesteś moim tematem rzeka i moją szóstką trafioną w totolotka. I teraz to, do czego zmierzam. Jesteś miłością mojego życia. Najważniejszą, prawdziwą, najmocniejszą. I chociaż wiem, że Ty kochasz mnie... oboje wiemy, że Twoją miłością życia jest ktoś inny.
I dlatego nawet nie proszę, ja Cię błagam, nie daj temu zginąć, czy odejść. Możliwość bycia z kimś takim dodaje skrzydeł.
Adrien to brakujący puzzel w układance Twojego życia. I chciałbym to być ja, słowo, ale oboje znamy prawdę. To on. I nie pozwól by żal i ból po mojej utracie sprawił, że dasz mu odejść.
Wiem. Wybrałaś mnie i zrobiłaś ze mnie najszczęśliwszego faceta na tej planecie, dlatego teraz ja chcę dać Ci to samo.
Umarłem. Przegrałem walkę, która z góry skazana była na porażkę.
Pogódź się z tym.
Przetrwaj to.
Wypłacz jeśli musisz.
I weź się w garść.
Umarłem.
Nie ma mnie już. A to oznacza, że najwyższa pora byś Ty powalczyła o swoje szczęście.
On Ci je da.
Ty i on to historia, która dopiero się zaczyna. Mówiłaś, że on był skończonym rozdziałem. Myliłaś się. Epizodem byłem ja.
Proszę Cię o jedno: Bądź z nim szczęśliwa.

Na zawsze Twój.
Z całą miłością,
SEBASTIAN.

Wypuściłam z dłoni kartkę, na której widniały ślady moich łez i dłonią zasłoniłam usta, zdając sobie sprawę z tego, że mój zmarły mąż był dwa kroki przede mną. Zawsze. Myślał o wszystkim i skupiał się tak bardzo na mnie, że aż czułam się winna.
Byłam miłością jego życia i nie potrafiłam określić go w ten sam sposób.
Miał rację.
Całkowitą.
Chciałabym móc się z tym nie zgodzić, ale było to nierealne.
Z drugiej strony byłam wściekła.

Jak on mógł?! Dlaczego myślał o mnie i Nikosto zamiast wierzyć w to, że mamy wspólny szczęśliwy koniec?
Jęknęłam.
I pozwoliłam kolejnym łzom spływać po moich bladych policzkach.
Naprawdę go kochałam.
I nie potrafiłam pojąć siły jego charakteru. Twierdził, że to ja byłam idealna i tutaj popełnił błąd. To on był pieprzonym panem idealnym. Dlatego tak trudno było zacząć żyć bez niego. Zawsze wiedział, co zrobić, czy powiedzieć. Bezbłędnie odczytywał momenty, w których należy mówić i te, w których lepsze jest milczenie.

Złamał mi serce.

Najzwyczajniej w świecie, jego odejście pozbawiło mnie trwale kolejnego elementu serca. I wiedziałam, że powoli, z dnia na dzień traciłam go coraz więcej.
Zerknęłam ostatni raz na kartkę, która leżała u moich stóp i zmarszczyłam brwi, widząc jutrzejszą datę z informacją, że o dziewiętnastej powinnam być w parku.

Nie do końca rozumiałam to, ale mój zmarły małżonek układał mi plany z ogromnym wyprzedzeniem.
Starłam ślady łez z policzków i podniosłam list, zginając go. Wsunęłam go do kieszeni płaszcza i wstałam z miejsca.

Za drzwiami czekał adwokat, Chrysander i Adrien. Rodzice Sebastiana opuścili to miejsce tuż po oficjalnej części spotkania.
Wyszłam z gabinetu i padłam w ramiona brata, który mocno mnie przytulił tuż po tym jak sama wręcz się na niego rzuciłam.

Patryk Zwoliński rzucił jeszcze jakąś informację o tym, że służy pomocą i możemy do niego dzwonić o każdej porze, ale zignorowałam go.
Liczyło się tylko to, że nawet utrzymanie pozorów normalności nie wychodziło mi.

— Chciałbym powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, ale nie potrafię — powiedział cicho Sander, delikatnie dłonią gładząc moją głowę.

Kołysał się nieznacznie jakby uparł się, że tym sposobem wszelkie bóle i troski odejdą. I chociaż dobrze czułam się w jego ramionach, ból rozsadzał mnie od środka.
Sebastian był martwy.
Żadne żale i żaden płacz nie był w stanie zmienić tej sytuacji.

— Idziemy pić. Ten dureń dał nam całkiem solidne powody do tego byśmy pierwszy raz solidnie się upili, co wy na to? — zaproponował po dłuższej chwili Nikosto, przypominając mi, że nadal tu był.

— Adrien! — ostrzegł go ostrym tonem Chrysander.

— Przestań być taki porządny. Powspominamy. Napijemy się i ruszymy dalej, pamiętasz? Adwokacina mówił o tym, że Sebastian prosił o brak łez, smutki i całego tego gówna — oznajmił Adrien, nawiązując do słów, które padły, gdy czytany był oficjalny list od Sebastiana. — Samiro, co ty na to?

— Sądziłem, że masz trochę więcej rozumu — podsumował z niesmakiem San.

— Pasuje mi — wtrąciłam. — Sebastian mówił, że chwilę zawsze można poświęcić na użalanie się, o ile resztę czasu spożytkuje się na działaniu. To nasza chwila na płacz. Pasuje mi — rozwinęłam własną myśl i uśmiechnęłam się blado jakby sama do siebie.

Odsunęłam się od brata i rzuciłam mu krótkie, przepraszające spojrzenie.

— Cholera, mam whisky, które od niego dostałem i które mieliśmy wspólnie wypić — poddał się blondyn i pokręcił z niedowierzaniem głową.

Jakby nie potrafił pojąć, że zgadza się na coś takiego.
I chociaż byłam rozbita, a bałagan w moich uczuciach był równie ogromny, co w myślach naprawdę chciałam to zrobić.

— Więc chodźmy — zarządził Adrien i dłonią wskazał nam kierunek drzwi.

Właściwie nawet je przed nami otworzył i przepuścił nas.
Spojrzałam na nie i westchnęłam ciężko.

To była moja przyszłość.
Bez Sebastiana. Bez jego złotych rad i jego wsparcia. Ale z jego akceptacją.
Skinęłam lekko głową jakbym zgadzała się na wyjście, ale ten gest miał inne znaczenie.
Rozumiałam postawę Sebastiana.
I chociaż nie wyobrażałam sobie tego jak miało wyglądać życie bez niego. Zgadzałam się na jego plan.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro