26
Everett
-Ty świnio- jęczę uderzając w jego pierś- Jak mogłeś? Jak mogłeś mnie tak zostawić? Bryson jak mogłeś?
-Everett przestań- próbuje objąć mnie w talii.
-Nie. Zostawiłeś mnie Całkiem samą na dwa tygodnie. Jak mogłeś?- wyje.
Bryson nic nie mówi tylko mnie podnosi. Tak jak wcześniej wyrywałam się z jego ramion, teraz nie chce opuszczać tego miejsca, w którym nie byłam przez dwa tygodnie. Złość, smutek i szczęście szaleją we mnie i już sama nie wiem jak się czuje. Szczęśliwa bo Bryson się obudził. Smutna bo nie było go przy mnie. Albo zła bo mnie zostawił.
Moje uderzenia w pierś Brysona słabną więc po prostu płaczę w jego pierś gdy on mnie niesie. Prowadzi nas do naszej sypialni, a tam kładzie mnie na łóżku. Sam zwisa nade mną blokując moje nogi i ręce. Patrzę tylko na Bryson'a gdy łzy wypływają mi z oczu, a usta drżą. Bryson ma łzy w oczach i wiem, że cierpi tak samo jak ja.
-Przeprasza. Tak bardzo cię przepraszam Everett. Proszę wybacz mi. - szepcze ścierają moje łzy, ale one nie przestają lecieć.
-Zostawiłeś mnie po tym jak obiecałeś, że tego nie zrobisz. Po całym tym czasie gdy mnie nie było... my się dopiero odnaleźliśmy a ...a...- nie mogę skończyć zdania. Emocje tak mną zawładnęły, że aż dławię się łzami.
-Oh kochanie. Bardzo cię przepraszam- przytula mnie mocno, chowając twarz w mojej szyi.
Obejmuję go za szyje i płaczę, bardziej niż kiedykolwiek. Płaczę ze szczęścia bo mój mate jest znów w moich ramionach. Wplatam dłoń w jego włosy i łącze nasze usta. Przelewam całą swoją miłość do Brysona w tym pocałunku, a on robi to samo. Słyszę jak między pocałunkami szepcze słowa miłości. Całuje mnie dziko i z pasją.
-Nigdy więcej mnie nie zostawiaj. Proszę- błagam gdy się od siebie odsuwamy.
-Nigdy. Nigdy więcej- obiecuje łącząc nasze czoła i zamyka oczy.
Siedzimy tak ze złączonymi czołami, zamkniętymi oczami i wdychamy swojej zapachy. Co chwila łączymy nasze usta. Nie chce się stąd ruszać. Chce tu zostać już na zawsze. Chce być na zawsze zespolona z Bryson'em i nigdy się od niego nie oddalać.
Bryson siada ciągnąc mnie za sobą. Siedzę mu na kolanach. Mam nadzieje, że nie zauważył mojego zaokrąglonego brzucha, z naszym dzieckiem w środku. Chce mu powiedzieć, nim sam się dowie. Bryson staje się jakiś dziwny. Chce mi coś powiedzieć.
-Bryson, o co chodzi? Wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć- mówię, gładząc go po policzku.
Bryson tylko wzdycha i podnosi głowę uśmiechając się do mnie- Za dobrze mnie znasz. - jego oczy robią się poważne, a szczęka się zaciska. - Kiedy spałem, spotkałem Boginie Księżyca. Powiedziała mi co planuje Stado Czerwonego Słońca. Powiedziała mi, że jesteś w niebezpieczeństwie. To dlatego gdy się obudziłem i nie mogłem nawet wyczuć twojego zapachu, przeraziłem się. Przeraziłem się, że coś mogło ci się stać.
Moje ciało sztywniej.- Bryson jest coś o czym muszę ci powiedzieć.
Wstaję i zaczynam krążyć po pokoju. Moje dłonie instynktownie lądują na moim brzuchu. Czuje potrzebę ucieczki i chronienia mojego dziecko, ale wiem, że Bryson mnie ochroni. Widzę, że wzrok Brysona spoczywa na moim brzuchu. Jest zdezorientowany.
-O co chodzi kochanie? Możesz mi wszystko powiedzieć- mówi, siadając na brzegu łóżka.
Podchodzę do niego i przytulam jego głowę do mojego brzucha. Obejmuje mnie zamykając oczy. Nic nie rozumie. Myśli, że po prostu go przytulam. Ale to ma głębsze znacznie.
-Nie rozumiesz?- mówię dalej kiedy wyraz jego twarzy się nie zmienia- Tam w środku jest jeszcze jedno życie.
Oczy Bryson'a rozszerzają się gdy patrzy na mój brzuch. Podnosi moją koszulkę i podziwia lekką wypukłość pod którą kryję się nasze dziecko. Podnosi na mnie wzrok, a ja kiwam głową w potwierdzeniu. Szeroki uśmiech wykwita na jego twarz gdy wstaje, podnosi mnie i obraca.
-Będę tatą! Znowu- dodaje chichocząc. Stawia mnie na ziemi i całuje. Potem pada na kolana i podnosi moją bluzkę- Hej maluchu to twój tatuś. Ja i mamusi nie możemy się doczekać aż cie zobaczymy.- całuje mnie w brzuch po czym opiera o niego czoło.
Chichoczę gdy jego długie rzęsy łaskoczą mnie po brzuchu. -Bryson, nie masz nic przeciw temu? Wiem, że nie jesteśmy gotowi i wiem, że to co powiedziała ci bogini jest prawdopodobnie prawdą, ale...- przerywa mi łącząc nasze usta.
-Jesteś chaotyczna.- rumienie się mamrocząc szybkie przeprosiny.- Nie chce teraz mówić o tym co powiedziała mi bogini. Chce być po prostu z moją rodziną. Gdzie Alice i Justin? Chce ich zobaczyć.
-Cóż byliśmy na zakupach gdy poczułam, że coś jest nie tak. Jamie i Alex ich pilnują- gdy to mówię słyszę jak samochód podjeżdża pod dom.
Słyszę jak drzwi frontowe otwierają się, a później małe stópki biegnące do naszego pokoju. Drzwi się otwierają, a do środka wbiega Alice z Justin'em. Widzą Brysona i wzdychają.
-Tatuś- szepcze Alce. Łzy spływają jej po policzkach.
Podbiega do Brysona i wskakuje mu w ramiona, płacząc. Bryson chwyta ją mocno, gładząc po włosach gdy nasza córka płaczę.
Justin stoi w drzwiach. Patrzy na nas, jego spojrzenie utkwione jest w ziemi. Widzę łzy w jego oczach, ale nie chce ich ujawiniać.
-Justin kolego- Bryson się odzywa odstawiając Alice. Dziewczynka stoi blisko jego boku, nie chcąc go opuszczać.
-Sprawiłeś, że mamusia była smutna. Dużo płakała, jak Alice. Ale ja nie płakałem bo musiałem być silny. Jak mogłeś to zrobić mamusi, Alice i mnie?-łzy wypływają na jego policzki
-Justin, nie chciałem zranić mamusi ani Alice ani ciebie. Przepraszam, bardzo przepraszam. Justin już nie musisz być twardy. - Bryson przytula naszego syna.
Justin wzdycha i odwzajemnia uścisk Brsyon'a. Podchodzę z Alice do nich i klękam, przytulając. Nie wiedziałam, że Justin tak cierpi. Byłam taka samolubna i nie zwracałam uwagi na to, że serce mojego synaka pęka z bólu.
-Przepraszam Justin, nie zauważyłam twojego bólu i nie próbowałam nawet ci pomóc. Jestem straszną matką.- całuje go w czoło.
-Nie mamo, nie jesteś okropna. Jesteś najlepsza. Pozwalasz mi jeść lody na śniadanie i kupujesz mi książki, i zajmujesz się Alice. Kocham cie- przytula mnie.
-Ja ciebie też kolego - całuje go w czoło- I ciebie Alice- ją również całuje w czoło.
Słyszę chrząknięcie i widzę jak Bryson siada przykładając palec do ust.
-Tak?- udaje, że nie wiem o co mu chodzi.
-Gdzie mój buziak?- wydyma usta.
Śmieje się tylko i łącze nasze usta. Słyszę chichot Justin'a i Alice więc na nich spoglądam. Śmieją się zakrywając oczy. Moje dzieci są cudowne. Kładę dłoń na brzuchu gdy słyszę jak burczy z głodu.
-Okay Everett czas nakarmić ciebie i naszego szczeniaka.- Bryson mnie podnosi. Chwieje się trochę to pewnie przez to że dopiero co wybudził się ze śpiączki.
-Bryson nie musisz mnie nosić- próbuję wydostać się z jego ramion.
-Chce. Jesteś moją mate i nosisz mojego potomka- całuje mnie w nos.
-Alice, Justin może przyniesiecie to co zrobiliście dla tatusia i spotkamy się w kuchni- mówię przez ramie Bryson'a. Widzę jak kiwają głowami po czym biegną do skrzydła szpitalnego.
-Co dla mnie zrobili?- pyta gdy przekraczamy próg kuchni.
-Niespodzianka- siadam na stołku przy wyspie kuchennej.
Bryson nic nie mówi patrząc się w jeden punkt więc zapewne rozmawia ze swoim wilkiem. Wszyscy powinni wiedzieć że ich Alfa się obudził i ma się dobrze. Zamierzam wypełnić tą kuchnię szczęśliwymi członkami stada. To będzie słodka zemsta na Bryson'ie za zostawienie mnie samej na dwa tygodnie.
-Słuchajcie wszyscy, wasz Alfa obudził się i ma się dobrze. Jest w kuchni- mówię do wszystkich oprócz Bryson'a, w myślach.
Niemal natychmiast słyszę jak zbiegają po schodach i biegną do kuchni. Logan jako pierwszy się pojawia a gdy widzi Bryson'a uderza go w ramie a później przyciąga do uścisku. Alice i Justin wracają i siadają na krzesłach obok mnie z kartkami w dłoniach. Chichoczą bo słyszeli mnie w myślach i już widzą co się za raz wydarzy.
Ludzie napływają do kuchni, rodzice Bryson'a przychodzą i widzę, że Julie płaczę gdy go przytula. Jedna ze starszych kobiet zaczyna gotować a reszta jej pomaga więc jedzenia wystarczy dla całego stada. Wszyscy cieszą się że ich Alfa się obudził i już planują imprezę.
Śmieje się tylko. Bryson w końcu uwalnia się od tłumu i podchodzi do nas. Wygląda na przytłoczonego na co chichoczę.
-Ty to zrobiłaś, prawda?-pyta.
-Zemsta jest słodka- odpowiadam- Alice, Justin pokażcie tatusiowi co dla niego zrobiliście.
Alice i Justin podają mu kartki i widzę, że Alice daj mu również kartkę od Logana. Obserwuje jak je czyta, a jego oczy przepełnione są szczęściem i smutkiem. Wstaje i przytula ich - Kocham was wszystkich bardzo mocno- przytula nas wszystkich. Słyszę, że muzyka zaczyna grać i już wiem. że grill się zaczyna.
***
Kom i *** są mile widziane.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro