Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

27

Pod koniec występuje treść która nie wszystkim się spodoba więc bez problemu możecie to ominąć.

Bryson

Tule moją rodzinę szepcząc że ich kocham. Wszyscy odpowiadają to samo więc ściskam ich jeszcze mocniej.

Nigdy więcej nie chce ich opuszczać. Nie chce przegapić żadnego dnia, ani godziny ani sekundy z ich życia. Już słyszę jak Everett mówi mi że jestem nadopiekuńczy. Ale co mogę poradzić, jestem Alfą a wszyscy wiedzą że Alfy są przesadnie opiekuńczy.

-Mamo, tato możemy iść pobawić się z innymi dziećmi?- pyta Alice

-Tak. Tylko uważajcie na siebie i nie odchodźcie za daleko- mówię niepewnie. Alice  Justin przytulają mnie jeszcze raz i wybiegają na zewnątrz.

-Nic im nie będzie.- mówi Everett kładąc dłoń na moim ramieniu.

Wie że teraz jestem bardziej opiekuńczy niż zazwyczaj. Everett rozumie że muszę być blisko mojej rodziny. I dlatego tak mocno ją kocham. Rozumie mnie w pełni i nie zadaje niepotrzebnych pytań.... cóż zazwyczaj.

-Kocham cię- chwytam ją z biodra i przyciągam do siebie. Gładząc przy okazji jej brzuszek.

-Też cie kocham- zarzuca mi ręce za szyję. Przyciąga mnie bliżej całując w szyję nie przejmując się tym że stoimy na środku kuchni pełnej ludzi. Everett szepcze mi do ucha-Nikt poza moja mamą, tatą, Logan'em, Alice, Justin'em, Jamie i Alex'em nie wie o dziecku. Pomyślałam sobie że moglibyśmy ogłosić to podczas grilla.

-Tak. To cudowny pomysł- szepczę  całując ją w szyję.

Cichy jęk opuszcza jej usta a ja rozglądam się czy nikt nie zwraca na nas uwagi. Kobiety w kuchni są tak pochłonięte przygotowywaniem obiadu że nas nie widzą.

-Okay powiemy im po obiedzie- słyszę że się uśmiecha i jest podekscytowana.

-Nie mogę się doczekać aż urośnie ci brzuszek i będziemy mogli podziwiać jak rośnie w tobie nasze szczenie- szepczę liżąc płatek jej ucha.

-Musimy przestać nim ktoś nas nakryję albo wezmę ci tu na podłodze w kuchni- mówi odpychając mnie. Ale wciąż mnie obejmuję.

Jej policzki są czerwone gdy się do mnie uśmiecha.

-Wiesz byłem dwa tygodnie w śpiączce więc nie miałbym nic przeciwko temu byś wzięła mnie na tej podłodze- odpowiadam poważnie. Jej policzki są jeszcze bardziej czerwone i nie wie co odpowiedzieć- Żartuje, malutka. Nie zrobiłbym tego bo ktoś mógłby wejść a ja nie chce by ktokolwiek poza mną oglądał twoje piękne nagie ciało wijące się pode mną. Ten widok jest zarezerwowany tylko dla mnie i mojego wilka. Później to dokończymy, gdy będziemy już całkiem sami, w naszej sypialni.

-Yeah- Everett drży. W jej oczach widać podniecenie. Kręci głową by oczyścić umysł- Idź na dwór a ja pomogę kobietą przygotować jedzenie.

-Ale...- nie chce opuszczaj jej boku.

-Nic mi nie będzie. Będziesz widział mnie przez szybę. A jeśli coś będzie nie tak będę krzyczeć albo zawołam cię w myślach. Obiecuje.- mówi głaszcząc mnie po policzku.

-Okay- odpowiadam całując ją szybko i wchodzę. Na zewnątrz bawią się dzieciaki stada a chłopcy szykują się do gdy w piłkę.

Gdy mnie dostrzegli od razu do mnie podbiegli. Wszyscy poklepali mnie po plecach.

-Bry, grasz z nami?-pyta Chase.

-Nie, nie tym razem. Muszę odzyskać siły. Jednak dwa tygodnie byłem w śpiączce. -żartuje sobie.

-W porządku chłopaki. Ten jeden raz damy sobie radę bez Alfy- odezwał się Logan zarzucając mi ramie na barki.

-Oh yeah- odpowiedziałem szturchając Logana.

Logan i ja nigdy się nie raniliśmy. Gdy byliśmy młodsi a któryś powiedział 'ał' przerywaliśmy bójkę by upewnić się że nic się nie stało temu drugiemu. Sądzę że robiliśmy tak bo nie chcieliśmy się ranić i dlatego że jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi.

-Chłopcy- usłyszeliśmy matczyny głos za naszymi plecami.

Za nami stoi moja mama z założonymi rękoma na biodrach. Logan i ja odsuwamy się od siebie i spuszczamy głowy. Jak chłopcy którzy zostali przyłapani na kradzieży cukierków.  Moja mam kręci głową i odchodzi.

Podchodzę do niej która własnie nakrywała do stołu.

-Mamo pozwól że ci pomogę- mówię widząc zbyt dużą liczę talerzy w  jej dłoniach.

-Nie, nie skarbie ty musisz odpocząć. Dopiero co się wybudziłeś- zaprzecza. Uparta jak zawsze.

-Jaka szkoda- zabieram jej talerze nie pozwalając dojść do słowa.

Jak rozkładałem talerze a mama sztućce. Wiem że docenia moją pomoc bo uśmiecha się. Kończymy o wiele szybciej niż gdyby robiła to sama.

-Dziękuję skarbie- mówi mama przytulając mnie.

-Nie ma za co mamo, zawsze do usług.- przerywam na chwilę- Mamo po obiedzie Everett i ja chcemy coś ogłosić całemu stadu więc mogłabyś dopilnować by deser został podany dopiero po naszym ogłoszeniu. - proszę ją. Nie chcę by dzieciaki latały dookoła gdy będziemy mówić.

-Oczywiście, Bryson. A co takiego chcecie nam powiedzieć?- moja mama zawsze była ciekawską osobą. Przysięgam że kiedyś wprowadzi ją to do grobu.

-To niespodzianka. Dla wszystkich.

-No weź, jedna podpowiedź. Tylko jedna i już nic nie powiem.-przysięgam moja mama w środku wciąż jest dzieckiem.

-To odmieni nasze życie- mówię. W jej oczach błyszczy ciekawość gdy mamroczę coś pod nosem. Próbuje wymyślić o co chodzi.

Moja mama odchodzi a ja dostrzegam Alice i Justin'a w basenie. Ma ją na sobie kapoki więc aż tak się nie martwię. Dodatkowo wokół basenu stoi pełno ludzi którzy co chwila na nich zerkają.

-Everett czy jedzenie jest już gotowe?- zadaje jej pytanie w myślach.

-Już prawie- odpowiada.- Mógłbyś wyciągnąć nasze dzieci z basenu i przygotować je do obiadu?

-Oczywiści- odpowiadam podchodząc do krawędzi basenu.

-Justin, Alice czas przygotować się do obiady- informuje ich.

Spoglądają na mnie po czym wybiegają z basenu i owijają się ręcznikami. Pomagam im się wytrzeć po czym zabieram ich na górę.

Idą do łazienki, jedno po drugim i przebierają się w suche ubrania. Alice zakłada sukienkę a Justin spodnie i koszule. Czochram im włosy nic nie mówiąc bo wiem iż oni wiedzą jak bardzo ich kocham.

Schodzimy na dół gdy dostrzegam kobiety niosące jedzenie.

-Drogie panie potrzebujecie może pomocy?- pytam. Jako Alfa mam obowiązek dbać i pomagać mojemu stadu w każdy możliwy sposób.

-Oh nie, Alfo już prawie kończymy- mówi pani Hall.

-W porządku- podążam za nimi na zewnątrz. Widzę dwa stoły zastawione jedzenie. Widzę steki, udka z kurczaka, frytki, hot dog'i i hamburgery oraz dużo dużo więcej.

Gdy jedzenie jest już gotowe, wszyscy zaczęli jeść. Zajęliśmy z Everett nasze miejsca przy stolę.

Pokroiliśmy steka na kawałki dla Alice i Justina którzy siedzieli obok nas. Widzę że Everett jest co raz bardziej zdenerwowana. Kładę dłoń na jej tali i ściskam ją.

-Everett, nie masz czym się stresować.- szepczę jej w myślach.

-Co jeśli ktoś coś zacznie? Na przykład Tiffay? -odpowiada biorąc gryza kurczaka.

-Nie przejmuj się, nic się nie stanie. Nie pozwolę na to- próbuje ją przekonać. Rysuje małe kółeczka na jej skórze.

-Okay- wzdycha próbując się odprężyć.

Obiad trwa przez następne pół godziny nim wszyscy kończą. Wstaje pomagając Everett. Stajemy na szczycie stołu.

Oczyszczam gardło a wszyscy się na nas spojrzeli. Czuję jak Everett sztywnieje obok mnie więc ściskam jej biodro by ją uspokoić. - Chciałbym podziękować wszystkim paniom za zorganizowanie cudownego grilla. Chciałbym również wyrazić to jak bardzo się cieszę że do was wróciłem po tym wszystkim co się stało. Mam nadzieje że Logan dobrze się wami zajął  gdy mnie nie było.

Wszyscy się śmieją. A ja wiem że Logan bardzo dobrze sie nimi zajął.

-Ja i wasza Luna mamy wam do powiedzenia coś bardzo ekscytującego.- buduję napięcie- Będziemy mieli dziecko!

Nastej cisza po czym wszyscy zaczęli klaskać. Widzę uśmiech na twarzy Everett kładąc dłonie na brzuchu. W końcu możemy zwróci szczególną uwagę na jej brzuszek w którym rozwija się nasze szczenie.

-Czas na deser.- mówię stadu.

Po grillu wszyscy poszli w swoje strony. Zrobiło się już ciemno więc nadszedł czas położyć spać Alice i Justin'a. Na ten moment śpią w tym samym pokoju dopóki nie przeniesiemy się do naszego nowego domu.

-Umyliście zęby?

-Tak.

-Rozczesałaś włosy?

-Tak

Everett upewnia się ze są gotowi do snu.

-Dobranoc Alice - mówię całując ja w czoło a Everett robi to samo.

-Dobranoc Justin- jego również całuje w czoło.

-Dobranoc mamo. Dobranoc tato.-odpowiadają gdy gasimy światło i zamykamy drzwi.

Chwytam dłoń Everett i prowadzę ją do naszego pokoju. Zamykam za nami drzwi na klucz i przyciskam ją do nich miażdżąc jej usta swoimi.

Everett odpowiada z taką samą pasją zatapiając palce w moich włosach. Nasze usta ze sobą współgrają. Nasze języki toczą ze sobą walkę gdy podnoszę ją do góry łapiąc ją za tyłek.

-Kocham cię- mówię całując jej szyję. Dobieram się do jej oznaczenia.

-Tak bardzo cię kocham- jęczy przyciągając mnie bliżej.

Podchodzę z nią do łóżka na którym ją sadzam. Ściągam koszulę najpierw swoją a później jej. Ma na sobie czerwony koronkowy stanik który idealnie kontrastuje z jej bladą skórą. To takie seksowne że moja erekcja się powiększa.

-Ten stanik jest taki seksowny. Ale sądzę że bez niego będziesz wyglądała jeszcze bardziej seksowni-rozpina go.

Everett nic nie mówi ale jej pierś robi się czerwona a sutki twardnieją. Jest taka piękna.

Kładę ją i dobieram się do jej piersi. Chwytam w usta jej sutek i ssę go. Dłonią ugniatam i podszczypuje jej drugą pierś.

-Bryson... tak dobrze. Proszę... proszę- Everett drapie mnie po plecach i ramionach sprawiając mi tym wielką przyjemność.

-O co prosisz moja mate?- chodzę niżej ściągając jej dolną część garderoby.

-Proszę po prostu mnie kochaj- błaga.

-Okay. Mogę to zrobić- ściągam spodnie i bokserki.

Wsuwam się w ciepłe wnętrze Everett. Głośny jęk opuszcza nasze usta gdy Everett owija swoje nogi wokół moich bioder przyciągając mnie bliżej.

-Proszę, proszę- szepcze Everett

Nie wiem czego chce ale zgaduję że mam przyspieszyć i wzmocnić swoje ruchy. Całuję ją i zarzucam sobie jej nogę na moje ramie. Everett otwiera usta w cichym okrzyku a ja czuje że jest blisko.

-Po tych dwóch tygodniach beze mnie, stałaś się bardziej wrażliwa. - mówię jej do ucha, wysuwając się powoli i wchodząc gwałtownie z powrotem.

-Proszę. Nie zostawiaj mnie znowu. Nie możesz.... nie... oh Boże... zrobić mi tego jeszcze raz. Ja..uh... nie przeżyje tego ponownie. Musisz przy mnie zostać- Everett mimo widocznej przyjemności, zanosi się płaczem.

-Obiecuje że już więcej cię nie zostawię. Nie zostawię ani ciebie ani naszych dzieci. Nigdy. Więcej.-dwa ostatnie słowa mówię równo z dwoma mocnymi pchnięciami prowadząc nas na szczyt.

-Oh Boże. Bryson dochodzę. To takie dobre.-jej ciało drży i nic na to nie poradzę ale kocham ten widok.

-Ja też jestem blisko- warczę, a sekundę później obydwoje dochodzimy.

Noga Everett spada z mojego ramienia a ja opadam obok niej. Oboje jesteśmy spoceni i oddychamy głęboko.

-Obiecuje ci moja mate. Nigdy cię nie zostawię- całuje jej oznaczenie.

-Dobrze, bo jeśli jeszcze raz mnie zostawisz nigdy ci tego nie wybaczę- wiem że jest całkowicie poważna.

-Wiem- chichoczę przyciskając je plecy do swojej piersi. Nie włączyłem światła więc jest całkowicie ciemno.

-Kocham cię Everett- kładę dłoń na jej brzuchu.

-Kocham cię Bryson- odpowiada kładąc swoją dłoń na mojej.

Po tym gdy oddech Everett się uspokaja pozwalam sobie zapaść w głęboki sen.

***

Kom i *** są mile widziane.

Wiem, dawno mnie tu nie było. Ale to przez szkołę, prace i wiele innych czynników po prostu nie miałam na to czasu. Nie obiecuje że teraz rozdziały będą pojawiały się regularnie tak jak w wakacje ale postaram się tu zaglądać częściej. Dzięki jeśli jeszcze tu jesteście i przepraszam za błędy których jest chyba sporo ale nie mam już siły tego sprawdzać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro