Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

35

Bryson

Nie mogę ustać w miejscu. Gdybym to zrobił chyba bym się na kogoś rzucił. Byłem niesamowicie wyczerpany, a im dłużej jestem z dala do mojej mate, tym bardziej mój wilk pragnie przejąć kontrolę. Chce atakować w ślepej furii, ale nie mogę na to pozwolić.

Księżyc już niemal sięga najwyższego punktu na niebie. Ci sami strażnicy wciąż trzymają warte, od kiedy tu dotarliśmy. Czekamy na ich zmianę by wykorzystać chwilę nieuwagi i zaatakować. Widzę jak co chwila ich głowa opada na bok ze zmęczenia, ale szybko się prostują.

Wszyscy ukrywamy się w ciemność, czekając na okazję. By zaatakować w ciemności. Wygramy i odzyskamy moją mate i Lunę stada.

-Nienawidzę długich zmian. Dlaczego nie postawią na warcie zbuntowanych i łowców?-słyszę gburowaty głos.

Mężczyzna ma ok. 30 lat. Ma blond włosy. Jedna jego ręka pokryta jest bliznami. Rany musiały zostać zadane przy pomocy srebra lub tojadu. Źle się z tym czuje. Nikt nie powinien doświadczyć ból zadanego srebrem lub tojadem. Nawet jeśli są wrogami.

-Wiem, ale do jutro już nie będą mieli czego pilnować- obaj mężczyźni chichoczą.

Zbuntowani i łowcy właśnie się zmieniają. Właśnie teraz musimy zaatakować. Te wilki są zmęczone więc łatwo ich pokonamy.

-Wszyscy, niedługo zaatakujemy- mówię im- Następną zmianę przejmą zbuntowani i łowcy. Nienawidzę tego mówić, ale jeśli poczekamy aż oni nadejdą wielu z nas umrze, a ja nie będę ryzykował czyimś życiem.

Wiem, że mimo wszystko i tak za mną pójdą. Wszyscy wiemy jak niebezpieczni są nasi wrogowie. Nie mają żadnej kontroli i honoru.

-Okay wszyscy, na pozycje.- rozkazuje, a oni to robią. Otaczamy ich i chowamy się w ciemności, w całkowitej ciszy- Wszyscy gotowi?

-Tak, Alfo- odpowiadają.

-Okay, wszyscy na mój znak- mówię. -Ocalimy Everett.- Warczę cicho przygotowując się do ataku. Logan robi to samo stając u mego boku. Kiwa mi głową, a ja daje sygnał- Atak!

Logan

-Atak!- Bryson daje sygnał, w dwie sekundy wszyscy wyskakujemy z cienia i rzucamy się do ataku.

Warczenia i krzyki rozbrzmiewają w powietrzu. Wielu strażników umiera nim zdążą się przemienić, ale niektórzy to robią. Widzę jak Bryson przedziera się do środka, a ja podążam za nim. Jackson i Stephan kończą co zaczęli i idą za nami.

Bryson przemienił się już w człowieka. My robimy to samo, nie przejmując się naszą nagość bo wszyscy jesteśmy zdeterminowani by uratować Everett.

-Logan weź Stephan'a i przeszukaj połowę budynku. Jackson i ja przeszukamy drugą- mówi Bryson.

-W porządku- ruszam. Stephan trzyma się blisko mnie.

W ciągu minuty napotykamy kilkoro łowców. Mają broń palną więc zgaduje, że naboje mają w sobie tojad. Warczę i przemieniam się w moją wilczą formę. Żaden z tych potworów nie będzie trzymał mojej siostry z dala ode mnie ani chwili dłużej.

Jedna łowczyni wydaje się być dość bojaźliwa. Ma blond włosy i brązowe oczy. Widzę, że jej dłoń się trzęsie przez co na mojej wilczej twarzy wykwita uśmiech. Drży cała co nie umyka uwadze innej łowczyni. Jest to starsza kobieta z blond włosami i brązowymi oczami. Matka i córka. Widzę, że matka uśmiecha się chytrze czego nie widzę u córki.

-Lindsey przestań zachowywać się jak idiotka. -syczy kobieta.

Warczę. Wiem, że Lindsey nie chce tak naprawdę nas skrzywdzić. Jest młodą dziewczyną, która ma ok 10 lat, no może trochę więcej. Stephan rzuca się na matkę i nim ta jest w stanie wydać z siebie choćby pisk on wgryza się w jej gardło.

Lindsey pada na kolana, chowając twarz w dłoniach. Broń, którą trzymała opada obok niej na ziemie. Przemieniam się i klękam przed nią, zasłaniając sobie miejsca intymne przed tą małą dziewczynką. Jest niewinna, a ja nie chce tego zmieniać.

-Nie skrzywdzę cię- szepczę zapewniając ją i kładąc dłoń na jej ramieniu. Odskakuje do tyłu i zwija się w kulkę. -Wiem, że nie chciałaś skrzywdzić ani mnie ani mojego przyjaciela.

Lindsey podnosi na nas wzrok, a ja zauważam, że Stephan wciąż jest w postaci wilka, zasłaniając sobą martwe ciało matki dziewczynki. Stephan podchodzi spuszczając głowę by jej nie wystraszyć. Ona unosi dłoń i zatapia ją w sierści na jego głowie. Uśmiecha się, smutno bo wie, że jej matka nie żyje.

-Przykro mi z powodu twojej mamy, ale ona chciała nas skrzywdzić, a my szukamy kogoś bardzo dla nas wyjątkowego. -mówię, głaszcząc ją po włosach.

-Jest okay, mamusia nie była zbyt miła dla mnie, ale ja wciąż ją kochałam-pojedyncza łza spływa po jej policzku.

-Gdzie twój tatuś?- pytam, podnosząc ją i sadzając na plecach Stephan'a,- Zabierz ją na zewnątrz, ma być bezpieczna.

-Nie mam tatusia- wtula się w Stephan'a.

-Ale...- nie pozwalam mu skończyć.

-To rozkaz. Nie martw się, mi nic nie będzie-zauważam, że Lindsey zaczyna płakać. Wiem, że to wszystko musi być dla niej trudne, ale wiem również, że jest silna i da radę. Ścieram jej łzy.

-Mój przyjaciel, Stephan, zabierze cie w bezpieczne miejsce, okay?- pytam.

-Okay- obejmuję szyję Stephan'a.

-Idź-rozkazuje z cichym warkotem,a on rusza do wyjścia.

Sprawdzam wszystkie drzwi. Te zamknięte wyważam. Większość z nich jest pusta. Gdzie są wszyscy?Spotkałem jeszcze pojedynczych zbuntowanych i żadnego łowcy.

Spotkałem jednego mężczyznę kilka lat starszego ode mnie. Miał obrzydły uśmiech, który mówił, że uwielbia zabijać. Przez ramie miał przerzucony pas, w który powtykane są małe, srebrne noże. Wiadomo, że zajmuje się torturami.

Przemieniam się w wilka, na co on jedynie się uśmiecha i przygotowuje. Nie pozwolę się pokonać. Wgryzam się w jego ramie. Krzycz przez co napełnia mnie satysfakcja.

Łowca chwyta parę noży, a ja czuje cięcia obok oka. Pali mnie, ale wiem, że przetrwam. Gryzę jego ramię aż słyszę pękanie kości. Pada na ziemie, chwytając się za krwawiące ramie. Ryję pazurami w jego piersi. Głębiej i głębiej.

Jęczy z bólu gdy ja śmieje się pod nosem. Zaczynam odchodzić, chcąc zostawić go żeby zdechł. Kątem oka widzę jakiś ruch i po chwili czuję palący ból w boku. Przemieniam się, warcząc z bólu.

Srebrny nóż tkwi w moim boku, który krwawi obficie. Wyciągam nóż, a drugą dłoń przyciskam do rany. Podchodzę do łowcy z nożem w ręce. Srebro mnie pali, ale nie obchodzi mnie to.

-Pożałujesz zadarcia ze Stadem Północy- mówię, przebijając jego pierś nożem.

Okay, nie jestem mściwym kolesiem, ale w obronie mojej siostry zrobię wszystko.

Idę dalej korytarzem. Podchodzę do drzwi, zza których słyszę jakieś ruchy i jęki. Everett! Otwieram drzwi. Ale to nie ona.

Gdy dziewczyna w środku podnosi wzrok i mnie dostrzega, oczy jej się rozszerzają w strachu gdy przysuwa się do ściany. Jest piękna. Jej długie ciemne blond włosy i twarz w kształcie serca. Rysy choć ostre to wciąż subtelne. Dostrzegam bliznę ciągnącą się od brwi przez oko aż do policzka. Jest ślepa na jedno oko. Patrzę jej w oczy, a mój wilk szaleje.

-Mate.

***

Kom i *** są mile widziane.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro