Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2. Nocne granie i zażenowanie.

Anastazja stała już dobre pięć minut przed drzwiami mieszkania numer piętnaście, zastanawiając się, czy wypada pukać o tak późnej porze.
Przecież przez ten hałas nie może spać, więc musi zapukać i poprosić o ciszę, ale z drugiej strony...
Nim się obejrzała, jej ręka jakby sama zapukała do drzwi. Po chwili melodia ucichła i słychać było jedynie kroki.
Anastazja rozważała ucieczkę, ale nim zdążyła wcielić swój plan w życie, drzwi mieszkania się otworzyły.

Przed nią stanął nieco zdezorientowany, bosy chłopak ubrany w czarną koszulkę i tego samego koloru dresy. Przy nim Anastazja czuła się malutka i nie wiedziała co powiedzieć.

– W czym mogę pomóc? – chłopak pierwszy przerwał ciszę.

– J-ja przyszłam zapytać, czy to pan tak gra... i może poprosić o ciszę? – wydusiła z siebie dziewczyna, bawiąc się palcami. Jego oczy z bliska były jeszcze bardziej zielone.

– Od razu pan! Jestem Hiacynt Czerwinski. – Ukłonił się nonszalancko. – I cóż, na pani życzenie jestem skłonny zaprzestać mojej czynności. Może pani wejdzie? Nie wypada tak stać w progu. – uśmiechnął się, szerzej otwierając drzwi. – Przy okazji, świetne kapcie.

– Dziękuję – powiedziała zażenowana dziewczyna, nie dowierzając w to, co się dzieje. Właśnie jakiś obcy chłopak zaprasza ją do mieszkania o trzeciej w nocy, komplementując jej śmieszne kapcie. – Może innym razem. – Odwróciła się i udała do swojego mieszkania starając się, aby nie wyglądało to jak paniczna ucieczka.

Zamykając drzwi, usłyszała tylko śmiech sąsiada. Czy on zawsze musi czekać, aż ona zamknie drzwi? Dziwny typ. Anastazja uspokoiła się i położyła do łóżka, mimo iż wiedziała, że już nie zaśnie. Dźwięki muzyki ustały, ale cisza była jeszcze gorsza.
Dlaczego wpadła w taką panikę? Nocna dawka adrenaliny wcale nie była jej potrzebna. Z tego wszystkiego zapomniała się przedstawić! Wyjdzie teraz na niekulturalną pannę. Dobry początek znajomości, nie ma co.

Nikt nie wiedział, dlaczego to zrobiła, nawet ona sama, ale w tamtym momencie ponownie zerwała się z łóżka, zapominając założyć kapcie i udała się do drzwi. Na korytarzu słychać było jedynie odgłos bosych stóp Anastazji, dzielnie maszerującej do mieszkania numer piętnaście. Potem najprawdopodobniej będzie pluła sobie w brodę, ale w tym momencie się to nie liczyło.

Z determinacją zapukała do drzwi sąsiedniego mieszkania.

– Och, to znowu pani. – Hiacynt przetarł twarz dłońmi. – Co panią znowu tu sprowadza?

– Ja jestem Anastazja Bielanecka – powiedziała na jednym wdechu – I chyba już pójdę.

– Może pani jednak wejdzie, panno Anastazjo? – Na twarzy chłopaka widać było wyraźne zdziwienie, bo o ile rozumiał powód pierwszej wizyty, to tego nie mógł pojąć. Obraz tej drobnej dziewczyny stojącej przed jego drzwiami o trzeciej nad ranem przyprawiał go o niemałe rozbawienie.

– Jestem zmuszona odmówić, panie Hiacyncie.

– Od razu panie. Jestem po prostu Hiacynt!

– Dobrze. Dobrze, do widzenia.

– Czy jeśli mówi pani... To znaczy, czy jeśli mówisz „do widzenia", mogę mieć nadzieję na następne spotkanie? Może w korzystniejszych okolicznościach tym razem?

– Nie uważa pan, panie Czerwinski, że noc jest wystarczająco sprzyjająca? Zresztą, to nie czas na rozważania. Dobranoc.

– Hiacynt, po prostu Hiacynt – powiedział jeszcze chłopak, zamykając drzwi i kręcąc głową z rozbawieniem. Dziwna dziewczyna.

Postanowił uporządkować nieco swoją sypialnię, po której walały się zapisane nutami kartki. Włożył swoją gitarę z powrotem do futerału. Co miał poradzić, że noc była taka inspirująca. Kiedy tylko księżyc pojawił się na niebie, a jego srebrzyste światło wpadało do mieszkania, do głowy Hiacynta również wpadało srebrzyste światło pomysłów i dźwięków. W takich momentach chwytał za instrument, kartkę i ołówek.
To tak jakby wyjął muzykę ze swojej głowy i wypuścił na wolność. Muzyka uciekała mu przez palce, a on nieudolnie próbował ją zatrzymać i zapisać. Czasami mu się to udawało, a czasami rzucał wszystko i kładł się do łóżka. Niestety nocne napady stanu artystycznego nie były korzystne dla Hiacynta, bo cały następny dzień chodził niewyspany. Możliwe, że już się przyzwyczaił, ponieważ nie odczuwał tego tak bardzo.

Inni sąsiedzi również przyzwyczaili się już do jego nocnych przygrywek, chociaż większość pewnie nawet ich nie słyszała. Coś w podświadomości mówiło mu, że ta urocza blondynka nieprędko się do tego przyzwyczai.

Chwila, czy on przyznał właśnie, że jest urocza?

Kiedy ujrzał blondynkę przed swoimi drzwiami, stojącą w piżamie i śmiesznych kapciach ucieszył się w duchu. Pierwszy raz ktoś zapukał do niego prosząc, aby przestał, choć nie był to wielki powód do dumy. Zazwyczaj starał się grać cichutko. Najwidoczniej starsi ludzie mają bardzo twardy sen. Wiedział, że jego życie będzie może nieco ciekawsze przez te dwie istotki, które wprowadziły się do mieszkania naprzeciwko.

Z tą myślą położył się do łóżka w mieszkaniu numer piętnaście.

W mieszkaniu numer czternaście pewna blondynka nie mogła zmrużyć z powrotem oka, mimo późnej pory. Gdyby przystała na zaproszenie Hiacynta, najpewniej piłaby teraz jakąś herbatę i czuła ogromne zażenowanie spowodowane swoim ubiorem.

– Ida? Ida, śpisz? – zapytała cicho, a jej głos rozniósł się po mieszkaniu.
Rudowłosa mruknęła tylko niewyraźnie, przewracając się na drugi bok. – Ida, nawet jeśli śpisz, to ja będę mówić, dobrze? Świetnie. Byłam u naszego sąsiada. Matko, ja byłam u naszego sąsiada o trzeciej rano. Nie myśl sobie za wiele, bo tylko grzecznie chciałam poprosić, aby nieco ciszej brzdękał na gitarze. Przedstawił mi się. Nazywa się Hiacynt. Czy to niezbyt delikatne i kwiatowe imię jak na kogoś, kto ubiera się od stóp do głów na czarno? Zapytał mnie, czy wejdę, ale ja oczywiście odmówiłam. Potem szybko uciekam, to znaczy wróciłam tutaj, ale zaraz naszła mnie jakaś totalnie głupia myśl i znowu zapukałam do jego drzwi. Dziwne, że ty tego wszystkiego nie słyszałaś. No i ja tam poszłam, i przedstawiam mu się bez większego powodu. Słodka stokrotko, co ja miałam wtedy w głowie, Ida? I znowu mnie zaprosił do środka, mamciu może jest nienormalny? Znowu odmówiłam, bo wyobrażasz sobie, że siedzę u jakiegoś czarnego jak noc typa o trzeciej rano? To dopiero pierwszy dzień w nowym mieszkaniu. On ma jakiś dziwny zwyczaj czekania, aż zamknę drzwi, ja nie wiem. Och przez tę akcję, straciłam tak bardzo potrzebne mi godziny snu. Dzięki, że jesteś Ida, przynajmniej mogę się wygadać.

Noc powoli ustępowała Porankowi, który malował niebo na najróżniejsze barwy. Poranek był malarzem i tworzył scenografię, Słońce występowało cały dzień, a Noc kończyła przedstawienie, zasłaniając całą scenę ciemną kurtyną, tak aby i na drugi dzień ludzie mogli zobaczyć ten piękny występ. Niestety nie każdy miał czas pooglądać to magiczne przedstawienie.

Anastazja przysnęła jeszcze chwilkę przed dzwonkiem budzika. Obie dziewczyny wstały z łóżek nie do końca gotowe na nadchodzący dzień.

– Ej, Nastka? – zapytała nie do końca rozbudzona Ida. – Czy ty mówiłaś coś, że odwiedziłaś naszego sąsiada w nocy? Czy to mi się śniło?

Anastazja zaśmiała się tylko w odpowiedzi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro