Misja najwyższej wagi
W ciemnym, bogato urządzonym gabinecie, wokół okrągłego stołu zebrało się kilka osób. Na pierwszy rzut oka nic ich nie łączyło(płeć, wiek, zawód, wygląd). Nikt z obecnych się nie odzywał. Nigdy wcześniej się nie spotkali, przez co byli nieufni. Żadne z nich nie wiedziało, w jakim celu się tam znalazło. Różnorakie domysły kreowały się w umysłach zebranych, lecz wszystkie (nawet najśmielsze przypuszczenia) mijały się z prawdą. Gdy napięcie w gabinecie zaczęło robić się nieznośne, drzwi ponownie się otworzyły. Światło korytarza raziło siedzących w ciemnościach, przez co (początkowo) nie wiedzieli kto wszedł do pomieszczenia. Dwójka ludzi bez słowa weszła do gabinetu zamykając drzwi za sobą. Starsza pani i mężczyzna w szarym garniturze podeszli do stołu, po czym usiedli przy nim. Kobieta gestem nakazała, aby zebrani również zajęli swoje miejsca. Niektórzy natychmiast, inni nieco później spełnili niewerbalną prośbę starszej pani. Zebrani w ciszy mierzyli się wzrokiem.
-Witam państwa-zaczął mężczyzna w szarym garniturze-z pewnością zastanawiacie się, po co was tu sprowadziliśmy. Otóż, zostaliście tu zaproszeni na prośbę mojej "wspólniczki", która zaraz przedstawi wam problem.
Wszystkie pary oczu w pomieszczeniu zwróciły się w stronę starszej pani.
-Witam. Zacznę od początku. Wszyscy pamiętamy o wydarzeniach sprzed dwóch lat-odpowiedziały kobiecie twierdzące pomruki.-Wszyscy rówież wiemy czemu to się stało i jakie były tego skutki. Jednak, mało kto wie co to oznaczało dla Niego i jego Przyjaciela. Złość? To nic. Kłótnie? To wręcz tradycja. Przepychanki? Bijatyki? Narkotyki? Obłęd? To już problem. Nie rozwiązując spraw dają, można powiedzieć, zielone światło mordercom. Z drugiej strony ich konflikt nie jest nam na rękę. Wszyscy jesteśmy z nimi jakoś powiązani i czy powiecie państwo, że to nie wpłynęło również na was?
Zebrani zgodzili się z kobietą.
-Zebraliśmy was abyście pomogli nam naprawić to, co niszczy ich a przez to również nas.
-Czego w takim razie od nas wymagacie?-Zapytała wysoka brunetka w obcisłej, czarnej sukience.
-Niewielkiej pomocy. My mamy plan, was prosimy jedynie o wykonanie. Spokojnie, pokryjemy wszystkie wasze wydatki-odparł mężczyzna w szarym garniturze widząc miny zgromadzonych.
-W takim razie prosimy o szczegóły-powiedział mężczyzna pachnący bazylią i sosem pomidorowym.
~Miesiąc później~
W ciemnym, bogato urządzonym gabinecie, wokół okrągłego stołu zebrało się kilka osób. Na pierwszy rzut oka nic ich nie łączyło(płeć, wiek, zawód, wygląd). Jednak tym razem wszyscy uśmiechali się i przekomarzali wesoło. Irene Adler, Angelo i Pani Hudson rozmawiali głośno się śmiejąc, Greg i Mycroft wpatrywali się w ekrany ustawione na stole. W pewnym momencie policjant uciszył zebranych i wskazał na ekrany. Wszyscy jednocześnie zaczęli się w nie wpatrywać. Emitowały one obraz na żywo wprost z salonu na Bakery Street, gdzie Sherlock Holmes i John Watson rozmawiali ze sobą pierwszy raz od "zmartwychwstania" detektywa. Mężczyźni byli pod wpływem niewielkiej ilości alkoholu (najprawdopodobniej nie będą pamiętać wielu szczegółów ze swojego spotkania). Piątka ludzi z napięciem obserwowała tę scenę, od której zależy powodzenie ich misji. Za chwilę dowiedzą się, czy ich starania miały jakikolwiek sens. Wtem mężczyźni zaczęli się śmiać. Śmiać. ŚMIAĆ!!!
Wszyscy zebrani odetchnęli z ulgą, by po chwili zacząć sobie nawzajem gratulować. Wszyscy, oprócz Mycrofta. Tylko on wciąż wpatrywał się w ekran z takim skupieniem i tak intensywnie, że inni przyłączyli się do niego.
Mężczyźni na Bakery Street powoli zaczęli się uspokajać, ocierając łzy radości. Patrzyli sobie w oczy, gdy rozbawienie powoli ich opuszczało. Ich twarze niebezpiecznie zbliżały się do siebie. Po chwili zaczęli się całować.
W gabinecie osłupienie odebrało zgromadzonym mowę i zdolność poruszania się. Cisza była wręcz przerażająca. Nawet zegar, czy wiatr nie ważyli się jej zakłócić. Nagły huk wystrzału wyrwał ich z letargu. Wszyscy spojrzeli w stronę źródła hałasu, którym okazała się Pani Hudson otwierająca szampana. Starsza Pani wręcz promieniowała szczęściem i zadowoleniem.
-Wiedziałam, że w końcu do tego dojdzie! Ha! Mówiłam wam!-Z tymi słowami kobieta rozlewała szampana do kieliszków rozbawionych (i mocno zszokowanych) "wspólników".
-Jeszcze tylko tych dwóch-wymamrotała Pani Hudson, patrząc na Grega i Mycrofta.
Notka od autorki
Nie pytajcie, wena mnie złapała i nie puściła póki nie skończyłam pisać😂😂
Tym razem bez arta(co może zdarzać się częściej).
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro