10
Logan
Everett, moja droga siostra, zawsze podnosiła mnie na duchu, gdy byłem smutny. Ale od kiedy zniknęła, nikt nie był w stanie mnie pocieszyć tak jak ona to zawsze robiła. Everett by do mnie po prostu przyszłą i przytuliła mnie, mówiąc, że wszystko będzie dobrze. To zawsze mi pomagało bo wiedziałem, że z siostrą u boku wszystko będzie dobrze.
Wzdycham ogarnięty smutkiem. Wpatruje się w nocne niebo, gwiazdy świecą. Słyszę pukanie do drzwi, ale nie odpowiadam. To pewnie Bryson albo moi rodzice przyszli mnie pocieszyć. A ja po prostu muszę pobyć chwilę sam.
Po tym jak Ever powiedziała mi, że miewa sny o mojej siostrze, depresja, w którą tak bardzo starałem się nie wpaść ponownie, powróciła. Zrozumiałem, że moja siostra nigdy nie wróci i że już nigdy jej nie zobaczę. Słyszę, że drzwi mojego pokoju się otwierają i ktoś wchodzi do środka.
-Logan, mamy dobre wieści- mówi mama.
-Nie chce tego słuchać. Chce tylko zostać sam- nawet nie patrzę na moich rodziców, ale czuję jak szczęście wręcz od nich promieniuje. Jak mogą być w tak dobrych nastrojach? Jak mogą być szczęśliwi kiedy Everett już nie ma?
Słyszę jak ktoś do mnie podchodzi, a małe ręce obejmują mnie od tyłu.
-Przepraszam, że tak długo mnie nie było.- słyszę głos Ever, Everett. Podnoszę się chwytając jej ręce. Moja siostra płacze.
Odwracam się i widzę ją. Moją siostrę. Jej brązowe włosy i zielone oczy, takie jak pamiętam. Dotykam dłonią jej twarzy i szybko przyciągam ją do uścisku. Płaczę w jej ramię tak jak ona w moje. Nie mogę uwierzyć, że po takim czasie, po tylu latach, wróciła.
-Nigdy nie przestałem wierzyć, że żyjesz. Nigdy.- szepcze.
-Wiem.... wiem- odpowiada również szeptem.
Dalej ją przytulam, co chwila zwiększając siłę uścisku. Czuje, że ktoś dołącza się do uścisku, a gdy unoszę wzrok widzę mamę i tatę. Oni również płaczą. Wiem, że teraz będziemy szczęśliwi i że znów będziemy prawdziwą rodziną.
Nie wiem jak długo stoimy przytuleni, ale nie obchodzi mnie to. Moja siostra wróciła.
-Cóż nie wiem co powiedzieć...- drapie się po karku
-Logan nic nie musisz mówić. Jestem taka szczęśliwa, że wróciłam.- mówi Ever...uhh.. Everett. Wow ciężko będzie się przestawić.
-Powinienem mówić do ciebie Everett czy Ever?- pytam. Nie chce robić niczego wbrew jej woli.
-To nie ma znaczenia. Mów jak chcesz.- odpowiada. Widzę w jej oczach tęsknotę. Wiem, że chce zobaczyć swojego mate. Mogę wręcz zobaczyć w jej oczach, jej wilka błagającego o to.
-Everett, chcesz zobaczyć Bryson'a, czyż nie? Widzę to w twoich oczach.- w odpowiedzi kiwa głową po czym spuszcza wzrok. Źle się z tym czuje, a ja rozumiem dlaczego. Nie chce opuszczać swojej rodziny, ale chce zobaczyć swojego mate- Chodź, wiem, że Bryson ucieszy się, gdy cie zobaczy- chwytam jej dłoń i wyprowadzam z pokoju.
Wiem, że Bryson jest w swoim pokoju. Wiem, że jest jeszcze bardziej załamany niż ja, ale musiał zawsze to ukrywać, dla dobra stada. Docieramy do jego sypialni, a Everett mocniej ściska moją dłoń. Uśmiecham się do niej. Pukam do drzwi i słyszę pozwolenie Bryson'a na wejście. Otwieram drzwi i widzę Bryson'a siedzącego za biurkiem, wpatrzonego w naszyjnik, który zamierzał dać Everett. Obraca się w naszą stronę i otwiera usta w niedowierzaniu.
-Everett- szepcze.
Bryson
Przyglądam się naszyjnikowi, który miałem podarować Everett po powrocie do domu z wycieczki z tatą. Był w kształcie wilka, zrobiony ze szmaragdu. Trzymałem go przez cały czas bo przypomina mi kolor oczu Everett i to jak błyszczały szczęściem.
Słyszę pukanie do drzwi, ale nie odwracam głowy.
-Wejść- nakazuję, chociaż nie mam ochoty nikogo widzieć.
Słyszę jak drzwi się otwierają, a zapach cynamonu i brązowego cukru dociera do moich nozdrzy. Czekaj... to przecież zapach Everett.
Odwracam się, a moja szczęka opada wręcz na podłogę.-Everett- szepcze.
Mate słyszę cichy szept w mojej głowie. Mój wilk. Mój wilk coś powiedział o tej dziewczynie. To musi być Everett.
Widzę jak Ever powoli do mnie podchodzi. Łzy napływają do moich oczu. Widzę kątem oka jak Logan wychodzi i zamyka za sobą drzwi. Stoję wciąż w tym samym miejscu kiedy Ever do mnie podchodzi. Unoszę dłoń i głaszczę ją po policzku, jednocześnie ścierając jej łzy z delikatnych policzków. Czuje iskierki przeskakujące przez moją rękę i płynące dalej do piersi.
-Everett?- pytam, muszę wiedzieć. Muszę wiedzieć czy to moja Everett.
-Tak Bryson, tak bardzo cię przepraszam- mówi chowając twarz w mojej piersi.
-Oh moja mate, moja Everett.- tule ją do siebie mocno. Kładę swoją głowę na jej ramieniu.
-Bry Bry- szepcze płacząc.
Ja również płaczę w jej ramię. Nie mogę myśleć. Za dużo informacji napływa do mojej głowy. Jestem zdezorientowany, czuję mojego wilka, słyszę jego wycie. Jestem przeszczęśliwy: moja mate żyje i właśnie trzymam ją w ramionach, a mój wilk wrócił.
Odsuwam się, ale tylko odrobinę, chwytam jej policzki w dłonie i ścieram łzy. Wpatruje się w jej oczy. Po tych wszystkich latach, nie mogę uwierzyć. Była tak blisko. W Stadzie Czerwonego Słońca. Furia we mnie wrze, a warczenie wydobywa się z moich ust. Tak wiele razy tam byłem przez te wszystkie lata i ani razu nie wyczułem tam Everett. Czuję delikatny dotyk na moim policzku, więc spoglądam w dół na moją mate.
-Coś nie tak?- pyta delikatnym, melodyjnym głosem, zawsze taki był nawet gdy byliśmy dziećmi.
-Przez te wszystkie lata byłaś w Stadzie Czerwonego Słońca, a ja o tym nie wiedziałem- mówię, obejmując ją w tali i wtykając nos w jej włosy.
-Pamiętam, że na przyjazd niektórych Alf byłam zamykana w piwnic aż do ich wyjazdu. Musiałeś być jednym z nich. - tłumaczy i przeczesuje moje blond i brązowe włosy.
-Powinienem widzieć, że tam byłaś. Powinienem to wyczuć. Tak bardzo przepraszam- szepcze.
-Jest okay. Teraz tu jestem i tylko to się liczy.
-Nigdy im nie wybaczę- przytulam ją mocniej. Prowadzę nas do łóżka i sadzam ją sobie na kolanach. Wciąż przeczesuje moje włosy palcami.
-Co się stało z twoimi włosami i oczami? Nie pamiętam żebyś miał włosy zarówno w kolorze blondu jak i brązu. Albo jedno oko zielone, a drugie niebieskie.- mówi patrząc mi w oczy.
-Kiedy zniknęłaś, ja i mój wilk popadliśmy w depresje po czym mój wilk schował się w czeluściach mojego umysłu. Gdy zniknął, moje włosy zmieniły kolor z blondu na blond z brązowymi refleksami. A moje lewe oko zmienił się na zielone. To chyba przez szok wywołany zniknięciem mojej mate, sprawił, że mój wygląd się zmienił. - odpowiedziałem, przeczesując włosy.
-Cóż, mnie się podoba- kładzie głowę na moim ramieniu.
-Everett mam coś dla ciebie- sadzam ją na łóżku i podchodzę do biurka po naszyjnik.- Mam go od wycieczki z ojce w dniu twojego zniknięcia, zamierzałem ci go podarować jak tylko wrócę, ale tak się nie stało.
Zakładam jej wisiorek na szyję i uśmiecham się. Spogląda na naszyjnik i również się uśmiecha.
-Piękny- komentuje wstając i przytulając się do mnie.
-Nigdy więcej nie pozwolę ci odejść- obejmuję ją mocno.
-Nie zamierzam cię powstrzymywać- odpowiada, patrząc mi w oczy.
Moje spojrzenie wędruję do jej ust, a jej robi to samo. Wracam wzrokiem do jej oczy prosząc niemo o pozwolenie i nie widzę w nich żadnego zwątpienia ani smutku, tylko szczęście i miłość. I tylko tego potrzebowałem aby pochylić się i zrobić coś czego pragnąłem od lat.
***
Kom i *** są mile widziane.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro