6. Kilka smutków nie wiadomo skąd
Zmoczeni jesiennym deszczem Anastazja i Krystian biegli gdańskimi uliczkami w stronę pijalni czekolady na Głównym, jak co poniedziałek. Stało to się swego rodzaju rytuałem, wymyślonym przez bruneta, który twierdził, że bez czekolady tydzień nie może zacząć się dobrze.
Październik najwidoczniej miał już dość pracy i wolał pójść na urlop, bo wylewał rzewne łzy wprost na przechodniów.
Wpadli przemoczeni do lokalu, wybierając stolik przy oknie.
Krystian zamówił to, co zwykle, czyli dużą mleczną czekoladę z bitą śmietaną. Anastazja zaś poprosiła o małą czekoladę deserową.
– Wiesz – zaczęła dziewczyna – W piątek był u mnie Hiacynt, ten sąsiad, o którym ci opowiadałam, ten co nocą gra na gitarze. Mamo, to było takie żenujące, bo najpierw wylałam na niego kakao i w akcie paniki stwierdziłam, że zapranie tych spodni będzie świetnym pomysłem. Wiem, jak to zabrzmi, ale kazałam mu zdjąć spodnie. – widząc rozbawione spojrzenie przyjaciela, bo już tak go nazywała, wytłumaczyła: – W zamian dałam mu ręcznik, oczywiście! Najgorsze jest to, że potem wpadła jeszcze Ida, bo czegoś zapomniała i zastała nas w takiej sytuacji. Nie pomyślałam wtedy, że przecież mógł iść do domu! To znaczy do mieszkania, które jest kilka metrów dalej, a on wredny nawet tego nie zaproponował. Myślałam, że w tamtym momencie moja twarz spłonie żywym ogniem. Nie wiem, co potem mu się zamarzyło, ale...
– Pewnie zamarzyło mu się, abyś i ty zdjęła spodnie – wszedł jej w słowo Krystian, śmiejąc się, a Anastazja tylko zmroziła go wzrokiem. – Już nie patrz tak na mnie, żartuję! – Uniósł ręce w geście poddania się.
– No i on przyniósł gitarę, i zaczął grać, a na początku to w ogóle próbował zagrać na moim ukulele Krawczyka – zaśmiała się dziewczyna na wspomnienie piątkowej nocy. – Później poprosił mnie do tańca, chociaż nie grała muzyka i tańczyliśmy bez muzyki, i och Krystianie na koniec tańca spadł mu ręcznik, nie to żeby był całkowicie nagi, ale wiesz. – Schowała twarz w dłoniach, czując jak na jej policzki, wkradł się rumieniec. – I poszedł do domu w mokrych spodniach. Utonęłam wtedy w otchłani zażenowania.
Brunet patrzył z rozbawieniem w oczach na blondynkę, przypatrując się każdemu pieprzykowi na jej rękach.
– Ty pewnie nie masz takich problemów – stwierdziła, pozwalając, aby czekolada całowała jej usta.
Chłopak nie odpowiedział, bo skupił się na tak ukochanym przez siebie smaku czekolady, która jako jedyna znała wszystkie sekrety.
A może po prostu nie chciał?
Krystian Orczyk, mimo że z zewnątrz kreował się na pogodnego chłopca, który z uśmiechem pokonuje trudności życia, miewając przy tym dziwne pomysły i śpiewając przy każdej czynności, wewnątrz był po prostu zagubiony w wielkim mieście, jakim jest Gdańsk i chociaż kochał spacery na starówce skąpanej w promieniach słonecznych, szum Motławy i letni gwar turystów, czuł się nieswojo. Chciał być kochany i to nie matczyną miłością, ale tą inną. Tą, o której piszą wszyscy poeci.
Na razie jednak przyglądał się złocistym falom Anastazji, która miała trochę bitej śmietany na policzku.
– Masz tu śmietanę – powiedział, wskazując na swój policzek. – Daj, pomogę. – Starł masę z twarzy dziewczyny, uśmiechając się przy tym i patrząc w jej niebieskie oczy. Zatrzymał chwilę dłużej rękę na policzku blondynki, ale zaraz szybko ją cofnął, spuszczając wzrok i ponownie patrząc na swój kubek z czekoladą, która czyniła go szczęśliwym, chociaż na chwilkę.
***
Ida, znając już całą feralną historię ze spodniami, próbowała jakoś przekonać przyjaciółkę, że przecież ten incydent nie równa się unikania sąsiada do końca życia, bo co będzie, jak zabraknie proszku do pieczenia?
– Ty głupiutka Anastazjo – pokręciła głową z niezadowoleniem. – Takie sytuacje są jak biologia, której muszę się uczyć. Wyjaśnię ci to na prostym przykładzie, żeby twój malutki mózg to zrozumiał. Zobacz, to jest jedna roślina, a to druga. – Uniosła obie ręce w geście demonstracji. – Wyobraź sobie, że ta pierwsza jest szalenie piękna tak jak nasz sąsiad, nawiasem mówiąc, a tej drugiej uschły liście i wiesz, jest brzydka. Broń Boże nie mówię tu o tobie! Te rośliny nadal muszą rosnąć obok siebie, pomimo że nie chciałyby widzieć się nawzajem, bo... A zresztą – machnęła ręką – Nigdy nie umiałam w metafory. Mam nadzieję, że wiesz, o co mi chodzi, chociaż ja sama niewiele zrozumiałam.
– Można tak powiedzieć – Blondynka pokiwała głową. – Dość o moim nieszczęściu, bo jest go za wiele. Opowiadaj jak tam z Zygmuntem, czy coś!
– Ostatnio jest jakiś dziwny – westchnęła Ida – Unika poważniejszych rozmów i trochę się martwię, bo hej, ja serio się przejmuję, a on mówi, że nic się nie dzieje i wyolbrzymiam.
Radosny i słoneczny zazwyczaj nastrój Idy się ulotnił. Dziewczyna, pomimo że zawsze wspierała i pomagała innym, nigdy nie obarczała ich swoimi problemami, bo uważała, że i tak mają ich wystarczająco.
Każdy ma przecież prawo do własnych zmartwień i nie powinien się tego wstydzić. Jeżeli Anastazja pierwsza nie zapytała o powód ciemnych chmur, które zawisły nad rudowłosą, ta sama z siebie by jej o tym nie powiedziała. Jednak gdy już otworzyła swoje serce, nie mogła zatamować żali i rozterek z niego wypływających.
– Nie poszliśmy na żadną imprezę, bo rozbolała mnie głowa i och, on nie jest już tym samym Zygmuntem, który żartował, że kiedyś dorobi się własnej kolumny. To, co powiedziałam, brzmi tak głupio, ale jakbym była lekarzem, to pierwszym objawem jakiegoś schorzenia byłby brak jego żartów o kolumnie. W sumie to jest tym samym Zygmuntem, bo nie urosła mu druga głowa, ani nic. Czuję, że coś go gryzie, takie zwierzę z okropnymi, ostrymi zębiskami, ale nie wiem dlaczego, a on nie chce mi powiedzieć. Jak ja bym chciała zabrać to stworzenie z jego życia, ale nie bardzo potrafię zidentyfikować jego gatunek. Może to jakiś nowa rasa, o której moi wykładowcy nawet nie słyszeli?
– Chodź na tulasa. – Anastazja wyciągnęła ręce w stronę przyjaciółki. Chwilę potem obie siedziały w swoich objęciach, narzekając na osobników płci męskiej.
Zauważyliście, że wszystkie obawy, przestają być obawami wieczorem? Noc to naprawdę magiczna istota, która potrafi przegonić wszystkie smutki. Wiele ludzi się jej boi, ale ona po prostu stara się zasłonić swoim ciemnym płaszczem dzień, mimo narzekań, że tak szybko robi się ciemno, a ona jedynie chce, aby zmartwienia uciekły szybciej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro