Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

21

Everett

Bryson wyprowadza mnie na zewnątrz i powadzi do lasu. Mogę zobaczyć male lampki na drzwiach. Powiewają delikatnie na wietrze wskazując nam drogę.

-Bryson, gdzie my idziemy?- pytam ciekawa. Nic na to nie poradzę, że emocje we mnie szaleją, a serce wali jak szalone.

-Cóż moja malutka, to ma być niespodzianka, a jeśli ci ją zdradzę, to już nią nie będzie, nieprawdaż?-całuje mnie w nos po czym łączy nasze dłonie.

Nasze palce się splatają, a ja ściskam jego dłoń. Prowadzi mnie lasem, drogą wskazaną przez światełka. Mienią się na różowo, czerwono i pomarańczowo. Nawet jeśli słońce wciąż świeci, to w lesie jest dość ciemno.

Unoszę dłoń, która nie jest złączona z Bryson'a i dotykam lampeczek. Ledwo je dosięgam więc puszczam dłoń Bryson'a i wyprzedzam go.

Pamiętam tą polane. Polane moją i Bryson'a. Na środku jest mały staw. Pięknie. Drzewa są pięknego zielonego kolory i wydają się lślinić w świetle słońca. Duży koc z koszem piknikowym został ułożony w cieniu pod jednym z większych drzew.

-Staw- mówię. Nie potrafię jasno myśleć, a łzy zaczynają przysłaniać mi widok.

-Tak, wiem, że możesz nie pamiętać tego miejsca, ale przychodziliśmy tu zanim zniknęłaś. Zaplanowałem piknik i stwierdziłem, że powinienem go zrobić właśnie tutaj na naszej pierwszej randce. -podchodzi do mnie.

-Pamiętam. To nasz staw. Nasz. -powtarzam. Łzy zaczynają płynąć, a ja nie wiem dlaczego.

-Hej hej malutka. Nie płacz- ściera moje łzy.

-Po prostu jesteś dla mnie za dobry. Jesteś taki słodki. Zrobiłeś to wszystko dla mnie- chowam głowę w jego piersi.

-Oczywiście, to wszytko dla ciebie. Jesteś moją mate i zasługujesz na to.- mówi, głaszcząc mnie po włosach.

-Czy kiedykolwiek mówiłam ci jak mocno cię kocham-patrzę w jego różnokolorowe oczy.

-Tak, ale kocham tego słuchać-cmoka mnie w usta.

-Kocham cię- szepcze w jego usta.

Bryson odsuwa się i prowadzi mnie do koca. Siadamy tak, że plecami opieramy się o drzewo. Nasze nogi się stykając, a ja kładę głowę na jego ramie.

-Przygotowałem dla nas obiadokolacje. - mówi Bryson przysuwając koszyk. W środku są kanapki z masłem orzechowym. Poza ty jeszcze spaghetii i chlebek czosnkowy. -Co byś chciała zjeść?

-Spaghetii i chlebek czosnkowy, poproszę- mówię.

Bryson podaje mi talerz i widelec. Nakłada mi makaron oraz chlebek. Dla siebie robi to samo i odkłada koszyk. Biorę gryza chlebka czosnkowego. Wciąż jest ciepły, a masełko się rozpływa.

-Mm ty to zrobiłeś?- pytam.

-Z małą pomocą mojej i twojej mamy. Najpierw pomogły mi zdecydować co przyrządzić, a później wszystko zrobić-mówi, gryząc kawałek grzanki- Boże, dobre mi wyszło - jęczy.

-Okay mistrzu, spróbujmy tego- nawijam makaron na widelec. To. Najlepsze. Spaghetii. Jakie. Kiedykolwiek. Jadłam.

-Po twojej minie wnioskuje, że ci smakuje. -rumienie się.

-Cokolwiek- biorę kolejny kęs jedzenia.

Siedzimy w przyjemnej ciszy jedząc. Bryson co jakiś czas karmi mnie grzanką. Chichoczę na to, a chlebek rozpływa się w moich ustach. Napawam się czasem, który spędzamy z Bryson'em razem.

-Muszę ci coś pokazać- Bryson wyjmuje butelkę z koszyka.

Podaje mi ją. Ogarnia mnie ciekawość. Co to może być. Otwieram kopertę z butelki i rozwijam kartkę. Na górze widnieje napis Papiery Adopcyjne. Szok uderza w moje ciało gdy spoglądam na Bryson'a. Kiwa do mnie głową bym czytała dalej.

Poniżej napisane jest : Papiery te dotyczą adopcji Alice Woodly i Justin'a Cooper'a.

Szybko przelatuje wzrokiem po reszcie pisma i dostrzega na dole podpis Bryson'a. Podnoszę wzrok i widzę, że się do mnie uśmiecha.

-Chciałem zrobić ci niespodziankę. Wiem, że może nie jesteśmy gotowi, ale damy sobie rade. - nie pozwalam powiedzieć mu już nic więcej bo łącze nasze usta.

Zatapiam palce w jego włosach i siadam mu na kolanach. Chce mu pokazać jak bardzo wdzięczna jestem i nawet wyznanie miłości tego nie wyrazi. Mogę go tylko pocałować.

Nasze usta poruszają się w harmonii, szybko i spójnie. Dłoń Bryson'a wędrują do moich włosów, a druga na policzek. Odsuwa się delikatnie łącząc nasze czoła. Zamykam oczy i wdycham jego zapach.

-Możesz mi tak przerywać za każdym razem- mówi Bryson gdy jego dłonie wędrują na mój tyłek. Ściska go delikatnie. Czuję jak robię się czerwona. A iskierki znów przeskakują w miejscu gdzie mnie dotyka.

-Oh zaufaj mi mój mate, będę to robić często-droczę się z nim i całuję go w brodę.

-Wiem, że uwielbiasz się ze mną droczyć. Jak ja to przeżyje?- Bryson odsuwa się i spogląda na mnie.

-Nie dasz rady- odsuwa się od niego. Wstaje i zaczynam odchodzić. Kręcę odrobinę biodrami by podrażnić mojego mate.

Słyszę warczenie za moimi plecami i już po chwili czuję jak mnie obejmuje. Jedno jego ramie jest pod moim biustem, a drugie na wysokości ramion. Jego usta dotykają mojego ucha.

-Mała kusicielka. Jestem na skraju wytrzymałości. -atakuje moją szyję.

Czuję jak prąd po mnie przepływa i nie mogę się powstrzymać więc jęczę głośno i przyciągam go bliżej. Mocniej przysysa się do mojej szyi.

-Bryson- jęczę unosząc dłonie i obejmując go za szyję.

-Podoba ci się to moja mate?- szepcze przy mojej skórze.

-Kocham to - jęczę jeszcze raz.

-To wyobraź sobie tylko jak będziesz się czuła gdy będę się z tobą kochał- odsuwa ode mnie swoje usta.

-Nie mów takich rzeczy. Zawstydzasz mnie- mówię. Po za tym czuję jak zaczynam pulsować i jeśli nie przestanie, stracę kontrolę.

-Chodźmy popływać- Bryson chwyta moją dłoń.

-Nie mam stroju- protestuje.

-Jest jakiś w koszu.- posyłam mu pytając spojrzenie- Jamie dała mi jeden swój.

Bryson ściąga koszulkę. Jego wyrzeźbione ciało zawładnęło moim wzrokiem. Ogarnia mnie podniecenie. Bryson podchodzi do mnie i całuje w czoło.

-Jestem twój. Nie masz się o co martwić. - podaje mi dwuczęściowy strój kąpielowy.

-Jesteś mój, a ja jestem twoja- odbieram od niego stój. Idę za duże drzewo i przebieram się.

Bikini jest zbyt małe. Moje piersi prawie z niego wypadają i czuję jakby moje sutki były widoczne. Majtki nie zasłaniają całkowicie mojego tyłka. Moje wszystkie blizny są na wierzchu.

Zakładam ramiona na piersi i wychodzę zza drzewa. Bryson ma na sobie kąpielówki w kolorze niebieskim. Odwraca się i podchodzi do mnie.

-Jesteś piękna. -szepczę przejeżdżając palcami po moich bliznach.

Nic nie mówię i dotykam jego klatki piersiowej. Czuję jak jego serce wali pod moimi palcami. Obejmuję mnie w tali i podnosi. Zaczyna biec co wywołuje mój krzyk, a zwłaszcza gdy skacze.

Woda otacza nas zewsząd więc mocno obejmuję Bryson'a za szyję.

Odwraca mnie przodem do siebie i się śmiej. Ma wodę na twarzy, ale nie wydaje się by mu to przeszkadzało.

-Dupek z ciebie. Na następny raz przydałoby się małe ostrzeżenie. - uderzam go w ramie.

-Przepraszam kochanie. Następnym razem powiem. - przyciąga mnie bliżej. Kładzie dłonie pod moimi tyłkiem sprawiając, że teraz jestem od niego wyższa. Przystawia ucho do mojej piesi i wsłuchuje się w bicie mojego serca- Wybaczysz mi?

-Oczywiście- przytulam jego głowę do mojej piersi. Podnoszę wzrok i widzę, że słońce już zachodzi, a niebo zrobiło się przepięknie czerwone. Pięknie.

-Jest jeszcze coś co chciałby ci pokazać. -zaczyna płynąć wciąż trzymając mnie mocno, bo dobrze wie, że nie zbyt dobrze umiem pływać.

Podpływa do miejsca gdzie woda jest tak czysta, że aż przezroczysta. Patrzy na mnie uspokajająco, a później mnie podnosi. Woda się ze mnie leje, a później nic. Otwieram oczy i widzę jaskinię. Jest dość spora, można wręcz powiedzieć, że jest rozmiaru małego pokoju, który miała w domu stada. Widzę mały materac przy ścianie, przykryty pierzyną. Widzę również świece.

-Znalazłem to miejsce chwilę po tym jak zostałaś porwana. Przyniosłem tu łóżko i świece wieki temu. Przychodziłem tu bo czułem w tym miejscu twoją obecność, w jakiś sposób.- mówi pomagając mi wejść do środka i zapalając świece.

Emocje we mnie buzują i nie mogę już ustać na nogach. Bryson podchodzi do mnie z ręcznikiem i owija go wokół mnie. Pachnie Bryson'em. Chce tego. Chce Bryson'a.

Podchodzę do niego i przytulam od tyłu. Zaciągam się jego zapachem.

-Bryson proszę- tylko tyle mówię bo Bryson odwraca się do mnie i przytula. Jego usta odnajduję moje i czuję jego ręce wędrujące do mojego stroju kąpielowego.

-Everett, jesteś pewna?- pyta, patrząc mi głęboko w oczy.

-Tak. Proszę Bryson. Kochaj się ze mną. - mówię, a Bryson kładzie mnie na materacu. Przez całą noc moje ciało odczuwało przyjemność. Bryson był ze mną cały czas. A co najważniejsze, połączyliśmy się bezpowrotnie. Deklarując sobie siebie nawzajem już na wieki.

***

Kom i *** są mile widziane.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro