Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter 2.

"Gdybyśmy mogli popełnić samobójstwo swych myśli i odrodzić się na nowo."


Kiedyś przeczytałam gdzieś, że niezależnie jakbyśmy się starali życie nigdy nie będzie wzorem matematycznym. Nie będziemy mogli go tak po prostu obliczyć, ani tym bardziej nie zmienimy proporcji do poziomu ideału. Nie byłam pewna, czy potwierdzałam tę teorię, czy też nie. Musiałam przyznać, że ciemnowłosy to totalna niewiadoma w moim życiu, szczególnie że mój brat zdawał się nadal nie znać całej prawdy. Zdumiona wpatrywałam się w bruneta i nie do końca umiałam skomentować jego słowa. Jakkolwiek. Nie wiedziałam jak zareaguje na jego widok, ale na pewno nie spodziewałam się tak wielu sprzecznych odczuć. Serce nadal niespokojnie biło w mojej klatce piersiowej, uzmysławiając mi, że dalekie było od obojętności względem niego. Pomimo moich pragnień, przekonań rozsądku, serce miało ich zdanie za nic. Żyło własnym życiem i z własnymi zasadami.

— Musisz zrozumieć —zaczął Chrysander, zwracając tym samym moją uwagę na siebie — że potrzebowałem pewności, że nic ci nie jest, że wszystko z tobą w porządku. — wyjaśnił i podszedł do mnie, by móc oprzeć dłoń na moim policzku.

Westchnął ciężko.

— Pisałam, że jest okej.

— Odchodziłem od zmysłów! Nie odbierałaś, zapadłaś się pod ziemię  — zauważył, mierząc mnie surowym wzrokiem.

Pokręciłam z niedowierzaniem głową. Nie byłam gotowa na taki powrót i zyskałam właśnie pewność, że taki moment nigdy by nie nadszedł. Strach towarzyszył mi już dostatecznie długo, ale wiedziałam, że nie planował mnie opuścić, nigdy. Nie potrafiłam żyć jak należy, tym bardziej tak jak chciałam, bądź w sposób, który spodobał by się tacie.

— I nie oszukujmy się, Samiro, zawsze kłamiesz, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, by nie martwić nikogo — wtrącił Adrien.

Przekręciłam głowę i spojrzałam na niego gniewnie, marszcząc brwi.

— Kto w ogóle pyta cię o zdanie, Nikosto? — spytałam kpiąco i prychnęłam.

Nie zamierzałam udawać, że cieszę się na jego widok, ale pamiętałam, że powinnam nim gardzić. Otwarcie, albo na tyle na ile pozwalała mi sytuacja.

— Samiro — upomniał mnie San jakbym była niesfornym dzieckiem.

Wywróciłam teatralne oczami, co już było odpowiednim komentarzem.

— Niewiele się zmieniłaś — podsumował brunet z uśmiechem, który rozdrażnił mnie jeszcze bardziej.

Durny Włoch.

— Samiro, proszę, powiedz mi, co się dzieje? Gdzie zniknęłaś? Jak żyjesz? Naprawdę się martwię, nie tylko zresztą ja — Chrysander zignorował moje niegrzeczne zachowanie i powrócił do pierwotnego tematu.

Nie miałam siły dyskutować teraz o moim aktualnym życiu, w dodatku musiałam przyznać się, że jakieś trzy miesiące temu wyszłam również za mąż, co sprawiało, że moje serce zamierało. Podjęłam jedną z najważniejszych decyzji i nie pozwoliłam nikomu z moich najbliższych być przy tym. W swoim samolubnym przekonaniu uznałam, że skoro nie ma już taty, nikt nie jest potrzebny. Oczywiście, po części była to prawda, ale z drugiej strony bardzo się myliłam. Dopiero myśl o utracie brata otrzeźwiła mnie i otworzyła mi oczy. Dwaj mężczyźni wpatrywali się we mnie z taką intensywnością, że obudziło się we mnie dawno uśpione poczucie winy. Objęłam się ramionami, ponieważ nagle zrobiło mi się zimno. I uzmysłowilam sobie, że powinnam zadzwonić do Sebastiana, ponieważ najpewniej odchodził właśnie od zmysłów. Zamrugałam pospiesznie powiekami i westchnęłam ciężko, kolejny już raz.

— Jestem padnięta, miałam ciężką podróż i ciężki dzień — oznajmiłam wymijająco i spojrzałam w przepraszający sposób na brata.

Niezależnie, co Adrien sobie wyobrażał, z jego powodu nie było mi przykro, bo i jego troska o mnie, zahaczała o miano kosmicznego żartu.

— Tak. Wyglądasz jakby coś ważnego nas ominęło — przyznał blondyn i uśmiechnął się do mnie lekko.

Zrobił kilka kroków i znalazł sie tuż przede mną i ponownie mnie przytulił. Nie opierałam się.

— Założyłam fundację. Właśnie dzisiaj miałam swój debiut, trochę nie wyszło. Naprawdę jestem padnięta — powiedziałam, wyjawiając ułamek prawdy i uniosłam głowę w górę, by zerknąć na brata.

Drugiego z mężczyzn dość jawnie ignorowałam, a i on jakoś zbyt odważnie mnie nie zaczepiał.

— Chcesz jechać do mieszkania, wykąpać się i przespać? — zaproponował Sander, rezygnując z przesłuchania na rzecz bycia dobrym bratem.

Skinęłam lekko głową, potwierdzając, ponieważ ten plan wydawał mi się na ten moment być najlepszym.

— Odwiozę was — usłyszałam z ust bruneta.

Nie skomentowałem tego. Nawet na niego nie spojrzałam. Uparcie wpatrywałam się w kremową koszulę brata i mobilizowałam siły, by zadzwonić do męża. Odsunęłam się po chwili od Chrysandera i w momencie poczułam, jak czyjaś marynarka ląduje na moich barkach. Okazało się, że to Nikosto wpadł na pomysł ogrzania mnie, co odkryłam robiąc wdech, zaciągając się jego zapachem, poczułam lekki zawrót głowy.

Miało mi przejść, wszystko miało minąć, a ja miałam wrażenie jakby cały mój organizm uaktywniał się na dwieście procent, ponieważ on był tylko w pobliżu. Zdecydowałam się spojrzeć na bruneta i to był błąd. Nie wyglądał już tak dobrze, jak jeszcze jakiś czas temu. Wzrok miał udręczony jakby dręczyło go poczucie winy, a jego kondycja skóry jawnie mówiła o tym, że nie najlepiej sypiał. O ile wiedziałam, że taki stan u mojego brata to moja wina, tak nie miałam pojęcia, co dręczyło Adriena, ale chcąc, czy nie chcąc, obchodziło mnie to.

Potrząsnęłam głową, chcąc pozbyć się natłoku niechcianych myśli. Podziękowałam mu ruchem głowy i ponownie skupiłam się na Chrysanderze.

— Muszę tylko gdzieś zadzwonić — poinformowałam i sięgnęłam do torebki po mój telefon.

Chciałam zadzwonić do Sebastiana i powiedzieć, że niedługo wracam i, że tak naprawdę nic się nie stało. I skończyło się na samych chęciach, ponieważ mój telefon odmówił posłuszeństwa, a właściwie bateria mu się rozładowała.

— Szlag by to — mruknęłam zła, co nie uszło uwadze pozostałej dwójki.

— Mogę pożyczyć ci telefonu — zaproponował rozbawiony San.

Zmierzyłam go wzrokiem.

— Myślisz, że jestem chodzącą książką telefoniczną? — prychnęłam.

— Nie — odparł.

— Ale numer Emilii ma — wtrącił brunet, uśmiechając się kpiąco.

Powstrzymałam się od kolejnej uwagi, ponieważ faktycznie mogli sądzić, że to z przyjaciółką chcę się rozmówić. Mylili się, ale nie chciałam ich wyprowadzać z błędu.

— Nieważne, możemy jechać? — spytałam, wymieniając z nimi spojrzenia.
Naprawdę byłam zmęczona i zdecydowanie marzyłam o prysznicu.

— Oczywiście, chodźmy — odparł Chrysander, wzruszając bezradnie ramionami.

Oczywiście przepuścili mnie przodem, więc bez zastanowienia ruszyłam w kierunku windy wzdłuż długiego korytarza. Było już późno, a mi nie uśmiechało się tu być. Niezależnie od tego co i kogo tu leczyli. Na szczęście mój brat i jego przyjaciel uznali, że nie warto wymuszać na mnie rozmowy i odpuścili mi. Milczenie towarzyszyło nam w windzie, jak i w samochodzie. Oczy zamykały mi się właściwie same, dlatego oparłam głowę na zagłówku i pozwoliłam sobie udawać, że śpię.  To również wymusiło na nich ciszę. I dobrze. Byłam świadoma tego, że mój brat zasługuję na prawdę i to bym przyznała się, że jestem mężatką i co dokładnie działo się w moim życiu w ciągu ostatnich sześciu miesięcy, ale nie chciałam mieć przy tym świadków. A już na pewno nie Adriena.

— Martwię się o nią — usłyszałam szept blondyna, który najprawdopodobniej korzystał z momentu i chciał zawierzyć się przyjacielowi.

— Jest cała i to się liczy. Daj jej czas, powie ci wszystko, na pewno. Po prostu daj jej czas i w nią nie wątp — polecił brunet, czym mnie zaskoczył.

Naprawdę. Z drugiej strony chciał dobrze dla Sandera, to było logiczne.

— Skąd ta pewność?

— Jest twarda. To skała, którą ciężko ruszyć. Ma trochę pęknięć, ale się nie da. Zobaczysz — podsumował Adrien i w głowie widziałam już ten jego pewny uśmieszek, który towarzyszył temu stwierdzeniu.

— Nadal się martwię — oznajmił Chrysander, wzdychając ciężko.

— Nie tylko ty.

— O co chodzi z tobą i moją siostrą? — jasnowłosy podłapał wątek, który nie do końca pasował drugiemu mężczyźnie, co wywnioskowałam z ciszy jaka zapadła w samochodzie.

Powinnam to przerwać, a najpewniej wcale nie udawać, że śpię i nie podsłuchiwać, ale jednak byłam ciekawa.

— Znasz ten moment, gdy masz wszystko, ale dajesz się podpuścić i kończysz w przysłowiowej dupie?

— Nie.

— No to właśnie jestem takim skurwielem, że zraniłem Samirę — przyznał się Nikosto. — Najgorsze jest to, że zrobiłem to, żałuję, ale wiem, że nie mam już szansy tego naprawić.

— Co zrobiłeś mojej siostrze? — wycedził Sander przez zęby, powoli jakby myślał nad każdym słowem.

Glupotą ze strony Włocha było wyznawanie prawdy w takim momencie.

— Pytaniem jest, co zrobiłem samemu sobie — odbił pytanie ciemnowłosy i westchnął.

— Dlaczego mam wrażenie, że powinienem dać ci w mordę? — zapytał mój brat, a ja z trudem powstrzymałam chęć uśmiechu.

— Bo zdecydowanie właśnie na to zasłużyłem — oświadczył pewnie Adrien.

I chociaż ta rozmowa sprawiała, że miałam ochotę zrobić mu krzywdę, wolałam nie okazywać, że cokolwiek słyszałam. Wymruczałam coś pod nosem, pokręciłam głową i wierzchem dłoni potarłam policzek, chcąc upozorować własną pobudkę.

— Sam?

— Mhmm — otworzyłam oczy i zamrugałam kilkukrotnie powiekami, chcąc nieco się rozbudzić.

Mimo wszystko senność nadal mi towarzyszyła.

— Już prawie jesteśmy — usłyszałam, więc rozejrzałam się dookoła i lekko zmarszczyłam czoło.

To na pewno nie była okolica, w której mieszkałam z Emilią. Dobra. Kiedyś mieszkałam, ale byłam świadoma,  że nie oddała nikomu mojego pokoju i to nadal nasze wspólne mieszkanie traktowałam jak namiastkę domu.

— Gdzie niby?

— W domu — odparł nieco zbity z pantałyku San.

— To twoje mieszkanie.

— Mój dom jest twoim domem — oznajmił enigmatycznie i spojrzał na mnie wymownie poprzez ramie.

— Super. Dlaczego mama nie odbiera? — spytałam, przypominając sobie, że i do tej kobiety nie mogłam się dodzwonić.

— Są z tatą w podróży. Polecieli do Indii. Interesy i przyjemność — wyjaśnił blondyn i uśmiechnął się do mnie cwanie.

— Mieliśmy pewność, że nasz plan się powiedzie, ponieważ są tylko trzy osoby, do których mogłaś dzwonić po informację — dodał dumnie Adrien, jakby obmyślenie tego planu było równe wynalezieniu lekarstwa na raka.

— Nie mam twojego numeru, Nikosto — odcięłam z uroczym uśmieszkiem tkwiącym na moich wargach.

Mina mu zrzedła, ja uśmiechnęłam się nieco szerzej, a i mój brat jakoś tak ożywił swój uśmiech.

— Ty naprawdę nadal jesteś sobą — ocenił Sander, mrugając do mnie.

Pokręciłam lekko głową. Nie wiem czy chciałam zaprzeczyć, czy też nie, ale nie miałam pewności czy jego słowa są prawdziwe. Od jakiegoś czasu miałam problem z identyfikacją kim byłam, kim jestem i kim powinnam być. I czy bycie sobą nie wyklucza planów jakie miałam. Wysiliłam się na nieznaczne uniesienie kącików ust i utkwiłam wzrok w szybie, orientując się, że Adrien właśnie parkuje.

— Idziesz na górę? — spytałam niezbyt grzecznie.

— A co, zapraszasz mnie?

— To nie moja rola, by kogokolwiek zapraszać — uznałam tak po prostu i, nie czekając na ich reakcję wysiadłam z audi.

Złapałam poły marynarki, która zsunęła mi się z ramion. Poprawiłam jej materiał i skierowałam się w stronę wieżowca, w którym mieściło się mieszkanie mojego brata.
Po chwili dwaj mężczyźni dorównali mi kroku.

— Idę tylko po dokumenty, bez nerwów, piękna — oświadczył Adrien, zerkając na mnie kątem oka z bezczelnym uśmieszkiem tkwiącym na jego wargach.

Zdecydowanie potrafił ukryć całe zmęczenie i udręczenie, które jeszcze widoczne było jakiś czas temu. Chociaż to może ja widziałam tylko to, co chciałam zobaczyć i pragnęłam by żałował. Może faktycznie taka była moja wola, a rzeczywistość była odwrotna.

— Czeka nas poważna rozmowa, nie będę mieszał w to Adriena — sprecyzował swoje plany blondyn, wstukując kod na panelu, by móc otworzyć drzwi, w których oczywiście mnie przepuścili.

Chociaż to było oczywiste sprawiało, że jakoś tak milej o nich myślałam. Przynajmniej o moim bracie, bo Nikosto od dłuższego czasu był na mojej liście skreślonych osób. Nie wierzyłam w jego wyrzuty sumienia, ani tym bardziej w nawrócenie i zrozumienie swoich błędów. Ponownie coś kombinował, ale to zupełnie mnie nie interesowało. Okej, ciekawość zżerała mnie od środka, ale nie planowałam dać się prowokować. Dla bruneta nie było już miejsca, ani w moim życiu, ani sercu. Chociaż nad tą drugą opcją dopiero pracowałam. Ciężko było przestać kogoś tak o, po prostu. Nie istniał żaden włącznik, ani wyłącznik uczuć. Ale ciężko nad tym pracowałam, właściwie wkładałam w to całe pokłady swojej energii. By nie szukać zachowań, gestów, czy słów Nikosto w Sebastianie, czy kimkolwiek. By nie wspominać i nie uruchamiać w głowie jego obrazu. Wyidealizowanego, bo tak naprawdę, tego prawdziwego Adriena nie znałam. Pokochałam jego wyobrażenie, postać, którą stworzył by mnie zniszczyć.

Otrzeźwiona tą myślą zmarszczyłam brwi i jakoś tak w momencie odzyskałam siły. Miałam nawet jakiś przebłysk walecznej złośliwości, by powiedzieć bratu, co takiego zrobił jego przyjaciel, ale szybko mi minęło. Nie chciałam scen, walk, ani nienawiści między nimi. Nie sprawiłoby to, że poczuła bym się lepiej, właściwie dałoby mi więcej powodów do obwiniania się. Nie potrzebowałam ich, miałam ich wystarczająco.

Wysiedliśmy z windy po kilku minutach i ruszyliśmy pod drzwi do mieszkania mojego brata. I widok, który mnie tam spotkał wstrząsnął mną dogłębnie.

— Wagner — warknął Nikosto — co ty tu u diabła robisz?

— Przyjechałem po żonę — odpowiedział wesoło Sebastian, nie przejmując się jego wrogim tonem i rozłożył ramiona, by mnie po chwili do siebie przyciągnąć.

I dokładnie wtedy, gdy jego usta opadły na moje, dookoła zapanowała głucha cisza.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro