15
Bryson
Pukanie do drzwi odrywa mnie od papierów, które miałem już dawno zrobić, ale zajęty byłem planowaniem randki z Everett. Podnoszę wzrok i widzę jak moja mate wchodzi do środka.
-Wygląda tak seksownie w tych okularach.- słyszę jej myśli. Chociaż jeszcze się nie sparowaliśmy ani nie oznaczyliśmy, nasza więź jest tak silna, że możemy porozumiewać się w myślach, gdy jesteśmy blisko siebie.
-Dziękuje. Ja uważam, że ty zawsze jesteś seksowna.- mówię. Rumieni się otwierając usta aby zadać pytanie, ale ją uprzedzam- Więź mate- wskazuję moją głowę, a później serce.
Kiwa głową, podchodząc do mnie i siada mi na kolanach. Kładzie swoje nogi po obu stronach moich. Jej brązowe, kręcone włosy są po prostu wszędzie. Ale podoba mi się to. Jej oczy iskrzą się tak jak wtedy gdy byliśmy dziećmi. Pochylam się i całuje ją delikatnie w usta.
-Co robisz?- pyta ciekawa, patrząc na milion papierów na moi biurku.
-Tylko jakieś papiery stada, malutka. Nic czym trzeba się martwić. Muszę podpisać parę papierów i zająć się zerwaniem sojuszu ze Stadem Czerwonego Słońca. Niedługo powinienem skończyć. - zakładam pasmo włosów za jej ucho i widzę, że w jej głowie zaczyna szykować się powód do kłótni. Jej oczy wyrażają zmartwienie i chce powiedzieć coś co mnie rozzłości.
-Everett cokolwiek chcesz mi powiedzieć po prostu to powiedz. To nie zrani moich emocji ani mnie nie rozzłości- obejmuje ją w geście wsparcia.
- Ja tylko nie chce byś zrywał porozumienie ze Stadem Czerwonego Słońca. -szepcze.
Złość zaczyna we mnie wrzeć. Stado Czerwonego Słońca torturowało ją, a ona nie chce ich za to ukarać. Zostawili ją na pewną śmierć w tej piwnicy. Jeśli by nie uciekła nigdy byśmy się już nie zobaczyli.
-Wiem, że to co mi zrobili było straszne. Zaufaj mi wiem, zawsze będę czuła ten strach, który zasiali w moim ciele i umyśle....- przerywam jej warcząc. Kładzie dłoń na moim policzku, próbując mnie uspokoić.- Ale tam są rodziny. Niektóre dobre, niektóre złe. Ale oni są ludźmi zupełnie tak jak my, mają dzieci. A jeśli nie będą mieli ochrony z tytuł pokoju między naszymi stadami inne watahy mogą ich zaatakować. Mogą zostać zaatakowani, zabici, a te dzieci jeśli im się uda to przejdą to samo, co przeszła Alice wraz z Justinem. Będą oglądać jak ich rodzice umierają, a potem będą musieli uciekać. Nie życzę tego nikomu, nawet członkom Stada Czerwonego Słońca.
Moja złość zmienia się w zrozumienie. Nie chce aby ludzi cierpieli. W jej naturze leży chronienie ludzi. Everett urodziła się aby być przywódcą i aby chronić innych. Jej bezinteresowność jest darem od bogini księżyca.
-Będziesz świetną Luną i matką, gdy nadejdzie czas. - odwracam jej głowę w moją stronę. Otwiera usta aby zaprzeczyć.- Nawet nie próbuj zaprzeczać- pstrykam ją w nos.
-Bryson tak sobie myślałam...- przerywa
-Ooo myślałaś. A to ciekawe. - żartuje.
-Haha cokolwiek Bryson- ironizuję- Myślałam sobie, że Alice i Justin są szczęśliwi, ale chce ich zaadoptować. Wiem, że pani Hall ma więcej dzieci, którymi się zajmuje, ale chciałabym zaadoptować Alice i Justin'a. Chce aby znowu mieli rodzinę.- widzę zdenerwowanie w jej oczach gdy zaczyna pocierać dłonią o kolano.- Wiem, że może nie...- przerywam jej łącząc nasze usta.
-To świetny pomysł. Ale poczekajmy aż ta cała afera się skończy.- mówię na co ona kiwa głową, przygryzając dolną wargę. Moje oczy ponownie zmieniają kolor na czarny.
Całuje ją z pasją. Nasze usta poruszają się w harmonii gdy obejmuje ją w tali, a ona mnie wokół ramion. Sadzam sobie Everett okrakiem na kolanach i przyciągam bliżej. Słyszę jej jęki tuż przy mych ustach więc wsuwam język między jej wargi. Jej słodki smak dociera do mojego podniebienia, a ja pragnę jeszcze więcej. Powietrze wokół nas robi się gorące i już wiem, że musimy przestać. Bo jeśli nie to nasze wilki przejmą nad nami kontrolę. Przyciągam ją bliżej i słyszę jej westchnienie. Musiała poczuć mojego małego przyjaciela. Odrywam się od jej ust i przenoszę się na szyje.
-Wkrótce cię tu oznaczę, malutka- szepcze ssąc wybrane miejsce.
-Bryson- jęczy wyginając plecy w łuk.
Dalej całuje ją po szyi. Wiem, że muszę przestać, ale nie potrafię. Drzwi się otwierają, a do moich uszu dociera obce westchnienie. Odsuwam się od Everett szybko, a ona wstaje. W drzwiach stoi Logan z dłonią na oczach.
-Nigdy nie zdołam o tym zapomnieć. Mój biedny niewinny umysł- mówi dalej zakrywając oczy.
-Twój umysł na pewno nie jest taki niewinny. - wstaje- Czego chcesz?
-Twoi rodzice są już na naszym terenie- odsłania oczy.
Spoglądam na zdenerwowaną Everett. Dawno ich nie widziała. Jeśli byłbym nią pewnie też bym się stresował. Obejmuje jej ramiona przysuwając do siebie. Uśmiecham się do niej po czym chwytam jej dłoń i ciągnę do drzwi.
-Siostra, musisz się uspokoić. Wszystko będzie dobrze. To nie tak, że spotykasz ich po raz pierwszy czy coś- mówi Logan, zarzucając jej rękę na ramiona. Głośne warczenie opuszcza moje usta.
-Przepraszam, nie wiem co we mnie wstąpiło.- czuję jak się czerwienie.
-Okay Bry, twój wilk jest po prostu jeszcze bardziej terytorialny niż wcześnie, bo przez dłuższy czas nie było przy tobie Everett. - tłumaczy Logan zdejmują ramie z mojej mate.
Everett splata nasze palce i ściska je razem. Uśmiecham się i ruszamy dalej. Docieramy do głównych drzwi aby po chwili je przekroczyć. Widzę prawie całe stado, czekając na zewnątrz na przyjazd byłego Alfy i Luny. Chociaż moi rodzice abdykowali już parę lat temu, wciąż darzeni są szacunkiem zarówno przez stado jak i przeze mnie.
-Bryson co jeśli nie spodobam im się taka jaka jestem teraz?- pyta Everett.
-Nie musisz się o to martwić, jesteś tą samą osobą co parę lat temu. Sładka, kochająca, bezinteresowna i dziecinna. - mówię próbując ją rozweselić.
Pokazuje mi język jak prawdziwe dziecko i odwraca się do mnie plecami.
-Aww Everett nie gniewaj się-obejmuje ją w tali i układam podbródek na jej ramieniu- Kocham cię, wiesz o tym.
-Wiem, ja też cie kocham- szepcze obracając głowę i całując mnie w nos. Słyszę, że podjeżdża samochód, więc się odwracam. Everett chowa się za mną. Wiem, że denerwuje się i boi, więc pozwalam jej zostać za moimi plecami.
Moja matka i ojciec zatrzymują czarnego Lincoln Navigator. Nim docierają do mnie i do Everett, zostają zatrzymani przez innych członków stada.
-Matko, ojcze witajcie z powrotem- mówię.
-Bryson, kto jest za tobą?- pyta mama, próbując zajrzeć mi przez ramie.
-Cóż mamo to jest ta niespodzianka, o której mówiłem tacie. -odsuwam się na bok, odsłaniając stojącą za mną Everett.
Moi rodzice wzdychają na widok Everett. Moja mama przykłada dłoń do ust w szoku, a łzy formują się w jej oczach. Everett patrzy na nich z delikatnym uśmiechem.
-Hej, witajcie z powrotem- szepcze dziewczyna podchodząc do nich.
-Everett, to naprawdę ty?- pyta mama.
-Tak. To długa historia, ale wróciłam i jestem cała.- mówi.
Moja mama i tata obejmują Everett. Mama płacze, a tata ma zaszklone oczy. Zawsze obwiniał się o to co stało się z Everett. Kiedy mnie i jego nie było, stado zostało bez Alfy, więc obwiniał się za porwanie Everett. Chociaż to nie była jego wina.
-Gdy was nie było dołączyło do nas paru nowych członków. Jednym z nich jest Everett, Beta Stada Czerwonego Słońca i jego partnerka, a także dwójka dziesięcioletnich mate.- informuję ich przerywając uścisk.
-Co tu robi Beta wraz z partnerką?- pyta ojciec.
-To długa historia, ale to właśnie w tym stadzie była Everett. Trzymali ją tam w tajemnicy przed nami i torturowali. Beta i jego partnerka pomogli Everett w ucieczce.- moi rodzice warczą.
-Wiedźma o imieniu Minny zastąpiła moje wspomnienia innymi. Ale od kiedy tu jestem, pamięć zaczęła wracać- mówi Everett- Pamiętam prawie wszystkich. Pamięć wraca w snach.
-Później o tym porozmawiamy. Emily wraz z innymi kobietami szykują uroczystą kolację z okazji waszego powrotu. - mówię, a Everett idzie do środka aby pomóc reszcie.
-Bryson.- odzywa się mama- Twój wilk powrócił?
-Tak, wraz z moim sercem.
***
Kom i *** są mile widziane.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro