Rozdział 5
Obudził mnie dość mocny zapach krwi, co do chuja się dzieje? Otworzyłam zaniepokojona oczy, zobaczyłam dość duże pobojowisko i w pizdu krwi, za oknem dopiero co wstawał dzień. Usiadłam na łóżku, najlepsze jest to że nic co było obok mojego łóżka nie było nawet naruszone.
-Jaszczurko!- zawołałam
-Jestem w łazience!- Krzyknął z sąsiedniego pomieszczenia
-To mnie akurat mało obchodzi! Co się stało w pokoju?!- warknęłam na tyle głośno by usłyszał
-No i co warczysz? Włamywacze byli- Odpowiedział wychodząc z łazienki, wcześniej jakoś się mu nie przyglądałam ale można powiedzieć że jest Przerażająco Idealny
-Dlaczego mnie nie obudziłeś?- Spytałam
-Bo po co? Sam sobie dałem radę- Powiedział
-A wal się- Odpowiedziałam
-Nie będę się walić bo nie mam z kim- Oznajmił i usiadł na swoim łóżku przeczesując palcami swoją mokrą grzywkę swoją drogą trochę pedalską (Musiałam XD) Zielone (Chuj będą zielone bo nie ogarnę-.-) tęczówki w ogóle nie pasowały do ciemnych blond włosów- Młoda wiem że jestem dość przystojny ale nie wpatruj się tak we mnie
-Napawam się twoją brzydotą jednocześnie dziękując mamie że nie jesteśmy w żaden sposób spokrewnieni- Odpowiedziałam z wrednym uśmiechem
-Jesteśmy z tego samego gatunku, dwa anioły i coś ci nie wierzę że jestem brzydki- Odpowiedział z takim samym uśmiechem
-Chciałbyś, zbieramy się, chce jak najszybciej znaleźć brata i wrócić do Ukrywania się przed twoimi znajomymi
-Nie wrócisz do tego, zostajesz ze mną w gnieździe i nie chce słyszeć sprzeciwu- Powiedział
-W dupie mam twoje zachcianki Jaszczurko tak samo to że karzesz mi zostać z tobą w gnieździe- Warknęłam
-Mogłem się spodziewać, ale jeśli chcesz odzyskać brata i tak musisz wejść do Gniazda- Odpowiedział ze zwycięskim uśmieszkiem, obiecuje że jeśli nie przestanie to go zadźgam jak psa
-Ugh a mogłam cię tam zostawić na pastwę losu samego, gangi by cię pokroiły i posprzedawały na czarnym rynku - Mruknęłam
-Ale tego nie zrobiłaś, no już idź się umyć, jest jeszcze ciepła woda- Powiedział
-Nie układaj mi życia ptaszku- Warknęłam- Zresztą, nie mam ochoty, wiec zbieraj się bo nie mamy dużo czasu a czeka nas długa podróż
-Od kiedy ty tu rządzisz? - Spytał
-Od samego początku- Oznajmiłam
-A tego nie wiedziałem- Powiedział
-Dobra zbieraj się bo ja ci przypierdolę i ten twój "Uzi" (Nie nie chodzi o broń XD) nie będzie aż taki straszny
-On nie jest straszny tylko wkurzający, tak samo jak ty- Mruknął
-Ugh, spróbujmy się nie zabić do chuja i chodźmy bo nas noc zastanie- Warknęłam
-Okey- Uniósł ręce w geście obronnym. Mając kompletnie w dupie to co on robi zaczęłam pakować potrzebne rzeczy do plecaka który znalazłam wracając z piekarni, Spakowałam oby dwie apteczki, ostatnią butelkę, tamtą całą wychlała Jaszczurka, skrzydła Dezyderego z dość dużą uwagą opatuliłam kocem co nie uszło uwadze jaszczurce i obwiązałam sznurkami(Z dupy te sznurki XP) I przywiązałam do boku plecaka, są za duże by sadzić je do środka, miecz wzięłam do ręki . Zapięłam i założyłam plecak co tradycyjnie równało się u mnie z bólem, cicho syknęłam gdy materiał bluzki która była przyciśnięta przez plecak dotknęła ran, odwróciłam się i zobaczyłam zaniepokojonego Ptaszka który patrzył się na mnie
-Co się gapisz?- Spytałam
-Boli cię coś?- Spytał z nutką troski w głosie
-Gówno cię to obchodzi Jaszczurko - Odpowiedziałam- Idę chcesz to sobie tu zostań jak nie to rusz dupę Jaszczurko
-Już wstaje spokojnie- powiedział szybko i wstał podchodząc do mnie, bez słowa podeszłam do drzwi od pokoju i je otworzyłam i po prostu wyszłam. Skierowałam się do recepcji i rzuciłam w bok klucz od Pokoju 27, nie będzie mi już potrzebny. Wyszłam z hotelu i dalej się nie odzywając skierowałam się na wschód, jeśli mamy dotrzeć do Kołobrzegu dziś to musimy się pośpieszyć to może zdążymy tam dotrzeć przed zachodem słońca.
-Jak się sprężymy to dostaniemy się do Kołobrzegu jeszcze dziś- Powiedziałam do Jaszczurki,
-Idziemy... Pieszo?- Spytał dziwnym tonem
-Tak, to chyba nie problem dla Ptaszka co?- Spytałam ze sztuczną troską
-Powiem ci że dawno nie chodziłem- Powiedział lekko wystraszony- Ile będziemy tam iść?
- Prawie dziewięć godzin jeśli nie napotkamy żadnych problemów- Powiedziałam
-To na co czekamy? Chodźmy- Powiedział i wyprzedził mnie wchodząc nie w ten zakręt co trzeba ja nic się nie odzywając poszłam prosto- Hej gdzie idziesz?- Spytał zdziwiony
-W dobrą stronę, w przeciwieństwie do ciebie Jaszczurko- Zawołałam i szłam dalej
-Ej poczekaj na mnie- Poprosił, jeszcze czego...
-Nope!- Powiedziałam z wrednym uśmiechem. To będzie długa podróż... Zaczęłam się zastanawiać nad tym co powiedział mi Ptaszek wczoraj, czy to możliwe że jestem aniołem? Nie! Liliana o czym ty myślisz? To nie ma sensu, nawet najmniejszego, nie jestem podobna do nich...
He he teraz musicie godzinę czekać ;)
Bajoooooooo!!!!!!!!!!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro