7. Nowości
*Lydia*
Impreza dobiegła końca około trzeciej w nocy. Byłam wykończona, ale szczęśliwa. Wszyscy przeżyli. Malia i Liam jakoś nad sobą zapanowali. Kiedy tłum nastolatków opuścił dom, razem z Kirą szybko ogarnęłyśmy większość pomieszczeń. Następnie Scott zwołał naradę stada w salonie. Gdy rozmawialiśmy o odszyfrowanej liście do pokoju wpadł zdyszany Mason.
- Hej, nie wiecie może gdzie znajdę Lenę? – zapytał, z trudem łapiąc oddech.
- Pewnie jest już w domu – odrzekła Malia. – A teraz przepraszam, ale załatwiamy tu pewną pilną sprawę, pierwszaku.
Ciemnoskóry zignorował zaczepkę i kontynuował wyjaśnienia. – Nie pojechała do domu, ponieważ to ja ją tu przywiozłem i miałem również odwieźć, ale ona zniknęła. – Już chciałam się wtrącić, ale Mason mnie wyprzedził. – Tak, dzwoniłem. Włącza się poczta głosowa. Pytałem też ludzi z imprezy. Podobno koło północy wyszła na zewnątrz, ale nikt nie widział, żeby wróciła.
Momentalnie podniosłam się z kanapy. – Musimy jej poszukać. Nie wybaczę sobie, jeśli coś jej się stanie.
Scott i reszta paczki również wstała i zaczęła narzucać na siebie bluzy i kurtki.
- Spokojnie, pewnie daleko nie odeszła – próbował pocieszyć mnie Stiles.
- Właśnie, jestem przekonany, że zaraz się znajdzie – powiedział McCall.
Wyszliśmy z domku i ruszyliśmy w stronę lasu. Na skraju drzew rozdzieliliśmy się. Wszystkie istoty nadnaturalne zerwały się biegiem, każda w swoją stronę. Stiles został w środku na wypadek, gdyby sama wróciła. Ja poszłam z Masonem, zwykłym ludzkim tempem. Przeszukaliśmy kilka kilometrów zarośli. Byliśmy już bardzo zmęczeni, gdy nagle usłyszeliśmy wycie wilka. Wiedziałam, że to sygnał od Scotta lub Liama.
- Chyba powinniśmy wracać – zwróciłam się do Masona.
- Ale przecież jeszcze jej nie znaleźliśmy – zaprotestował chłopak.
- Tutaj mogą być wilki, słyszałeś przecież wycie. Może innym się poszczęściło.
- No dobrze – ustąpił brązowooki.
Pojawiliśmy się na ganku jako przedostatni. Brakowało tylko Scotta. Po kilku minutach oczekiwania w końcu wyszedł z gąszczu. Na rękach niósł... moją siostrę! Całą we krwi! Podszedł szybko do drzwi i otworzył je kopniakiem. Wkroczył do salonu i delikatnie ułożył Lenę na kanapie. Pod moimi powiekami wezbrały słone, gorące łzy. Kto mógł jej to zrobić? Podeszłam bliżej i pogłaskałam jej brązowe włosy. Podniosłam wzrok i napotkałam smutne spojrzenie Scotta. Kiwnął głową w stronę łazienki. Zrozumiałam. Pocałowałam siostrę w czoło i ruszyłam za Alfą na stronę. Chłopak zamknął drzwi i powiedział:
- Wiesz co to oznacza, prawda?
- Niestety tak – rzuciłam smutno.
- A co jeśli ona umrze? – zapytał Scott.
- Nie wiem! – wykrzyknęłam i z bezsilności zaczęłam uderzać w jego tors. Nie potrafiłam dalej tłumić łez. Spłynęły wielkimi strumieniami po moich zaróżowionych policzkach. – Miałam jej pilnować... Dlaczego to nie mogło przytrafić się mnie...?
- Kiedyś już się przytrafiło, pamiętasz?
Wspomnienia tamtej nocy nawiedzają mnie do tej pory w najgorszych koszmarach. Peter Hale. Pazury. Kły. Te świecące czerwienią oczy. I ból. Najgorszy jaki w życiu czułam. Tak bardzo współczułam Lenie, bo przeżyłam to samo piekło. – Ale kto mógł jej to zrobić? – wyszeptałam.
Scott objął mnie swoimi silnymi ramionami i mocno przytulił. – Nie wiem, ale na pewno się dowiem. A teraz już się uspokój. Wszystko będzie dobrze. Lena przeżyje....
- Może i tak, ale będzie wilkołakiem!
- A czy to takie złe? – obruszył się mój przyjaciel.
- Nie o to mi chodziło. Będzie musiała się wiele nauczyć, wycierpieć, a ma dopiero szesnaście lat. Jako wilkołak nie będzie mieć normalnego życia. – W tym momencie Scott już chciał coś powiedzieć, ale nie dałam mu dojść do słowa. – Tak, wiem. Ty prowadzisz zwyczajne życie, Malia też. Ale zajęło wam wiele czasu, aby nad sobą zapanować. Ona będzie chciała zabić WSZYSTKICH, Scott. Was, mnie, mamę, a może i całe miasto! Szkolenie tak ją pochłonie, że nie będzie miała czasu na szkołę, ani znajomych. Ona nie jest gotowa tyle poświęcić! – Westchnęłam. – Miała być szczęśliwa z dala od tej całej nadnaturalnej społeczności i zagrożeń. Wystarczy, że Liam... - Nagle coś przyszło mi do głowy. – Liam! – Wypadłam z łazienki jak oparzona i pognałam do salonu. Stanęłam przed Liamem i zapytałam wprost – Czy to twoja wina?!
- Cco? – zająknął się blondyn.
- Czy to ty zrobiłeś to mojej siostrze?!
- Ja nie... Ja... Chyba... Tak – padło w końcu z jego ust.
Krzycząc rzuciłam się na niego z paznokciami. – Jak mogłeś?! ONA CI UFAŁA! – Nagle poczułam czyjeś delikatne ramiona na mojej talii.
- Spokojnie – usłyszałam tuż przy uchu głos Stilesa. – Daj mu się wytłumaczyć.
- Nie! Mam w dupie jego tłumaczenia! On nie ma prawa przebywać z nią w tym samym pomieszczeniu! Nie chcę go więcej widzieć i dopilnuję, żeby Lena również się do niego nie zbliżała! Ja...
- Ciiii, kochanie. – Stiles zamknął mnie w szczelnym uścisku. Wtuliłam się w niego, zostawiając smugi łez na jego koszuli. Usłyszałam trzaśnięcie drzwi. Chciałam sprawdzić, kto wyszedł, ale ciemnowłosy mi nie pozwolił. Jeszcze mocniej przytulił mnie do siebie. Objęłam go w pasie i odwzajemniłam uścisk.
- Liam – zaczął groźnie Scott. – Opowiedz, co się stało.
- Ja byłem... w jakimś sensie nie sobą... Widziałem tylko czerwień. Wszystko było zamazane, niewyraźne. Ogarnęła mnie jakaś dziwna potrzeba... mordu czy czegoś takiego. Zobaczyłem jasne, mocne, srebrzysto-złote światło. Oślepiało mnie. Pobiegłem tam i zacząłem drapać tę świecącą rzecz. Była miękka i ciepła. Wtedy poczułem na rękach coś mokrego. Nagle usłyszałem głos. Twój głos Scott. Wołałeś mnie, ale byłeś daleko. Światło pode mną jarzyło się coraz jaśniej i pulsowało. Zatopiłem w nim zęby. I gdy już zaczynało gasnąć, znowu dotarło do mnie twoje wołanie oraz coś, co brzmiało jak pisk tysiąca nastolatek na koncercie One Direction...
- To był wynalazek łowców. Pożyczyłem go od Chrisa, by cię złapać – wyjaśnił Alfa.
- Co było dalej? – chciała wiedzieć Kira.
- Zostawiłem to światło, aby jak najszybciej znaleźć się tak daleko od tych pisków jak to tylko możliwe.
- I zostawiłeś ją?! – wybuchnęłam. – Całą podrapaną, zakrwawioną, a do tego ugryzioną?!
- Nie wiedziałem, że to Lena! – wykrzyknął Liam. – Mówię, że widziałem tylko oślepiające światło. Było z resztą trochę podobne do twojego, ale dużo jaśniejsze.
- Jak to „mojego"? O co chodzi? – zdziwiłam się.
- Kiedy jesteśmy w postaci wilkołaka, widzimy w podczerwieni, ale każdy człowiek czy istota nadnaturalna ma swoje światło. Doświadczone wilkołaki potrafią je rozpoznawać i przypisywać do poszczególnych gatunków. Na przykład banshee są srebrno-złote, wilkołaki pomarańczowe, ludzie zieleni, a kojotołaki błękitne. Do tego w zależności od mocy, światło jest jaśniejsze lub ciemniejsze. Twoje jest bardzo jasne – zakończył Scott.
- Ale, gdy Liam zostawiał Lenę, jej światło gasło. Czy to znaczy, że straciła swoje moce? I w ogóle to jakie moce? Przecież zgodnie z tym, co powiedziałeś, powinna się świecić na zielono, tak?
- Nie do końca. Może i była człowiekiem, ale ty jesteś banshee, więc myślę, że Lena miała zadatki na banshee i dlatego nie świeciła się na zielono. Nie miałaś w rodzinie innej banshee? Twoja prababcia, albo jakaś ciotka nie miała nadzwyczajnych zdolności?
- Chyba nie, ale nie wiem tego na pewno. Postaram się dowiedzieć czegoś więcej. Ale odbiegamy od tematu. Musimy coś z robić z tym szczeniakiem – zadecydowałam.
Liam skulił się w sobie. – Lydia, ja naprawdę nie wiedziałem, że to Lena. Myślisz, że gdybym wiedział, to zrobiłbym jej to?
- Skąd mam wiedzieć? Nie znam cię. Nic o tobie nie wiem.
- Odpowiedź brzmi nie. Zapytaj Scotta, on może wyczuć czy mówię prawdę czy nie.
- To nie będzie konieczne – przerwał nam Alfa. – Słuchałem twojego serca przez całą opowieść. Nie kłamałeś. Ja ci wierzę.
- Ja też – powiedziała Kira.
Wszyscy zgodnie stwierdzili, że Liam mówi prawdę. Ja również nie miałam co do tego żadnych wątpliwości. Mimo wszystko uważałam, że był dobrym chłopakiem, ale na razie postanowiłam mieć go na oku. Tak na wszelki wypadek. Jednak teraz miałam ważniejsze sprawy na głowie. Moją siostrę, która prawdopodobnie zmieni się w krwiożerczą bestię.
- Co z tym zrobimy? – zapytałam zebranych w salonie osób.
- Poczekamy. Może nic się nie stanie – powiedział Dunbar.
Rzuciłam mu mordercze spojrzenie. – Nie bądź głupi Liam, każdy ugryziony staje się wilkołakiem albo umiera. Nie ma wyjątków...
- Może stać się banshee. Jak już Scott zauważył, ty jesteś banshee, a światło Leny było srebrno-złote, więc istnieje duże prawdopodobieństwo, że ona będzie jak ty – zasugerowała japonka.
- W porządku. Może i tak się stanie, jednak na razie musimy jej pilnować dwadzieścia cztery na dobę.
Wszyscy zgodzili się na role nianiek. Niestety pozostawał jeszcze stan Leny. Leżała na kanapie, brudząc jasne obicie świeżą krwią.
- Jak mam ją w takim stanie pokazać mamie?! – zapytałam.
- Może przenocować u mnie – zaproponował Liam.
Sapnęłam z oburzenia. – Nawet o tym nie myśl, szczeniaku. To ty ją tak urządziłeś!
- Przecież nie zrobiłem tego celowo! I przeprosiłem! – usprawiedliwiał się młody beta.
- Możliwe. Ale nadal cię nie lubię – poinformowałam go wprost.
Chłopak już chciał protestować, ale przeszkodził mu Mason. – To może zostanie tutaj? Nikt jej nie zobaczy...
- A kto będzie jej pilnować? – chciał wiedzieć Stiles.
- Ja – powiedział ciemnoskóry. – I tak miałem dzisiaj nocować u Leny, więc nie ma różnicy czy u niej w domu czy tu.
- Mason, doceniamy twoją pomoc, ale ciebie nawet nie powinno tutaj być – zaczął Scott. – I tak widziałeś już dość jak na jeden wieczór. Poza tym, gdyby Lenie nagle odbiło i postanowiłaby cię zabić, nie miałbyś wystarczająco siły, by ją powstrzymać. Albo chociaż przeżyć...
- Ja z nią zostanę – zaoferowałam. – W końcu wszyscy mamy jutro szkołę, a ja na pewno dam radę nadrobić zaległości. Do tego to mój dom, moja siostra i moja odpowiedzialność.
- Lydia, nie przesadzaj. To Lena zdecydowała się iść do lasu, więc nie ma w tym żadnej twojej winy – pocieszał mnie Stiles.
- Ale... - chciałam się sprzeciwić, jednak przyjaciel mi nie pozwolił.
- Będzie dobrze – powiedział, przygarniając mnie do siebie. – A teraz słuchajcie – zwrócił się do reszty. – Mason, Lydia i ja zostaniemy u z Leną. Wy jedźcie do domów i trochę się prześpijcie. Liam, masz nie wychodzić już dzisiaj z domu, choćby nie wiem co się działo. Scott, jeszcze dzisiaj, po krótkiej drzemce, pojedziesz z Kirą do domu pani Martin. Kira, weźmiesz jakieś czyste ubrania dla Leny i Lydii, a ty Scott podjedziesz po rzeczy dla mnie. O 6:30 widzę was tutaj, żebyśmy się mogli przygotować do szkoły – zarządził syn szeryfa.
- A co z moimi rzeczami? – chciał wiedzieć Mason. – Są u Leny w pokoju.
- W takim razie Kira weźmiesz też ubrania Masona. Jeśli pani Martin będzie zadawać pytania, w co wątpię, ponieważ który normalny dorosły wstaje o 5:00 nad ranem (?), powiesz, że jej córki pojechały do ciebie na piżama party, ale była to spontaniczna decyzja, dlatego nie wzięły żadnych ubrań na zmianę. Piżamy im pożyczyłaś, a one nie mogły przyjechać, ponieważ Lena się czymś zatruła i wymiotuje, a ktoś musiał z nią zostać. Na razie tyle wystarczy, wymówki na kolejne dni będę wymyślał na bieżąco – podsumował chłopak. – Jakieś pytania? Nie? To wspaniale. Jakby coś, będziemy w kontakcie.
Wszyscy przystaliśmy na ustalenia bruneta, ponieważ był świetnym strategiem, a do tego bardzo sprytnym i dociekliwym synem szeryfa. Poza tym był skrupulatny i umiał zaplanować kilka wersji jednego planu, na każdą ewentualność. Pożegnaliśmy się i dopiero wtedy spostrzegłam, kto opuścił dom wcześniej. Malia. To nie wróżyło nic dobrego. Kiedy nasi przyjaciele zniknęli, postanowiłam umyć i przebrać Lenę. W domku babci zawsze miałyśmy swoje piżamy i szczoteczki do zębów, tak na wszelki wypadek. Poprosiłam Stilesa by pomógł mi zanieść siostrę do łazienki na piętrze. Podczas gdy ja myłam nieprzytomną brunetkę, chłopak zszedł na dół, zaparzyć herbaty. Przebrałam dziewczynę w piżamę i znów poprosiłam przyjaciela o pomoc w przeniesieniu jej, tym razem wprost do łóżka. Okryłam ją szczelnie kołdrą i całując w czoło na dobranoc wyszeptałam ciche „przepraszam".
- To nie twoja wina – powiedział stanowczo Stiles, gdy tylko wyszliśmy z sypialni Leny.
- Moja... To ja...
- Tak, tak, powinnaś jej pilnować, bla, bla, bla – przerwał mi brązowooki, po czym wyciągnął w moją stronę rękę z kubkiem parującej herbaty z imbirem. Przyjęłam go z wdzięcznością. Zeszliśmy po schodach i usadowiliśmy się na kanapie w salonie. – Zrozum, Lena nie jest dzieckiem. Ma szesnaście lat i może sama podejmować pewne decyzje. Musi również ponosić ich konsekwencje. Nie uchronisz ją przed całym złem tego świata...
- Niestety – wtrąciłam smutno.
- Ale nie możesz też obwiniać się o wszystkie nieprzyjemnie zdarzenia w jej życiu. Jesteś cudowną siostrą Lydio, ale musisz dać jej trochę swobody, wolności podejmowaniu decyzji...
- Raz podjęła jakąś decyzję, i co?! Została ugryziona, co prawdopodobnie zrujnuje, a przynajmniej diametralnie zmieni jej życie!
- Tego co się stało już nie zmienisz, ale teraz będziesz mogła jej pomóc. Wesprzeć ją, nauczyć o tym nowym dla niej świecie...
- Jak? Przecież dla mnie on też jest cały czas nowy...
- Poradzisz sobie. Z resztą, nie będziesz sama. Wszyscy ci z chęcią pomożemy. Masz mnie, Scotta, Kirę a nawet Liama – na wzmiankę o pierwszoklasiście, prychnęłam pogardliwie. – Nie skreślaj go jeszcze. To również dla niego jest bardzo świeże, nie panuje nad tym.
- No dobrze, może i masz trochę racji. – Wypiłam resztkę herbaty, po czym odstawiłam kubek na stolik przy kanapie. – Postaram się.
- Bogu niech będą dzięki! – ucieszył się Stiles i również dopiwszy swój napój, odstawił naczynie na blat stolika. Rozmawialiśmy jeszcze długo. Tematy były przeróżne. Impreza, szkoła, znajomi. W końcu poruszyliśmy interesujący mnie temat.
- Chciałam cię przeprosić – zaczęłam.
- Przeprosić? – zdziwił się brunet. – Za co?
- Za moje zachowanie. Przeze mnie Malia wyszła i zgaduję, że jest na ciebie nieźle wkurzona.
- Jak zwykle obraziła się o nic. Mówiłem jej, że nie ma powodów do zazdrości, ale ona nie rozumie...
- Stiles, nazwałeś przy niej inną dziewczynę „kochaniem". Myślę, że poczuła się odrzucona i dlatego wyszła.
- Nie mam już do tego siły – wyznał chłopak. – Od pewnego czasu jest coraz gorzej. Nie mogę się z tobą spotkać ani nawet na ciebie spojrzeć, by nie wywołać sceny zazdrości.
- Nie wiem, co mam ci na to poradzić – stwierdziłam, ze skruchą.
- Nie musisz nic robić. To ja już dawno powinienem przeprowadzić z Malią poważną rozmowę, jednak odkładałem to jak mogłem. Teraz już wiem, że nie mogę odwlekać nieuniknionego. Jutro z nią porozmawiam, ale teraz chodźmy już spać.
I tak wtuleni w siebie, na kanapie w salonie, w domku mojej babci, zapadliśmy w płytki sen, z którego mógł wyrwać nas byle szmer na zewnątrz.
xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
Hejka! Wiem, wiem, obiecałam rozdział dawno temu... I już go nawet miałam do połowy, ale niestety, nauczyciele postanowili zrujnować mi życie. Tu kartkówka, tam sprawdzian, do tego jeszcze odpytywanie i dwa wypracowania na 250 słów.... Ach, kocham liceum... Dobra, koniec z tym przynudzaniem. Cieszę się, że gwiazdkujecie i komentujecie, bo to daje mi mega kopa do pisania. Nie będę wam znów obiecywać następnego rozdziału na konkretny termin, bo to za bardzo nie ma sensu, znowu mi wpadnie jakiś sprawdzian czy coś równie fajnego, dlatego powiem tak - za około miesiąc powinien być następny rozdział - ale wszystko zależy od moich cudownych nauczycieli. A teraz nie przedłużając, miłego czytania i do zobaczenia niedługo.
Wasz Aniołek
PS. Gwiazdkujcie, komentujcie.... no, wiecie o co chodzi :)
stroje - http://www.polyvore.com/my_beacon_hills/collection?id=5746577
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro