21
Everett
Bryson wyprowadza mnie na zewnątrz i powadzi do lasu. Mogę zobaczyć male lampki na drzwiach. Powiewają delikatnie na wietrze wskazując nam drogę.
-Bryson, gdzie my idziemy?- pytam ciekawa. Nic na to nie poradzę, że emocje we mnie szaleją, a serce wali jak szalone.
-Cóż moja malutka, to ma być niespodzianka, a jeśli ci ją zdradzę, to już nią nie będzie, nieprawdaż?-całuje mnie w nos po czym łączy nasze dłonie.
Nasze palce się splatają, a ja ściskam jego dłoń. Prowadzi mnie lasem, drogą wskazaną przez światełka. Mienią się na różowo, czerwono i pomarańczowo. Nawet jeśli słońce wciąż świeci, to w lesie jest dość ciemno.
Unoszę dłoń, która nie jest złączona z Bryson'a i dotykam lampeczek. Ledwo je dosięgam więc puszczam dłoń Bryson'a i wyprzedzam go.
Pamiętam tą polane. Polane moją i Bryson'a. Na środku jest mały staw. Pięknie. Drzewa są pięknego zielonego kolory i wydają się lślinić w świetle słońca. Duży koc z koszem piknikowym został ułożony w cieniu pod jednym z większych drzew.
-Staw- mówię. Nie potrafię jasno myśleć, a łzy zaczynają przysłaniać mi widok.
-Tak, wiem, że możesz nie pamiętać tego miejsca, ale przychodziliśmy tu zanim zniknęłaś. Zaplanowałem piknik i stwierdziłem, że powinienem go zrobić właśnie tutaj na naszej pierwszej randce. -podchodzi do mnie.
-Pamiętam. To nasz staw. Nasz. -powtarzam. Łzy zaczynają płynąć, a ja nie wiem dlaczego.
-Hej hej malutka. Nie płacz- ściera moje łzy.
-Po prostu jesteś dla mnie za dobry. Jesteś taki słodki. Zrobiłeś to wszystko dla mnie- chowam głowę w jego piersi.
-Oczywiście, to wszytko dla ciebie. Jesteś moją mate i zasługujesz na to.- mówi, głaszcząc mnie po włosach.
-Czy kiedykolwiek mówiłam ci jak mocno cię kocham-patrzę w jego różnokolorowe oczy.
-Tak, ale kocham tego słuchać-cmoka mnie w usta.
-Kocham cię- szepcze w jego usta.
Bryson odsuwa się i prowadzi mnie do koca. Siadamy tak, że plecami opieramy się o drzewo. Nasze nogi się stykając, a ja kładę głowę na jego ramie.
-Przygotowałem dla nas obiadokolacje. - mówi Bryson przysuwając koszyk. W środku są kanapki z masłem orzechowym. Poza ty jeszcze spaghetii i chlebek czosnkowy. -Co byś chciała zjeść?
-Spaghetii i chlebek czosnkowy, poproszę- mówię.
Bryson podaje mi talerz i widelec. Nakłada mi makaron oraz chlebek. Dla siebie robi to samo i odkłada koszyk. Biorę gryza chlebka czosnkowego. Wciąż jest ciepły, a masełko się rozpływa.
-Mm ty to zrobiłeś?- pytam.
-Z małą pomocą mojej i twojej mamy. Najpierw pomogły mi zdecydować co przyrządzić, a później wszystko zrobić-mówi, gryząc kawałek grzanki- Boże, dobre mi wyszło - jęczy.
-Okay mistrzu, spróbujmy tego- nawijam makaron na widelec. To. Najlepsze. Spaghetii. Jakie. Kiedykolwiek. Jadłam.
-Po twojej minie wnioskuje, że ci smakuje. -rumienie się.
-Cokolwiek- biorę kolejny kęs jedzenia.
Siedzimy w przyjemnej ciszy jedząc. Bryson co jakiś czas karmi mnie grzanką. Chichoczę na to, a chlebek rozpływa się w moich ustach. Napawam się czasem, który spędzamy z Bryson'em razem.
-Muszę ci coś pokazać- Bryson wyjmuje butelkę z koszyka.
Podaje mi ją. Ogarnia mnie ciekawość. Co to może być. Otwieram kopertę z butelki i rozwijam kartkę. Na górze widnieje napis Papiery Adopcyjne. Szok uderza w moje ciało gdy spoglądam na Bryson'a. Kiwa do mnie głową bym czytała dalej.
Poniżej napisane jest : Papiery te dotyczą adopcji Alice Woodly i Justin'a Cooper'a.
Szybko przelatuje wzrokiem po reszcie pisma i dostrzega na dole podpis Bryson'a. Podnoszę wzrok i widzę, że się do mnie uśmiecha.
-Chciałem zrobić ci niespodziankę. Wiem, że może nie jesteśmy gotowi, ale damy sobie rade. - nie pozwalam powiedzieć mu już nic więcej bo łącze nasze usta.
Zatapiam palce w jego włosach i siadam mu na kolanach. Chce mu pokazać jak bardzo wdzięczna jestem i nawet wyznanie miłości tego nie wyrazi. Mogę go tylko pocałować.
Nasze usta poruszają się w harmonii, szybko i spójnie. Dłoń Bryson'a wędrują do moich włosów, a druga na policzek. Odsuwa się delikatnie łącząc nasze czoła. Zamykam oczy i wdycham jego zapach.
-Możesz mi tak przerywać za każdym razem- mówi Bryson gdy jego dłonie wędrują na mój tyłek. Ściska go delikatnie. Czuję jak robię się czerwona. A iskierki znów przeskakują w miejscu gdzie mnie dotyka.
-Oh zaufaj mi mój mate, będę to robić często-droczę się z nim i całuję go w brodę.
-Wiem, że uwielbiasz się ze mną droczyć. Jak ja to przeżyje?- Bryson odsuwa się i spogląda na mnie.
-Nie dasz rady- odsuwa się od niego. Wstaje i zaczynam odchodzić. Kręcę odrobinę biodrami by podrażnić mojego mate.
Słyszę warczenie za moimi plecami i już po chwili czuję jak mnie obejmuje. Jedno jego ramie jest pod moim biustem, a drugie na wysokości ramion. Jego usta dotykają mojego ucha.
-Mała kusicielka. Jestem na skraju wytrzymałości. -atakuje moją szyję.
Czuję jak prąd po mnie przepływa i nie mogę się powstrzymać więc jęczę głośno i przyciągam go bliżej. Mocniej przysysa się do mojej szyi.
-Bryson- jęczę unosząc dłonie i obejmując go za szyję.
-Podoba ci się to moja mate?- szepcze przy mojej skórze.
-Kocham to - jęczę jeszcze raz.
-To wyobraź sobie tylko jak będziesz się czuła gdy będę się z tobą kochał- odsuwa ode mnie swoje usta.
-Nie mów takich rzeczy. Zawstydzasz mnie- mówię. Po za tym czuję jak zaczynam pulsować i jeśli nie przestanie, stracę kontrolę.
-Chodźmy popływać- Bryson chwyta moją dłoń.
-Nie mam stroju- protestuje.
-Jest jakiś w koszu.- posyłam mu pytając spojrzenie- Jamie dała mi jeden swój.
Bryson ściąga koszulkę. Jego wyrzeźbione ciało zawładnęło moim wzrokiem. Ogarnia mnie podniecenie. Bryson podchodzi do mnie i całuje w czoło.
-Jestem twój. Nie masz się o co martwić. - podaje mi dwuczęściowy strój kąpielowy.
-Jesteś mój, a ja jestem twoja- odbieram od niego stój. Idę za duże drzewo i przebieram się.
Bikini jest zbyt małe. Moje piersi prawie z niego wypadają i czuję jakby moje sutki były widoczne. Majtki nie zasłaniają całkowicie mojego tyłka. Moje wszystkie blizny są na wierzchu.
Zakładam ramiona na piersi i wychodzę zza drzewa. Bryson ma na sobie kąpielówki w kolorze niebieskim. Odwraca się i podchodzi do mnie.
-Jesteś piękna. -szepczę przejeżdżając palcami po moich bliznach.
Nic nie mówię i dotykam jego klatki piersiowej. Czuję jak jego serce wali pod moimi palcami. Obejmuję mnie w tali i podnosi. Zaczyna biec co wywołuje mój krzyk, a zwłaszcza gdy skacze.
Woda otacza nas zewsząd więc mocno obejmuję Bryson'a za szyję.
Odwraca mnie przodem do siebie i się śmiej. Ma wodę na twarzy, ale nie wydaje się by mu to przeszkadzało.
-Dupek z ciebie. Na następny raz przydałoby się małe ostrzeżenie. - uderzam go w ramie.
-Przepraszam kochanie. Następnym razem powiem. - przyciąga mnie bliżej. Kładzie dłonie pod moimi tyłkiem sprawiając, że teraz jestem od niego wyższa. Przystawia ucho do mojej piesi i wsłuchuje się w bicie mojego serca- Wybaczysz mi?
-Oczywiście- przytulam jego głowę do mojej piersi. Podnoszę wzrok i widzę, że słońce już zachodzi, a niebo zrobiło się przepięknie czerwone. Pięknie.
-Jest jeszcze coś co chciałby ci pokazać. -zaczyna płynąć wciąż trzymając mnie mocno, bo dobrze wie, że nie zbyt dobrze umiem pływać.
Podpływa do miejsca gdzie woda jest tak czysta, że aż przezroczysta. Patrzy na mnie uspokajająco, a później mnie podnosi. Woda się ze mnie leje, a później nic. Otwieram oczy i widzę jaskinię. Jest dość spora, można wręcz powiedzieć, że jest rozmiaru małego pokoju, który miała w domu stada. Widzę mały materac przy ścianie, przykryty pierzyną. Widzę również świece.
-Znalazłem to miejsce chwilę po tym jak zostałaś porwana. Przyniosłem tu łóżko i świece wieki temu. Przychodziłem tu bo czułem w tym miejscu twoją obecność, w jakiś sposób.- mówi pomagając mi wejść do środka i zapalając świece.
Emocje we mnie buzują i nie mogę już ustać na nogach. Bryson podchodzi do mnie z ręcznikiem i owija go wokół mnie. Pachnie Bryson'em. Chce tego. Chce Bryson'a.
Podchodzę do niego i przytulam od tyłu. Zaciągam się jego zapachem.
-Bryson proszę- tylko tyle mówię bo Bryson odwraca się do mnie i przytula. Jego usta odnajduję moje i czuję jego ręce wędrujące do mojego stroju kąpielowego.
-Everett, jesteś pewna?- pyta, patrząc mi głęboko w oczy.
-Tak. Proszę Bryson. Kochaj się ze mną. - mówię, a Bryson kładzie mnie na materacu. Przez całą noc moje ciało odczuwało przyjemność. Bryson był ze mną cały czas. A co najważniejsze, połączyliśmy się bezpowrotnie. Deklarując sobie siebie nawzajem już na wieki.
***
Kom i *** są mile widziane.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro