Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter 14.

„Kolejny początek
A ty znikasz."


16 września 2017

Nigdy nie zdarzyło się tak, by każdy był zadowolony, zawsze coś musiało stawać na drodze. Czasami była to zwyczajna, mała drobnostka, ale niosła za sobą spore skale smutku. I chociaż to nieszczęście, to dzielone z kimś innym stawało się ono do przyjęcia i nie było tak bardzo rażące i kłujące jak w pojedynkę. Takie jest właśnie życie. I jeśli komuś się powodzi, powinien się spodziewać, że w pewnym momencie coś się będzie musiało zdarzyć i cały los zostanie postawiony na szali. I jej nachylenie będzie decydowało o zyskach, bądź utracie wszystkiego.
I właśnie tak się czułam.
Jakbym dotarła do tego właśnie momentu.

― Samiro ― głos mojego brata sprawił, że odwróciłam głowę i napotkałam spojrzenie jego błękitnych oczu, które dość uważnie mnie lustrowały ― wyglądasz obłędnie, siostrzyczko ― dodał i pochylił się nieznacznie w moim kierunku, by ucałować mój policzek.

Zdawałam sobie sprawę, że sukienka, którą wybrałam na tę okazję robiła wrażenie, ale dokładnie taki był zamysł, gdy decydowałam się ubrać złoto-białą kreacje. Góra była cała obszyta złotymi elementami, które łączyły się z tyłu, pomiędzy łopatkami, tworząc spore wycięcie w kształcie łzy na plecach, które były odsłonięte. Nie miała rękawów, sporo odsłaniała, ale równie dużo eksponowała, zwłaszcza że sięgała ledwo do połowy moich bioder, opinając je dość znacząco.

Ale na tę okazję musiałam zdobyć się na wyjątkowe środki skoro przyjęcie wydawali rodzice znienawidzonej przeze mnie osoby. No dobrze, to nie tak, że nienawidziłam Aurelii, bo aż tyle czasu nie poświęcałam na myślenie o niej, ani tym bardziej energii, by cokolwiek względem niej odczuwać, ale jednak nie znosiłam jej. Szczerze. I najpewniej z wzajemnością.

― Dziękuję, co tak późno? ― spytałam, uśmiechając się do niego w swój naturalny, przyjaznym sposób, co nie było trudne, zwłaszcza, że był osobą, którą kochałam.

Wprawdzie niezbyt długo, ale jednak był moim krewnym.
Mój brat w międzyczasie uścisnął dłoń Sebastiana.

― Mieliśmy spotkanie z jednym z inwestorów, długa historia, ale upierdliwy człowiek ― odpowiedział, odwzajemniając mój gest i upił spory łyk szampana, którego trzymał w dłoni.

Nie brakowało tutaj mocniejszych trunków, ale to właśnie ten napój roznoszony był na prawo i lewo przez kelnerów, ponieważ w końcu okazją było świętowanie kolejnej rocznicy ślubu.

― Interesy, nuda ― odparłam, przeciągając samogłoskę w drugim wyrazie, chcąc pokazać, że faktycznie tak myślę, chociaż musiałam przyznać, że wytrwałość mojego brata mi imponowała.

Tak jak i u męża. Fakt, że ogarniali tak wiele rzeczy, dodatkowo naprawdę czerpiąc z tego satysfakcję.

― Swoją drogą, nie miałem jeszcze okazji powiedzieć ci, że jeśli spadnie jej włos z głowy, to ty stracisz życie ― wtrącił jakby nigdy nic Chrysander, wpatrując się znacząco w drugiego blondyna, z niegrzecznym, aczkolwiek pełnym uroku uśmiechem.

Jakby wcale mu właśnie nie groził.
Zmarszczyłam brwi i rozchyliłam z niedowierzaniem usta.

― Nie oszukujmy się ― oświadczył Sebastian, spoglądając na mnie kątem oka ― jedyną osobą, która może złamać tutaj komuś serce to Samira. Ma mnie w garści, a ona nadal jest wolna niczym ptak ― skomentował Wagner i wzruszył ramionami jakby nie mógł nic na to poradzić.

― Sebastian! ― upomniałam go, uderzając lekko dłonią w jego bark, przywołując go do porządku.

― Widzisz, tak to jest, gdy mówisz prawdę. Nazywają cię kłamcą. Ludzie łatwiej przyswajają kłamstwo jak trudną prawdę, twoja siostra ma tak samo ― dodał blondyn, wpatrując się w Sandera i dopiero po chwili obaj wybuchnęli śmiechem, co oznaczało, że dobrze się bawili moim kosztem.

― Obrażacie mnie ― zauważyłam niezadowolona, sięgając po kieliszek, który mój brat trzymał w dłoni, wyrwałam mu go i sama upiłam spory łyk pozostałego alkoholu.

Właściwie opróżniłam naczynie do końca.

― Nie, poślubiłaś całkiem mądrego gościa ― przyznał San i uśmiechnął się nieznacznie, puszczając do mnie tak zwane perskie oczko.

― Całkiem? ― spytał Sebastian, udając oburzenie.

― Wiesz, jej były to nadal mój przyjaciel ― wyjaśnił z przekornym uśmiechem i rozejrzał się dookoła, jakby szukał kogoś w tłumie ludzi. ― Co przypomina mi, że muszę z nim porozmawiać, widzimy się później?

― Na pewno. I sądzę, że przyda się jakiś rodzinny obiad, kiedy wracają twoi rodzice? ― Bastian zignorował wzmiankę o Nikosto i tak po prostu zmienił temat.

Lubiłam to w nim.
Nigdy nie dawał się prowokować, a przynajmniej przy mnie mu się to nie zdarzyło.

― Wkrótce.

― Więc zrobimy rodzinne spotkanie, co nie, kotku? ― blondyn złapał moją dłoń, ściskając ją nieznacznie, szukając mojej aprobaty.

Miał świadomość, że nadal nie powiedziałam mamie o tym, że byłam mężatką.
Niewiele osób wiedziało ode mnie, właściwie wszystko wyszło przez przypadek.
Jak w przypadku brata, Emilii, czy babci.

― Jestem za, nadal jestem wściekły o to, że moja siostra wzięła potajemny ślub, to niewybaczalne, na razie ― dorzucił spokojnie Chrysander i błysnął zębami w uśmiechu, nim po prostu odwrócił się i zniknął w tłumie ludzi.

― Przepraszam, ale...

― Rozmawiałem z nim wcześniej. I znam go, nie musisz ― przerwał mi jasnowłosy, puszczając moją dłoń i lokując swoją u dołu moich pleców pchnął mnie przed siebie. ― Chodź, idziemy po drinka i może później zatańczymy dopóki nikt nas jeszcze nie zaczepia ― zaproponował.

― Ale przecież jawnie powiedział ci, że mój były...

― Jak sama mówisz, Adrien to przeszłość, więc nie sądzę, że powinienem się tym przejmować właśnie teraz ― ponownie wszedł mi w słowo, nie dając mi nawet dokończyć myśli, którą i tak jakoś tak bez problemu odgadł.

― To znaczy? ― zmarszczyłam bez zrozumienia brwi, nie wiedząc, o co mu chodziło?

― Jesteś piękna, w dodatku jesteś moją żoną. I przyszłaś tu ze mną, sądzę, że tymczasowo, nawet jeśli tymczasowo, to ja wygrywam, chociaż to nie zawody ― sprostował swoją wypowiedź i uśmiechnął się do mnie przepraszająco jakby wiedział, że tym stwierdzeniem może mnie rozdrażnić.

Właściwie faktycznie to zrobił.
Jego stoicki spokój denerwował mnie. Mówił o tej sytuacji z taką łatwością, gdy ja miałam problem z przespaniem całej nocy, a i poczucie winy wcale nie pomagało mi prawidłowo funkcjonować.

― Nie skomentuje tego ― odparłam, zaciskając usta w wąską linię, nie po to by wyrazić własną złość, a by móc naprawdę nie odezwać się.

― Nie złość się, jestem świadomy tego, co do niego czułaś i ile dla ciebie znaczył. I pamiętam w jakim stanie byłaś oraz to, że to nie była tylko kwestia żałoby po utracie wspaniałego taty. Nie zapominaj, że ciągle byłem obok ciebie, Samiro ― poprosił i uśmiechnął się do mnie kojąco jakby chciał dodać mi nieco spokoju, którego on miał w nadmiarze, a mi ciągle zdawało się go brakować.

― Przepraszam, masz rację, przyda mi się drink, ponieważ zamierzam poprosić Adriena o spotkanie ― oświadczyłam, wysilając się na lekki uśmiech.

Sebastian natomiast przystanął w miejscu i wyprostował się dość gwałtownie, zaciskając szczękę. Pomimo całego opanowania, które odzyskał w ciągu kilku kolejnych sekund mogłam dostrzec jego złość, chociaż może właściwszym określeniem było wściekłość.
Odchrząknął i pokręcił z niedowierzaniem głową, jednocześnie przeczesując palcami włosy, niszcząc tym samym nieco ich ułożenie.
Westchnęłam cicho, w duchu przeklinając się za głupotę. Ludzie nie zawsze chcieli znać prawdę, nawet jeśli tak twierdzili. Złudne kłamstwa były tym, co woleli usłyszeć.

― Dzisiaj? Tutaj? ― spytał, nie do końca potrafiąc ukryć swoje zaskoczenie.

― Tak. Uznałam, że najwyższa pora oczyścić atmosferę i wszystko wyjaśnić. Jesteśmy tu kilka tygodni, a ja ciągle tkwię w miejscu ― przyznałam z bólem serca. ― Nie chcę tego. Tego zawieszenia. Chcę odzyskać kontrolę nad moim życiem.

― Samiro... ― westchnął cicho, ponownie przeczesując swoje włosy, co świadczyło o tym, że wcale nie było mu łatwo.

― Nie, daj mi powiedzieć... początkowo miało wyglądać to lepiej, rozumiesz? Miało być łatwiej? Problemy miały nie istnieć, komplikacje się nie pojawiać. Miałam nie nawalać, ale uznałam, że tylko to robię ― zaczęłam swoje wyjaśnienia, wpatrując się w niego.

Stałam przed nim, obserwowałam go i chociaż wiedziałam, że kłamstwo było lżejszą opcją, zasługiwał na prawdę jak nikt. Był w stanie się z nią zmierzyć i udźwignąć jej ciężar.

― Skala moich błędów jest ogromna, nie mówię, że poślubienie ciebie to błąd, ale sposób zawarcia małżeństwa już tak. Nie idzie tego naprawić. I właśnie o to chodzi, ciągle nad tym pracuję, nawalam dalej, psuję, ale jednak jakiś efekt jest ― mówiłam dalej, starając się panować nad tonem własnego głosu.

Splotłam dłonie na wysokości mojej klatki piersiowej, pozbywając się tym samym chęci by nimi energicznie gestykulować, do czego przyzwyczajone było moje ciało. Naturalna reakcja przy słowotoku.

― Samiro, proszę...

― Nie przerywaj mi ― ostrzegłam i uśmiechnęłam się do niego lekko, biorąc głęboki, powolny wdech, chcąc się uspokoić.

Musiałam to z siebie wyrzucić.

― W porządku.

― Cholera. Nie wszystkie moje decyzje są dobre. Dla nas, dla innych. Zdarzają się i takie, po których patrząc w lustro nie poznaję samej siebie. Są też te dobre, ale nie oszukujmy się, jestem świetna w nawalaniu i podejmowaniu złych decyzji, które niosą ze sobą ogromne, a wręcz katastrofalne konsekwencję. Nie chcę czekać, rozumiesz? Chcę działać. Chcę odzyskać kontrolę i dlatego muszę... po prostu muszę coś zrobić ― zakończyłam, wypuszczając ze świstem powietrze z płuc i zdmuchnęłam przy okazji grzywkę, która opadała mi na czoło.

Poczułam ulgę.
Wyrzuciłam z siebie całkiem sporo emocji, właściwie z zachowaniem całej masy spokoju, który nie był do mnie podobny.
Sebastian natomiast nie powiedział nic, zrobił krok, by pokonać dzielącą nas odległość i przywarł ustami do moich warg, by móc mocno mnie pocałować.

― Dlatego cię kocham i dlatego masz moje pełne zaufanie. Nie potrafisz oszukiwać, jestem w tym z tobą. Cały. Zawsze ― oznajmił po dłuższej chwili milczenia i wpatrywania się w moje oczy.

Uśmiechnął się do mnie, opuszkami palców przesuwając po moim policzku, dość czule i delikatnie.

― Dlaczego nie widzisz we mnie wad?

― Widzę, ale wolę skupić się na tym, w czym jesteś najlepsza, kochanie. A uwierz mi, jesteś wspaniała i nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy ― przyznał pewnie i ucałował moje czoło.

I już miałam mu coś odpowiedzieć, gdy usłyszałam chrząknięcie.

― Sebastianie, jednak dotarłeś, cudownie cię znów zobaczyć ― usłyszałam, więc przekręciłam się, by dostrzec kobietę, która wpatrywał się w nas oczami dokładnie takimi jakie posiadała Aurelia, co dało mi podstawy, by sądzić, że to jej matka.

Wprawdzie jej włosy były czarne, ale rysy twarzy miała bardzo podobne do córki. Prezentowała się wyniośle i elegancko. I pewnie wynikało to z mojego uprzedzenia, ale nie wywołała u mnie sympatii, właściwie prędzej niechęć.

― Carla, jak zwykle wyglądasz promiennie, wszystkiego najlepszego z okazji rocznicy ― mój mąż szybko odzyskał fason, porzucając poważną postawę i uścisnął dłoń kobiety, jednocześnie całując jej policzek trzy razy jak to mieli w zwyczaju Włosi.

― Dziękuję, Aurelia gdzieś tutaj jest, ucieszy się, że jesteś ― odpowiedziała mu starsza kobieta, zupełnie ignorując moją obecność.

Nawet jeśli nie byłaby podobna do Aurelii, w ich żyłach zdecydowanie płynęła ta sama krew.

― Nie sądzę, Carlo, poznaj Samirę ― blondyn skierował jej uwagę na mnie, jednocześnie opierając dłoń na moich plecach.

― Samirę?

― Żonę. Jestem jego żoną, miło mi ― wtrąciłam, nie zamierzając czekać na to, aż Sebastian wyręczy mnie we wszystkim.

W dodatku całkiem przyjemnie było zobaczyć szok i zmieszanie, które przemknęły po jej twarzy tuż po wypowiedzeniu przeze mnie tych słów.
Uśmiechnęłam się szeroko, sztucznie, w wyćwiczony sposób, który najpewniej drażnił, ale nie można było temu nic zarzucić. Mnie osobiście wkurzało, gdy ktoś uśmiechał się w ten sposób. Ale często wykorzystywałam takowy grymas, by ukryć pokłady złośliwości, która się we mnie kumulowała.

― Masz żonę?! ― spytała, nie potrafiąc zapanować nad zszokowanym tonem głosu.

― Najpiękniejszą i najlepszą ― potwierdził dumnie jasnowłosy i zerknął na mnie, mrugając do mnie okiem jakby sam był świadomy tego, że moja obecność nie była czymś czego życzyła sobie kobieta.

― Aurelia wie?

― Zdecydowanie, a teraz przepraszamy, ale...

― Nie, to ja ucieknę na minutę coś załatwić i cię znajdę, dobrze? ― przerwałam mu, kładąc dłoń na jego ramieniu i uśmiechnęłam się do niego lekko, szczerze.

Skoro wiedział już, że chcę naprawić swoje błędy, mogłam odszukać Nikosto i poprosić go o spotkanie.
Byłam na to gotowa, na tyle na ile mogłam być. Chociaż gotowość nie miała z tym nic wspólnego. Po prostu wiedziałam, że już nie stchórzę pomimo całego strachu, który odczuwałam.
Blondyn skinął mi w ramach potwierdzenia głową, więc rzuciłam tylko przepraszający uśmiech w kierunku nowo poznanej osoby i odwróciłam się, by móc rozejrzeć się dookoła.

I jeśli miałam być szczera, mój wzrok bez problemu odnalazł go w tłumie. Samoistnie podążył w tamtym kierunku jakbym potrafiła wyczuć, gdzie dokładnie się znajduje. Wygładziłam materiał sukienki, naciągając go bardziej na uda i zwilżyłam koniuszkiem języka wargi.
Teraz, albo nigdy.

Ruszyłam w jego stronę pewnym krokiem ignorując galopujące serce oraz przyspieszony puls.
Miałam cel do osiągnięcia.
I miliardy przeszkód, ale to nie mogło mnie zniechęcić.
I chociaż jakieś iskierki odwagi kiełkowały we mnie, opuściły mnie one, gdy brunet przekręcił głowę i nasze spojrzenia się skrzyżowały.
Czas stanął w miejscu.
Był tylko on. Ból w jego zielonych oczach.
I niepewna ja.


Dziękuję. #1 lub #2 to coś czego nie spodziewałam się. Zdecydowanie. Dziękuję. Wielki powrót Nikosto już w kolejnym rozdziale, kto się cieszy?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro