Misja:"Uśmiech"
Znam tę minę. Widuję ją znacznie częściej niż bym chciał. Zazwyczaj wtedy, gdy Mycroft wspomni o tym, że On "zawiódł" mamusię. Czasem spotykamy się przy okazji ciężkiej sprawy, gdy Anderson częstuje wszystkich obelgami(zawsze wiesza psy na nas, ale na Nim najbardziej).Znam ją jak własną kieszeń, kieszeń, której nienawidzę z całego serca.
Jego zwykle niezamykające się usta są zaciśnięte tak mocno, że aż pobielały. Oczy przypominają szparki, nos i czoło są zmarszczone.
Znów pochyla się nad swoim mikroskopem. Nie śpi już prawie trzecią dobę i (mimo moich "grzecznych" upomnień) nic nie je. Żyje tylko na przesłodzonej herbacie z mlekiem oraz ciastkach.
Długo tak nie pociągnie...
Trafiła mu się "wyjątkowo interesująca" sprawa.
Tak interesująca, że nie wiem czego dotyczy. To nic. Jednak dla Niego jest to bardzo ważne.
Stoi przy stole już prawie godzinę. Nieruchomo. Guziki jego fioletowej koszuli są na skraju wytrzymałości, a ja zastanawiam się, czy On celowo nie kupuje za małych ubrań. Nagle zrywa się z błyszczącymi oczami... tylko po to, by znów posmutnieć.
Nie mogę na to patrzeć. Muszę natychmiast coś z tym zrobić! Tylko co? Denerwowanie Mycrofta już nie działa tak dobrze jak kiedyś, a doprowadzanie do szału Grega i jego ludzi pomaga na krótko. Gdyby mu się nudziło, poprostu przyniósłbym mu coś do eksperymentów(Tak, wiem że zawsze na nie narzekam. Jednak ta sprawa wymaga poświęceń). Może dam mu coś, co dobrze mu się kojarzy? Kiedyś bardzo lubił rośliny... chyba. Miał ich tu parę, jednak alergia Pani Hudson okazała się dla detektywa ważniejsza. (Nie, właścicielka mieszkania wcaaaaaaaale nie zagroziła, że nas wyrzuci. Skąd.) Hmmm, to całkiem niezły pomysł! Zrywam się z fotela i lecę do kwiaciarni. Kątem oka zauważam, że On nawet nie spojrzał w moją stronę. Wow, to musi być naprawdę ważne śledztwo.
Parę ulic dalej jest mała kwiaciarnia. Właśnie tam zmierzam. Skromny szyld informuje, że wchodzimy do MARGARETKI. Niestety "r" zostało zamazane. Wchodzę do środka razem z młodym chłopakiem,który chyba mnie nie zauważył. Kiwam głową kwiaciarce na powitanie. Kobieta podskakuje w miejscu, jakby wystraszona, patrzy na mnie szeroko otwartymi oczami. Nic nie mówi, co traktuję jako zgodę na "łowy".
Zawsze myślałem, że wszystkie kwiatki są takie same. Cóż, nie ma tak łatwo. Od prawie dwóch godzin latam "od kwiatka do kwiatka". Ten jest za duży, ten za mały, a tamten za zielony! Ehh... Szkoda gadać. W dodatku kwiaciarka cały czas patrzy na mnie jak na kosmitę!
Przygaszony wracam do mieszkania. Mijając zielony parterowy dom zauważam staruszkę, której upadły okulary. Biedaczka nie może ich podnieść, siedzi na wózku inwalidzkim. Żaden z przechodniów nie patrzy nawet na staruszkę proszącą o pomoc. Nikt.
Szybko podaję jej zgubę, którą zaraz zakłada. Kiedy mnie widzi, na twarzy kobiety widzę szok, do którego już przywykłem. Większość ludzi piszczy na mój widok, czego naprawdę nie rozumiem. Staruszka nie wystraszyła się jak wszyscy. Uśmiechnęła się i pogłaskała mnie po głowie. Potem, jakby czytała mi w myślach, wyrwała kwiat z donicy obok i podała mi go. Był idealny. Nie znam się na roślinach, pojęcia nie mam jak się nazywa ale jest niebieski i perfekcyjny. Spojrzałem na kobietę z wdzięcznością po czym poleciałem na Baker Street.
W domu nie było mnie przez kilka godzin. W tym czasie detektyw nie ruszył się z miejsca, co naprawdę mnie przeraziło. Wziąłem głęboki oddech, i dzielnie zrobiłem krok w stronę stołu. Ok, jeszcze dwadzieścia takich i jestem u celu. Boję się jak On zareaguje. Mam nadzieję Go pocieszyć, ale co jeśli jeszcze bardziej Go zdenerwuję? Biorę najgłębszy oddech w życiu i podlatuję do Niego. Chowam kwiatek za plecami i pukam Go w ramię. Nie reaguje. Serce tłucze mi w piersi jakby chciało się z niej wyrwać i zwiać w Bieszczady. Nie dziwię mu się. Znów próbuję zwrócić na siebie uwagę detektywa,tym razem mi się udaje. Patrzy na mnie wyraźnie zły...
-Na miłość boską John, pracuję! Czego chcesz?!
O nie, pogorszyłem mu humor. Nie udało się i teraz jest zły na mnie, a chciałem tak dobrze!
On jednak patrzy na mnie, czeka na powód dlaczego mu przerwano. Wyciągam kwiatka zza pleców, podaję mu. Jego twarz łagodnieje, usta rozluźniają się, a nos i czoło wygładzają. Bierze mnie na ręce, patrzy na mnie łagodnie. Pozwala mi włożyć kwiatka za Jego ucho.
-Dziękuję-słyszę, po czym czuję jak całuje mnie w głowę. Gdy odstawia mnie na stół, uśmiecha się prawie czule.
Oto Art odpowiedzialny za ten rozdział:
(Jeśli rozdział wam się podobał mam pomysł na kontynuację. Piszcie w komentarzach czy chcecie poznać dalsze losy Johna-nietoperka😉😂)
Notka od autorki
Większość rozdziałów będzie na podstawie jakiegoś arta. Mogą one pojawiać się na początku rozdziału, aby od początku wszystko było jasne, albo tak jak teraz robimy "tajemnicę".
Mam nadzieję, że rozdział się podobał😉😉
Do next'a!!
(Następny rozdział w fazie tworzenia:-D)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro