Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

21 (ograniczony)

Ten rozdział jest kontynuacją poprzedniego ze sceną połączenia Everett i Bryson'a. Jeśli nie chcesz tego czytać to nie musisz. To ostrzeżenie! Miłego czytania.

***

Everett

Bryson wyprowadza mnie na zewnątrz i powadzi do lasu. Mogę zobaczyć male lampki na drzwiach. Powiewają delikatnie na wietrze wskazując nam drogę.

-Bryson, gdzie my idziemy?- pytam ciekawa. Nic na to nie poradzę, że emocje we mnie szaleją, a serce wali jak szalone.

-Cóż moja malutka, to ma być niespodzianka, a jeśli ci ją zdradzę, to już nią nie będzie, nieprawdaż?-całuje mnie w nos po czym łączy nasze dłonie.

Nasze palce się splatają, a ja ściskam jego dłoń. Prowadzi mnie lasem, drogą wskazaną przez światełka. Mienią się na różowo, czerwono i pomarańczowo. Nawet jeśli słońce wciąż świeci, to w lesie jest dość ciemno.

Unoszę dłoń, która nie jest złączona z Bryson'a i dotykam lampeczek. Ledwo je dosięgam więc puszczam dłoń Bryson'a i wyprzedzam go.

Pamiętam tą polane. Polane moją i Bryson'a. Na środku jest mały staw. Pięknie. Drzewa są pięknego zielonego kolory i wydają się lślinić w świetle słońca. Duży koc z koszem piknikowym został ułożony w cieniu pod jednym z większych drzew.

-Staw- mówię. Nie potrafię jasno myśleć a łzy zaczynają przysłaniać mi widok.

-Tak, wiem, że możesz nie pamiętać tego miejsca, ale przychodziliśmy tu zanim zniknęłaś. Zaplanowałem piknik i stwierdziłem, że powinienem go zrobić właśnie tutaj na naszej pierwszej randce. -podchodzi do mnie.

-Pamiętam. To nasz staw. Nasz. -powtarzam. Łzy zaczynają płynąć, a ja nie wiem dlaczego.

-Hej hej malutka. Nie płacz- ściera moje łzy.

-Po prostu jesteś dla mnie za dobry. Jesteś taki słodki. Zrobiłeś to wszystko dla mnie- chowam głowę w jego piersi.

-Oczywiście to wszytko dla ciebie. Jesteś moją mate i zasługujesz na to.- mówi, głaszcząc mnie po włosach.

-Czy kiedykolwiek mówiłam ci jak mocno cię kocham-patrzę w jego różnokolorowe oczy.

-Tak, ale kocham tego słuchać-cmoka mnie w usta.

-Kocham cię- szepcze w jego usta.

Bryson odsuwa się i prowadzi mnie do koca. Siadamy tak, że plecami opieramy się o drzewo. Nasze nogi się stykając, a ja kładę głowę na jego ramie.

-Przygotowałem dla nas obiadokolacje. - mówi Bryson przysuwając koszyk. W środku są kanapki z masłem orzechowym. Poza ty jeszcze spaghetii i chlebek czosnkowy. -Co byś chciała zjeść?

-Spaghetii i chlebek czosnkowy, poproszę- mówię.

Bryson podaje mi talerz i widelec. Nakłada mi makaron oraz chlebek. Dla siebie robi to samo i odkłada koszyk. Biorę gryza chlebka czosnkowego. Wciąż jest ciepły, a masełko się rozpływa.

-Mm ty to zrobiłeś?- pytam.

-Z małą pomocą mojej i twojej mamy. Najpierw pomogły mi zdecydować co przyrządzić, a później wszystko zrobić-mówi gryząc kawałek grzanki- Boże dobre mi wyszło - jęczy.

-Okay mistrzu, spróbujmy tego- nawijam makaron na widelec. To. Najlepsze. Spaghetii. Jakie. Kiedykolwiek. Jadłam.

-Po twojej minie wnioskuje, że ci smakuje. -rumienie się.

-Cokolwiek- biorę kolejny kęs jedzenia.

Siedzimy w przyjemnej ciszy jedząc. Bryson co jakiś czas karmi mnie grzanką. Chichoczę na to, a chlebek rozpływa się w moich ustach. Napawam się czasem, który spędzamy z Bryson'em razem.

-Muszę ci coś pokazać- Bryson wyjmuje butelkę z koszyka.

Podaje mi ją. Ogarnia mnie ciekawość. Co to może być. Otwieram kopertę z butelki i rozwijam kartkę. Na górze widnieje napis Papiery Adopcyjne. Szok uderza w moje ciało gdy spoglądam na Bryson'a. Kiwa do mnie głową bym czytała dalej.

Poniżej napisane jest : Papiery te dotyczą adopcji Alice Woodly i Justin'a Cooper'a.

Szybko przelatuje wzrokiem po reszcie pisma i dostrzega na dole podpis Bryson'a. Podnoszę wzrok i widzę, że się do mnie uśmiecha.

-Chciałem zrobić ci niespodziankę. Wiem, że może nie jesteśmy gotowi, ale damy sobie rade. - nie pozwalam powiedzieć mu już nic więcej bo łącze nasze usta.

Zatapiam palce w jego włosach i siadam mu na kolanach. Chce mu pokazać jak bardzo wdzięczna jestem i nawet wyznanie miłości tego nie wyrazi. Mogę go tylko pocałować.

Nasze usta poruszają się w harmonii, szybko i spójnie. Dłoń Bryson'a wędrują do moich włosów, a druga na policzek. Odsuwa się delikatnie łącząc nasze czoła. Zamykam oczy i wdycham jego zapach.

-Możesz mi tak przerywać za każdym razem- mówi Bryson gdy jego dłonie wędrują na mój tyłek. Ściska go delikatnie. Czuję jak robię się czerwona. A iskierki znów przeskakują w miejscu gdzie mnie dotyka.

-Oh zaufaj mi mój mate, będę to robić często-droczę się z nim i całuję go w brodę.

-Wiem, że uwielbiasz się ze mną droczyć. Jak ja to przeżyje?- Bryson odsuwa się i spogląda na mnie.

-Nie dasz rady- odsuwa się od niego. Wstaje i zaczynam odchodzić. Kręcę odrobinę biodrami by podrażnić mojego mate.

Słyszę warczenie za moimi plecami i już po chwili czuję jak mnie obejmuje. Jedno jego ramie jest pod moim biustem, a drugie na wysokości ramion. Jego usta dotykają mojego ucha.

-Mała kusicielka. Jestem na skraju wytrzymałości. -atakuje moją szyję.

Czuję jak prąd po mnie przepływa i nie mogę się powstrzymać więc jęczę głośno i przyciągam go bliżej. Mocniej przysysa się do mojej szyi.

-Bryson- jęczę unosząc dłonie i obejmując go za szyję.

-Podoba ci się to moja mate?- szepcze przy mojej skórze.

-Kocham to - jęczę jeszcze raz.

-To wyobraź sobie tylko jak będziesz się czuła gdy będę się z tobą kochał- odsuwa ode mnie swoje usta.

-Nie mów takich rzeczy. Zawstydzasz mnie- mówię. Po za tym czuję jak zaczynam pulsować i jeśli nie przestanie, stracę kontrolę.

-Chodźmy popływać- Bryson chwyta moją dłoń.

-Nie mam stroju- protestuje.

-Jest jakiś w koszu.- posyłam mu pytając spojrzenie- Jamie dała mi jeden swój.

Bryson ściąga koszulkę. Jego wyrzeźbione ciało zawładnęło moim wzrokiem. Ogarnia mnie podniecenie. Bryson podchodzi do mnie i całuje w czoło.

-Jestem twój. Nie masz się o co martwić. - podaje mi dwuczęściowy strój kąpielowy.

-Jesteś mój, a ja jestem twoja- odbieram od niego stój. Idę za duże drzewo i przebieram się.

Bikini jest zbyt małe. Moje piersi prawie z niego wypadają i czuję jakby moje sutki były widoczne. Majtki nie zasłaniają całkowicie mojego tyłka. Moje wszystkie blizny są na wierzchu.

Zakładam ramiona na piersi i wychodzę zza drzewa. Bryson ma na sobie kąpielówki w kolorze niebieskim. Odwraca się i podchodzi do mnie.

-Jesteś piękna. -szepczę przejeżdżając palcami po moich bliznach.

Nic nie mówię i dotykam jego klatki piersiowej. Czuję jak jego serce wali pod moimi palcami. Obejmuję mnie w tali i podnosi. Zaczyna biec co wywołuje mój krzyk, a zwłaszcza gdy skacze.

Woda otacza nas zewsząd więc mocno obejmuję Bryson'a za szyję.

Odwraca mnie przodem do siebie i się śmiej. Ma wodę na twarzy, ale nie wydaje się by mu to przeszkadzało.

-Dupek z ciebie. Na następny raz przydałoby się małe ostrzeżenie. - uderzam go w ramie.

-Przepraszam kochanie. Następnym razem powiem. - przyciąga mnie bliżej. Kładzie dłonie pod moimi tyłkiem sprawiając, że teraz jestem od niego wyższa. Przystawia ucho do mojej piesi i wsłuchuje się w bicie mojego serca- Wybaczysz mi?

-Oczywiście- przytulam jego głowę do mojej piersi. Podnoszę wzrok i widzę, że słońce już zachodzi, a niebo zrobiło się przepięknie czerwone. Pięknie.

-Jest jeszcze coś co chciałby ci pokazać. -zaczyna płynąć wciąż trzymając mnie mocno, bo dobrze wie, że nie zbyt dobrze umiem pływać.

Podpływa do miejsca gdzie woda jest tak czysta, że aż przezroczysta. Patrzy na mnie uspokajająco, a później mnie podnosi. Woda się ze mnie leje, a później nic. Otwieram oczy i widzę jaskinię. Jest dość spora, można wręcz powiedzieć, że jest rozmiaru małego pokoju, który miałam w domu stada. Widzę mały materac przy ścianie, przykryty pierzyną. Widzę również świece.

-Znalazłem to miejsce chwilę po tym jak zostałaś porwana. Przyniosłem tu łóżko i świece wieki temu. Przychodziłem tu bo czułem w tym miejscu twoją obecność, w jakiś sposób.- mówi, pomagając mi wejść do środka i zapalając świece.

Emocje we mnie buzują i nie mogę już ustać na nogach. Bryson podchodzi do mnie z ręcznikiem i owija go wokół mnie. Pachnie Bryson'em. Chce tego. Chce Bryson'a.

Podchodzę do niego i przytulam od tyłu. Zaciągam się jego zapachem.

-Bryson proszę- tylko tyle mówię bo Bryson odwraca się do mnie i przytula. Jego usta odnajduję moje i czuję jego ręce wędrujące do mojego stroju kąpielowego.

-Everett jesteś pewna?- pyta patrząc mi głęboko w oczy.

-Tak. Proszę Bryson. Kochaj się ze mną. - mówię a Bryson kładzie mnie na materacu.

Bryson przesuwa dłoń z moich żeber na szyje. Rozwiązuje sznureczek związany z tyłu po czym zdejmuje górną część stroju, okrywając moje ciało. Moje ręce automatycznie zakrywają moje piersi i odwracam wzrok od Bryson'a, zamykając oczy. Czuję jego gorący oddech na mojej twarzy.

-Nie chowaj się przede mną Everett. Jesteś piękna. Proszę pozwól mi pokazać ci jak bardzo cię kocham- mówi, odsuwając moje ręce.

Pozwalam mu na to, ale wciąż mam zamknięte oczy. Czyje, że zaczynam drżeć. Motyle w moim brzuchu zaczynają wariować.

Czuję jak jego palce przebiegają po moich sutkach na co jęczę. Moje plecy wyginają się w łuk.

-Taka wrażliwa. - szepcze Bryson nim przejeżdża językiem po moim sutku, a później bierze go do ust i ssie delikatnie.

-Bryson nie, nie rób tego, to mnie zawstydza- jęczę, ale moje ręce żyją własnym życiem i obejmują jego głowę, przyciągając bliżej.

-Twoje czyny mówi coś innego, moja mate- mówi, przenosząc się na drugą pierś.

Iskierki przyjemności przechodzą przez moje ciało, kumulując się w środku. Wiem, że już jestem mokra więc zaciskam uda próbując zmniejszyć dyskomfort. Jęki i westchnienia opuszczają moje usta, kiedy Bryson schodzi w dół i obcałowuje mój brzuch. Patrzę na niego w dół z wpółprzymkniętymi powiekami.

-Czuję twoje podniecenie i to jest cudowne- przytka nos do mojego centrum i zaciąga się zapachem.

Bryson ściąga dół od mojego stroju i rzuca go poza materac, gdzie dołącza do górnej części kostiumu. Zaciskam uda.

-Nie odmawiaj mi tego czego pragnę, moja mate. Już ci mówiłem. Kocham cię. Jesteś piękna i nic tego nie zmieni. Nie ważne ile będziesz miała blizn. Nie ważne co przeszłaś, bo jedyne co mnie teraz obchodzi to to, że jesteśmy razem i będzie razem już na zawsze.-zapewnia mnie Bryson i pochyla się by mnie pocałować.

Obejmuję go za szyję. W tym pocałunek przelewam całą swoją miłość do niego. Nogi owija wokół jego bioder i wyczuwam jego wybrzuszenie tuż przy moim wejściu. Jęczę z przyjemności i ocieram się o niego. Bryson warczy, a jego usta przyspieszają, gdy chwyta mnie za tyłek i przyciska mocniej do siebie.

-Poczuj co ze mną robisz- warczy odsuwając się - Jeśli mamy kontynuować, muszę przestać. Boże omal nie straciłem kontroli- sapie, zniżając się do mojego centrum.

Przejeżdża językiem po mojej łechtaczce. Głośny jęk opuszcza moje usta, a moje dłonie zaciskają się na pościeli pode mną. Bryson'owi chyba spodobała się moja reakcja, bo zrobił to jeszcze raz. Czuję jak jego palce zanurza się w mim wnętrzu, a język wciąż drażni łechtaczkę.

-Bryson, o Boże.. to takie dobre uczucie- dyszę wyginając plecy.

-Everett, moja mate. Wyglądasz niesamowicie. Cała spuchnięta, piękna i różowa, czekająca tylko aż się w tobie zanurzę i posmakuje- mówi, zataczając kółka językiem na mojej łechtaczce.

-O Boże- prawie krzyczę. Wkładam dłoń w jego włosy ciągnąc za nie, gdy on mnie pieści- Kocham cię. Proszę nie przestawaj- błagam.

-Oh moja malutka, nie zamierzam przestawać- odpowiada. Czuję jak dokłada kolejnego palca do mojej dziurki co wywołuje grymas na mojej twarzy przez uczucie rozciągania- Boli?- kiwam głową w odpowiedzi- Chcesz żebym przestał? Nie musimy kontynuować.

-Chce żebyś przestał robić mi palcówkę- moja dłoń wędruję do jego ogromnego wybrzuszenia.

-Everett jesteś pewna? To zaboli, ale postaram się być tak delikatny jak się tylko da- odgarnia mi włosy z twarzy.

-Kocham cię. Wiem, że nie chcesz mnie skrzywdzić, ale ja tego chce. Proszę, potrzebuję cię, mój mate- błagam, powoli ściągając jego kąpielówki.

-Kocham cię. I potrzebuje Everett. Potrzebuję cię już od tak dawna. - rzuca swoje kąpielówki na mój strój.

To jest pierwszy raz gdy widzę Bryson'a całkowicie nagiego. Jego kutas stoi twardy i długi. Jego grubość była jak stal owinięta jedwabiem i mogę sobie tylko wyobrazić jak smakuje. Widzę jak kropelka jego podniecenie spływa po nim, więc zgarniam ją na opuszek palca i przykładam sobie do ust, zlizując ją. Jest słony, ale tak niewiarygodnie dobry i podniecający.

-Proszę, Bryson. Uczyń mnie swoja partnerką- błagam, obejmując jego ramiona.

-Tak zrobię Everett- czuję jak jego kutas ociera się o moje wejście, zbierając moje soki.

Bryson przyciska swoje usta do moich, w pełnym namiętności pocałunku. Czuję jak we mnie wchodzi, a skowyt opuszcza moja usta. Bryson szepcze słowa przeprosin w kółko i w kółko. A ja nie wiem za co mnie przeprasza: za ból czy za coś innego. Ból łagodnieje, a moje ciało powoli się odpręża.

-Możesz się poruszyć- mówię, całując jego usta. Kiwa głową, wysuwając się ze mnie i wchodząc ponownie.

Jęczę z przyjemności. Prąd uderza w moje wnętrze za każdym razem, gdy Bryson się porusza. Owijam nogi wokół jego tali, spotykając się z większą siłą doznania. Słyszę jęki, warczenia i westchnienia Bryson'a.

-Bryson proszę, proszę- błagam. Nie wiem o co. Z jakiego powody. Żeby nie przestawał. Nie wiem czego chce.

-O co prosisz moja mate. Powiedz mi czego pragniesz- przysysa się do mojej szyi.

-Szybciej. Mocniej- błagam.

Bryson przyspiesza i wzmacnia pchnięcia na co jęczę głośno. Niezrozumiałe słowa opuszczają moje usta. To takie dobre uczucie. Czuję jak coś we mnie narasta i chce się uwolnić. Bryson dalej pieści moją szyję i wiem, że nadchodzi chwila, w której chce mnie oznaczyć.

-Bryson, dochodzę. Proszę dojdź ze mną- błagam, wplątując palce w jego włosy.

-Ja też jestem blisko- mówi Bryson, pchając mocniej. Jego dłonie są na moich pośladkach nakierowując mnie pod odpowiednim kątem.

Przysuwam się do jego szyi, czując jak moje kły się wysuwają.  Bryson również przyciska się do mojej szyi. Czuję, że dochodzę. Krzyczę imię Bryson'a nim wbijam kły w miejsce gdzie jego szyja spotyka się z ramieniem. Bryson robi to samo, wypełniając mnie swoim ciepłym nasieniem. Jego kły wysuwają się z mojej szyi tak jak moje z jego po tym jak nawzajem się oznaczyliśmy.

Bryson opada na mnie, ale szybko przekręca nas tak by obu nam było wygodnie. Jesteśmy spoceni i pachniemy seksem, ale jestem szczęśliwa. Uśmiecham się do Bryson'a nim szepcze, że go kocham. Słyszę jak Bryson odpowiada mi tym samym, po czym zapadam w sen.

***

Kom i *** są mile widziane.

To tak na dobranoc 😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro