#7
*Ross - to chodźmy*
Ross
Szłyśmy przez 8 minut do mojego mieszkania. W końcu doszłyśmy.
Kiedy otworzyłam drzwi od mieszkania a następnie powiedziałam Suzan żeby się rozgościła
No i jesteśmy -uśmiechnęłam się- rozgość się
Suzan - Czy te mieszkanie jest daleko od mieszkania mojego porywacza?
Czemu pytasz?
Suzan - Bo chciałabym się przejść
Tak , daleko , o której wrócisz?
Suzan - A która jest godzina?
18:43
Suzan - Gdzieś tak 19 ileś
Okej masz tu moją kurtkę i czapkę z daszkiem
Suzan - Dziękuje
Suzan
Wyszłam z domu , poszłam w głębi lasu się przejść i się uspokoić.
Gdy tak rozmyślałam Przyspieszyłam, bo nagle usłyszałam czyjeś sapanie z głębi lasu, gdy dźwięk był głośniejszy przerażona puściłam się biegiem przed siebie. Czułam, że ktoś mnie obserwuje.
Miałam ochotę krzyczeć ze strachu, kiedy zobaczyłam lśniące w oddali oczy, które nie mogły należeć do człowieka.
Strach przed tym tym czymś nieumyślnie skierowały mnie wgłąb lasu. Chciałam, wejść na drzewo lub się za nie schować
To był błąd, bo to coś zwierzę lub nie biegło za mną, a co najgorsze miało kompanów do pomocy!
To był błąd, bo to coś zwierzę lub nie biegło za mną, a co najgorsze miało kompanów do pomocy!
Po jakim czasie zaczynałam słabnąć. Serce biło mi tak mocno, że nie umiałam złapać oddechu.
Szukając drogi ucieczki spojrzałam w bok i zamarłam, bo ujrzałam ogromnego szarego wilka. Takiego nawet w telewizji nie mają!!! Poczułam silne uderzenie w plecy i upadłam na ziemię.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro