Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter 26.

A mnie oszukuj mile 
Uśmiechem, słowem, gestem, 
Dopóki jestem."


Z natury byłam osobą, która niezależnie od sytuacji po prostu szukała sposobu. Czasami tylko po to, by zagłuszyć głos sumienia, uciszyć obawy, albo też pozbyć się paraliżu, który wywoływał strach. Starałam się i tym razem znaleźć cokolwiek. Bieganie, prócz skrajnego wyczerpania fizycznego i krótkoterminowej ulgi, nic więcej nie dało.
Z tego powodu siedziałam skulona w kabinie prysznicowej i katowałam się niewdzięcznymi myślami, które zyskiwały rytm spadających na mnie z deszczownicy kropel gorącej wody. Otaczała mnie para, szum prysznica i cisza pulsująca w mojej głowie.
Było źle.
Zdawało mi się, że mogłabym płakać godzinami, dniami, czy też tygodniami i nadal poczucie beznadziejności, by mnie nie opuściło.

Sebastian nie wyłączył telefonu, ale konsekwentnie odrzucał moje połączenia, a i jego sekretarka dziwnym trafem nie mogłam mnie z nim skontaktować.
Walczyłam z chęcią zebrania się i udania do jego biura, ale miałam świadomość, że skoro mąż ukrywał przede mną tak długo chorobę, to na pewno nie chciał bym wykrzyczała o niej światu. A miałam świadomość, że gdybym wpadła do jego firmy to właśnie tak by się skończyło.
Awanturą.
I na nią też nie byłam gotowa.

Moje życie właśnie przypominało jakąś szkolną lekcję, w której nie dość, że przegapiłam wiele wątków, to jeszcze dodatkowo ciągle byłam nieprzygotowana. A jakby tego było mało, byłam wezwana do odpowiedzi z tematu, o którym nie miałam pojęcia.
Przerastała mnie informacja o śmiertelności mojego taty i dokładnie to samo działo się w przypadku mojego męża.
Był za młody, by umierać. I chociaż brzmiało to banalnie, nie taki był plan. Moim największym problemem miał być ciemnowłosy, zielonooki Adonis. I jak to zwykle bywało, były to czcze pragnienia.

Nie radziłam sobie i nie wyobrażałam sobie sytuacji, w której będę musiała z kimś o tym porozmawiać. Nie dopuszczałam do siebie myśli o dzieleniu się obawami, czy też bólem. Ani z Emilią, ani z bratem. Nie teraz. I powielanie błędów podobno było głupotą, ale nie potrafiłam inaczej.
Łzy piętnowały moją twarz bólem, ale woda zmywała ich ślady.
Po dłuższym momencie, powoli, właściwie z należnym ociąganiem podniosłam się, ignorując odrętwienie całego mojego ciała. Podparłam dłoń na chłodnych kafelkach i spojrzałam w górę jakbym szukała odpowiedzi. I dostałam ją. Chłodna woda walnęła mnie prosto w twarz, otrzeźwiając mnie nieco. Nawet martwe rzeczy były przeciwko mnie. Zakręciłam kurek i westchnęłam ciężko, wychodząc z kabiny.

Owinęłam ciało ręcznikiem i odnalazłam własne odbicie w lustrze. Podpuchnięte oczy, ziemista i blada cera od razu rzuciły się w moje oczy.
Przygarbiłam się nieco. Powinnam być silna, szczególnie że planowałam być dla męża wsparciem. A tymczasem prezentowałam się niczym obraz nędzy i rozpaczy.
Pokręciłam z niedowierzaniem głową, posyłając własnemu odbiciu karcące spojrzenie i opuściłam łazienkę. W garderobie odszukałam jednoczęściowy kostium kąpielowy w czerwonym kolorze. Nie miałam pójścia skąd pojawiła się u mnie chęć pływania, ale każda forma terapii była dobra jeśli przynosiła skutki. Rozczesałam włosy i splotłam je w warkocz, narzuciłam na siebie sporo za dużą bluzę blondyna, która sięgała mi prawie do kolan i sprawdziłam telefon, łudząc się, że Sebastian dzwonił.

Nie zrobił tego. Odłożyłam komórkę, zabrałam klucze od mieszkania, ręcznik i wyszłam z apartamentu, kierując się w stronę windy.
W budynku, na najwyższym piętrze znajdował się spory basen. Dla mieszkańców. Użyłam go chyba może z dwa razy i to jeszcze przed ślubem z Sebastianem, gdy byłam zmuszona do powrotu do kraju chociażby na kilka godzin. Zazwyczaj o nim nie pamiętałam, ale lubiłam stan, w który wprowadzało mnie pływanie. Błogość i spokój.
Potrzebowałam tego.
Restartu, wyciszenia i zebrania się w sobie. Od nowa. Na nowo.
Wjechałam na odpowiednie piętro i wysiadłam. Dochodziło dopiero południe, a ja byłam świadoma tego jak ciężko było spotkać tutaj kogokolwiek. Ledwo z widzenia kojarzyłam kilka osób, które mieszkały w tym budynku.

Wstukałam właściwy kod dostępu, który przysługiwał naszemu mieszkaniu i rozejrzałam się dookoła, chłonąc znajomy zapach chlorowanej wody. Jej szum zdawał się być zalewie szelestem, ale to wystarczyło mi, by odetchnąć. Nie mogłam siać paniki skoro nie znałam faktów. Musiałam poczekać na informację i szczegóły, które mogły nakreślić mi pełny obraz sytuacji.
Rozsunęłam zamek bluzy, pokonując odległość, która dzieliła mnie od basenu. Wypuściłam niedbale ręcznik, odrzucając go na posadzkę i dopiero wtedy zauważyłam postać, która siedziała za jednym z filarów i moczyła stopy w wodzie.

― Och, cześć ― wyrwało się spomiędzy moich ust nim zdołałam chociażby pomyśleć, co takiego robię.

― Dzień dobry ― odparł chłopiec.

Nie miał więcej jak dziesięć lat, a przynajmniej takie odnosiłam wrażenie. Jego włosy były ciemniejsze, ponieważ były mokre, więc bez trudu odgadłam, że były one jasno brązowe, dokładnie tak jak jego oczy. Wyglądał jak typowy chłopiec w takim wieku.
Wygięłam nieznacznie kąciki ust do góry tak jakoś automatycznie.

― Przeszkadzam? ― spytałam, wpatrując się w niego uważnie.

― Nie, ale jestem zaskoczony, nikt tu nie przychodzi o tej porze ― odpowiedział zgodnie z prawdą, odwzajemniając mój gest.

Miał rozbrajający uśmiech, to musiałam mu przyznać i patrząc na niego jakoś tak poczułam się nieznacznie lepiej.

― Może dlatego, że pracują? Nie powinieneś być w szkole? ― zasugerowałam, rezygnując ze zdjęcia bluzy.

Podeszłam do dziecka i usiadłam nieco dalej, również mocząc nogi w wodzie.
Przekręciłam głowę w bok i wpatrywałam się w niego. Byłam ciekawa tego, co tutaj w ogóle robił.

― Pewnie tak ― przyznał, wzruszając niedbale ramionami.

― Pewnie tak? ― powtórzyłam pytająco.

― Bez różnicy, nikt nie zauważa, czy jestem, czy mnie nie ma ― wyjaśnił bezpośrednio.

Zaskoczył mnie tym. Nie spodziewałam się, aż takiej szczerości, ale najpewniej wynikało to z tego, że sama byłam dorosła. Dzieci nie widziały sensu w zatajaniu prawdy, co czyniło je lepszymi ludźmi. Jak coś robiły, to szczerze. Kochały, lubiły, dbały bezinteresownie.

― Kiepsko to brzmi, chcesz o tym porozmawiać? ― zaproponowałam, przechylając głowę w drugą stronę, pozwalając mojemu warkoczowi opaść na moje ramię.

Pomimo moich problemów, obaw, czy całego strachu, zainteresowało mnie to, co dręczyło jego. Bo coś było na rzeczy skoro tkwił tutaj sam.

― A pani chce porozmawiać o tym, dlaczego płakała? ― odbił pytanie dość przenikliwie.

Skrzywiłam się na moment i pokręciłam z niedowierzaniem głową. Nie sądziłam, że tak łatwo będzie mnie rozszyfrować. Chciałam sporo ukryć i wydawało mi się, że moja maska silnej i niezależnej działała bez zarzutu.

― Jestem Samira ― przedstawiłam się, zdając sobie sprawę, że dziwnie czułam się z tym, że mówił do mnie na per pani.

― Mikołaj ― pokiwał głową jakby chciał potwierdzić swoją wiarygodność, więc uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie.

― Podoba mi się ― powiedziałam, poszerzając gest i przeniosłam wzrok na taflę wody, przy okazji kopiąc jedną ze stóp w nią, sprawiając, że jej krople rozleciały się dookoła.

― Mi twoje też, nie słyszałem nigdy takiego.

― Jest arabskie, oznacza dosłownie towarzyszkę do zabaw ― wyjaśniłam.

― Arabskie? Dlaczego arabskie?

― Nie do końca wiem, tata mówił, że wybrał je ze względu na mamę, podobno bardzo fascynowała ją kultura i takie tam ― oświadczyłam, przypominając sobie słowa taty.

Sama długo oswajałam się z tą informacją. Właściwie, prawdę o tym, że wybrała je moja mama jeszcze, gdy poznawała mojego tatę usłyszałam zaraz po tym jak ta pojawiła się w moim życiu na nowo. Negowałam jej istnienie, a okazywało się, że jednak miała jakiś wpływ na to jak wyglądał mój los. Minimalny, ale jednak. Wszystko zawdzięczałam tacie. I nie zależnie od sytuacji, nadal tak uważałam. Wykreował mój charakter, pasję do życia, czy też wolę walki. Wszystko zależało od niego i bardzo dobrze wywiązał się ze swojej roli. Lepszego ojca nie mogłam mieć.

Zamrugałam pospiesznie powiekami, czując jak oczy zaczynają mnie szczypać, co oznaczało, że nadchodziły łzy. Nie chciałam ich, ale wspomnienia plus słabe samopoczucie miały wielką siłę perswazji.
Westchnęłam ciężko.

― Aha.

― Nic ciekawego, ale może powiesz mi, dlaczego nie jesteś w szkole? ― spytałam, powracając do pierwotnego tematu.

― Chciałem coś sprawdzić ― oznajmił ponownie, wzruszając ramionami.

Najwyraźniej był smutny i nie było to moje złudne wrażenie.

― Co takiego, Mikołaju? ― podchwyciłam wątek, postanawiając kontynuować swoje mini przesłuchanie.

― Czy zauważą.

― Kto?

― Rodzice ― spuścił głowę, wbijając swój wzrok w kafelki, na których siedział.

I chociaż go nie znałam. I chociaż nie wiedziałam o nim nic. Wstrząsnęło to mną.
Poczułam się nieswojo na samą myśl, że ktoś tak młody, właściwie mały może myśleć w takich kategoriach.

― Co przez to rozumiesz? ― zapytałam, chcąc upewnić się, czy nie odczytałam błędnie jego słów.

― Jestem wpadką.

Rozszerzyłam ze zdumieniem oczy, chociaż z drugiej strony, nie powinnam być zaskoczona, że chłopiec znał takie słowa. Zdawało mi się, że nasze społeczeństwo przyspieszało wszystko, więc i dzieci miały dostęp do wiedzy szybciej, wcześniej. I nie byłam pewna, czy to było dobre. Ja w jego wieku na pewno nie rzucałam takich stwierdzeń.

― Nie widzę związku.

― Nie chcieli mnie i nie zauważają tego, że jestem. Są zajęci. Pracują, ciągle pracują. Mogłoby mnie nie być i nie robiło by to żadnej różnicy ― wyrzucił z siebie niemalże na jednym wydechu, a wraz z tym pokazał całe pokłady złości, które w nim drzemały.

Westchnęłam ciężko i zagryzłam dolną wargę pomiędzy zębami z zakłopotaniem.

― Nie może być tak źle ― zauważyłam cicho, nie do końca pewnie.

Nie znałam jego rodziców, nie wiedziałam nic o ich życiu.

― A jednak, zresztą, nieważne.

― Wydaje mi się, że ważne ― zaczęłam spokojnie, przysuwając się nieco do chłopca.

Szturchnęłam go lekko łokciem w ramię i uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie.

― Próbowałeś powiedzieć swoim rodzicom, że chciałbyś, by spędzali z tobą więcej czasu?

― Nie, przecież i tak go nie mają ― mruknął zrezygnowany.

Zagryzłam od wewnątrz policzek i powstrzymałam jęk irytacji. To nadal było dziecko. Nawet jeśli nie rozumiałam jego postępowania, nie chciałam go oceniać. Byłam równie bezmyślna.

― Może warto spróbować? Co ci szkodzi? Nic nie stracisz, prawda? ― zasugerowałam, poszerzając uśmiech i poprawiłam materiał bluzy na swoim ciele.

― Pewnie nie ― przyznał niechętnie.

― Więc może porozmawiasz z nimi? Takie małe zadanie na dzisiaj? Zamiast pracy domowej ― zaproponowałam z rozbawieniem, orientując się, że jakoś tak, czułam się lepiej.

Nie tak bardzo bezsilna i bezużyteczna jak rano.

― Może.

Pokręciłam głową i zdmuchnęłam kosmyki grzywki z twarzy.

― A ty co zrobisz? Jaką ty masz pracę domową? ― odbił bardzo trafnie po raz kolejny pytanie.

― Ja porozmawiam z mężem ― zaśmiałam się gorzko, zdając sobie sprawę, że taki był plan.

Od samego początku. Szkoda tylko, że Sebastian nie chciał go podłapać.

― Masz męża? Jesteś stara?! ― spytał z niedowierzaniem, a szok malujący się na jego ładnej buzi, rozbawił mnie.

― Wychodzi na to, że tak ― przyznałam, nie przestając się śmiać.

― Fajnie ― rzucił niemrawo jakby zdał sobie sprawę, że w jakiś sposób mnie obraził.

Nie byłam zła.

― To co, idziemy popływać, a potem rozmawiać?

― Ja idę rozmawiać, pływałem już. Do zobaczenia?

― Pewnie tak. Jakby coś, mieszkanie 72, zapraszam ― oświadczyłam pewnie, podnosząc się z miejsca tak jak i on.

― Super, pa ― rzucił na odchodne i pognał w kierunku drzwi.

Uśmiechnęłam się lekko, zsunęłam z siebie bluzę Sebastiana i wskoczyłam do wody. Zadrżałam, ponieważ w kontakcie z moim ciałem zdawała się być dużo zimniejsza, ale jakoś to przetrwałam i po chwili skupiłam się na pokonywaniu kolejnej długości basenu.

Oczyściłam myśli.
Kontrolowałam oddech, pracę ciała i czas mijał.
Potrzebowałam takiego czegoś.
Dlatego też, gdy moje mięśnie zaczęły się buntować, a ból w ramionach upomniał się o odpoczynek wyszłam z wody i osuszyłam ciało ręcznikiem.
Narzuciłam na siebie bluzę, zebrałam rzeczy i skierowałam się do wyjścia. Przeszłam korytarz, złapałam windę i wysiadłam na właściwym piętrze.
Wsunęłam klucze do zamka, ale czując opór, złapałam klamkę i odkryłam, że drzwi były otwarte. Weszłam do apartamentu, odrzuciłam klucze do koszyczka i dostrzegłam Sebastiana, który pakował jakieś dokumenty do aktówki.

― Sebastian, musimy porozmawiać! ― zaczęłam momentalnie, tracąc spokój.

Wydawało mi się, że było ze mną lepiej, ale na sam jego widok, histeria, obawy i przerażenie: powróciły.

― Samira? ― spytał z niedowierzaniem, rzucając mi pełne zaskoczenia spojrzenie.

― A kto?

― Myślałem, że cię nie ma, wpadłem tylko po dokumenty, których zapomniałem rano ― wyjaśnił i zatrzasnął teczkę, uśmiechając się lekko.

Podszedł do mnie i złapał końcówkę warkocza w swoje palce. ― Kąpałaś się na zewnątrz?

― Pływałam ― wywróciłam teatralnie oczami, tracąc do niego powoli cierpliwość.

― Och, fajnie.

― Musimy porozmawiać, nie możesz mówić mi takich rzeczy i wychodzić ― upomniałam go zła.

― Mam czwarte stadium glejaka mózgu, nie mamy już o czym rozmawiać. Tyle w tym temacie. Chciałaś prawdy, masz ją. Nic więcej nie usłyszysz i nie drąż! Nie dręcz mnie, to nie ma sensu. Żadna z tych rozmów. A teraz, wybacz, muszę wracać do pracy ― oświadczył z przekonaniem, pochylając się, by musnąć przelotnie moje rozchylone w zaskoczeniu usta.

Zamrugałam powiekami. Zszokował mnie.

― Co?

― Nie mamy o czym rozmawiać, pa ― powtórzył i tak jakby nigdy nic wyszedł.

Znowu.



▫ Miłego weekendu, jak wrażenia? Chętnie poczytam, co myślicie. Zostawcie coś po sobie! Buziaki 😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro