1. Beacon Hills High School
*Lena*
- Nie mam zamiaru spóźnić się przez Ciebie do nowej szkoły – krzyknęłam, waląc w drzwi łazienki.
W tym momencie z pomieszczenia wyszła, w końcu, moja o rok starsza siostra – Lydia, owinięta w biały, puszysty ręcznik.
- Nareszcie, już myślałam, że utonęłaś.
- Na twoje nieszczęście, jednak przeżyłam – odgryzła się rudowłosa i ruszyła w stronę swojego pokoju.
Westchnęłam i zrezygnowana weszłam do łazienki. Zrobiłam siku, umyłam zęby, założyłam soczewki, które noszę żeby czuć się chociaż odrobinę bardziej pewna siebie niż w okularach, i rozczesałam włosy, po czym zaplotłam je w dobieranego. Wychodząc minęłam mamę.
- Dzień dobry kochanie – rzuciła i zamknęła się w łazience.
- Hej mamo – powiedziałam do drzwi i poszłam do mojego pokoju. Założyłam błękitny top bez rękawów i białe shorty. Na nogi wsunęłam białe vansy. Do mojego czarnego plecaka wrzuciłam wszystkie potrzebne na dziś książki, zarzuciłam go na ramię i już miałam wychodzić, kiedy w drzwiach naprzeciwko stanęła Lydia. Przeskanowała mnie wzrokiem zaczynając od włosów a kończąc na moich butach.
- Nie pomalujesz się? – zapytała w końcu, po pięciu minutach wgapiania się we mnie.
- Niby czemu mam to zrobić? – Nigdy się nie malowałam i nie widziałam powodu, dla którego miałabym zacząć.
- Wiem, że przez całe gimnazjum byłaś szarą myszką, ale zamierzam to zmienić. Zobaczysz odrobina podkładu i tuszu do rzęs czynią cuda.
- Hmm, okey – zgodziłam się. – Ale błagam, tylko podkład i tusz.
- I może jeszcze odrobina błyszczyku... i może błękitny cień... i róż... i trochę bronzera i...
- Nie – przerwałam jej. – Nie nałożysz mi na twarz tych wszystkich specyfików. Nie ma mowy.
- Dobra, rozumiem. Małe kroczki – posłała mi uśmiech i zaciągnęła do swojego pokoju. Posadziła mnie przed toaletką i zaczęła znęcać się nad moją twarzą. Po pięciu minutach pozwoliła bym w końcu przejrzała się w lustrze.
- To ja? – upewniłam się. Skinęła głową. – Wyglądam...
- Ślicznie – dokończyła za mnie siostra.
- Chciałam powiedzieć, że jak nie ja, ale twoje chyba jest lepsze – posłałam jej wdzięczny uśmiech.
- Nie ma za co aniołku. A teraz rusz swój tyłek, inaczej spóźnimy się do szkoły – powiedziała zabierając torbę z łóżka. Zbiegłyśmy po schodach i życzyłyśmy mamie miłego dnia, po czym wsiadłyśmy do auta i pojechałyśmy w końcu do szkoły. W drodze na lekcje kręciłam się niespokojnie na siedzeniu.
- Nie denerwuj się tak. Wszystko będzie dobrze – rzuciła Lydia przenosząc spojrzenie z jezdni na mnie.
- Łatwo ci mówić. Znasz już tych ludzi, nauczycieli i cały budynek. A co jeśli nikt mnie nie polubi? Albo jeśli nauczyciel się na mnie uweźmie? Albo zgubię się w drodze do toalety? Albo...
- Przestań – przerwała mi rudowłosa. – Nie bądź pesymistką. Na pewno nie będzie aż tak źle. Nauczyciele są w porządku. Poza tym wiedzą, że jesteś moją siostrą, dlatego nie uwezmą się na ciebie. A co do uczniów... Bądź sobą. Jestem pewna, że znajdziesz przyjaciół. – W tym momencie zaparkowałyśmy na szkolnym parkingu. – Z kim masz pierwszą lekcję?
Zerknęłam na mój plan lekcji. – Biologię. Z panią Eagle. Pracownia numer 8 na parterze.
- Wystarczyło nazwisko. – Uśmiechnęła się. – Nie martw się, pani Eagle jest bardzo miła. – Wysiadłyśmy z samochodu i ruszyłyśmy w stronę budynku. – To do zobaczenie później. – Pocałowała mnie w policzek. – Widzimy się na lunchu.
- Jak cię znajdę?
- Oh, nie będzie trudno – rzuciła i weszła do szkoły.
Wzięłam głęboki oddech i również pchnęłam drzwi wejściowe. Wnętrze zaparło mi dech w piersiach. Ściany z czerwonej cegły i marmurowa podłoga w kolorze granitu. Po obu stronach korytarza mahoniowe drzwi, prowadzące do klas i srebrno błękitne metalowe szafki z niebieskimi drzwiczkami. Zerknęłam na wyświetlacz komórki. Za trzy minuty zaczyna się lekcja. Ruszyłam na poszukiwania mojej szafki numer 1245. Zerknęłam na szafkę po prawo. 367.
- Chyba sobie odpuszczę – szepnęłam do siebie. Została mi minuta. Nie miałam pojęcia, gdzie może znajdować się sala pani Eagle. Zrezygnowana ruszyłam korytarzem. Nagle coś uderzyło w moje plecy, w wyniku czego runęłam na ziemię. Odwróciłam się. Okazało się, że wpadł na mnie jasnowłosy chłopak.
- Wszystko w porządku? – zapytał, oferując mi swoją rękę.
- Tak – odparłam, wstając z jego pomocą.
- Przepraszam, ale śpieszyłem się na biologię.
- Oh, to tak jak ja. Tylko nie mam pojęcia, gdzie znaleźć pracownię pani Eagle...
- Też mam z nią lekcję! A więc jesteśmy w tej samej klasie. Pozwól, że się przedstawię. Liam Dunbar. – Posłał mi olśniewający uśmiech, którego nie mogłam nie odwzajemnić.
- Miło mi. Jestem Lena Martin.
W tym momencie zadzwonił dzwonek.
- Szybko, wiem, gdzie jest sala. Jeśli się pospieszymy, zdążymy przed nauczycielką – powiedział, po czym chwycił mnie za rękę i puściliśmy się biegiem przez korytarz. W ostatniej chwili wpadliśmy do klasy. Niestety, nauczycielka już tam była. Rzuciła nam karcące spojrzenie.
- Zapewne panna Martin i pan Dunbar? – Skinęliśmy głowami. – Ostatni raz przymykam oko na spóźnienie. A teraz proszę, powiedzcie kolegom i koleżankom, dlaczego się spóźniliście.
Cała klasa wwiercała w nas swoje spojrzenia. Przypomniało mi się, że Liam nadal trzyma mnie za rękę. Zarumieniłam się i szybko puściłam jego dłoń. Uniosłam głowę i powiedziałam:
- Nie mogliśmy znaleźć sali. Bardzo przepraszamy. To się więcej nie powtórzy.
- Dobrze. Zajmijcie swoje miejsca.
Ruszyliśmy do ostatniej wolnej ławki, znajdującej się na końcu pomieszczenia. Otworzyliśmy książki i pani Eagle zaczęła lekcję. Po chwili odwrócił się do nas ciemnoskóry chłopak. Przybił piątkę Liamowi.
- Cześć – rzucił do mnie. – Jestem Mason, najlepszy kumpel Liama.
- Hej, jestem Lena – posłałam mu uśmiech. Wydawał się być w porządku.
- Lena Martin? Siostra Lydii – upewnił się. Skinęłam głową. – Ja nie mogę, twoja siostra jest taka popularna. Chodziła kiedyś z moim bratem, był kapitanem drużyny koszykarskiej.
- Był? – spytałam zdezorientowana.
- Zginął w wypadku samochodowym.
- O Jezu, tak mi przykro – położyłam dłoń na jego ręce, leżącej na naszej ławce i ścisnęłam ją lekko, by dodać mu otuchy. Po moim policzku spłynęła samotna łza. Nie wyobrażam sobie życia bez Lydii, dlatego bardzo współczułam Masonowi.
- Nie przejmuj się – on również ścisnął moją dłoń, w akcie pocieszenia. – Wierzę, że jest teraz w lepszym miejscu. – Uśmiechnął się smutno.
- Panno Martin. Zapraszam do tablicy. Napisze pani równanie fotosyntezy i opowie nam pani wszystko, co pani wie o tym procesie.
Mason rzucił mi przepraszające spojrzenie i odwrócił się przodem do tablicy. Wstałam i podeszłam do tablicy. Po wyjaśnieniu procesu fotosyntezy wszystkim obecnym w klasie mogłam z powrotem usiąść obok Liama. Ponadto zapunktowałam u nauczycielki, ponieważ „przygotowałam się" do lekcji. Do końca biologii rozmawiałam cicho z Masonem i Liamem.
xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
To znowu ja. Wiem, że trochę mi zeszło z tym rozdziałem, ale miałam bal gimnazjalny i próbowałam jeszcze popodciągać oceny, ale już po wszystkim i znowu mogę pisać. Mam nadzieję, że pierwszy rozdział wam się spodoba. Komentujcie itd.
Wasz Aniołek
PS. stroje - http://www.polyvore.com/my_beacon_hills/collection?id=5746577
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro