Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

20

Everett

Obudziłam się w ramionach Bryson'a. Obejmuje mnie mocno. Nawet jak śpi chroni mnie. Moja głowa znajduje się pod jego podbródkiem, a jego usta przyciśnięte są do mojego czoło. Czuje się bezpieczna i chroniona. Mój wilk mruczy ponieważ na naszej skórze pojawiają się iskierki spowodowane dotykiem Bryson'a.

Ból ramienia już nie powrócił z czego bardzo się cieszę. Jestem bardzo wdzięczna Bryson'owi za pomoc. Za pozwolenie mi napicia się jego krwi, a później uleczenie mnie śliną. Nie poprosiłabym o to nikogo innego.

Kładę dłoń na jego sercu w cichym podziękowaniu. Czuje jak jego mięśnie się napinają, ale wciąż są delikatne pod moim dotykiem. Jego oddech jest spokojny i głęboki.

Przesuwam dłoń na jego brzuch. Obrysowuje jego sześciopak. Bryson jęczy i zaciska ręce wokół mnie. Ale nie budzi się. Uśmiech wykwita na moje usta i ich nie opuszcza.

Obejmuję go w tali, przesuwając palcami w dół i w górę jego boku. Chichoczę kiedy wzdryga się na mój ruch.

-Kocham cię. Zrobiłeś dla mnie tak dużo, że nawet tysiąc podziękowań nie wystarczy by odwdzięczyć ci sie. Wiem, że może nie będę w stanie ci się odwdzięczyć, ale spędzę resztę życia próbując to zrobić. - szepcze w jego pierś. Wiem, że mnie nie słyszy. Ale musiałam to powiedzieć aby sobie ulżyć, a jeśli mówiłabym to gdy byłby przytomny, przeraziłoby mnie to i skończyłoby się na zwykłym kocham cie.

-Nie musisz tego robić. Już bardzo dużo dla mnie zrobiłaś- jestem w szoku na dźwięk jego głosy. Dlaczego nie zauważyłam, że już nie śpi- Kocham cie. Po twoim zniknięciu, moje życie było puste. Wypełniałem tylko swoje obowiązki i stałem się cieniem człowieka, którym byłem przy tobie. Wtedy do mnie wróciłaś, a ja stałem się taki jak wcześniej. Mój wilk wrócił. Nie musisz nic dla mnie robić bo już zrobiłaś wystarczająco dużo. - unosi mój podbródek i całuje w usta.

-Jesteś dla mnie za dobry- odwzajemniam pocałunek.

-Nie, to ty jesteś dla mnie za dobra- mówi- Kocham cię, malutka. A poza tym zawsze widziałaś gdzie mam gilgotki.- całuje mnie w szyje

-To ty zawsze mi dokuczałeś- jęczę gdy całuje mnie za uchem.

-Odwdzięczasz się kochanie- zaciąga się moim zapachem. Po chwili siada ciągnąc mnie za sobą - Wyszykuj się. Zabieram cię na randkę. Odbiorę cie za dwie godziny.

-Okay, kocham cie- co się wydarzy na tej randce? Sparujemy się?

-Też cie kocham. Widzimy się za dwie godziny. - całuje mnie raz jeszcze, długo i z pasją po czym wychodzi.

Siedzę tylko patrząc się jak Bryson wychodzi. Chęć pójścia za nim jest bardzo silna. Po odnalezieniu się po tak długim czasie, nie chce się z nim rozstawać, a więź mate jest o wiele silniejsza.

Mój umysł zajmują myśli co stanie się na i po randce. Co zaplanował Bryson? To będzie po prostu randka jak z filmu czy coś bardziej wyjątkowego? Sparujemy się?

Podekscytowanie rośnie w moim brzuchy na myśl o parowaniu. Ale za chwilę podekscytowanie zastępuje zdenerwowanie. Co jeśli nie będę wystarczająco dobra? Co jeśli po wszystkim będzie między nami dziwnie? Oh mój Boże, co jeśli pierdnę podczas parowania?

Pukanie do drzwi wyrywa mnie z zamyślenia. Jemie wchodzi do pokoju z torbą kosmetyków w jednej ręce i prostownicą w drugiej.

-Hej co tu robisz?- pytam.

-Alfa Bryson poprosił mnie bym pomogła ci się przygotować.- siada na łóżku. Oh powinnam je pościelić.

-Okay. Proszę, naprawdę potrzebuje pomocy

-Cóż najpierw leć pod prysznic później zrobię ci włosy i pomaluje. - pcha mnie w stronę łazienki.

Po wykąpaniu się, Jamie ledwo pozwoliła mi założyć parę spodni i koszulkę Bryson'a nim wepchnęłam mnie na krzesło by zacząć robić mi włosy.

-Jak się masz Jemie?- pytam.

-Dobrze. Alexander właśnie szkoli młode wilki kontrolować ich drugą naturę. Jest jednym z najlepszych kontrolerów wilków. Alfa zdecydował, że to dobry pomysł by pomóc członkom stada się kontrolować, a teraz Alexander ich uczy- mówi. Wydaje się być dumna ze swojego mate.

-To cudownie. Cieszę się, że Bryson dba o szczęście stada, a większa kontrola sprawi, że nasze stado będzie silniejsze. - mówię.

-Tak, ale zdradzę ci sekret. Alex niezbyt się kontrolował podczas parowania. Można wręcz powiedzieć, że stracił panowanie.... okay muszę przestać o tym myśleć.

Chichoczę nie dowierzając. Ktoś z taką kontrolą nie mógł się opanować widzą Jamie. Jamie zaczyna suszyć mi włosy.

Po pięciu minutach moje włosy są suche. Następnie dziewczyna kręci je prostownicą, robiąc delikatne fale. Bierze połowę z nich do tyłu i zaplata.

-Jamie denerwuje się- mówię gdy ona zaczyna mnie malować.

-Niepotrzebnie, mówimy przecież o Bryson'ie. Jest on twoim mate, twoim życiem, twoją duszą. Wszystko będzie dobrze.- kładzie mi dłoń na ramieniu.

-Okay- szepcze.

-Dobrze. Teraz cię pomaluję. - chwyta pędzel.

-Proszę tylko nie zrób ze mnie klauna-

-Nie zrobię. Nie masz do mnie za grosz zaufania- skarży się. Śmieje się w odpowiedzi.

-Skończone - mówi pięć minut później.

Odwraca mnie przodem do lustra, które sama trzyma. Nie poznaje dziewczyny w odbiciu. Jej skóra jest gładka i ładnie zaróżowiona. Nakłada mi jeszcze różoą szminkę.

Łzy napływają mi do oczu więc szybko mruga by je odgonić. - Bardzo ci dziękuje.

-Oh nie płacz bo ja też zacznę. I nie ma za co- mówi machając dłonią by odgonić własne łzy.

-Okay, okay- biorę głęboki oddech by się uspokoić- Teraz pomóż mi z tym co mam założyć.

-Okay. Myślałam o sukience. Jeszcze cię w żadnej nie widziałam. Właściwie to widziałam cię tylko u ubraniach Bryson'a.

-Cóż bo nie mam żadnych innych ubrań niż te Bryson'a.- rumienie się.

-Oh przeprasza. Cóż masz chyba mój rozmiar więc możesz wziąć jakąś moją sukienkę- ciągnie mnie do drzwi.

Prowadzi mnie do swojego pokoju, a później wskazuję szafę.

-Sądzę, że będziesz dobrze wyglądać w jednej z nich- mówi trzymając dwie sukienki. Jedna jest czarna w różowe kwiaty. Druga ma piękny zielony kolor. Jest czysta. Bez żadnego wzoru. Prosta,ale elegancka.

-Idź przymierz jedną- wpycha mi w ręce sukienki i kieruje do łazienki.

-Hmm, no nie wiem czy ci pasuje- patrzy na mnie drapiąc się po brodzie.

Czarna sukienka jest piękna, ale chyba nie pasuje. Po prostu na mnie wisi. Wyglądam jakbym była w worku.

-Przymierz tą zieloną- mówi.

Zakładam ją i wychodzę. Materiał jest delikatny i gładki. Jamie wzdycha na mój widok, a jej dłonie wędrują do ust.- O mój Boże Everett wyglądasz pięknie. To ta sukienka.

-Naprawdę?- obracam się. Kiwa głową wygładzając materiał. To idealny rozmiar.

-Dziękuję Jamie- przytulam ją.

Pukanie do drzwi sprawia, że podekscytowanie i zdenerwowanie wracają. Moje plecy sztywnieją, a wzrok ląduje na podłodze. Jamie otwiera drzwi, a w nich staje mój przystojny mate. Ma na sobie czarne spodnie i zieloną koszulkę. Przygląda mi się z zachwytem. Jego oczy wypełnia miłość, a ja wiem, że kierowana jest do mnie.

Bryson oczyszcza gardło i patrzy mi w oczy. - Everett ślicznie wyglądasz.

-Dziękuję, ty również wyglądasz bardzo dobrze- podchodzę do niego.

-Okay dziękuję ci Jamie za pomoc mojej pięknej mate- kiwa głową w odpowiedzi.

-Everett jesteś gotowa?

-Bardziej niż gotowa- odpowiadam chwytając jego ramie. Uśmiecha się, całując mnie w czoło,a następnie wyprowadza z pokoju.

***

Kom i *** są mile widziane.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro