4. Zmiana
*Lena*
Kiedy się obudziłam, było około 6:00, a Liama nie było w łóżku. Było to dziwne, ponieważ dopierokoło 7:00 miał mieć zakładany gips. Wstałam i wyszłam na korytarz. Zapytałam przechodzącą pielęgniarkę, czy nie widziała mojego przyjaciela.
- A jak się nazywa?
- Liam Dunbar.
- Niestety, został wypisany ze szpitala dzisiaj rano.
- Jak to wypisany? Miał złamaną nogę i prawie nie mógł chodzić. To niemożliwe.
- A jednak tak właśnie było. Przykro mi, mam dużo pracy.
Odeszła, zostawiając mnie z mnóstwem pytań w głowie. Postanowiłam znaleźć mamę Scotta, może ona powie mi coś więcej. Najpierw jednak zabiorę moje rzeczy ze szpitalnego pokoju. Po wzięciu rzeczy moich i Liama z sali, ruszyłam na poszukiwania pani McCall. Po drodze wpadłam na jakiegoś pacjenta i wylałam na siebie kubek kawy, którą niósł w ręku. Niestety nie zastałam poszukiwanej pielęgniarki, ponieważ akurat pomagała przy operacji. Zrezygnowana chciałam wrócić do domu, ale przypomniałam sobie, że wczoraj przyjechałam z Isaaciem i chłopakami jeepem Stilesa i teraz nie miałam jak dotrzeć do domu. Usiadłam na krześle w poczekalni i wyjęłam z kieszeni telefon. Miałam 4 nieodebrane połączenia od mamy i 3 od siostry. Do tego został mi tylko 1% baterii. Po prostu świetnie. Szybko wybrałam numer Lydii. Po chwili w końcu odebrała.
- Czy ty zwariowałaś? Wiesz jak mama się martwiła? Gdzie byłaś? – zasypała mnie lawiną pytań.
- Stop! – przerwałam jej. – Chętnie bym ci wszystko opowiedziała, ale za pół minuty rozładuje mi się telefon, więc wyjaśnię ci później. A teraz proszę przyjedź po mnie. Jestem w szpitalu i nie mam czym wrócić, bo wczoraj przyjechałam z chłopakami i...
- Jesteś w szpitalu?! Miałaś wypadek? Czy to poważne? – zmartwiła się rudowłosa.
- Lydia, wszystko w porządku. Jestem w szpitalu, ale to nie ja doznałam kontuzji. Proszę, weź moje książki i jakieś ubrania na dzisiaj i przyjedź po mnie, bo wczoraj nie pomyślałam, że może się stać coś takiego i jestem totalnie nieprzygotowana. Obiecuję, że wszystkiego się dowiesz w drodze do szkoły. I jeszcze jedno...
Niestety nie zdążyłam dodać, że nie jadłam nic od wczorajszego lunchu, bo mój telefon postanowił się rozładować. Cudownie. Nasz dom znajduje się na drugim końcu miasta, więc Lydia będzie tu najwcześniej za pół godziny. Na szczęście o godzinie 6:30 ulice nie są zatłoczone. Wyjęłam z plecaka książkę od angielskiego i postanowiłam pouczyć się na dzisiejszą kartkówkę. W końcu i tak nie miałam nic lepszego do roboty. Po około 40 minutach przyjechała moja siostra. Wzięłam od niej ubrania, które wybrała.
- Poczekaj tutaj. Pójdę wziąć prysznic – oznajmiłam Lydii i ruszyłam w stronę łazienek.
Zdjęłam wczorajsze, brudne od kawy ubrania. Rozpuściłam włosy, po czym rozczesałam je. Wzięłam szybki prysznic, a następnie wytarłam się szarym ręcznikiem szpitalnym. Prawie zemdlałam, gdy zobaczyłam ubrania, które moja ukochana siostrzyczka dla mnie przygotowała. Czarna, bardzo obcisła mini spódniczka, czerwony crop top na ramiączka i czerwone, lakierowane szpilki, które na 100% nie były moje. Lydia musiała przynieść mi jedne ze swoich butów. Na moje nieszczęście miałyśmy ten sam rozmiar. Założyłam spódniczkę i top, ale na nogi wsunęłam białe vansy, jedyną część mojej garderoby, która nie ucierpiała, podczas spotkania z kawą. Włosy spięłam w wysokiego kucyka. Wszystko to zajęło mi 20 minut. Wyszłam z łazienki i znalazłam Lydię.
- Dlaczego nie założyłaś szpilek, które ci przyniosłam? – zapytała, biorąc ode mnie swoją własność.
- Przesadziłaś. Wyglądam jak zdzira. A buty tylko dopełniłyby całości, więc... NIE.
- Oj no weź. Nie gniewaj się na mnie – pocałowała mnie w policzek. Uśmiechnęłam się do niej. Nie potrafiłam być długo zła, zwłaszcza na siostrę. – A teraz, skoro już się nie gniewasz, mogę zająć się twoim makijażem.
- Lydia... - Rzuciła mi szczenięce spojrzenie. – No dobrze, ale delikatny, błagam.
- Obiecuję.
Poddałam się i pozwoliłam jej zrobić sobie makijaż. Skontrolowałam swoje odbicie w ekranie mojego telefonu. Warstwa podkładu, kreska eyelinerem, odrobina tuszu do rzęs i policzki przyprószone różem.
- Muszę przyznać, że nieźle ci to wyszło – skomentowałam. – A teraz jedźmy do szkoły, bo się spóźnimy.
Lydia spojrzała na wyświetlacz telefonu. – Faktycznie, jest już prawie 7:40! Zabieraj swoje rzeczy i chodź. Przepakujesz się w samochodzie.
Dotarłyśmy do auta. W pośpiechu zapięłyśmy pasy i ruszyłyśmy do szkoły. Wymieniłam książki z wczoraj, na te dzisiejsze, po czym wszystkie niepotrzebne rzeczy, włącznie z moimi ubraniami rzuciłam na tylne siedzenie. Lydia posłała mi zniesmaczone spojrzenie.
- Obiecuję, że zabiorę je dziś wieczorem, jak tylko wrócę do domu.
- No dobrze. A teraz opowiadaj, jak wylądowałaś w szpitalu.
- Zaczęło się od tego, że musiałam poczekać na Stilesa lub Scotta, ponieważ miałaś do późna lekcje. Chłopcy brali udział w eliminacjach do drużyny. Postanowiłam zostać i pokibicować Liamowi, który również chciał grać w lacrosse. Niestety, był tak dobry, że Stilinski i McCall nie mogli się z tym pogodzić. Rzucili się na niego i „przypadkiem" złamali mu nogę. Podjechał Isaac i zabrał nas do szpitala. Wczoraj pilnowałam Liama i chyba zasnęłam. Kiedy się obudziłam Dunbara nie było, a pielęgniarka powiedziała mi, że rano został wypisany. Nawet nie miał założonego gipsu! Chciałam znaleźć Melissę, ale pomagała przy operacji, więc zdecydowałam, że pojadę do domu. Jednak nie miałam transportu i dlatego zadzwoniłam po ciebie. Resztę już znasz – zakończyłam.
- Wow, to była długa historia. Mam nadzieję, że twojemu koledze nic nie jest.
- Ja też. Ale nie uważasz, że to dziwne? Wypuścili go, bez gipsu czy jakiegokolwiek innego usztywnienia, mimotak poważnej kontuzji.
- Nie jesteś pewna czy noga była złamana. Może to tylko stłuczenie i gips nie jest konieczny?
- Sama nie wiem. Badania wykazały, że noga jest nadpęknięta, ale wyglądało to poważnie.
- Och, nie zadawaj mi tylu pytań. Nie jestem lekarzem słońce, nie rozwieję twoich wątpliwości. Najlepiej będzie, jeśli znajdziesz Liama i sama go zapytasz. – W tym momencie wjechałyśmy na szkolny parking.
- Chyba masz rację.
- Jasne, że tak. Zawsze ją mam.
- Do której masz dzisiaj lekcje?
- Do 18:15, a co?
- Ja też, więc poczekaj na mnie, wrócimy razem.
- Okey, ale jak to się stało, że masz tak długo lekcje? Pierwszaki zazwyczaj kończą wcześniej.
- No tak, ale zapisałam się na łacinę i zajęcia są późno.
- Och, to wspaniale! Do zobaczenia na lunchu. I nie myśl, że możesz tego uniknąć. I tak cię znajdę – zażartowała, po czym cmoknęła mnie na pożegnanie w policzek i weszła do szkoły.
Ruszyłam za nią, powłócząc nogami. Ktoś zakrył mi oczy dłońmi. Mignęła mi tylko czarna skóra, więc uśmiechnęłam się i wykrzyknęłam:
- Mason!
Zdjął ręce z mojej twarzy i pocałował mnie w policzek.
- Witaj śliczna. Co to za ponura mina? Jak się czuje Liam?
- Szczerze? Nie mam pojęcia. W nocy zasnęłam na fotelu w jego pokoju, a gdy się obudziłam Liama nie było, a pielęgniarka powiedziała, że został wypisany.
- Dziwne. Myślałem, że złamał nogę. Założyli mu chociaż gips?
- Mieli to zrobić dzisiaj, ale pacjent został wypisany, więc nie mieli jak wykonać zabiegu.
- No nic, zobaczymy go dzisiaj w szkole i o wszystko wypytamy, zgoda?
Kiwnęłam głową i razem przekroczyliśmy próg szkoły. Weszliśmy do sali numer 67, jednak Liama tam nie było.
- Może się spóźni – mruknął Mason.
- Na pewno – westchnęłam i zajęłam swoje miejsce.
Mason usiadł w ławce przede mną, zajmując miejsce dla Liama. Znowu będę siedzieć sama. Pan Brown wszedł do sali.
- Dzień dobry, kochani. Zaczniemy dzisiaj od kartkówki z gramatyki. – Wszyscy jęknęli. – Zanim jednak to nastąpi chciałbym wam przedstawić nową koleżankę. – W klasie pojawiła się długo włosa blondynka. Z miejsca stwierdziłam, że raczej jej nie polubię. – To jest Noémie Sorel, córka nowej nauczycielki francuskiego. Mam nadzieję, że ciepło przyjmiecie pannę Sorel.
- Jasne – mruknęłam pod nosem.
Wszyscy faceci w klasie, oprócz Masona, wgapiali się w dziewczynę jak w obrazek. Myślałam, że zwymiotuję. Podczas, gdy nauczyciel opowiadał wciąż o nowej, zagadnęłam ciemnoskórego:
- Czy ty też uważaj ją za ósmy cud świata?
- Jest ładna – przyznał Mason, odwracając się do mnie. – Ale niekoniecznie w moim typie.
- A jaki jest twój typ? – zainteresowałam się.
- Wysoki, umięśniony blondyn, o niebiańsko niebieskich oczach i zabójczym uśmiechu – wyjaśnił chłopak.
Na chwilę zaniemówiłam. – Jesteś... - zaczęłam zmieszana.
- Gejem? – dokończył rozbawiony moim zakłopotaniem Mason. Pokiwałam głową. – Owszem.
- Och, to cudownie! – ucieszyłam się.
- Naprawdę? Nie masz z tym problemu? – zdziwił się brunet.
- Nie, oczywiście, że nie. Tak naprawdę, to zawsze chciałam mieć przyjaciela geja – wyjaśniłam.
Mason uśmiechnął się do mnie. – To świetnie. Twoje marzenie właśnie się spełniło.
Również się uśmiechnęłam. – Wygląda na to, że rzeczywiście.
- Panno Sorel, proszę usiądziesz z panną Martin – zarządził nauczyciel.
- Co? – zapytałam.
- Mówi się słucham, panno Martin. Usiądzie pani z nową koleżanką.
- Ale... - zaczęłam.
- Nie ma żadnych ale. Siadacie razem i koniec.
- Świetnie, a dzień był taki dobry – rzuciłam do Masona z sarkazmem.
Noémie podeszła do mojej ławki i przeskanowała mnie wzrokiem, po czym usiadła koło mnie.
- Cześć – przywitał ją Mason.
- Cześć – odparła niepewnie dziewczyna.
- Jestem Mason, a to – wskazał na mnie – jest Lena.
- Hej – rzuciłam w jej stronę. – Mason, odwróć się, bo Brown zaraz zrobi kartkówkę. Na razie o niej zapomniał, więc nie prowokuj go.
- Dobra, już dobra. Wiem, że masz zły dzień i martwisz się o L... - posłałam mu ostrzegawcze spojrzenie. – Przyjaciela, ale to nie powód by się na wszystkich wyżywać.
- Zamknij się – warknęłam i otworzyłam podręcznik, ostentacyjnie nie patrząc w jego stronę.
Tak naprawdę nie chciałam się z nim kłócić. Miał rację. Martwiłam się o Liama. A do tego ten cały Brown posadził ze mną jakąś pustą supermodelkę. Zerknęłam na nią. Proste, jasne blond włosy do połowy pleców i niesamowite, turkusowe oczy. Mały, lekko zadarty nos, wąskie, malinowe usta i twarz w kształcie serca. Ubrana była w pudrową koszulkę z napisem „Jestem bezbronna tylko wtedy, gdy schnie mi lakier na paznokciach" i granatowe, przetarte shorty. Na nogi miała wsunięte białe conversy za kostkę, w uszach złote kolczyki w kształcie siedmioramiennych gwiazd, a na szyi wisiorek z taką samą zawieszką. Była szczupła, ale nie chuda; delikatne krągłości, pasowały do jej budowy. W sumie nie wyglądała jak kolejna pusta lalka. Może jednak dam jej szansę. Poza tym jest córką nauczycielki, a ja nie chcę mieć problemów.
- Noe, masz może pożyczyć gumkę? – zapytałam.
- Jasne – odparła niepewnie, podając mi przedmiot.
- Dzięki.
Po dwóch lekcjach angielskiego Mason wyszedł bez słowa z klasy. Przeprosiłam Noémie, mówiąc, że spotkamy się za chwilę na fizyce i pobiegłam za przyjacielem. Z zaskoczenia wskoczyłam mu na plecy. Nie zrzucił mnie, mimo że wiedział, że to ja. Zatrzymał się i pozwolił mi zejść.
- Mason, przepraszam. Nie chcę się kłócić. Masz rację, martwię się o Liama i...
- Już dobrze. Nie jestem zły.
- Dziękuję Mason. – Przytuliłam chłopaka. On objął mnie swoimi silnymi ramionami i przycisnął mocniej do siebie. – Dobra, bo mnie udusisz. – Zaśmiałam się razem z nim i ruszyliśmy do klasy numer 19. Gdy weszliśmy do sali, Noémie pomachała do nas, oznajmiając nam, że zajęła nam miejsca. Mason usiadł w ostatniej ławce, a ja i Noémie przed nim. Po 10 minutach do klasy wbiegł wkurzony Dunbar. Usiadł koło Masona, nawet na niego nie spoglądając, ani nie witając się ze mną.
- Hej Liam – powiedziałam.
- Cześć – rzucił beznamiętnie i zanurzył nos w książce.
Pan Floyd był dzisiaj w doskonałym humorze, ponieważ przeprowadził lekcję w niecałe 30 minut, po czym nie zadając nam pracy domowej, oznajmił, że pozostałe 15 minut jest do naszej dyspozycji. Liam zamknął podręcznik, po czym schował wszystko do plecaka. Miałam nadzieję, że z nami porozmawia, ale on tylko wyjął telefon i podłączył do niego słuchawki. Zaczynał mnie wkurzać. Zaprzyjaźnia się ze mną, łapie kontuzję. Jadę z nim do szpitala, a on znika. Następnego dnia spóźnia się do szkoły i olewa swoich przyjaciół. Co się z nim dzieje? A może właściwsze pytanie to, co się z nim wczoraj stało? Gdy zadzwonił dzwonek Liam wybiegł z klasy, nie oglądając się. Powiedziałam znajomym, żeby zajęli mi miejsce na matematyce i ruszyłam za Dunbarem. Było trudno go dogonić, ponieważ był bardzo szybki. Kiedy już prawie łapałam jego rękę, on zniknął za zakrętem. Postanowiłam śledzić mojego kolegę, ponieważ widocznie coś ukrywał. Poszłam za nim aż pod salę od angielskiego. Co on tu robi? Przecież angielski mieliśmy 2 godziny temu. Liam podszedł do Scotta, co już naprawdę zbiło mnie z tropu. Oni ledwo się znają. Ukryłam się za szafkami i spróbowałam podsłuchać o czym rozmawiają. Jednak nic z tego. Stali za daleko. Widziałam tylko jak Liam gwałtownie gestykuluje, a Scott próbuje go uspokoić, kładąc mu rękę na ramieniu. Blondyn jednak strząsnął ją i mówiąc coś jeszcze odszedł szybko od starszego kolegi. Postanowiłam teraz pogadać z Liamem. Gdy koło mnie przechodził wyszłam zza szafek. Zdziwił się na mój widok.
- Co ty tu robisz?
- Szukałam cię – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Po co? – zapytał opryskliwie.
- Chciałam z tobą porozmawiać, Liam.
- A niby o czym?
- Och, nie udawaj – zdenerwowałam się. – Zniknąłeś ze szpitala, twoja noga jest zdrowa i możesz chodzić, mimo tego, że była złamana; spóźniasz się na lekcję zły jak osa, po czym ignorujesz mnie i Masona, jakbyśmy się nie znali! – wyrzuciłam z siebie na jednym wydechu.
- Dobra, po pierwsze po dokładniejszych badaniach, które miałem w nocy, okazało się, że moja noga nie była złamana, tylko nadwyrężona i lekarz powiedział, żebym odpoczywał. Dzisiaj rano mnie wypisali i poradzili oszczędzać kończynę. Po drugie moje spóźnienie i złość to chyba nie twój interes. A po trzecie nie ignorowałem was wcale.
- Nie, no skąd – powiedziałam z sarkazmem. – Nie przywitałeś się, nie zapytałeś co u nas słychać, w ogóle nie zwracałeś na nas najmniejszej uwagi.
- Może mam w dupie to, jak się czujecie – wybuchnął Liam. – Ja mam własne problemy i nie mam siły ani ochoty słuchać o waszych. Myślicie, że tylko wy macie problemy? Otóż nie. Wszyscy je mają. Wszyscy również mają lepsze i gorsze dni oraz prawo do złego humoru. Więc zostaw mnie w spokoju. Mam cię serdecznie dosyć, rozumiesz? – W moich oczach wezbrały słone łzy. Jak on mógł coś takiego powiedzieć? Myślałam, że zostaniemy przyjaciółmi, a on odwala coś, co rujnuje moje nadzieje na jakąkolwiekznajomość z nim. – Mam nadzieję, że dotarło do ciebie, że nie będziemy przyjaciółmi – powiedział, czym potwierdził moje przypuszczenia. – Nie nachodź mnie więcej. Nie witaj się ze mną, nie pytaj co u mnie. Po prostu unikaj mnie. Oboje z Masonem mnie unikajcie.
- Ale dlaczego? – zapytałam łamiącym się głosem.
- Ponieważ tego właśnie chcę. – Każde kolejne słowo rozbijało moje serce na coraz drobniejsze kawałeczki. – Jeśli wam na mnie kiedykolwiek zależało, to uszanujecie moją prośbę i będziecie trzymać się ode mnie z daleka.
Nie mogłam tego dłużej słuchać. Spojrzałam mu głęboko w oczy, ale zobaczyłam w nich tylko chłód. – Dobrze. Jeśli tego właśnie chcesz, to proszę bardzo – powiedziałam, łamiąc sobie serce. – Żegnaj Liam. Miło było cię poznać. Miałeś zadatki na świetnego przyjaciela. Przykro mi, że to zaprzepaściłeś. – Ruszyłam do najodludniejszego miejsca w szkole – piwnicy.
Gdy odchodziłam wydawało mi się, że usłyszałam jak Liam mówi:
- Uwierz, mnie też jest bardzo trudno. Niestety to właśnie muszę zrobić, by was chronić. Żegnaj Lena. Jesteś cudowna.
Chyba tylko mi się przesłyszało. Zawsze miałam bujną wyobraźnię. Zbiegłam do piwnicy. Skręciłam w prawo w najmroczniejszy korytarz, prowadzący do składziku. Dotarłam do ogromnych metalowych drzwi. Pchnęłam je, ale nie chciały się otworzyć. Naparłam na nie całym ciałem i wreszcie ustąpiły. Przedzierałam się przez stosy ogromnych książek oprawionych w skórę lub aksamit. Za następnym zakrętem kryły się dziwaczne naczynia z jakimiś niezidentyfikowanymi substancjami. Na kolejnym „rozdrożu" skręciłam w lewo. Osunęłam się na podłogę w ciemnym kącie, między sterta jakiś papierów, a półką ze starym wyposażeniem sali biologicznej. Gorące łzy w końcu zaczęły spływać po moich policzkach. Nie mogłam uwierzyć, że Liam, ten miły chłopak, który zaprowadził mnie do sali biologicznej, usiadł ze mną przy stoliku „popularsów", nauczył mnie, jako tako, grać w lacrosse, wspierał mnie i był dla mnie taki dobry, nagle stał się taki oziębły. Zadzwonił dzwonek. Nie przejmowałam się tym. Nie mogłam w takim stanie iść na lekcję. Co prawda pani Dot była wyrozumiałą nauczycielką, ale nie pokażę się całej klasie ze spuchniętą i czerwoną od płaczu twarzą. Przez pół godziny próbowałam zebrać myśli do kupy. Analizowałam zachowanie Liama, jego słowa i to co się stało wczoraj na boisku. Jedno było pewne – Liam diametralnie się zmienił. Niestety na gorsze. Nie wiedziałam jeszcze dlaczego, ale byłam przekonana, że jego zmiana nastąpiła w szpitalu. I postanowiłam sobie, że jeśli znajdę osobę odpowiedzialną za to, co się z nim stało, to uduszę gołymi rękami. Z takim postanowieniem podniosłam się z ziemi. Otarłam mokre policzki i ruszyłam do najbliższej toalety. Zostało 7 minut do lunchu i muszę jakoś wyglądać. Poprawiłam makijaż, korektorując opuchnięte oczy. Gdy byłam już gotowa ruszyłam na stołówkę z zamiarem udawania, że wszystko w porządku.
xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
Heeej kochani! Jestem z nowym rozdziałem. Następny za dwa tygodnie, chociaż nie wiem, czy dam radę go wstawić we wtorek, dlatego jest możliwość lekkiego opóźnienia. Jak zwykle mam nadzieję, że wam się spodoba. Gwiazdkujcie, komentujcie i obserwujcie :) Miłego czytania
Wasz Aniołek
PS. stroje - http://www.polyvore.com/my_beacon_hills/collection?id=5746577
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro