nine
Minęły dwa tygodnie. Podczas tych czternastu dni, Park odwiedzał starszego codziennie i czasami zasypiał koło wyższego.
-Yoonie, martwię się. A-a jeśli nie znajdzie s-się szpik n-na czas? - wyjąkał, czując pojedyncze łezki.
-Hej, mały, nie płacz. - uśmiechnął się smutno Min. - Walczę dla ciebie... Dla was... - dotknął lekko wypukłego brzuszka partnera.
-Skąd w-wiesz? N-nic ci nie m-mówiłem. - pociągnął noskiem.
-Twoja mama wypaplała. Ale to dobrze, mam więcej powodów, żeby walczyć. - położył żylastą, strasznie bladą dłoń na policzku uśmiechającego się Jimina i zaczął go po nim głaskać. - Uwierz, szpik się znajdzie. - uśmiechnął się Min.
•••
-Jimin?! Jiminie, obudź się! - chłopak wybudził się ze snu i rozejrzał się. Yoongi miał włosy. Yoongi nie był aż tak blady. Yoongi żył.
-Yoonie? Nic ci nie jest! - pisnął i rzucił się starszemu na szyję, zaczynając obcałowywać całą twarz Yoongiego.
-A co miałoby być? Dobra, w dupę ze mną. Co ci się śniło? Płakałeś i krzyczałeś. Nie możesz w takim stanie się stresować, a co dopiero bać. - wyszeptał. Czyli to wszystko było snem?
-Ż-że miałeś b-białaczkę. - wtulił się mocno w starszego. - Ale jesteś. Szczęśliwy i zdrowy. Z nami. - zachichotał Jimin. - Kocham was. - pisnął.
-My ciebie też. Będziesz idealną mamusią.
•••
-Ggukie? Śpisz? - szepnął Tae.
-Nie, co jest? Jesteś strasznie blady.
-N-niedobrze mi.
-Hej, już dobrze. Zanieść cię na balkon, czy do łazien-
Nie zdążył dokończyć, bo Taehyung na wątłych nogach, pobiegł do łazienki, a Jeon zaraz za nim.
a/n tak dla ścisłości; białaczka Yoongiego to tylko sen Jimina
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro