Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7

Ever

Ostatni tydzień w Północnym Stadzie był najbardziej odprężającym tygodniem jaki miałam od bardzo długiego czasu. Każdego dnia byłam budzona przez Alice i Justin'a w szpitalnym łóżku, następnie moje rany były oczyszczane, a później dostawałam śniadanie. Oh śniadanie to najlepsza rzecz na świecie, zaraz po ciasteczkach i lodach.

Stado dość dziwnie reagowało na moją obecność bo przecież wyglądam jak mała dziewczynka, która zmarła wiele lat temu. Ale są bardzo mili i przyjacielscy. Nie spotkałam jeszcze Alfy. A Logan zaczął mnie unikać. Wymieniał ze mną jedynie jedno lub dwa słowa i to tyle. Sądzę, że spowodowane jest to tym, że powiedziałam mu iż miewam sny o jego siostrze. Źle się czuje z tym, że to wszystko moja wina.

-Ever, uczeszesz mnie?- pyta Alice. Siedzimy właśnie na dworze, oglądając jak Justin gra w piłkę z innymi dziećmi. - Chce ładnie wyglądać dla Justin'a.-twarz dziewczynki przybrała kolor dojrzałego pomidora. Unika mojego wzroku.

-Alice spójrz na mnie- zaczynam- Nie musisz ładnie wyglądać dla Justin'a, bo już jesteś śliczna. Ty i Justin jesteście bratnimi duszami i nie ważne jak wyglądasz on wciąż będzie cie kochał. Ale jeśli wciąż chcesz, to oczywiście, że cie uczesze- tłumaczę. Ona musi wiedzieć, że nie musi nakładać tony makijażu lub czesać się w strojne fryzury by być piękną. Kiwa głową z małym uśmiechem na twarzy.

Jestem typem dziewczyny, która nie potrafi uczesać siebie samej, ale innym osobą potrafię zrobić świetne fryzury. Alice mówiła mi, że uwielbia film pt. "Kraina lodu" więc postanowiła zrobić jej warkoczyka takiego jak miała Elsa. W między czasie nuciłam kołysankę, którą śpiewała mi mama czesząc mnie. Kończę ją czesać. a ona odwraca się do mnie z wielkim uśmiechem.

-Pamiętałaś, że lubię "Krainę lodu" - mówi bawiąc się końcówką warkocza.

-Oczywiście, że tak- odpowiadam przytulając ją. Widzę, że Justin idzie w naszą stronę więc szepcze jej do ucha aby podała mu butelkę wody.

Biegnie do niego z butelką, a gdy on ją dostaje bierze zachłanny łyk wody.

-Masz piękne włosy Alice- uśmiecha się do niej.

-Dziękuję- szepcze ze spuszczoną głową i czerwoną twarzą.

Są tacy słodcy. Aż szkoda, że muszę przerwać im tak piękną chwilę. -Alice, Justin pora na lunch- krzyczę do nich.

-Ścigamy się- mówi Alice i zaczyna do mnie biec. Justin oczywiście pozwala jej wygrać.

Daje im po kanapce z masłem orzechowy, które wyjmuje z kosza piknikowego za mną. Dla siebie również biorę jedną, a wtedy napływają do mnie wspomnienia rodziców.

Kiedy miałam sześć lata moi rodzice dali mi mój pierwszy rower na co bardzo się ucieszyłam, ale kiedy uczyłam się jeździć, szybko upadła raniąc sobie kolana i dłonie. Płakałam kilka minut zanim rodzice pomogli mi ponownie wsiąść na rower, a już po chwili radziłam sobie całkiem dobrze. Pojechaliśmy na wycieczkę rowerową, a na końcu zrobiliśmy sobie piknik w lesie.

Czuje małą rączkę na moim policzku, małą rączkę Alice. Nawet nie zauważyłam kiedy zaczęłam płakać.

-Coś nie tak?- pyta mnie Alice, ścierając mi łzy z policzków.

-Nie skarbie, myślałam tylko o mojej mamie i tatacie.- odpowiadam sadzając ją sobie na kolanach, a Justin siada obok nas.

-Gdzie jest twoja mamusia i tatuś?- zadaje pytanie Justin.

-Zmarli, wiele lat temu- czuje ból w sercu.

-Czasami myślę o mojej mamusi i tatusiu i też płaczę. Tęsknię za nimi- mówi dziewczynka, a łzy zaczynają spływać jej po policzkach.

Ścieram jej łzy i przyciągam ją do swojej piersi. Justin również ma łzy w oczach więc jego też przytulam. Teraz oboje płaczą.Stracili rodziców i musieli uciec, bez szansy pożegnania się i pochowania rodziców jak i całego stada, w należyty sposób. Przytulam ich mocniej, czując dziwne uczucie na plecach, które często mi towarzyszyło w tym tygodniu. Czuję jakby ktoś mnie obserwował.

Bryson

Obserwuje ją przez okno. Jej ciemne czekoladowe włosy związane w kucyka, zupełnie jak u Everett. Oglądałem jak czesze Alice i daje im jedzenie. Kanapki z masłem orzechowy. Ulubione Everett. Patrzyłem jak pociesza Alice i Justin'a kiedy zrobiło im się smutno. Odwracam się i odchodzę od okna, widząc, że zaczyna się odwracać w moją stronę.

Wiem, że pewnie wyglądam jak jakiś stalker, ale po prostu czuję, że muszę wiedzieć gdzie jest i co robi. Upewniłem się, że członkowie stada nie traktują jej dziwnie przez podobieństwo do Everett. Codziennie sprawdzam również stan zdrowia Ever.

Idę do skrzydła szpitalnego, z pustką w głowie. Mój wilk wciąż nie wrócił. Nie kontaktował się ze mną od śmierci Everett

-Alfo- Michael kiwa do mnie głową.

-Jaki jest jej stan?- pytam Emily.

-Tojad już prawie zniknął z jej organizmu, ale rany wciąż nie goją się jak u normalnego wilkołaka. Wciąż jest niedożywiona, ale zaczyna zdrowieć- odpowiada patrząc na mnie znad okularów do czytania.

Kiwam głową i zmierzam do wyjście kiedy Emily ponownie zabiera głos- Alfo, mógłbyś pomówić z Logan'em? Nie jest ostatnio sobą. Wiesz co się z nim działo po zniknięciu Everett, czuje, że znów popada w depresje.

-Porozmawiam z nim- mówię i wychodzę.

Kiedy Everett umarła, Logan popadł w depresje. Nie jadł, nie spał i w ogóle nie wychodził ze swojego pokoju. Niemal zagłodził się na śmierć. Wyszedł z tego niemal po roku. Logan zrozumiał, że go potrzebujemy, nie tylko ja, ale i jego rodzice. Wrócił dla mnie bo zrozumiał, że nie tylko on kogoś stracił. Ja straciłem swoją mate, a jego rodzice córkę.

Docieram do pokoju Logan'a i pukam. Nic nie słyszę, więc pukam ponownie. Nic. Otwieram drzwi i doznaje szoku. Logan siedzi na parapecie i patrzy na coś. Jego włosy są potargane, a kiedy spogląda na mnie dostrzegam ciemne worki pod jego oczami. Jego ubrania są pogniecione, a oczy całe czerwone.

-Logan co ty ze sobą robisz?- pytam zamykając za sobą drzwi i podchodzę do niego.

Logan z powrotem odwraca się do okna. Wzrok ma pusty. Kładę dłoń na jego ramieniu, ale on ją odtrąca. Już mogę powiedzieć, że schudł przez ten tydzień. Ubrania na nim wiszą.

-Logan, proszę cię, wiem, że teraz jest ci ciężko, ale nie możesz znów tego robić- mówię.

-Po prostu chce być sam. Proszę Bry- wciąż na mnie nie patrzy.

-Nie, Logan nie pozwolę ci znowu popaść w depresje. Musimy dbać o sobie nawzajem.- mówię- Wiem, że to trudne. Zaufaj mi, wiem. Ona wygląda jak Everett i zachowuje się jak Everett.

Moje serce wciąż należy do niej. Moja Everett przepadła na wieki i nawet jeśli ta dziewczyna wygląda jak ona, to moja mate już nie wróci.

-Ona śni- szepcze Logan.

-Kto śni? I o czym?- pytam.

-Ever miewa sny o Everett. Śniła o naszej trójce w basenie i o dniu, w którym Everett została porwana.- patrzy na mnie, a łzy spływają mu po policzku.

-Co?- pytam zszokowany.

-Everett, nie została zabita tylko porwana- mówi.

-To nie prawda- odpowiadam. Wiedziałbym jeśli zostałaby porwana. Mój wilk wiedziałby jeśli byłaby blisko.

-Bryson, sądzę, że ona żyję i że jest nią ta dziewczyna. Ona może być moją siostrą. Musimy ją zapytać.- mówi. Ona nie może żyć, po prostu to niemożliwe. Więc dlaczego mój wilk zniknął? Dlatego czuje z nią więź? Czy ta dziewczyna to moja Everett?

***

Kom i *** są mile widziane.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro