Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

26

Everett

-Ty świnio- jęczę uderzając w jego pierś- Jak mogłeś? Jak mogłeś mnie tak zostawić? Bryson jak mogłeś?

-Everett przestań- próbuje objąć mnie w talii.

-Nie. Zostawiłeś mnie Całkiem samą na dwa tygodnie. Jak mogłeś?- wyje.

Bryson nic nie mówi tylko mnie podnosi. Tak jak wcześniej wyrywałam się z jego ramion, teraz nie chce opuszczać tego miejsca, w którym nie byłam przez dwa tygodnie. Złość, smutek i szczęście szaleją we mnie i już sama nie wiem jak się czuje. Szczęśliwa bo Bryson się obudził. Smutna bo nie było go przy mnie. Albo zła bo mnie zostawił.

Moje uderzenia w pierś Brysona słabną więc po prostu płaczę w jego pierś gdy on mnie niesie. Prowadzi nas do naszej sypialni, a tam kładzie mnie na łóżku. Sam zwisa nade mną blokując moje nogi i ręce. Patrzę tylko na Bryson'a gdy łzy wypływają mi z oczu, a usta drżą. Bryson ma łzy w oczach i wiem, że cierpi tak samo jak ja.

-Przeprasza. Tak bardzo cię przepraszam Everett. Proszę wybacz mi. - szepcze ścierają moje łzy, ale one nie przestają lecieć.

-Zostawiłeś mnie po tym jak obiecałeś, że tego nie zrobisz. Po całym tym czasie gdy mnie nie było... my się dopiero odnaleźliśmy a ...a...- nie mogę skończyć zdania. Emocje tak mną zawładnęły, że aż dławię się łzami.

-Oh kochanie. Bardzo cię przepraszam- przytula mnie mocno, chowając twarz w mojej szyi.

Obejmuję go za szyje i płaczę, bardziej niż kiedykolwiek. Płaczę ze szczęścia bo mój mate jest znów w moich ramionach. Wplatam dłoń w jego włosy i łącze nasze usta. Przelewam całą swoją miłość do Brysona w tym pocałunku, a on robi to samo. Słyszę jak między pocałunkami szepcze słowa miłości. Całuje mnie dziko i z pasją.

-Nigdy więcej mnie nie zostawiaj. Proszę- błagam gdy się od siebie odsuwamy.

-Nigdy. Nigdy więcej- obiecuje łącząc nasze czoła i zamyka oczy.

Siedzimy tak ze złączonymi czołami, zamkniętymi oczami i wdychamy swojej zapachy. Co chwila łączymy nasze usta. Nie chce się stąd ruszać. Chce tu zostać już na zawsze. Chce być na zawsze zespolona z Bryson'em i nigdy się od niego nie oddalać.

Bryson siada ciągnąc mnie za sobą. Siedzę mu na kolanach. Mam nadzieje, że nie zauważył mojego zaokrąglonego brzucha, z naszym dzieckiem w środku. Chce mu powiedzieć, nim sam się dowie. Bryson staje się jakiś dziwny. Chce mi coś powiedzieć.

-Bryson, o co chodzi? Wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć- mówię, gładząc go po policzku.

Bryson tylko wzdycha i podnosi głowę uśmiechając się do mnie- Za dobrze mnie znasz. - jego oczy robią się poważne, a szczęka się zaciska. - Kiedy spałem, spotkałem Boginie Księżyca. Powiedziała mi co planuje Stado Czerwonego Słońca. Powiedziała mi, że jesteś w niebezpieczeństwie. To dlatego gdy się obudziłem i nie mogłem nawet wyczuć twojego zapachu, przeraziłem się. Przeraziłem się, że coś mogło ci się stać.

Moje ciało sztywniej.- Bryson jest coś o czym muszę ci powiedzieć.

Wstaję i zaczynam krążyć po pokoju. Moje dłonie instynktownie lądują na moim brzuchu. Czuje potrzebę ucieczki i chronienia mojego dziecko, ale wiem, że Bryson mnie ochroni. Widzę, że wzrok Brysona spoczywa na moim brzuchu. Jest zdezorientowany.

-O co chodzi kochanie? Możesz mi wszystko powiedzieć- mówi, siadając na brzegu łóżka.

Podchodzę do niego i przytulam jego głowę do mojego brzucha. Obejmuje mnie zamykając oczy. Nic nie rozumie. Myśli, że po prostu go przytulam. Ale to ma głębsze znacznie.

-Nie rozumiesz?- mówię dalej kiedy wyraz jego twarzy się nie zmienia- Tam w środku jest jeszcze jedno życie.

Oczy Bryson'a rozszerzają się gdy patrzy na mój brzuch. Podnosi moją koszulkę i podziwia lekką wypukłość pod którą kryję się nasze dziecko. Podnosi na mnie wzrok, a ja kiwam głową w potwierdzeniu. Szeroki uśmiech wykwita na jego twarz gdy wstaje, podnosi mnie i obraca.

-Będę tatą! Znowu- dodaje chichocząc. Stawia mnie na ziemi i całuje. Potem pada na kolana i podnosi moją bluzkę- Hej maluchu to twój tatuś. Ja i mamusi nie możemy się doczekać aż cie zobaczymy.- całuje mnie w brzuch po czym opiera o niego czoło.

Chichoczę gdy jego długie rzęsy łaskoczą mnie po brzuchu. -Bryson, nie masz nic przeciw temu? Wiem, że nie jesteśmy gotowi i wiem, że to co powiedziała ci bogini jest prawdopodobnie prawdą, ale...- przerywa mi łącząc nasze usta.

-Jesteś chaotyczna.- rumienie się mamrocząc szybkie przeprosiny.- Nie chce teraz mówić o tym co powiedziała mi bogini. Chce być po prostu z moją rodziną. Gdzie Alice i Justin? Chce ich zobaczyć.

-Cóż byliśmy na zakupach gdy poczułam, że coś jest nie tak. Jamie i Alex ich pilnują- gdy to mówię słyszę jak samochód podjeżdża pod dom.

Słyszę jak drzwi frontowe otwierają się, a później małe stópki biegnące do naszego pokoju. Drzwi się otwierają, a do środka wbiega Alice z Justin'em. Widzą Brysona i wzdychają.

-Tatuś- szepcze Alce. Łzy spływają jej po policzkach.

Podbiega do Brysona i wskakuje mu w ramiona, płacząc. Bryson chwyta ją mocno, gładząc po włosach gdy nasza córka płaczę.

Justin stoi w drzwiach. Patrzy na nas, jego spojrzenie utkwione jest w ziemi. Widzę łzy w jego oczach, ale nie chce ich ujawiniać.

-Justin kolego- Bryson się odzywa odstawiając Alice. Dziewczynka stoi blisko jego boku, nie chcąc go opuszczać.

-Sprawiłeś, że mamusia była smutna. Dużo płakała, jak Alice. Ale ja nie płakałem bo musiałem być silny. Jak mogłeś to zrobić mamusi, Alice i mnie?-łzy wypływają na jego policzki

-Justin, nie chciałem zranić mamusi ani Alice ani ciebie. Przepraszam, bardzo przepraszam. Justin już nie musisz być twardy. - Bryson przytula naszego syna.

Justin wzdycha i odwzajemnia uścisk Brsyon'a. Podchodzę z Alice do nich i klękam, przytulając. Nie wiedziałam, że Justin tak cierpi. Byłam taka samolubna i nie zwracałam uwagi na to, że serce mojego synaka pęka z bólu.

-Przepraszam Justin, nie zauważyłam twojego bólu i nie próbowałam nawet ci pomóc. Jestem straszną matką.- całuje go w czoło.

-Nie mamo, nie jesteś okropna. Jesteś najlepsza. Pozwalasz mi jeść lody na śniadanie i kupujesz mi książki, i zajmujesz się Alice. Kocham cie- przytula mnie.

-Ja ciebie też kolego - całuje go w czoło- I ciebie Alice- ją również całuje w czoło.

Słyszę chrząknięcie i widzę jak Bryson siada przykładając palec do ust.

-Tak?- udaje, że nie wiem o co mu chodzi.

-Gdzie mój buziak?- wydyma usta.

Śmieje się tylko i łącze nasze usta. Słyszę chichot Justin'a i Alice więc na nich spoglądam. Śmieją się zakrywając oczy. Moje dzieci są cudowne. Kładę dłoń na brzuchu gdy słyszę jak burczy z głodu.

-Okay Everett czas nakarmić ciebie i naszego szczeniaka.- Bryson mnie podnosi. Chwieje się trochę to pewnie przez to że dopiero co wybudził się ze śpiączki.

-Bryson nie musisz mnie nosić- próbuję wydostać się z jego ramion.

-Chce. Jesteś moją mate i nosisz mojego potomka- całuje mnie w nos.

-Alice, Justin może przyniesiecie to co zrobiliście dla tatusia i spotkamy się w kuchni- mówię przez ramie Bryson'a. Widzę jak kiwają głowami po czym biegną do skrzydła szpitalnego.

-Co dla mnie zrobili?- pyta gdy przekraczamy próg kuchni.

-Niespodzianka- siadam na stołku przy wyspie kuchennej.

Bryson nic nie mówi patrząc się w jeden punkt więc zapewne rozmawia ze swoim wilkiem. Wszyscy powinni wiedzieć że ich Alfa się obudził i ma się dobrze. Zamierzam wypełnić tą kuchnię szczęśliwymi członkami stada. To będzie słodka zemsta na Bryson'ie za zostawienie mnie samej na dwa tygodnie.

-Słuchajcie wszyscy, wasz Alfa obudził się i ma się dobrze. Jest w kuchni- mówię do wszystkich oprócz Bryson'a, w myślach.

Niemal natychmiast słyszę jak zbiegają po schodach i biegną do kuchni. Logan jako pierwszy się pojawia a gdy widzi Bryson'a uderza go w ramie a później przyciąga do uścisku. Alice i Justin wracają i siadają na krzesłach obok mnie z kartkami w dłoniach. Chichoczą bo słyszeli mnie w myślach i już widzą co się za raz wydarzy.

Ludzie napływają do kuchni, rodzice Bryson'a przychodzą i widzę, że Julie płaczę gdy go przytula. Jedna ze starszych kobiet zaczyna gotować a reszta jej pomaga więc jedzenia wystarczy dla całego stada. Wszyscy cieszą się że ich Alfa się obudził i już planują imprezę.

Śmieje się tylko. Bryson w końcu uwalnia się od tłumu i podchodzi do nas. Wygląda na przytłoczonego na co chichoczę.

-Ty to zrobiłaś, prawda?-pyta.

-Zemsta jest słodka- odpowiadam- Alice, Justin pokażcie tatusiowi co dla niego zrobiliście.

Alice i Justin podają mu kartki i widzę, że Alice daj mu również kartkę od Logana. Obserwuje jak je czyta, a jego oczy przepełnione są szczęściem i smutkiem. Wstaje i przytula ich - Kocham was wszystkich bardzo mocno- przytula nas wszystkich. Słyszę, że muzyka zaczyna grać i już wiem. że grill się zaczyna.

***

Kom i *** są mile widziane.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro