6. Pierwsza pełnia
*Mason*
SMS od Liama bardzo mnie zdziwił. „Lena jest u pielęgniarki. Idę ze Scottem do lasu. Weź mój plecak, będzie pod trybunami. Wszystko wyjaśnię, jak wrócę. Proszę i dziękuję". Odpisałem na wiadomość i udałem się po plecak mojego kumpla. Po załatwieniu tej sprawy, poinformowałem trenera, że Lena leży u pielęgniarki i mam pomóc jej wrócić do domu. Trener bez żadnych podejrzeń zwolnił mnie z lekcji. Zaniosłem moje i Liama rzeczy do samochodu, odłożyłem koło plecaka Leny. Następnie zszedłem do gabinetu pielęgniarki. Lena siedziała na krześle naprzeciwko kobiety za biurkiem.
- Dzień dobry – przywitałem pielęgniarkę.
- Dzień dobry. Czego tu szukasz chłopcze?
- Jestem Mason, przyszedłem do Leny.
- Widzę, że masz wielu wielbicieli – rzuciła kobieta do szatynki.
- To moi przyjaciele – wyjaśniła znudzona dziewczyna, jakby mówiła to nie pierwszy raz.
- Za moich czasów...
- Proszę pani – przerwała jej zielonooka. – Czy mogłabym już wrócić na lekcje?
- Niestety moja panno, powinnaś wrócić do domu i odpoczywać. Po takim upadku nie powinnaś się przemęczać.
- Ale pani Stone, czuję się doskonale...
- To nie ma znaczenie – ucięła kobieta. – Młody człowieku, czy mógłbyś zabrać swoją koleżankę do domu i upewnić się, że będzie leżeć w łóżku przynajmniej do czwartku? – zwróciła się do mnie.
- Oczywiście – odparłem z uśmiechem.
- Mason!
- Przykro mi skarbie – rzuciłem z uśmiechem.
Obrażona dziewczyna podniosła się z krzesła i wyszła z pomieszczenia trzaskając drzwiami.
- Do widzenia – pożegnałem panią Stone.
- Do widzenia kochaneczku, uważaj na nią.
- Będę – obiecałem, po czym ruszyłem za drobną szatynką. Dogoniłem ją i z zaskoczenia wziąłem na ręce.
- Mason! Puść mnie zdrajco! Mam zaraz zajęcia! – krzyczała, próbując mi się wyrwać.
- Przykro mi, ale obiecałem coś pielęgniarce, a ja dotrzymuję słowa.
- Muszę iść na łacinę! – zaprotestowała.
- Musisz, to iść do domu i odpoczywać. – W tym momencie stanąłem przy moim aucie. Otworzyłem drzwi, po czym wpakowałem dziewczynę na siedzenie pasażera i zapiąłem jej pasy. Zablokowałem samochód i wyruszyłem na poszukiwania pana Sanders i pani Parker. Po piętnastu minutach znalazłem ich w sali chemicznej.
- Dzień dobry. Przepraszam, że przeszkadzam, ale chciałem usprawiedliwić nieobecność Leny Martin na zajęciach z łaciny.
- A dlaczego ona sama nie mogła się usprawiedliwić? – zapytał nauczyciel.
- Ponieważ miała wypadek i pojechała do domu. Nie będzie jej w szkole do czwartku.
- W takim razie, dziękujemy za informacje.
- Do widzenia.
Wyszedłem z klasy i wróciłem do Leny. Spała na fotelu, zwinięta w kłębek. Otworzyłem samochód i zawiozłem ją pod wspomniany przez nią wcześniej adres. Wyjąłem klucze z jej plecaka, po czym zarzuciłem go sobie na ramię i wziąłem śpiącą dziewczynę na ręce. Otworzyłem drzwi i zaniosłem Lenę na kanapę w salonie. Zamknąłem drzwi, odłożyłem klucze do czarnego plecaka i zdjąłem swoje buty. Następnie ściągnąłem też białe vansy Leny, po czym odstawiłem je do hallu. Z powrotem wziąłem dziewczynę na ręce i zaniosłem ją do jej pokoju, a przynajmniej miałem nadzieję, że pierwszy po lewo jest jej.
- Mason, co robisz? – zapytała dziewczyna, budząc się na chwilę.
- Zanoszę cię do twojego łóżka.
Lena rozejrzała się po pokoju nieprzytomnym wzrokiem. – To pokój Lydii. Mój jest naprzeciwko.
Przeniosłem dziewczynę do jej pokoju i położyłem delikatnie na łóżku. Dziewczyna już chciała iść dalej spać.
- Hej, nie zasypiaj jeszcze. Musisz się przebrać. Tak będzie ci niewygodnie – powiedziałem spoglądając na jej strój.
- Cokolwiek, tylko daj mi spać – wymruczała.
Westchnąłem i zrezygnowany podszedłem do szafy, aby znaleźć jakąś wygodniejszą do spania koszulkę. Przejrzałem kilka bluzek i w końcu wyciągnąłem ogromny granatowy T-shirt z białym napisem „Najlepszy tata na świecie". Byłem ciekawy, dlaczego ma koszulkę taty, ale postanowiłem zapytać o to później. Podszedłem do dziewczyny i rozpiąłem suwak z tyłu spódnicy. Ściągnąłem ją i uśmiechnąłem się na widok fig koleżanki. Były różowe w złote gwiazdki. Zdjąłem z niej czerwony crop top, pod którym miała zwykły biały stanik. Ubrałem pannę Martin w znalezioną wcześniej koszulkę, a ona wczołgała się pod kołdrę. Potrząsnąłem lekko jej ramieniem.
- Lena, chcesz coś do picia?
- Mason... niewygodnie mi – poinformowała mnie.
- No i co ja mam z tym zrobić? – zapytałem ją jak małego dziecka.
- Pomóż mi – poprosiła.
- Mam zdjąć ci stanik?
- Mhm.
- Jesteś pewna?
- Taaak – wybełkotała.
Przewróciłem oczami i wykonałem jej prośbę, po czym powiesiłem jej ubrania na krześle przy biurku. Postanowiłem zaparzyć jej herbatę.
- Mogę skorzystać z czajnika?
W odpowiedzi mruknęła coś co brzmiało jak „Liam". Uznałem to za zgodę. Zszedłem na dół do kuchni. Znalazłem czajnik, herbatę o smaku owoców leśnych i dwa porcelanowe kubki. Wstawiłem wodę, po czym otworzyłem lodówkę. Wyjąłem z niej dwie brzoskwinie. Czułem się tu jak w domu. Znałem Lenę zaledwie dwa dni, a miałem wrażenie jakbym znał ją od urodzenia. Może po prostu wzbudzała zaufanie. Albo ufałem jej, bo mój brat ufał jej siostrze zanim zginął. W tym momencie woda się zagotowała. Zalałem kubki wodą, wziąłem owoce i zaniosłem wszystko na górę. Postawiłem na biurku dziewczyny. Usiadłem obok niej na łóżku i zerknąłem na budzik. Wskazywał 15:47.
- Lena, zrobiłem ci herbatę.
- Daj mi spać, Mason.
- To chociaż zjedz brzoskwinię.
- Strasznie marudzisz, wiesz? – powiedziała, podnosząc się do pozycji siedzącej. Podałem jej owoc i kubek. Naczynie postawiła na nocnej szafce. Wzięła gryz, po czym zaczęła bardzo poważnie. – Słuchaj, gdy szłam do pielęgniarki, spadłam ze schodów i uderzyłam się w tył głowy. Chyba straciłam przytomność, ale wszystko słyszałam. Nie jestem tylko pewna, czy to nie wytwór mojej wyobraźni, ale na jakieś 97% to wydarzyło się naprawdę. Liam powiedział, że przykro mu z powodu całej tej sytuacji. On... chciał nam wszystko powiedzieć, wyjaśnić, jednak Scott mu zabronił.
- McCall? A co on ma z tym wspólnego – zdziwiłem się.
- Zaraz ci wszystko wyjaśnię. Scott jest... on...
- No wykrztuś to – popędziłem ją.
- Wilkołakiem – wyrzuciła z siebie i zmierzyła mnie wzrokiem.
Wybuchnąłem śmiechem. – Żartujesz, prawda? – Pokręciła przecząco głową. – Mówisz serio? Przecież wilkołaki nie istnieją.
- Też tak myślałam i ciężko mi w to uwierzyć, ale to chyba prawda.
- Czy powiedział coś jeszcze? – chciałem wiedzieć.
- Podobno wtedy w szpitalu, Scott ugryzł Liama i on teraz też jest wilkołakiem. – Już chciałem jej przerwać, ale mnie powstrzymała. – To nie wszystko. Każdy z paczki mojej siostry to jakaś istota nadnaturalna. Nie wiem jaka, bo mieliśmy z Liamem trochę mało czasu. Tylko Stiles jest człowiekiem, ale wie o wszystkim. A Hayden to niańka twojego przyjaciela. On też jeszcze do końca w to nie wierzy. Gdy to wszystko mówił myślał, że jestem nieprzytomna i uważał, że to lepiej, ale on po prostu musiał mi to wszystko wytłumaczyć. On chce nas chronić, bo im więcej wiemy, w tym większym jesteśmy niebezpieczeństwie. A później... - Uniosłem pytająco brwi. – Yyy... przyszła pielęgniarka.
- Coś kręcisz. Powiedz, co się naprawdę wydarzyło – poprosiłem.
- Ale...
- Lena, jesteśmy przyjaciółmi, pamiętasz? Możesz mi wszystko powiedzieć.
- No dobra. Liam... powiedział, że... jestem cudowna... i... pocałował mnie – wyjawiła, po czym spiekła raka i spuściła wzrok.
- Och, to cudownie – podekscytowałem. – To znaczy, że ci się nie przyśniło.
- Naprawdę tak myślisz?
- No tak, nie mogłaś sobie wyobrazić tego pocałunku. Potrafiłabyś go dokładnie opisać?
- No wiesz...
- Nie musisz tego robić – uspokoiłem ją. – Chcę tylko wiedzieć czy byś umiała.
- Tak.
- W takim razie to wydarzyło się naprawdę.
Gadaliśmy jeszcze przez kilka godzin, na przeróżne tematy. Szkoła, znajomi, dzieciństwo i inne. Niespodziewanie usłyszeliśmy dzwonek mojego telefonu. Zanim odebrałem zerknąłem na godzinę. 18:30.
- Cześć mamo.
- Mason, gdzie jesteś?!
- U przyjaciółki, zasłabła w szkole, więc odwiozłem ją do domu i zaopiekowałem się nią.
- O której wrócisz do domu?
- Nie wiem. – Zakryłem mikrofon ręką i szepnąłem do Leny – Mogę zostać u ciebie na noc?
- Jasne, tylko jedź do domu po coś do spania i ubrania na jutro.
- Okey, dziękuję. – Wróciłem do rozmowy z mamą. – Dzisiaj nocuję u Leny, za pół godziny będę po rzeczy do przebrania.
- W porządku, tylko zjedz kolację kochanie.
- Dobrze mamo, do zobaczenia za chwilę. – Rozłączyłem się. – Siedź tu grzecznie, a ja za godzinę jestem z powrotem, tak?
- Nie jestem dzieckiem – naburmuszyła się dziewczyna.
- Niedługo będę – obiecałem, po czym cmoknąłem Lenę w czoło i wyszedłem przed dom. U siebie byłem w dwadzieścia minut. Wpadłem do domu i z prędkością światła wziąłem czystą bieliznę na jutro, jeansy, T-shirt oraz koszulkę do spania. Zapakowałem do plecaka książki na jutro i zszedłem na dół. Pożegnałem się z mamą i życzyłem jej dobrej nocy. Gdy zaparkowałem pod domem Martinów przypomniałem sobie, że nie wziąłem szczoteczki do zębów. No trudno.
- Już jestem – oznajmiłem, wchodząc do pokoju najmłodszej domowniczki.
- Świetnie – fuknęła nadal obrażona dziewczyna.
- Ej, nie gniewaj się – poprosiłem z czułością w głosie.
- No dobrze, wiesz, że nie umiem się długo gniewać – uległa. – Masz wszystko?
- Właściwie to nie. Zapomniałem szczoteczki do zębów.
- Och mam jedną zapasową, mogę ci ją dać – zaproponowała.
- Dzięki. – W tym momencie dostałem SMSa od Liama. „Impreza, w domku babci Lydii. Będą wszyscy. Początek o 20:30". – Lena, wiesz coś o imprezie Lydii?
- Nie. Ale ona zawsze organizuje imprezy bez wiedzy mamy. A ty skąd wiesz o imprezie?
- Liam napisał mi SMSa.
- O której się zaczyna?
- 20:30.
- W takim razie mamy godzinę, żeby się przygotować.
- Nie wziąłem żadnych ubrań na imprezę.
- Jak daleko do domku babci od twojego?
- Niecałe dziesięć minut.
- Wspaniale. Możesz dostać się do domu niezauważony?
- Tak, przez tylne drzwi.
- Świetnie. Daj mi pół godziny.
- Na co?
- Na przygotowania.
- Nie ma mowy. Ty nigdzie nie idziesz. Miałaś odpoczywać, zalecenia lekarza.
- Oj, nie bądź sztywniakiem. Zabawmy się. Poza tym, to impreza mojej siostry. Nic mi nie będzie.
- Niech ci będzie, ale nic nie pijesz.
- Zgoda – powiedziała i z uśmiechem wyjęła jakieś rzeczy z szafy.
Siedziałem na jej rozgrzebanym łóżku, podczas gdy ona brała prysznic. Po dwudziestu minutach wyszła z łazienki w jasnych jeansach i wpuszczonej w nie czerwonej koszuli w kratę. Rękawy podwinęła do łokci. Na nogi wsunęła czarne conversy. Włosy zaplotła w dwa luźne warkocze. Na twarz nałożyła trochę podkładu i pudru, policzki musnęła delikatnym różem. Na powiece namalowała dość grubą kreskę, następnie wytuszowała rzęsy, a usta pomalowała intensywnie czerwoną szminką.
- Jestem gotowa – oznajmiła. – Możemy już jechać.
Zeszliśmy cicho do mojego samochodu. W dwadzieścia minut byliśmy u mnie.
- Idziesz ze mną czy zostajesz?
- Idę – zadecydowała.
- Dobrze, tylko bądź cicho.
Weszliśmy tylnymi drzwiami, potem po schodach na górę i drugie drzwi po prawo. Szybko wygrzebałem jakieś ubrania z szafy i ruszyłem pod prysznic.
- Rozgość się – rzuciłem przez ramię i zamknąłem się w łazience. Prysznic trwał niecałe pięć minut. Następnie ubrałem czarne przetarte jeansy i gładki biały T-shirt. Na nogi wsunąłem bordowe trampki przed kostkę. Spryskałem się perfumami i wyszedłem z łazienki. Lena oglądała zdjęcie stojące na mojej szafce nocnej. – To ja i Taylor w dniu jego piętnastych urodzin.
- Jaki był? Taylor.
- Świetny. Zawsze mi pomagał. Kiedyś pojechaliśmy do zoo, miałem wtedy ze 4 lata, i bardzo chciałem zobaczyć foki. Wychyliłem się przez ogrodzenie, żeby lepiej je widzieć. W pewnym momencie poczułem, że spadam. Taylor mnie złapał, ale sam wpadł do basenu z fokami. Oczywiście nic mu się nie stało, ale mógł się przecież utopić – uśmiechnąłem się na to wspomnienie. – Nie myśl sobie, że się nie kłóciliśmy, o nie. Sprzeczaliśmy się o prawie wszystko.
- Mam tak samo z Lydią. Kłócimy się, ale gdy przyjdzie co do czego, zrobiłybyśmy dla siebie wszystko – uśmiechnęła się do siebie. – Jesteś gotowy?
- Tak. Jedziemy?
Lena pokiwała głową. Wysłałem SMSa do kilku osób ze szkoły z informacją o imprezie. Zapakowaliśmy się do auta, nie budząc nikogo i pojechaliśmy na imprezę Lydii.
*Lydia*
Miałam ochotę go zamordować. A właściwie to ich obu. Miałam teraz zorganizować imprezę?! W niecałe pięć minut?! Zabawne... Ale raczej nie miałam wyboru. Włączyłam muzykę i wyjęłam z szafek jakieś przekąski. Scott i Kira zabrali Liama do domu na wodzie, a Stiles poszedł z Malią do piwnicy. Miałam nadzieję, że wszystko się uda. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je. Przed domem czekał tłum ludzi liczących na świetną imprezę. Na przedzie morza nastolatków stał Mason, a obok niego moja siostra... Zaraz, co?! Moja siostra?! Postanowiłam później się tym zająć. Spojrzałam pytająco na ciemnoskórego chłopaka.
- Hej! – przywitał się. – Dobrze trafiliśmy?
- Na imprezę – uzupełniła Lena.
- Pewnie – odparłam ze sztucznie miłym uśmiechem na ustach i świetnie ukrywaną chęcią mordu w oczach.
Ucieszeni licealiści wlali się do środka. Zaczęli tańczyć, rozmawiać, śmiać się i robić tym podobne rzeczy, które zazwyczaj robi się na imprezach. Postanowiłam skontrolować sytuację. W końcu dom miał iść na sprzedaż, więc wszystko musiało być w idealnym stanie. Przepchnęłam się przez grupkę tańczących w salonie i udałam się do kuchni. W tym momencie do pomieszczenia wszedł mężczyzna wiozący dużą beczkę piwa. Szybko do niego podeszłam.
- Nie zamawiałam piwa – poinformowałam dostawcę. Rzuciłam okiem na etykietę beczki. – A zwłaszcza krajowego.
- Chcesz mi wmówić, że nikt nie będzie pił? – spytał, ogarniając wzrokiem gości w salonie.
Przewróciłam oczami, zastanawiając się nad jego słowami. Zauważyłam szklankę z winem stojącą na moim laptopie.
- Czyja to szklanka?! – zawołałam. Nikt mi nie odpowiedział, więc zabrałam naczynie i odstawiłam na blat, po czym zamknęłam urządzenie. – Laptop kosztował dwa tysiące – mruknęłam do siebie. W tej chwili zauważyłam jak jeden z tych dzieciaków pije najlepsze wino mojej mamy z butelki. – A butelka cztery stówy – warknęłam, wyrywając chłopakowi szkło. – Ile? – zwróciłam się zrezygnowana do dostawcy. Ze zwycięskim uśmiechem wyciągnął z kieszeni paragon i mi go podał. Przeskanowałam kartkę z uwagą. – Za co to sto dolarów? – spytałam.
- Nazywam tę pozycję „Dla mnie wyglądasz na pełnoletnią" – wyjaśnił, mrugając do mnie.
Westchnęłam. W tym momencie zauważyłam Masona wchodzącego po schodach. Musiałam zareagować. – Skoczę po gotówkę – rzuciłam do mężczyzny i popędziłam za ciemnoskórym chłopakiem na górę. Wszedł do ostatniego pokoju w korytarzu, w którym znajdował się kiedyś gabinet. Dopadłam nastolatka i złapałam go za ramię.
- Impreza jest na dole – oświadczyłam mu, po czym ruszyłam po dwie szklanki z winem, stojące na stoliku w kącie pokoju.
- Szukam Liama – wyjawił chłopak.
- Zaginiony świeżak to nie mój problem. – Zabrałam kubki i odwróciłam się do brązowookiego.
- Ale wiesz, że chodzi do pierwszej klasy – wytknął mi.
Wzięłam głęboki oddech, aby się uspokoić. – Widziałam go na dole – skłamałam, biorąc Masona za przedramię i kierując się w stronę drzwi. Jednak po drodze szklanki wypadły mi z dłoni, upadły na podłogę, na szczęście się nie tłukąc, a wino rozlało się na biały dywan. – Tylko nie dywan! – zawołałam. Rzuciłam się na podłogę i próbowałam swetrem zetrzeć plamę.
Ciemnoskóry klęknął obok mnie. – Zejdzie, nie przejmuj się – próbował mnie pocieszyć, ale ja nadal usilnie tarłam materiałem o wykładzinę. – Był cenny? – chciał wiedzieć chłopak.
- Nie, nic tu nie jest cenne – powiedziałam ze smutkiem, zaprzestając poprzedniej czynności. – Wystawiliśmy dom na sprzedaż – wyjaśniłam. – Miał być nienaruszony. Potrzebujemy pieniędzy – zakończyłam ze szklącymi się oczami.
- Przyniosę wodę sodową i sól – zaproponował Mason, wstając. – Plama zejdzie.
Wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi. W tej sekundzie przestałam słyszeć muzykę z dołu. Wstałam i postanowiłam to sprawdzić. Podeszłam i pociągnęłam za klamkę. Znów dało się słyszeć ogłuszającą elektroniczną muzykę. Ponownie przymknęłam i uchyliłam drzwi. Sytuacja się powtórzyła. Zamknęłam wejście i rozejrzałam się po pokoju, próbując to rozgryźć. – Dźwiękoszczelne? – zapytałam sama siebie. Nagle zauważyłam stary gramofon babci, stojący na szafce pod ścianą. Podeszłam do niej i włączyłam odtwarzacz. Natychmiast je usłyszałam. Głosy. Coś do mnie mówiły. Wsłuchałam się uważniej. Szeptały jakieś litery i liczby, nie potrafiłam ich zrozumieć. Nie wiem ile tak stałam i wpatrywałam się w ścianę, ale w końcu zaczęłam pojmować. W pewnym momencie cisza w pokoju została zmącona. Do gabinetu weszła Kira.
- Hej Lydia – zaczęła. Spojrzała na mnie zmartwiona i zapytała – Wszystko gra? – Nadal stałam przed gramofonem i jak zahipnotyzowana patrzyłam przed siebie. – Czego słuchasz?
- Klucza – odparłam. – Do szyfru.
Wysłuchałam płyty do końca, po czym przyniosłam do pokoju laptop i otworzyłam zaszyfrowany dokument. Kliknęłam w miejscu na wpisanie hasła. Niepewnie wystukałam na klawiaturze jedno imię. ALLISON. Udało się. Pojawiły się nazwiska i liczby.
- Co to? – spytała czarnowłosa.
- Spis istot nadprzyrodzonych – uświadomiłam sobie. Numery to wartość każdej osoby. – Lista do odstrzału. – Powiodłam wzrokiem po ekranie. – Jesteśmy na niej.
*Lena*
Impreza trwała w najlepsze od kilku godzin. Tak jak obiecałam Masonowi, nic nie wypiłam. Przechadzałam się między ludźmi ze szkoły, szukając przyjaciela, który jakieś piętnaście minut temu skoczył do toalety i nadal nie wrócił. Po kolejnych kilkunastu minutach zrezygnowałam i postanowiłam się przewietrzyć. Wyszłam z imprezy. Przeskanowałam wzrokiem okolicę, w poszukiwaniu jakiegoś ustronnego miejsca. Las. A właściwie mnóstwo drzew, będących czymś w rodzaju małego parku, jednak roślinność rosła prawie tak gęsto jak w puszczy. Ruszyłam w głąb cienia. Światło księżyca prześwitywało przez liście i gałęzie, tworząc niesamowite srebrne wzory na ściółce. „Pełnia" – uświadomiłam sobie. W pewnym momencie usłyszałam szelest. Szybko odwróciłam głowę w tamtą stronę, jednak nic nie zauważyłam. Wzruszyłam ramionami i postanowiłam wrócić na imprezę. Odwróciłam się i skierowałam się do domku babci. Niedaleko mnie trzasnęła gałązka.
- Halo? – zawołałam w głąb "lasu". – Wiem, że tam jesteś! Pokaż się! – zażądałam.
Nastąpiła chwila absolutnej ciszy. Ucichły wszystkie sowy, nawet wiatr przestał wiać. Uważnie obserwowałam otaczające mnie zarośla. Nagle wyskoczyło z nich... jakieś stworzenie. Przypominało trochę człowieka, trochę wilka. Poruszało się na czterech łapach, o bardzo ostrych pazurach, miało owłosiony pysk oraz kły. Zauważyło mnie i ruszyło w moją stronę. Zerwałam się i biegiem oddalałam od tego miejsca. Niestety owo stworzenie było znacznie szybsze. Powaliło mnie na ziemię i zaczęło zatapiać we mnie swoje pazury. Ból przesłonił wszystko inne. Był nie do zniesienia. Jakby ktoś ciął moją skórę tysiącem, a może milionem najostrzejszych noży. Na wpół przytomna próbowałam go odepchnąć, jednak był zbyt silny. W tym momencie usłyszałam krzyk.
- Liam! Gdzie jesteś?! – Dziwne. Głos brzmiał znajomo, ale był zniekształcony, jakbym znajdowała się pod wodą. – Liam!
Zwierzę nie przestawało drapać. Wątpiłam czy na moim ciele została chociaż odrobina skóry. Nagle przestałam czuć pazury. Odetchnęłam z ulgą, myśląc, że stworzenie ustąpiło. Jednak po chwili zrozumiałam, jak bardzo się myliłam. Poczułam jego zęby, wbijające się w moje ramię. To był dopiero ból. Wrażenie było takie, jakbym zaraz miała zemdleć. Wtedy znów usłyszałam wołanie. Było teraz znacznie głośniejsze. Chyba dochodziło z bliższej odległości.
- Liam! Liam! – Stworzenie zareagowało natychmiast. Odskoczyło ode mnie, łapiąc się za głowę. Mrugnęłam, by pozbyć się ogarniającej mnie czerni. Zdążyłam jeszcze zauważyć jak stwór ucieka, a za nim biegnie jeszcze jeden kształt – ludzki. Chciałam zawołać, żeby był ostrożny, ale moje ciało odmówiło współpracy. Leżałam w ciemnym lesie, na ziemi, nie mogąc ruszyć choćby małym palcem. Do głowy przyszło mi najgorsze – „Zginę tutaj. Nikt mnie nie znajdzie. Nikt nigdy się nie dowie, co tu zaszło. A co jeszcze gorsze, ja też się nie dowiem". Wzięłam głęboki oddech, żeby się uspokoić i spojrzałam w niebo. Tarcza księżyca była dokładnie nade mną. Jego blask mnie oślepiał, jednak uparcie się w niego wpatrywałam. Dlaczego? Nie mam pojęcia, ale coś mnie w nim przyciągało. Jego światło napełniało mnie nadzieją, że może jednak ktoś mnie znajdzie, że może jednak dziś nie umrę. Z takimi myślami i wpatrzona w niebo zemdlałam.
xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
Hej! Jestem z kolejnym rozdziałem. Ten jest chyba najdłuższy. Mam nadzieję, że podoba wam się to odpowiadanie. Dziękuję za wszystkie gwiazdki i komentarze. Jesteście cudowni. Ach, no i jeszcze jedna wiadomość - 1K wyświetleń! Dzięki, dzięki, dzięki! Jestem tak wdzięczna i tak się cieszę, że jak to zobaczyłam to zaczęła skakać po pokoju :) . Mam nadzieję, że wszystkiego będzie jeszcze więcej. I jeszcze jedno. Z okazji rozpoczęcia roku życzę wam wszystkim udanego roku szkolnego, wspaniałych ocen, nowych przyjaciół i ogólnie, żebyście spędzili te chwile jak najlepiej. Niestety jest też zła wiadomość. Ponieważ będę miała teraz mnóstwo nauki, rozdziały będą się pojawiać najprawdopodobniej raz w miesiącu. Jeszcze raz dzięki i gwiazdkujcie, komentujcie itd. Kocham was
Wasz Aniołek
PS. stroje - http://www.polyvore.com/my_beacon_hills/collection?id=5746577
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro