Chapter 28.
„Wciąż wierzysz, że przejrzałaś mnie, a patrząc z bliska widzisz najmniej."
Często bywa tak, że strach przysłania nam właściwe osądy i utrudnia podejmowanie decyzji. Bojąc się ryzyka, zazwyczaj pozwalamy by uciekło nam szczęście. Bojąc się łez, rezygnujemy ze śmiechu. Bojąc się upadku, nie próbujemy wstać.
I zdawałam sobie sprawę, że właśnie należałam do tej kategorii ludzi, których strach zjadał, wręcz paraliżował. A przynajmniej, tak się zachowywałam.
Westchnęłam ciężko, wyciągając klucze z kieszeni i wsuwając je w zamek starałam się go otworzyć.
Nadaremno.
Nacisnęłam klamkę, odkrywając, że mieszkanie jest otwarte. Wprawdzie było późno, ale nie sądziłam, by Sebastian chciał wrócić do domu po takich nowinach.
Weszłam do środka i rozejrzałam się dookoła, upewniając się, że rzeczy mojego męża są na swoim miejscu.
Trzasnęłam drzwiami, chcąc dać mu znać, że już jestem i wrzuciłam klucze do koszyczka, który stał na komodzie. Zsunęłam ze stóp trampki i ruszyłam w kierunku biura Sebastiana.
Nie pomyliłam się, był tam.
Siedział za biurkiem, z papierami w dłoniach, które przeglądał, co jakiś czas zerkając na ekran laptopa, który spoczywał na biurku.
— Cześć — zaczęłam niezbyt pewnie, więc odchrząknęłam, ponieważ nie zamierzałam zachowywać się niczym histeryzująca i płaczliwa osoba.
Miałam być twarda, a przynajmniej taka była jedna z części planu.
Jasnowłosy oderwał na moment wzrok od papierów i obdarzył mnie krótkim, nieco zniecierpliwionym spojrzeniem jakby chciał dać mi do zrozumienia, że mu przeszkadzam.
— Nie mam czasu, Samiro — mruknął zniecierpliwiony, widząc, że nie planuję się ruszyć.
Stanęłam w progu i skrzyżowałam dłonie na wysokości mojej klatki piersiowej. Oparłam się o framugę i lustrowałam go uważnym spojrzeniem.
Pomimo tego, że był naprawdę przystojnym facetem można było dostrzec na jego twarzy sińce pod oczami, czy też bledszą niż zazwyczaj cerę. Zwyczajne szczegóły, które można było łatwo przeoczyć, ale ja zdawałam sobie sprawę skąd one pochodziły.
Westchnęłam ciężko.
— Nie zajmę ci dużo czasu — odparłam, powstrzymując się od wywrócenia oczami.
Zdecydowanie przyszło mi to z trudem. Zacisnęłam usta w wąską linę i wypuściłam powoli powietrze nosem, nie chcąc się denerwować.
Moje nerwy nie były potrzebne, szczególnie że żadnemu z nas kłótnia nie mogła pomóc.
— O co chodzi? — spytał zniecierpliwiony, odkładając dokumenty na blat biurka.
Oparł na nim również łokcie i wysilił się na lekki, ironiczny uśmiech.
— O to, że twoje zdrowie to priorytet. O to, że zamierzam walczyć razem z tobą z tym cholerstwem i o to, że w trybie natychmiastowym masz zadzwonić do Luizy! I uzgodnić z nią cały plan leczenia — wyrzuciłam z siebie pospiesznie, orientując się, że wraz ze słowami ulatywał ze mnie również cały spokój.
— Samiro, zagalopowałaś się. Mam do przejrzenia raporty i jedyne, czym zamierzam się zająć, to praca — oświadczył, rzucając mi wymowne spojrzenie i skrzywił się jakby sam fakt, że się wtrącałam go irytował.
Może i tak właśnie było.
— Sebastian — warknęłam, opuszczając ręce wzdłuż ciała.
Zacisnęłam dłonie w pięści i pokonałam kilka kroków, by podejść do jego biurka. Pochyliłam się nad nim, podpierając się.
Rzuciłam mu wściekłe, pełne niedowierzania spojrzenie.
Naprawdę starałam się z nim nie kłócić, ale on robił wszystko byleby tylko mnie zdenerwować. Albo i się wcale nie starał i przychodziło mu to bardzo naturalnie.
— Skarbie, nie bądź niemądra. Do nikogo nie będę dzwonił, wiem co mi jest, wiem, co chcą z tym robić i wiem, co ja zamierzam — dodał po chwili, stukając palcami w klawiaturę.
Najpewniej odpowiadał na jakiegoś maila, albo przesyłał dalej pliki.
— Więc może mnie oświeć? — zasugerowałam, nadal mu się uważnie przyglądając.
— Może innym razem — mruknął, nie racząc nawet na mnie spojrzeć.
Jęknęłam cicho i wzięłam głęboki wdech.
— A niech cię... — przerwałam, prostując się gwałtownie i odwróciłam się na pięcie, opuszczając jego gabinet byleby tylko nie powiedzieć o kilka słów za dużo, co mogło się zdarzyć.
Byłam na granicy.
Wszystkiego.
Dosłownie.
Potarłam opuszkami palców skronie, chcąc się skupić i rozejrzałam się dookoła, ponieważ musiałam przypomnieć sobie, gdzie zostawiłam wizytówkę, którą dała mi znajoma męża.
Właściwie mogłam przepisać jej numer z jego telefonu, ale nie sądziłam, by chciał na tyle współpracować, by użyczyć mi komórki.
Z drugiej strony drażnił mnie swoim podejściem.
Podeszłam do jednej z szafek i zaczęłam przeglądać zawartość jednego z mniejszych pudełek. Miałam w zwyczaju wrzucać tam drobiazgi, które uznawałam za przydatne.
Wizytówka neurologa zdecydowanie taka była.
Po kilkunastu minutach, w końcu, dostrzegłam mały prostokącik.
Sięgnęłam po niego i wyjęłam z tylnej kieszeni spodni komórkę. Zapisałam numer jako kontakt i wybrałam go.
Po kilku sygnałach włączyła się automatyczna sekretarka, ale postanowiłam nie nagrywać wiadomości. Spróbowałam ponownie i gdy znów usłyszałam znajomy, nagrany głos, westchnęłam. Rozłączyłam się i odłożyłam telefon, wiedząc, że dodzwonienie się do kobiety mogło być trudne. Nie zamierzałam się jednak poddać. Zsunęłam z siebie bluzę i przewiesiłam ją przez oparcie krzesła, ponieważ w mieszkaniu było naprawdę ciepło.
Albo to ja, z nerwów, odczuwałam inaczej temperaturę, ponieważ skakało mi ciśnienie.
I wszystkiemu winien był mój małżonek.
— Sebastian! — krzyknęłam, chcąc zwrócić jego uwagę na siebie.
Łatwiej było pójść do pokoju, w którym był, ale jednak, nie chciałam.
— Jadłeś coś?!
— Nie, ale nie gotuj, zamów pizzę! — odkrzyknął, a ja wywróciłam teatralnie oczami, nie chcąc wdawać się w zbędne dyskusję.
Czyżby sądził, że tak kiepsko gotuję? Czy może faktycznie chodziło o to, że miał ochotę na niezdrowe jedzenie?
— Jaką?
— Jakąkolwiek. Byleby miała mięso! — usłyszałam odpowiedź, więc sięgnęłam po ulotkę pobliskiej pizzerii, w której mieliśmy w zwyczaju czasami jadać.
Skupiłam się na studiowaniu jej zawartości, ponieważ niezależnie od tego ile razy zamówiłam już tam coś do jedzenia, nigdy nie byłam pewna, na co mam ochotę.
Usiadłam na podłokietniku fotela i wpatrywałam się w kolorową ulotkę.
I najpewniej długo bym tak siedziała, gdyby nie dzwonek mojego telefonu.
Podniosłam się, by móc po niego sięgnąć. Na wyświetlaczu widniały dane znajomej Bastka, więc uśmiechnęłam się pod nosem.
Wcale nie musiałam długo czekać.
Przesunęłam palcem po ekranie i odebrałam.
— Słucham?
— Dzień dobry, oddzwaniam — głos ciemnowłosej rozległ się z głośnika.
— Tak, cześć, tu Samira, żona Bastka, kojarzysz? — odpowiedziałam jakoś tak automatycznie.
Ponownie usiadłam w fotelu i zatrzymałam wzrok na jednej z fotografii, na której pozowaliśmy, uśmiechnięci wraz z Sebastianem.
— Oczywiście, cześć, nie mam twojego numeru, coś się stało?
— Mogłabyś do nas wpaść? Muszę z tobą porozmawiać. Jesteś neurologiem, a jak mi wiadomo, glejak to coś, z czym spotykasz się na co dzień — podsumowałam spokojnie.
Musiałam coś zrobić. I nawet jeśli mój plan nie był idealny, ani nie miał aprobaty jasnowłosego, jakiś był. I chciałam się go trzymać.
Konsekwentnie.
— Powiedział ci?
— Chyba raczej zmusiłam go do tego, by się przyznał, nie było to zbyt proste, ale... mogłabyś do nas wpaść? — ponowiłam pytanie, nie zamierzając zagłębiać się w szczegóły tego jak to mój mąż mnie okłamywał.
Nie czułam się z tym komfortowo, nawet jeśli znałam motywy, którymi się kierował.
Myśl, że postąpiłabym dosłownie tak samo też mi nie pomagała.
— Mam dzisiaj dyżur, co powiesz na jutro? Tak koło dwudziestej?
— Tak, świetnie, pasuje mi — potwierdziłam pospiesznie, przytakując ruchem głowy nawet jeśli kobieta nie mogła tego dostrzec.
— W takim razie...
— Mam jeszcze pytanie — przerwałam jej, zdając sobie sprawę, że właśnie chciała się pożegnać. — Jakie on ma szanse?
Po moim pytaniu zapadła pomiędzy nami cisza.
Nie mam pojęcia ile trwała, ale wyraźnie słyszałam oddech, który nieco przyspieszył Luizie.
Zmarszczyłam brwi, ponieważ nie powinna być tak zaskoczona tym, że byłam tego ciekawa.
— To nie jest rozmowa na telefon — odpowiedziała po dłuższej chwili.
— Nie brzmi to dobrze — mruknęłam cicho.
— Samiro, spokojnie, widzimy się jutro, muszę lecieć, do zobaczenia! — i nim zdołałam powiedzieć chociażby słowo, ciemnowłosa się rozłączyła.
— Cholera — powiedziałam, powstrzymując się od przekleństwa i odłożyłam telefon obok siebie.
Łatwo było mówić jej o spokoju, zwłaszcza że nie posiadała moich wyrzutów sumienia.
Podczas gdy Sebastian cierpiał ja rozwiązywałam problemy z mojej przeszłości, które wcale nie były tak priorytetowe jak się wydawało.
Wprawdzie dzięki uporządkowaniu pewnych spraw zyskałam nieco spokoju, ale nie pomagało mi to.
Sięgnęłam po chwili po ulotkę ponownie, upewniając się, który numer pizzy mi pasuje i wybrałam odpowiedni numer.
Trudna rozmowa czekała nas jutro, więc dzisiaj mogłam zacisnąć zęby i po prostu być przy nim, z nim.
Złożyłam zamówienie i zerknęłam na zegarek, orientując się, że powinnam zdążyć się wykąpać. Włosy nadal pachniały mi chlorem, którym przesiąkły dzisiejszego poranka.
Wsunęłam głowę do gabinetu Sebastiana i spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem.
— Zamówiłam pizzę, powinna być do dwudziestu minut, więc jakby coś, odbierz, idę pod prysznic — oświadczyłam.
Blondyn podniósł się z miejsca i dość pospiesznie dotarł do mnie. Oparł dłonie na moich biodrach i popchnął mnie tak, że zderzyłam się plecami ze ścianą, do której mnie przyparł.
I bez ostrzeżenia, gwałtownie mnie pocałował.
Zamrugałam powiekami, ale nie sprzeciwiłam się. Uniosłam ręce, by objąć nimi jego kark i oddałam mu pocałunek, zamykając oczy.
Smakował mieszanką kawy i gumy miętowej, którą miał w zwyczaju rzuć właściwie po każdym posiłku.
Oderwał się ode mnie po dłuższej chwili i spojrzał mi prosto w oczy.
— Sądzę, że skoro mamy dwadzieścia minut, to możemy wykąpać się oboje — rzucił z rozbawieniem, poruszając brwiami, co w jego wykonaniu wyglądało naprawdę uroczo.
Nawet jeśli był dorosłym mężczyzną, w tym momencie przypominał słodkiego i pełnego uroku czterolatka.
W dodatku, uśmiech, który tkwił na jego wargach był tak wesoły, że ciężko było nie odwzajemnić tego gestu.
— A ja sądzę, że nie byłeś grzeczny i nie wpuszczę cię do kabiny — rzekłam, dźgając go palcem wskazującym w tors i uniosłam ironicznie jeden z kącików ust do góry.
Sebastian w ramach odpowiedzi wybuchnął śmiechem i nie przejmując się niczym pochylił się i przerzucił mnie sobie przez ramię.
Przeraził mnie tym, ale nie chciałam psuć mu humoru, więc nie skomentowałam tego w żaden sposób.
Bałam się o niego.
O to, co było mu wolno, a czego nie, ale bez rozmowy z Luizą, niewiele wiedziałam.
A czytanie medycznych artykułów niepotrzebnie, by mnie nakręciło.
Chciałam faktów, nie domysłów.
— Ej, puść mnie! — warknęłam, klepiąc go po po pośladku, co również go rozbawiło, więc na nowo zaczął się śmiać.
Dotarł do łazienki i dopiero tam odstawił mnie na miejsce. Ale nie cieszyłam się zbyt długo wolnością, ponieważ od razu, objął mnie dość ciasno i połączył nasze wargi w pocałunku.
Tym razem czułym, zmysłowym i powolnym jakby jednak nigdzie mu się nie spieszyło.
I chociaż byłam na niego zła, nie przerywałam mu.
Sięgnęłam do guzików jego koszuli i zajęłam się ich rozpinaniem zaraz po tym jak jasnowłosy zsunął ze mnie swoją koszulkę, którą miałam na sobie.
Rzucił ją gdzieś na podłogę i powrócił do całowania mnie. Jedną z dłoni zaciskał na moim biodrze, drugą zaś wodził po dole moich pleców, przyciskając mnie kurczowo do swojego ciała. Utrudniał mi tym samym moje działania, ale w końcu i ja pozbawiłam go koszuli, która wylądowała gdzieś obok jego podkoszulka.
Oparłam dłonie na jego torsie i opuszkami palców przesuwałam po jego rozgrzanej skórze, delektując się twardością jego ciała.
Później, nadal się całując pozbyliśmy się reszty ubrań, dość pospiesznie, aż do momentu, gdy oboje mieliśmy na sobie tylko dół od bielizny.
— Tak bardzo cię kocham — mruknął wprost w moje wargi blondyn i odchylił się nieco, by przesunąć spojrzeniem po moim ciele.
Jego oczy były właściwie ciemniejsze, niemalże granatowe i pełne pożądania, którego wcale nie ukrywał.
Wzięłam głębszy wdech, czując, że i moje ciało nie pozostawało obojętne. Serce galopowało w mojej klatce piersiowej, a i puls jakoś tak mi przyspieszył.
— Tak bardzo planowałam wziąć prysznic — odparłam, wysilając się na jakąś ripostę i uśmiechnęłam się do niego.
Blondyn uniósł jedną z brwi i posłał mi karcące spojrzenie, ale nie skomentował tego.
Odsunął się i włączył wodę pod prysznicem, by nabrała odpowiedniej temperatury.
— Tak bardzo umiesz psuć chwilę — dodał z rozbawieniem i ponownie przyciągnął mnie do siebie.
Wsunął palce za materiał moich fig i zsunął je w dół, więc nie pozostałam mu dłużna i sięgnęłam po jego bokserki.
Gdy oboje byliśmy nadzy, blondyn podniósł mnie i wszedł ze mną do kabiny.
Woda spadła na nasze ciała dość gwałtownie, wprost z deszczownicy, więc pisnęłam z wrażenia.
— Kocham cię, idioto — wyszeptałam, decydując się na ucałowanie kącika jego ust.
— Świetnie, bo to oznacza, że jednak mnie stąd nie wyrzucisz — skwitował, odstawiając mnie na płytki.
Przycisnął moje ciało do swojego i objął dłońmi moją twarz, zmuszając mnie do spojrzenia na niego.
— Jesteś moim całym światem. Centrum wszystkiego, brakującym elementem, pamiętaj o tym — wyrecytował pewnie, wpatrując się wprost w moje oczy swoimi pociemniałymi tęczówkami.
— Sebastian — zaczęłam, ale nie dane było mi dokończyć, bo blondyn wpił się zachłannie w moje usta, dusząc mój głos w gardle.
I chociaż przeraził mnie tymi słowami i wzbudził niepokój, poddałam się.
Ponieważ to on był najważniejszy.
I to jego wojnę zamierzałam wygrać.
▫ Ogłaszam wszem i wobec, że zostało 9 rozdziałów do końca, buziaki! ;*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro