Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Epilog

Everett

-Alice skarbie, przyniesiesz mi grzebień?- wołam do niej przez ramie wiedząc, że siedzi na moim łóżku czesząc się.

-Tak mamusiu- odpowiada zeskakując z łóżka.

Ma na sobie żółtą letnią sukienkę w różowe kwiaty. Moja sukienka jest natomiast niebieska w białe kwiaty. Mój siedmiomiesięczny brzuszek odznacza się ładnie gdy czesze włosy. Idziemy dziś na kolacje, a Justin i Bryson szykują się w pokoju dzieciaków.

-Więc kochanie gdzie chciałbyś dziś zjeść?- pytam, sadzając ją sobie na krawędzi kolan bo nie mogę bliżej przez brzuszek.

-Pizza hut lub Kelsey- odpowiada na co uśmiecham się bo wiedziałam, że to powie.

Co dwa tygodnie zabieramy Alice i Justin właśnie do jednego z tych miejsce. Uszczęśliwia to ich, a mnie i Bryson'owi daje chwilę odpoczynku od bycia Alfą i Luną najsilniejszego stada w Ameryce.

-W porządku, więc niech tym razem Justin wybierze jedno z tych miejsc. -kończę związywać moje długie włosy. Naprawdę muszę je ściąć.

-Chodźmy mamusiu, jestem taka głodna. - łapie się dramatycznie za brzuch.

-Tak, tak, chodźmy- wstaje i chwytam ją za dłoń.

-Jesteście gotowi, kochani?- pytam w myślach.

-Tak, czekamy na was skarbie.- chichoczę.

Biorę jeszcze torebkę i przerzucam ją sobie przez ramie po czym otwieram drzwi. Idąc zauważam, że drzwi do pokoju Jamie są otwarte, a w środku widzę ją z uśmiechem trzymającą ręce na trzymiesięcznym brzuszku. Dowiedziała się o tym miesiąc temu i muszę przyznać, że jeszcze nigdy nie widziałam jej takiej szczęśliwej. Alex stoi za nią obejmując ją w tali w obronnym geście, a jego dłonie również spoczywają na jej brzuszku. Są inspirujący, cóż nawet bardziej niż przed tym jak dowiedzieli się, że spodziewają się dziecka.

-Wychodzicie na kolacje - zgaduje Jamie.

-Tak, Alice i Justin byli ostatnio tak pomocni, że zasłużyli na to- uśmiecham się.

-Mam tylko nadzieje, że moje maleństwo będzie takie jak oni- śmieje się dziewczyna, obserwując Alice i Justin obejmujący się i śmiejących do siebie. Bryson podchodzi do mnie i całuję w policzek, obejmując brzuch.

-Cóż, przykro mi, ale porywam ci Everett, idziemy na kolacje. -odciąga mnie od drzwi.

-Do zobaczenia- wołam przez ramię.

-Justin chce iść do Kelsey.- uśmiecha się Bryson, ściskając moją dłoń.

-Mogłam się domyśleć- chichoczę, oddychając głęboko.

Alice i Justin już siedzą na miejscach czekają na na. Kochają wychodzi z nam na kolacje. Zasługują na wszystko co od nas dostają, tak wiele przeszli, a ja chce tylko by byli szczęśliwi. Nawet jeśli sprawia im przyjemność kolacja z nami co jakiś czas, to będziemy to robić na okrągło.

Bryson otwiera mi drzwi i pomaga wsiąść do środka. Patrzę przez okno na niego i czuję spokój wiedząc, że już zawsze będziemy szczęśliwi razem.

Kiedy dojeżdżamy do Kelsey ja chwytam za dłoń Justin'a, a Byrson Alice. Zajmujemy ten sam stolik co zawsze. Podchodzi do nas kelnerka, którą jest starsza kobieta o imieniu Gladis. Podaje nam menu, a my obiecujemy Alice i Justin'owi, że jeżeli będą grzeczni podczas kolacji to dostaną deser.

-Okay kochani, jeśli jesteście już gotowi to co chcielibyście zamówić?- pyta, wyjmując notatnik.

-Chcielibyśmy jako przystawkę dostać pitę z dipem szpinakowym i chyba już zdecydowaliśmy co do reszty zamówienia. Prawda kochani?- patrzę na nich, a oni kiwają głowami.- Justin i Alice chcieliby paluszki z kurczaka z frytkami, a my z Bryson'em poprosimy o nachos bez zielonej papryki i pomidorów.

-W porządku, niedługo przyniosę wasze zamówienie.- mówi Gladis i odchodzi.

Perę minut później dostajemy naszą przystawię. Podczas pierwszej wizycie w Kelsey Justin i Alice nie chcieli jeść dipu szpinakowego bo jest tam szpinak, ale po kilku namowach i przekupieniem ich deserem, spróbowali i pokochali ten smak. A teraz gdy tylko tu przychodzimy chcą to zjeść.

-Więc Justin, Alice jak tam w szkole?- pytam, biorąc gryza pysznej pity.

-Wspaniale mamo, pisaliśmy historyjki i rysowaliśmy obrazki- odpowiada dziewczynka.

-I dużo gramy w gry z klasą, a wczoraj oglądaliśmy film. - dodaje chłopak.

-Jaki film?- pyta Bryson, ściskając moja dłoń.

-Gdzie jest Nemo- chichoczę Alice.

-Mogłam się domyśleć- wszyscy zajadamy się pitą, która jak zawsze jest pyszna.

Dalej jemy i rozmawiamy. Bryson i ja dzielimy się nachos nie mając już miejsca na deser, ale Alice i Justin gdy tylko kończą swój posiłek proszą o deser. Zamówiliśmy sernik, brownie i pączki z czekoladą.

-Kocham sernik- mówię zlizując z ust karmel którym polane jest cisto. Jest wciąż ciepły!

-Ja też- mówi Bryson, zajadając swoje bownie.

Kończymy jeść deser więc czas się zbierać. Płacimy rachunek i wracamy do domu. Gdy docieramy na miejsce, słońce zaczyna zachodzić. Alice i Justin zasnęli w samochodzie. Ja biorę na ręce Alice, a Bryson Justin'a i zanosimy ich do pokoju. Kładziemy ich i całujemy w czoła.

-Everett chodźmy na spacer- mówi Bryson, obejmując mnie w tali. Pod wpływem jego dotyku dziecko zaczyna kopać.

-Okay-Bryson prowadzi nas do naszego miejsca, a ja nie jestem w stanie powstrzyma uśmiechu z powodu dobrych wspomnień o naszym pierwszym razie.

Księżyc odbija się w wodzie i błyszczy pięknie. Bryson podchodzi bliżej, odwracając się do mnie przodem. Wygląda na zdenerwowanego gdy chwyta moją dłoń.

-Bryson cokolwiek to jest musisz mi powiedzieć, po prostu mi powiedz- całuje go krótko

-Kocham cię Everett, całym sercem i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Kocham naszą rodzinę i nasze nienarodzone szczenie. Jesteś moim księżycem na nocnym niebie, oczkiem w głowie. Chce byśmy byli razem już na zawsze. Wiem, że już jesteśmy połączeni, ale...- urywa wyciągając coś z kieszeni po czym klęka. Wzdycham, przykładając dłonie do ust- Wyjdziesz za mnie?

Odebrało mi mowę, łzy wypływają z oczu i wszystko co mogę zrobić to wyszlochać ciche tak i kiwać głową. Bryson uśmiecha się i zakłada najpiękniejszy pierścionek na świecie na mój palec. To nie jest diament tylko szmaragd. Bryson przyciąga mnie do pocałunku. Mój umysł zachodzi mgłą i czuje jedynie Bryson', naszą miłość i szczęście.

-Kocham cię, moja Everett- szepcze Bryson.

-Kocham cię, mój Alfo Bryson'ie.- szepczę głaszcząc go po policzku po czym ponownie łącze nasze usta, nie chcąc się ruszać i zostawiać mojego mate. Wiem, że będziemy razem już zawszę i już nigdy nie będziemy musieli się o nic martwić.

***

Kom i *** są mile widziane.

Kochani to koniec kolejnego tłumaczenia i chociaż istnieje kolejna część tego opowiadania to nie zamierzam go tłumaczyć.

Opowiadanie o którym mowa jest niemal takie samo, różni się jedynie niektórymi fragmentami więc mam nadzieje że zrozumiecie iż nie będę tego tłumaczyła.

Na razie robię sobie przerwę w pisaniu ale możecie proponować jakieś ciekawe książki. Może kiedyś je przetłumaczę albo po prostu sobie przeczytam.

Pozdrawiam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro