Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1. Beacon Hills High School

*Lena*

- Nie mam zamiaru spóźnić się przez Ciebie do nowej szkoły – krzyknęłam, waląc w drzwi łazienki.

W tym momencie z pomieszczenia wyszła, w końcu, moja o rok starsza siostra – Lydia, owinięta w biały, puszysty ręcznik.

- Nareszcie, już myślałam, że utonęłaś.

- Na twoje nieszczęście, jednak przeżyłam – odgryzła się rudowłosa i ruszyła w stronę swojego pokoju.

Westchnęłam i zrezygnowana weszłam do łazienki. Zrobiłam siku, umyłam zęby, założyłam soczewki, które noszę żeby czuć się chociaż odrobinę bardziej pewna siebie niż w okularach, i rozczesałam włosy, po czym zaplotłam je w dobieranego. Wychodząc minęłam mamę.

- Dzień dobry kochanie – rzuciła i zamknęła się w łazience.

- Hej mamo – powiedziałam do drzwi i poszłam do mojego pokoju. Założyłam błękitny top bez rękawów i białe shorty. Na nogi wsunęłam białe vansy. Do mojego czarnego plecaka wrzuciłam wszystkie potrzebne na dziś książki, zarzuciłam go na ramię i już miałam wychodzić, kiedy w drzwiach naprzeciwko stanęła Lydia. Przeskanowała mnie wzrokiem zaczynając od włosów a kończąc na moich butach.

- Nie pomalujesz się? – zapytała w końcu, po pięciu minutach wgapiania się we mnie.

- Niby czemu mam to zrobić? – Nigdy się nie malowałam i nie widziałam powodu, dla którego miałabym zacząć.

- Wiem, że przez całe gimnazjum byłaś szarą myszką, ale zamierzam to zmienić. Zobaczysz odrobina podkładu i tuszu do rzęs czynią cuda.

- Hmm, okey – zgodziłam się. – Ale błagam, tylko podkład i tusz.

- I może jeszcze odrobina błyszczyku... i może błękitny cień... i róż... i trochę bronzera i...

- Nie – przerwałam jej. – Nie nałożysz mi na twarz tych wszystkich specyfików. Nie ma mowy.

- Dobra, rozumiem. Małe kroczki – posłała mi uśmiech i zaciągnęła do swojego pokoju. Posadziła mnie przed toaletką i zaczęła znęcać się nad moją twarzą. Po pięciu minutach pozwoliła bym w końcu przejrzała się w lustrze.

- To ja? – upewniłam się. Skinęła głową. – Wyglądam...

- Ślicznie – dokończyła za mnie siostra.

- Chciałam powiedzieć, że jak nie ja, ale twoje chyba jest lepsze – posłałam jej wdzięczny uśmiech.

- Nie ma za co aniołku. A teraz rusz swój tyłek, inaczej spóźnimy się do szkoły – powiedziała zabierając torbę z łóżka. Zbiegłyśmy po schodach i życzyłyśmy mamie miłego dnia, po czym wsiadłyśmy do auta i pojechałyśmy w końcu do szkoły. W drodze na lekcje kręciłam się niespokojnie na siedzeniu.

- Nie denerwuj się tak. Wszystko będzie dobrze – rzuciła Lydia przenosząc spojrzenie z jezdni na mnie.

- Łatwo ci mówić. Znasz już tych ludzi, nauczycieli i cały budynek. A co jeśli nikt mnie nie polubi? Albo jeśli nauczyciel się na mnie uweźmie? Albo zgubię się w drodze do toalety? Albo...

- Przestań – przerwała mi rudowłosa. – Nie bądź pesymistką. Na pewno nie będzie aż tak źle. Nauczyciele są w porządku. Poza tym wiedzą, że jesteś moją siostrą, dlatego nie uwezmą się na ciebie. A co do uczniów... Bądź sobą. Jestem pewna, że znajdziesz przyjaciół. – W tym momencie zaparkowałyśmy na szkolnym parkingu. – Z kim masz pierwszą lekcję?

Zerknęłam na mój plan lekcji. – Biologię. Z panią Eagle. Pracownia numer 8 na parterze.

- Wystarczyło nazwisko. – Uśmiechnęła się. – Nie martw się, pani Eagle jest bardzo miła. – Wysiadłyśmy z samochodu i ruszyłyśmy w stronę budynku. – To do zobaczenie później. – Pocałowała mnie w policzek. – Widzimy się na lunchu.

- Jak cię znajdę?

- Oh, nie będzie trudno – rzuciła i weszła do szkoły.

Wzięłam głęboki oddech i również pchnęłam drzwi wejściowe. Wnętrze zaparło mi dech w piersiach. Ściany z czerwonej cegły i marmurowa podłoga w kolorze granitu. Po obu stronach korytarza mahoniowe drzwi, prowadzące do klas i srebrno błękitne metalowe szafki z niebieskimi drzwiczkami. Zerknęłam na wyświetlacz komórki. Za trzy minuty zaczyna się lekcja. Ruszyłam na poszukiwania mojej szafki numer 1245. Zerknęłam na szafkę po prawo. 367.

- Chyba sobie odpuszczę – szepnęłam do siebie. Została mi minuta. Nie miałam pojęcia, gdzie może znajdować się sala pani Eagle. Zrezygnowana ruszyłam korytarzem. Nagle coś uderzyło w moje plecy, w wyniku czego runęłam na ziemię. Odwróciłam się. Okazało się, że wpadł na mnie jasnowłosy chłopak.

- Wszystko w porządku? – zapytał, oferując mi swoją rękę.

- Tak – odparłam, wstając z jego pomocą.

- Przepraszam, ale śpieszyłem się na biologię.

- Oh, to tak jak ja. Tylko nie mam pojęcia, gdzie znaleźć pracownię pani Eagle...

- Też mam z nią lekcję! A więc jesteśmy w tej samej klasie. Pozwól, że się przedstawię. Liam Dunbar. – Posłał mi olśniewający uśmiech, którego nie mogłam nie odwzajemnić.

- Miło mi. Jestem Lena Martin.

W tym momencie zadzwonił dzwonek.

- Szybko, wiem, gdzie jest sala. Jeśli się pospieszymy, zdążymy przed nauczycielką – powiedział, po czym chwycił mnie za rękę i puściliśmy się biegiem przez korytarz. W ostatniej chwili wpadliśmy do klasy. Niestety, nauczycielka już tam była. Rzuciła nam karcące spojrzenie.

- Zapewne panna Martin i pan Dunbar? – Skinęliśmy głowami. – Ostatni raz przymykam oko na spóźnienie. A teraz proszę, powiedzcie kolegom i koleżankom, dlaczego się spóźniliście.

Cała klasa wwiercała w nas swoje spojrzenia. Przypomniało mi się, że Liam nadal trzyma mnie za rękę. Zarumieniłam się i szybko puściłam jego dłoń. Uniosłam głowę i powiedziałam:

- Nie mogliśmy znaleźć sali. Bardzo przepraszamy. To się więcej nie powtórzy.

- Dobrze. Zajmijcie swoje miejsca.

Ruszyliśmy do ostatniej wolnej ławki, znajdującej się na końcu pomieszczenia. Otworzyliśmy książki i pani Eagle zaczęła lekcję. Po chwili odwrócił się do nas ciemnoskóry chłopak. Przybił piątkę Liamowi.

- Cześć – rzucił do mnie. – Jestem Mason, najlepszy kumpel Liama.

- Hej, jestem Lena – posłałam mu uśmiech. Wydawał się być w porządku.

- Lena Martin? Siostra Lydii – upewnił się. Skinęłam głową. – Ja nie mogę, twoja siostra jest taka popularna. Chodziła kiedyś z moim bratem, był kapitanem drużyny koszykarskiej.

- Był? – spytałam zdezorientowana.

- Zginął w wypadku samochodowym.

- O Jezu, tak mi przykro – położyłam dłoń na jego ręce, leżącej na naszej ławce i ścisnęłam ją lekko, by dodać mu otuchy. Po moim policzku spłynęła samotna łza. Nie wyobrażam sobie życia bez Lydii, dlatego bardzo współczułam Masonowi.

- Nie przejmuj się – on również ścisnął moją dłoń, w akcie pocieszenia. – Wierzę, że jest teraz w lepszym miejscu. – Uśmiechnął się smutno.

- Panno Martin. Zapraszam do tablicy. Napisze pani równanie fotosyntezy i opowie nam pani wszystko, co pani wie o tym procesie.

Mason rzucił mi przepraszające spojrzenie i odwrócił się przodem do tablicy. Wstałam i podeszłam do tablicy. Po wyjaśnieniu procesu fotosyntezy wszystkim obecnym w klasie mogłam z powrotem usiąść obok Liama. Ponadto zapunktowałam u nauczycielki, ponieważ „przygotowałam się" do lekcji. Do końca biologii rozmawiałam cicho z Masonem i Liamem.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

To znowu ja. Wiem, że trochę mi zeszło z tym rozdziałem, ale miałam bal gimnazjalny i próbowałam jeszcze popodciągać oceny, ale już po wszystkim i znowu mogę pisać. Mam nadzieję, że pierwszy rozdział wam się spodoba. Komentujcie itd.

                                                                                                               Wasz Aniołek

PS. stroje - http://www.polyvore.com/my_beacon_hills/collection?id=5746577

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro