Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

»»---->rozdział szósty

**•̩̩͙✩•̩̩͙*˚ ˚*•̩̩͙✩•̩̩͙*˚***•̩̩͙✩•̩̩͙*˚ ˚*•̩̩͙✩•̩̩͙*˚*





     Dziewczyna umarła.





***




     Młodzi nie zwlekali z ceremonią ślubną. Postanowili pobrać się kolejnego dnia po zajęciach szkolnych. Z plecaków wyjęli oni ciuchy na zmianę i zaczęli się przebierać u brzegu rzeki na oddalonej od miasta polanie.

     Luka obiecywał sobie nie widzieć przyszłej żony przed ślubem, ale nie mógł powstrzymać swojej męskiej natury i zerknął dwukrotnie na dziewczynę, która założyła na siebie długą, wygniecioną sukienkę z długimi rękawami. Blondyn pokiwał głową na boki uśmiechając się lekko. Spojrzał na intensywny kolor trawy jaką oświetlały promienie słońca. Rosły na niej także piękne, kolorowe kwiaty i od razu pomyślał o Natalié.

     Zapytał sam siebie czy ona kiedykolwiek się zmieni?

     Chłopak miał na myśli jej nawyk do ukrywania górnej partii ciała. Na wuefach ćwiczyła w bluzach nawet, gdy było gorąco, teraz także przyniosła ze sobą ubranie zakrywające sylwetkę, której na pewno nie musiała się wstydzić.

     Natalié przebrała się błyskawicznie i czekała aż również zrobi to Luka, który guzdrał się gorzej niż jej wytapetowane koleżanki z klasy.

     Szatynka nagle poczuła jak chłopak ułożył coś na jej głowie. Nie ukrywając swoje zdziwienia szatynka dotknęła rękami wianku z kwiatów, a po chwili za dłoń złapał Luka, który nie pozwolił licealistce na to, aby stała do niego tyłem.

     Chwycił za jej obie dłonie, gdy już spoglądał na Natalié i nabrał do płuc powietrza, czując się prawie tak samo zestresowany jakby brał prawdziwy ślub.

     — Nie dotykaj, bo się rozpadnie. Robienie wianków nie jest dla mnie.

     — A ja myślałam, że tyle czasu zapinasz guziki koszuli. Gdyby tak było od razu poprosiłabym o rozwód — dziewczyna uśmiechnęła się do blondyna.

     Czemu nie może być tak zawsze? - pomyślał, nie chcąc przerywać tego momentu.

     — Pożałowałabyś — prychnął teatralnie. — Przecież jestem panem idealnym, NAJLEPSZYM — podkreślił, wyśmiewając się poniekąd z głównego powodu złego samopoczucia, które ulatywało kiedy tylko przebywał z Natalié.

     W jej towarzystwie nie musiał się obawiać żadnych słów jakie raniły jego podświadomość. Nie musiał przechodzić ciągłego stresu związanego z narastającą w tłumie ludzi presją. Przy niej... Mógł być kimś więcej niż sobą.

     Natalié posłała chłopakowi kolejny słodki uśmiech w momencie, gdy wianek z kwiatami nie wytrzymał i rozstąpił się na obie strony. Luka parsknął śmiechem, a dziewczyna zamknęła oczy czując lekkie zawstydzenie.

     — To nie tak miało być — blondyn zacisnął zęby i pospiesznie zaczął wyjmować z brązowych kosmyków listki, które miały trzymać zwartą konstrukcję wianka.

     — Nie wszystko da się zaplanować — wyznała, unosząc powieki, a razem z nimi młodzi poczuli przyjemny wietrzyk.

     Stanęli oni na polanie przy rzece i trzymając się za ręce, patrząc sobie w oczy, zaczęli wypowiadać pierwsze słowa przysięgi :

     — Ja, Luka Dormer śubuję ci wierność.

     — Bez miłości — dodała.

     — Bez cierpienia.

     — I że cię niedługo opuszczę, bo śpieszno mi do śmierci — zakończyła Natalié, która zamiast przypieczętować ich małżeństwo pocałunkiem, wzięła chłopaka za rękę i zaczęła się kierować w stronę wzniesienia. — Chodź. W podróż poślubną zabiorę cię do miejsca, w którym w końcu będziesz mógł się wyszaleć.

     Spacerowali, będąc na starcie u podnóża niewielkiej góry. Biała sukienka z rękawami została zaczepiana przez wiosenny wiatr, a Luka trzymał za rękę Natalié, bojąc się, że mogłaby uciec gdzieś gdzie nigdy by jej nie odnalazł.

     — Słuchałeś dziasiaj wiadomości? — zapytała szatynka, dalej idąc przed siebie.

     — Tak, ale nie jestem pewien co masz na myśli — wyznał, poprawiając czarną muszkę zawiązananą przy szyi.

     Oboje mieli pogniecione ciuchy, które zabrali ze sobą w plecakach. Ledwo dało się je upchnąć między książkami oraz zeszytami, a po wyjęciu wyglądały niechlujnie. Nie miało to dla nich jednak znaczenia skoro mogli być razem.

     Natalié i Luka znaleźli się na wzniesieniu, przez które przebiegały tory kolejowe. Blondyn spojrzał na drobnej postury dziewczynę, która nagle wyrwała się z jego subtelnego uścisku i zaczęła iść po jednej z szyn. Noga za nogą. Chłopak postanowił wykonać tą samą czynność tyle, że po sąsiedniej stronie.

     — W wiadomościach mówili dziś o samobójstwie dwudziestoczteroletniej gwiazdy muzycznej Alice Maison. Słyszałeś jak się odnieśli do tej sprawy, prawda? — Natalié popatrzyła na blondyna, który wreszcie zrozumiał co chodziło po głowie licealistce. — Była taka piękna!

      Natalié krzyknęła z udawanym płaczem będąc na kompletnym odludziu w sukience robiącej za tę najważniejszą podobno w życiu każdej kobiety. Luka dołączył się do tej groteskowej sceny i również krzyknął w niebogłosy :

     — Była taka młoda i utalentowana! — zacytował kolejne słowa prezentera telewizyjnego, który przygotował materiał o samobójstwie Alice Maison.

     Oboje zaczęli udawany płacz, ale on nie oznaczał prześmiewczego podejścia do śmierci młodej kobiety. Natalié i Lukę przejął fakt w jaki sposób została przedstawiona ta tragiczna wiadomość.

     — Co wygląd ma do samobójstwa? — szatynka idąc po szynie pustym wzrokiem popatrzyła przed siebie. —
Być może była piękna, ale nie była szczęśliwa. Tego już nikt nie potrafił zobaczyć. Liczyła się szminka i doczepiane rzęsy, drogie kiecki z butików, a przecież... szczęścia nie da się pomalować — zatrzymała się w miejscu i zerknęła na Lukę, który był w nią zapatrzony jak w obrazek. — Ale zabrałam cię tutaj, żebyś mógł w końcu się wyszaleć, wykrzyczeć to co leży ci na sercu — odparła i jednym ruchem ręki dała mu znak, że scena należała do niego.

     Blondyn zakasał rękawy białej koszuli i posłał licealistce uśmiech, uśmiech wyzwalenia, poczucia pewnego rodzaju wolności. Luka nie zastanawiając się ani chwili dłużej zaczął wykrzykiwać słowa oraz zdania będące ani poprawne, ani taktowne. Zostałby z pewnością za nie upomniany, ale nie przez szatynkę, która stała na uboczu wpatrując się w szkolną gwiazdę i nieco ponad czubek jego głowy, obejmując wzrokiem błękitne niebo.

     Luka nie widział, że cierpienie Natalié przeradzało się w coraz większe pragnienie poznania śmierci.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro