Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

17

Bryson

-Kochanie, co się stało? - pytam po tym jak wniosłem ją do naszego pokoju.

-Gdy poszłam się napić podeszła do mnie ta dziewczyna i powiedziała, że chce żebym odeszła. Powiedziała, że się tobą zajmowała, dogadzała i że jestem dla ciebie niczym. Czy to prawda? Czy ona się tobą zajmowała? Czy dogadzała ci kiedy mnie nie było?-pyta, patrząc mi w oczy. Jej są szkliste od wypełniających je łez.

Jej pytanie wywołuj we mnie gniew. Kwestionuje moją miłość do niej? Po całym tym czasie. Po tylu latach gdy jej nie było, ja wciąż ją kocham.

-Nie wierze, że się mnie o to pytasz? Nigdy nie kochałbym się z inną kobietą kiedy mam swoją mate. Kochałem cię wtedy i kocham teraz. Nigdy nie pokochałbym innej kobiety, mając ciebie- ostatnią część wyszeptuje. Moje serce przepełnia smutek. Czy Everett nie kocha mnie tak bardzo jak ja ją? Nie wierzy w moją miłość do niej?

-Kocham cie- wskakuje mi w ramiona i łączy nasze usta. Całuje mnie z pasą i można w niej wyczuć miłość do mnie. Próbuje mnie przekonać, że mnie kocha. Przez naszą więź mogę odczuć poczucie winy, które ją ogarnia. Ja w naszej więzi próbuje przekazać jej miłość i to, że może się uspokoić, bo jej wina zostaje odkupiona.

-Nie czuj się winna malutka, wiem, że po wszystkich tych latach w Stadzie Czerwonego Słońca wciąż obawiasz się, że ktoś cię skrzywdzi. - zakładam jej pasmo włosów za ucho.

-Przepraszam Bryson, wiem, że sprawiam dużo problemów, ale naprawdę kocham cię całą sobą. Jesteś moim serce, moim życiem, moją bratnią duszą.- zapewnia kładąc moją dłoń sobie na sercu.

Pod palcami czuję jej gładką skórę. Wiem, że mnie kocha, jej serce wciąż bije pod moją dłonią udowadniając to. Udowadnia to, że żyje i że jest tu ze mną i że mnie kocha. Tylko tyle muszę wiedzieć. Chce wiedzieć tylko jedno, to że mnie kocha. Jej oczy wyrażają tylko miłość, co potwierdza jej słowa.

-Kocham cię, wiesz o tym. Wiem, że teraz jesteś delikatna jak kwiatek. Wiem, że mnie kochasz. Wiem to. Po prostu musisz we mnie uwierzyć- przykładam dłoń do jej policzka gładząc go kciukiem. Podąża za moją dłonią, zamykając oczy.

-Nie jestem delikatna- mówi wciąż z zamkniętymi oczami.

Chichoczę. Jest delikatna, delikatna i bojaźliwa. Ta scena tylko tego dowiodła. Chwilami traci kontrolę nad swoim umysłem. Muszę ją ustabilizować. Muszę schować jej wspomnienia ze Stada Czerwonego Słońca i zasptąpić je nowymi, lepszymi.

Pukanie do drzwi przerywa nam naszą chwilę. Patrzę na nią przepraszająco. Całuje jedynie moją dłoń i kiwa głową w stronę drzwi. Całuje ją w czoło po czym wstaje. Otwieram drzwi i widzę Logana z dwoma talerzami z jedzeniem.

-Hej, przyniosłeś nam jedzenie. Jak na dobrego Betę przystało- mówię zabierając od niego talerze.

-Yeah, yeah wiem- poważnieje- Mogę ją zobaczyć? Tylko na chwilę, muszę się upewnić, że nic jej nie jest- mówi.

-Tak oczywiście- przepuszczam Logana w drzwiach i zamykam je za nim.

Logan siada obok Everett na łóżku. Przytula ją, a na jego twarzy widać koncentracje. Podaje Everett talerz, na który jest stek i sałatka. Ja przysuwam sobie krzesło i siadam.

-Everett, wszystko w porządku?- pyta Logan.

-Logan, nic mi nie jest, nie ma się czym przejmować. Byłam po prostu w szoku z powodu powracających wspomnień, które wywołała ta dziewczyna, z którą rozmawiałam.- ściska jego dłoń, po czym zabiera się za jedzenie.

-Zająłem się już Tiffany. Resztę tygodnia spędzi zamknięta w domu na sprzątaniu. -dobrze nie chce oglądać już tej zdziry. Cieszę się że Logan jako Beta się tym zająć.

-Nie Logan nie możesz. Ona tylko... zakochała się w Bryson'ie. Chce być jedynie z osobą, którą kocha. Wiem co czuje. Kocham Bryson'a całym sercem. Zależy jej po prostu na uwadze ukochanego. Wszystkie dziewczyny takie są.- mówi po czym bierze kęs steka, żując go powoli.

-Gówno prawda.- odkładam talerz na stół i wstaje. - Nie zasłużyłaś sobie na to jak cie nazwała. Przywróciła wspomnienia, których próbowałaś się pozbyć bo zbyt cie raniły. Sprawiła, że zwątpiłaś w moje uczucie do ciebie- mówię.

Everett siedzi cicho, wpatrzona w swój talerz. Wie, że mam racje. Wie, że Tiffany zrobiła wszystkie te rzeczy nawet jeśli było to w ramach miłości.

-Wiem, że masz rację, po prostu nie chce aby ludzie przechodzili przez to, przez co ja przeszłam. Bycie zmuszanym przez innych ludzi do robienia czegoś albo siedzenie przez cały czas w domu bez możliwości wyjścia. Nie chce żeby ludzie czuli się tak jak ja przez wiele lat!- krzyczy ostatnie zdanie, patrząc na mnie ze łzami w oczach. Jej talerz leży teraz obok, w połowie pusty.

-Logan mógłbyś proszę zostawić mnie i moją mate samych byśmy mogli porozmawiać?- pytam, patrząc mu w oczy.

Logan kiwa głową, rozumiejąc, że muszę porozmawiać z Everett sam, bez świadków. Odwraca się do Everett, całuje ją w czoło i opuszcza pomieszczenie.

-A teraz mnie posłuchaj, to co zrobiła Tiffany jest niewybaczalne. Zlekceważyła swoją Lunę i swojego Alfę. Zasłużyła na karę- nie waż się mi przerywać. -mówię gdy chce coś powiedzieć-Zmniejszę jej areszt domowy do trzech dni, ale sprzątać będzie przez cały tydzień. -ścieram jej łzy z policzków- Poradzisz sobie z tym?- pytam bo naprawdę nie chce aby Everett czuła się źle i niekomfortowo z tym co ja i jej brat zrobiliśmy.

-W porządku, ale teraz chce żebyś, ty i Logan porozmawiali ze mną o tym jak traktujecie ludzi i chce mieć coś do powiedzenia w każdej choćby najmniejszej rzeczy.-patrzy na mnie tymi niewinnymi szklanymi oczami.

-Okay, zgadzam się. Cieszę się że doszliśmy do kompromisu. - siadam obok niej. Chwytam jej talerz nabijając kawałek mięsa na widelec i podsuwając jej do ust. - Otwórz.

-Sama mogę się nakarmić, wiesz. - mówi, ale ja i tak wpycham mięso do je buzi.

-Tak wiem, ale chce cie nakarmić. -chichoczę na co ona uśmiecha się z pełnymi ustami. Karmie ją dalej biorąc kawałek też dla siebie. Zjadamy cały talerz więc odstawiam go na biurko. Przyciągam ją bliżej siebie i zaciągam się jej zapachem. Tego potrzebowałem. Potrzebuje mieć Everett blisko i wiem, że ona też tego potrzebuje. Obejmuje mnie przyciskając nos do mojej piersi, zaciągając się zapachem.

Nie wiem jak długo tak stoimy, wtuleni w siebie. Ale gdy patrzę za okno widzę, że zaczęło się ściemniać.

-Chodźmy pobiegać- podnoszę Everett i wynoszę ją z pokoju.

Jej oczy są na wpół przymknięte, a jej ciało wręcz krzyczy, że jest zmęczona. Uśmiecham się idąc dalej. Pozwolę jej pojechać na moich plecach, bo mój wilk po prostu musi pobiegać, ale musi również mieć ją przy sobie. Naszą mate.

Całuje Everett w czoło sadzając ją na ziemi. Chwieje się chwilę, ale siedzi. Rozbieram się. Everett przygląda mi się oblizując usta. Chce już zdjąć te bokserki i go zobaczyć- słyszę jej myśli na co warczę.

-Malutka lepiej opanuj swoje myśli bo mogę nie być w stanie się kontrolować- warczę. Mój wilk jest na skraju wytrzymałości, a ja nie chce stracić kontroli.

-A co jeśli nie chce byś się kontrolował.- przejeżdża dłonią w dół mojego brzucha.

-Everett wiesz, że też tego pragnę, ale chce aby było wyjątkowo- zakładam jej pasmo włosów za ucho. Kiwa głową w zrozumieniu i już wiem, że ona też chce aby nasz pierwszy raz był wyjątkowy. Przemieniam się przykucając trochę. Everett wspina się na moje plecy i chwyta futro na moim karku. Trzyma się mocno, a ja zaczynam biec uważając aby jej nie zrzucić. Przemierzam nasze terytorium kiwając głową do napotkanych strażników.

Everett wkrótce zasypia, ale je uścisk nie słabnie. Trzyma się mnie jakby zależało od tego jej życie, a co bardzo mnie cieszy. Ufa mi wystarczająco aby powierzyć mi swoje życie. Bym ją chronił. I właśnie to będę robił. Będę chronił Everett za cenę swojego życia, będę jej sercem i duszą. Dam jej życie, na które zasługuje, nie te straszne, którego doświadczyła podczas porwana. Moje życie dedykowane jest szczęściu Everett i już zawsze tak będzie.

***

Kom i *** są mile widziane.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro