C H A P T E R T W O
Z góry przepraszam za błędy ortograficzne czy korektę. Nie zwracajcie uwagi ;)
- Jak się tylko uwolnię to ci tak przywale...- syknęłaś do Aonug'a.
- Tak sobie gadaj...
- Dość!.- przerwał wam ojciec.- Jeszcze jedno słowo, a będziecie mieć szlaban. Ty na ślizgacza, a ty.- zwrócił się do chłopaka.- Na Ilu.
- No ale tato...- jęknęłaś.
- Koniec dyskusji.
Przewróciłaś oczami i spokojnie szłaś razem z bratem i ojcem.
Kątem oka widziałaś, jak Tsireya gdzieś znika w wodzie, a twoja matka szła za tobą.
- Jestem Jake Sully, prosimy o schronienie.- zaczął jakiś Na'vi, który był...podobny do ciebie.
Wszyscy byli podobni do ciebie.
- [T.I]...
- Zamknij się, Aonung.- warknęłaś.- To, że...
- Że ?.- zapytał.- Może wiedzą coś o twoim pochodzeniu ? I może cię w końcu zabiorą, bo chyba nie wytrzymam tutaj dłużej...
- Dość!.- krzyknęłaś i uderzyłaś głową w wargę swojego "brata". Syknął z bólu, po czym dotknął językiem wargę.
- Co ja przed chwilą mówiłem ?.
- On nigdy się nie uspokoi.- powiedziałaś.
- Bo nie jesteś moją siostrą.
Chciałaś coś jeszcze powiedzieć, ale w tym momencie Ronal się wtrąciła. Zaczeła "rozmawiać" z mamą rodziny Sully, ale nie nazwałabyś tego rozmową.
I wtedy spojrzałaś w bok. W żółte, chłopieńce oczy. Nie mogłaś oderwać od niego wzroku, tak samo jak on.
- [T.I] ?.- zapytał Aonung.
- Ugh...co ?.- otrząsnęłaś się i spojrzałaś na brata, który uśmiechał się dziwnie w czyjąś stronę.
Tsireya wyszła z wody, a wszystkie oczy były zwrócone w jej stronę.
Czego się dziwić. Była jedną z piękniejszych Na'vi w wiosce.
- Rodzina Sully zostanie u nas.- krzyknął Tonowari.- Moje dzieci pomogą wam się odnaleźć. A wy dwoje.- zniżył głowę.- Uspokujcie się, albo wyrzucę was za rafę.
Uwolniłaś się z ucisku ojca i poszłaś do Tsireyi.
- Chyba będziesz musiała komuś pomóc.- wskazała dwojga chłopaków i dwie dziewczyny.
- Pomogę bardziej niż ten niedorobiony dzieciak.- mowa tutaj o Aonung'u.
- Spokojnie, najpierw pokażemy im dom oraz okolice, ty możesz na chwilę się urwać, ale proszę! Uwazaj na siebie!.
- Tsireya, nie takie rzeczy się robiło.- uśmiechnęłaś się.- Tylko kryj mnie przed ojcem.
Zawołałaś swojego ślizgacza i wskoczyłaś do wody, słysząc wołanie swojego imienia.
Zaśmiałaś się i popędziłaś do swojego miejsca. Jednak zwierzę się lekko zawahało.
I słusznie.
Twoje rany otworzyły się na nowo. Tym razem krew lała się trochę bardziej.
- Oh...zmiana planów.- mruknęłaś i płynęłaś w stronę Awa'atlu. Kątem oka widziałaś ogień, kolejny i kolejny.
- Co się dzieje ?.- zapytałaś samą siebie.- O nie...
Nigdy tak nie miałaś. Ogień pojawiał się tylko wtedy, kiedy byłaś za długo pod wodą. Nigdy, kiedy na powierzchni.
Musiałaś szybko wyjść z wody.
- O nie o nie o nie...- wskoczyłaś na mostek i zaczęłaś oddychać ciężej.- Spokojnie, to zaraz minie.
Zaczęło cię boleć serce. Zacisnęłaś mocno powieki, aby powstrzymać łzy z bólu.
Już miałaś kogoś zawołać, ale pomoc już stała nad tobą.
Te same żółte oczy, w których się zatraciłaś.
- Co się dzieje ?.- kucnął przy tobie.
Jednak ty zamknęłaś oczy.
Mam nadzieje, że rozdział wam się spodobał!
Miłego dnia/nocy!❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro