Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter 16.

„W mojej głowie bije wojna
Nie potrafię się zachować
Jak przystało na kobietę z łatą."


17 września 2017

Nigdy nie możemy mieć pewności, co spotka nas, gdy skręcimy w wybraną przez nas drogę. Za zakrętem cokolwiek, bądź ktokolwiek może nas zaskoczyć. Z tego powodu, gdy dzieje się wokół nas coś dobrego, powinniśmy tam podążać, żyć tym, korzystać z tego momentu, a nie uciekać od niego. Nie powinniśmy bać się wspaniałego, pełnego cudownych chwil życia. Otwartość na innych gwarantowała nam drogę do szczęścia, o ile strach nie przeszkadzał nam w działaniu. Oczywiście, życie lubiło nas zaskakiwać. Zdecydowanie miało swój własny, nie zawsze zrozumiały dla nas taniec, którego układ zdawał się trudny i wykraczający poza granice naszego rozumienia poznawczego. Szczególnie, gdy dodawał na bieżąco nowe piruety, ciągle odwracając się o sto osiemdziesiąt stopni, zakłócając nasz porządek. Nie mogliśmy na to pozwalać. To my powinniśmy zaskakiwać życie, a nie ono nas.

I chociaż zdawałam sobie sprawę z tego jak to wszystko wyglądało, nie potrafiłam pojąc, w którym momencie tamy opanowania mojego męża popuściły. Stałam na balkonie, opierając się o barierki i wpatrywałam się w horyzont. Słońce właśnie wschodziło i budziło całe miasto do życia pomimo wczesnej pory. Intensywność barw uderzała w oczy i sprawiała, że ciężko było je oderwać od tego widoku.

― W skali od jednego do dziesięciu, jak bardzo jesteś wkurzona? ― spytał Sebastian, wychodząc z mieszkania.

Oparł się o ścianę i założył dłonie na wysokości swojego torsu. Miał na sobie tylko białą bokserkę i szare spodnie od piżamy. Wyglądał zwyczajnie. Przystojnie, ale zwyczajnie, co pozwalało dostrzec jego cienie pod oczami, czy nieco ziemistą, bladą skórę.
Odnosiłam wrażenie, że coś mnie omijało, że czegoś mi nie mówił. I musiało być coś na rzeczy.

― Zależy na ile oceniasz skalę swojego kłamstwa ― odparłam, przeczesując palcami swoje włosy.

Zdawało mi się, że moje małżeństwo to jedyna rzecz, która mi wyszła i wcale nie wymagała poprawki. I ponownie się myliłam. Zatracałam się w swoim żalu, wątpliwościach i bólu i zapominałam, że świat nie stawał w miejscu wraz ze mną. Czas gnał i po prostu uciekał.

― Jesteś zła bo go uderzyłem? ― zapytał z niedowierzaniem, podchodząc bliżej mnie.

Złapał moje ramię i zmusił do przekręcenia się w bok. Uniosłam głowę w górę, by móc zmierzyć go wzrokiem.

― Nie bądź śmieszny ― prychnęłam lekceważąco, wywracając oczami. ― Nie o niego chodzi, a o Aurelię ― dodałam z pretensją, której nie w sposób było ukryć.

Zdecydowanie zbyt często ta kobieta pojawiała się w naszym życiu.

― Och... ― wyrwało się z jego ust.

Cofnął swoją dłoń i uśmiechnął się przepraszająco jakby sam fakt podejrzewania mnie o troszczenie się o Nikosto był głupi. Nie czułam z jego powodów jednak żadnych wyrzutów sumienia. Czasami trzeba było wyrzucić z siebie wszystko, by ruszyć dalej. Jego słowa może i były szczere, najpewniej takie były, ale nie chciałam o nich myśleć. Ani teraz, ani nigdy. Ja miałam swoje konsekwencje, a on własne. I najwyraźniej dręczyły go tak samo mocno. Nie byłam z tego zadowolona. Wiedziałam jak żyje się z opcją: a co by było gdyby?
Bolało. Momentami katowało sumienie informacją, że cierpienie miałoby mniejszą skalę i zasięg rażenia. Nawet mniej ofiar.

― Czekam na więcej. Czekam na prawdę ― powiedziałam po chwili.

Wpatrywaliśmy się w siebie w milczeniu.
Ja zastanawiałam się nad tym, kiedy mąż zaczął mnie oszukiwać. On najpewniej szukał słów, by się tłumaczyć. Nie podobało mi się to. Ostatnim razem, gdy panna Ferro działała wśród bliskich mi osób, skończyłam blisko załamania nerwowego i ze zmiażdżonym sercem.

― Chyba wolałbym tłumaczyć dlaczego walnąłem Nikosto ― przyznał niezbyt chętnie.

Cały był jakiś taki spięty i niepewny. Obserwując go bez problemu mogłam dostrzec jak bardzo cierpi. Bał się i miał wątpliwości. I wszystkiemu winna byłam ja. To mojej utraty się obawiał i to właśnie moje decyzje przerażały go. Myliłam się bardzo mocno, sądząc, że Sebastian wyjątkowo dobrze sobie radzi. On tylko w zdumiewająco dobry sposób wszystko ukrywał.

― Po prostu powiedz mi prawdę ― poprosiłam, sięgając po jego rękę.

Splotłam nasze palce razem i czekałam. Nie planowałam kłócić się z nim, z drugiej strony nie mogłam mu odpuścić.

― Czym Aurelia mi grozi? Jak? O co w tym chodzi? ― kontynuowałam zadawanie pytań, widząc jak mężczyzna się waha.

Bił się z własnymi myślami. Współczułam mu, a jednocześnie byłam na niego o to zła.

― Nie do końca tobie. Chrysanderowi, a ja wiem, że ten cios chce wymierzyć w ciebie ― odparł zdawkowo, tak właściwie nie tłumacząc nic, aczkolwiek na dźwięk imienia mojego brata zmarszczyłam brwi.

― Więc mi powiedz!

― W tamtym roku groziła Adrienowi. Mogę się domyślać czym, ale faktem jest, że Nikosto, by się ratować zadłużył firmę. Swoją i Sandera ― oznajmił cicho, chociaż każde słowo słyszałam wyraźnie.

I każde mroziło krew w moich żyłach.

― Jak źle jest? ― spytałam, przygryzając dolną wargę pomiędzy zębami, chcąc jakoś nad sobą zapanować.

Tętno szumiało mi w uszach, wpędzając w dziwny stan niepokoju.

― Rodzina Ferro ma wielkie wpływy. Szczególnie w sferze bankowości. Może zniszczyć ich firmę. Może pozbawić ich wszystkiego. Podeszła najpewniej Adriena w najgorszym momencie. Doszły mnie słuchy o kłopotach jego ojca. Pewnie chciał go ratować. Tego nie wiem. Faktem jest, że Aurelia jest wściekła i w zamian za zostawienie ciebie oferuje pomoc twojemu bratu ― zakończył tłumaczenie.

I chociaż nadal nic z tego nie rozumiałam, to i tak dotarło do mnie, że ruda wcale nie była zwyczajnym przeciwnikiem.

― Mają kłopoty ― podsumowałam.

― Rozmawiałem z Adrienem. Zaoferowałem pomoc, ale nie planuję dać się zastraszyć.

― Czy mój brat wie? ― zapytałam, puszczając jego dłoń.

Objęłam się ramionami jakbym planowała utrzymać się w całości i spojrzałam pytająco na małżonka.

― Nie sądzę, by Nikosto mógł to ukryć.

― Dlaczego nic mi nie powiedział? ― zadałam pytanie łamiącym się głosem.

Nawet, gdy nie chciałam to i tak moi bliscy cierpieli z mojego powodu.

― Jest dorosłym człowiekiem, a ty nie możesz ratować każdego skoro samej sobie nie pomogłaś. Nie zrozum mnie źle, ale w tej kwestii nie masz nawet jak pomagać ― rzekł z przekonaniem.

Nie podobały mi się jego słowa, ale nie mogłam się z nimi nie zgodzić.
Pokręciłam z niedowierzaniem głową i pokonałam dzielącą nas odległość, by móc wsunąć dłonie na jego pas i wtulić się w jego ciało.
Nie brakowało mi zmartwień, a los ciągle kładł mi kłody pod nogi kpiąco się przy tym śmiejąc. Miałam wrażenie, że od powrotu do Polski było coraz gorzej. Może była to kwestia tego, że w końcu dopuściłam do siebie prawdę, a może faktycznie fatum udowadniające mi jak wielką skalę mają moje błędy.
Jęknęłam cicho.

― A co z tobą? Powinieneś iść do lekarza ― przypomniałam sobie po chwili, że i tym powinnam się zająć.

― Skarbie, byłem wściekły, zmęczony i nie pomógł mi alkohol, który wypiłem. Nic mi nie jest. Nie licząc wstydu z powodu mojego napadu zazdrości ― wyznał spokojnie, obejmując mnie nieco ciaśniej.

― Nie kłamiesz?

― Nie. Jak mam być szczerym, to najpewniej rozłoży mnie coś w ciągu kilku dni, aczkolwiek biorę witaminy i liczę na własną odporność ― dodał żartobliwie i odchylił się w tył, by na mnie spojrzeć.

― Czyli dobrze się czujesz? ― upewniłam się, wpatrując się w niego intensywnie jakbym szukała dowodów na to, że mnie próbuje okłamać.

― A jeśli powiem, że nie to pójdziesz ze mną do wanny, by mnie popilnować? ― przekornie odbił pytanie.

Uśmiechnął się przy tym w taki sposób, że wszelkie moje obawy zniknęły. Nadal był tym samym pogodnym mężczyzną, który powoli zdobywał moje serce swoją cierpliwością, troską, czy zrozumieniem.

― Czcze marzenia ― odparłam, prychając cicho i uśmiechnęłam się do niego lekko, dość uroczo.

― Świetnie, bo szczerze to jestem tak zmęczony, że myślę tylko o łóżku ― przyznał szczerze i złapał mnie w pół, przerzucając sobie moje ciało przez bark tak, że zwisałam głową w dół.

Pisnęłam. Nie spodziewałam się takiego zachowania po nim.

― Och, sugerujesz, że nie dałbyś rady? ― spytałam, chcąc się nieco z nim podrażnić, co było zdecydowanie elementem zapalnym dla jego ego.

Faktem było, że nigdy nie można było zarzucać facetowi, że nie jest w stanie czegoś zrobić, bo będzie gotowy stanąć na głowie, by udowodnić nam naszą pomyłkę.
W ciągu kilkunastu sekund zdołał pokonać odległość pomiędzy balkonem, a na naszą sypialnią. Bezceremonialnie rzucił mnie na łóżko, a sam wsunął się nade mnie, podpierając się na dłoniach, które spoczywały obok mojej głowy.

Wpatrywałam się w niego z lekkim, nieco łobuzerskim uśmieszkiem. Chyba niepotrzebnie go prowokowałam. Cienie pod jego oczami nadal były widoczne i informowały mnie, że naprawdę był przemęczony.
I zdecydowanie potrzebował odpoczynku.
Dlatego też uniosłam dłoń i ulokowałam ją na jego policzku, czule gładząc go, uśmiechając się pod nosem, gdy tylko poczułam jego szorstkość. Nie golił się jeszcze dzisiaj i jego skóra pokrywała się powoli zarostem. Lubiłam to.

― Drapiesz ― mruknęłam cicho, wpatrując się z uwagą w jego oczy.

― Kusisz ― odparł z przekonaniem, na przekór mi i odwzajemnił uśmiech, przysuwając twarz do mojej.

Poczułam jego oddech na moich ustach.
Był blisko. Wystarczająco, by go pocałować.
A mimo to nadal tkwił nade mną i obserwował mnie, więc i ja mierzyłam go wzrokiem.
I chwila po prostu trwała.
I było przyjemnie.
Mimo to zdecydowałam się połączyć na moment nasze wargi w krótkim, czułym pocałunku.

― Niezależnie od tego jak seksownie wyglądasz, powinniśmy iść spać, musisz odpocząć. A nawet pokuszę się o stwierdzenie, że przyda się lekarz ― zmieniłam temat.

― Jeśli nie przejdzie mi za kilka dni, pójdę ― odparł, wywracając oczami jakby nie miał już do mnie siły, a raczej do tej rozmowy.

Pamiętałam o tym, że mężczyźni wiecznie unikali wizyt u specjalistów i zgrywali twardzieli, ale miałam też pewność, że pewne objawy nie mogą być lekceważone. Z drugiej strony nie mogłam nic wyolbrzymiać, ponieważ zmęczenie miało przeróżne formy i w różnorodny sposób oddziaływało na organizm.
Musiałam mu ufać.
Był moim mężem i nie mogłam kwestionować jego decyzji, których był świadomy i co do których miał tyle przekonania. Przynajmniej na razie.

― Obiecujesz? ― spytałam, chcąc upewnić się, że nie kłamał.

― Słowo harcerza.

― Byłeś harcerzem? ― zmarszczyłam brwi.

Wiele faktów z jego życia nadal było mi nieznanych.

― Jakiś czas. Kilka odznak się zdobyło. Wiesz, niech żyje przygoda i nocowanie w namiotach ― oznajmił wesoło, puszczając do mnie tak zwane perskie oczko.

Musnął wargami moje usta i przekręcił się na bok, opadając na swoje miejsce w łóżku.
Przekrzywiłam głowę, by na niego spojrzeć.

― Co myślisz o tym by spędzić dzisiejszy dzień na kanapie, przed telewizorem z miską popcornu jak już się wyśpimy?

― Uważam, że to genialny pomysł, chodź tu ― odpowiedział z uśmiechem i przyciągnął mnie do swojego boku.

Ucałował czubek mojej głowy i rozluźnił uścisk swojego ramienia, by umożliwić mi wybranie wygodniejszej pozycji. Przytuliłam policzek do zagłębienia jego szyi i przerzuciłam nogę przez jego udo. To był nasz ulubiony sposób spania, nawet jeśli miałam obawy, co do tego, czy jemu było wygodnie. Nigdy jednak nie narzekał.
A ja lubiłam poczucie bezpieczeństwa, którą otrzymywałam w takiej pozycji.

― Śpij dobrze ― wymamrotałam cicho, zamykając oczy.

Sama odczuwałam zmęczenie. Dzień i noc były naprawdę długie. Szczególnie, że końcówka przyjęcia zdawała się być pełna wrażeń. Słowa Adriena huczały mi w głowie pomimo tego, że zagłuszały je wątpliwości, co do stanu zdrowia mojego męża. I nie chciały zniknąć z mojej głowy.
Martwiłam się o Sebastiana.
I jakimś dziwnym trafem, naiwna ja, przejmowałam się stanem psychicznym Adriena, ponieważ jego przemowa, jego zachowanie wskazywało na to, że sam był bliski załamania. I nawet jeśli skrzywdził mnie, nie chciałam by musiał cierpieć równie mocno, co ja.
Miałam to szczęście, że Wagner czuwał nade mną, pilnował mnie, opiekował się mną i starał się by wszystko wróciło do normalności.
I z tego, co wiedziałam, Adrien nie miał nikogo takiego.
Westchnęłam cicho.
Odsunęłam się od Sebastiana i uśmiechnęłam się do niego przepraszająco.

― Muszę do łazienki, zaraz wracam ― oznajmiłam, nieco mijając się z prawdą.

Podniosłam się z łóżka i skierowałam do salonu, gdzie zostawiłam komórkę. Złapałam ją w dłonie i wykręciłam numer mojego brata, licząc na to, że jednak nie śpi.
Usłyszałam kilka sygnałów i jego głos, który sugerował, że powinnam zostawić wiadomość, a on na pewno oddzwoni, kiedyś.
Westchnęłam ciężko i otworzyłam edytor tekstu.
Wzięłam kilka głębokich wdechów i przysiadłam na skraju kanapy wpatrując się w ekran:
„Zajmij się Adrienem, proszę. Kiepsko to brzmiało."

I wysłałam tę wiadomość do Chrysandera nim zdołałam się rozmyślić. Wprawdzie jego dobre samopoczucie nie było moją sprawą, ale z drugiej strony, nie mogłam wyrzucić z myśli obrazu jego udręczonej twarzy.
Cierpiał.
I chociaż łudziłam się, że jego ból przyniesie mi ulgę, okazało się jak bardzo się myliłam.
Cierpiałam wraz z nim mając świadomość, że wszystkiemu winna jestem ja.
Po części.
Zasłużył na to po tym, co mi zrobił i jednocześnie tak bardzo mu współczułam, bo wiedziałam, z czym się zmaga.

Demony przeszłości ciężkie były do pokonania.
Ja byłam na dobrej drodze, ponieważ miałam mocną drużynę, która mnie wspierała.
Adrien był sam.
I to mnie przerażało, ponieważ moje serce chciało gnać mu na ratunek.

Tak wiele słów chciałabym napisać, a jedyne, co potrafię to: dziękuję. Nigdy nie wspominałam jak wiele zawdzięczam tacie, ale to przez niego piszę. I przez mamę, która uwielbiała pozwalać nauczycielom wchodzić mi na ambicję. Dziękuję.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro