Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

»»---->rozdział zero

**•̩̩͙✩•̩̩͙*˚ ˚*•̩̩͙✩•̩̩͙*˚***•̩̩͙✩•̩̩͙*˚ ˚*•̩̩͙✩•̩̩͙*˚*








     Kiedyś lubiłam wuef.

     Nawet bardzo.








     Po rozpoczęciu szkoły w liceum, Natalié nie potrafiła ufać ludziom tak jak dawniej. Strata Adama i reszty przyjaciół, którzy wypowiadali sobie sporadyczne hej niezwykle ją przytłaczała. Niemniej jednak, aby przetrwać odzywała się do uczniów z nowej klasy, lecz swój smutek odsyłała w niepamięć, gdy przychodziła na dodatkowe zajęcia z siatkówki. Poniedziałkowe popołudnia były dla niej przychylne, lecz po zakończeniu treningów odczuwała ten sam niepokój. Początek tygodnia, jeszcze cztery dni do wymarzonego, samotnego weekendu.

     Była odludkiem, choć uśmiechanie się do innych nie sprawiało jej wielkiego problemu. Po prostu nie chciała się angażować w przyjaźń. Osoby godne tego statusu nie mogły zostać zastąpione. Nie dla niej.

     Dlatego też kiedy spotkała tamtego chłopaka po raz pierwszy, nie chciała w nim widzieć przyjaciela. Pierwszy raz w życiu zapragnęła czegoś więcej.

     Natalié szła z workiem piłek do siatkówki. Na dworze było jeszcze ciepło w październiku, więc trener zaproponował grę na zewnątrz. Chłopaki za karę musieli robić pompki za niewielkie przewinienie dlatego nauczyciel wysłał jedną z dziewczyn do kantorka. Szatynka bez wahania odwróciła się na pięcie i poszła po piłki. Dziewczyny niezbyt lubiły jej towarzystwo, głównie dogadywała się lepiej z chłopakami. Ich niechęć Natalié miała głęboko gdzieś i nie przejmowała się krzywymi spojrzeniami lasek, które zostawały po lekcjach tylko dla tego, aby popatrzeć na umięśnionych uczniów z wyższych klas.

     W spokoju poszła do szkoły, w której było zdecydowanie chłodniej niż na dworze i poczuła gęsią skórkę spacerując korytarzem w krótkim rękawku.

      Nagle na końcu długiego korytarza zobaczyła chłopaka o wzroście mniej więcej metr siedemdziesiąt. Był ubrany w zielono-biały strój do siatki, który ani w jednym procencie do niego nie pasował. Złapał się za głowę i ponownie szarpnął za klamkę drzwi prowadzących na halę gimnastyczną, a Natalié patrzyła na czarnowłosego nieznajomego, którego nigdy tu nie widziała.

     Wzruszyła ramionami i przeszła dalej, a gdy tylko go minęła poczuła na swoim barku czyjąś dłoń. Była ona delikatna i ciepła, a gdy szatynka spojrzała na chłopaka ujrzała w jego dolnej wardze na środku srebrny piercing.

     — E... Przepraszam — zabrał szybko swoją dłoń. — Przyszedłem na trening siatkówki. Mój kolega mnie zaprosił, ale sala jest zamknięta. Nie wiesz czy ten trening jest odwołany? Czy może nie? — zapytał lekko się denerwując, ponieważ nie spodziewał się, że dziewczyna, którą przypadkowo zaczepi okaże się być tak piękna i inna.

      Nie miała na twarzy ani grama pudru, a jej usta były widocznie malinowe bez używania żadnej szminki. Była taka drobna i naturalna. Natalié również odebrało mowę. Smukła twarz, wyrazisty, brązowy kolor tęczówek oraz szczupłe ciało, na którym wisiały paskudne spodenki oraz szeroka koszulka do gry.

     — Ja... — jej głos stał się tak cienki, że po wypowiedzeniu jednego słówka zrobiła się czerwona. — T... Tre... Cholera — powiedziała głośno i wyraźnie, a wtedy czarnowłosy uniósł swoje kąciki ust i zachichotał.

     — Spokojnie. Mnie też trudno było się odezwać — wyznał, nie kryjąc tego, że chciał się zaprzyjaźnić z młodszą od siebie dziewczyną.

     Natalié się zarumieniła.

     — Trening jest dziś na zewnątrz. Idę właśnie po piłki, więc...

     — Pójdę z tobą. Pomogę ci — odparł bez zastanowienia.

     Tak to się właśnie zaczęło.

     Hunter co tydzień przychodził na treningi do pobliskiego liceum, do którego miał dwadzieścia minut drogi od uniwersytetu na jakim studiował. Zapraszany był przez kolegę z osiedla, ale tak naprawdę przychodził do Natalié, z którą złapał świetny kontakt. Po paru tygodniach zaczęli się widywać poza szkołą oraz wykładami. Minęły dwa miesiące a dwójka osobliwych na swój sposób młodych ludzi zaczęła się spotykać.

     Nie zastanawiali się nad tym czy ich związek w ogóle przetrwa? Czy były dla nich nadzieję? Nie zamartwiali się takimi sprawami i przeżyli ze sobą kolejne dziesięć miesięcy.

     — Teraz na pewno złapie, zobaczysz! — odparł z dużym entuzjazmem i ponownie rzucił orzeszka do ust.

     Natalié patrzyła na chłopaka ubranego w szeroki czarno-czerwony sweter w paski. Jego sylwetka ginęła w tak luźnych ciuchach, ale dziewczyna lubiła to w Hunterze. Nie był taki jak wszyscy.

     — Udało się! — krzyknął, będąc sam na sam z Natalié we własnych domu.

     — Wydaje mi się albo znów schudłeś? — zmarszczyła lekko swoje brwi, a czarnowłosy się zaśmiał i jednocześnie zbliżył się do swojej dziewczyny, która miała na sobie krótkie spodenki.

     — Zawsze byłem takim grubasem.

     — Zero masy, same kości — przewróciła oczami.

     — Za to ty wyglądasz idealnie — cmoknął ją w policzek. — Powinnaś zawsze pokazywać swoje śliczne nogi. Szkoda, że w zimę musisz je zakrywać.

     — W zimę daj mi odpocząć od maszynki i pianki do golenia.

     — Dobrze, dobrze. To musi być utrapieniem tak co chwilę się golić — dotknął swojego podbródka. — Ja golę się raz na dwa tygodnie, bo wiem, że nie lubisz jak cię kłuje.

     — Ty masz skórę jak dziecko, a jesteś ode mnie starszy.

     — Taka już moja natura — powiedział, po czym zakasłał.

      Natalié od razu spojrzała na Huntera, w którego oczach zobaczyła nutkę strachu. Miała wrażenie jakby coś przed nią ukrywał.

     — A to wredny orzeszek. Zemścił się na mnie za to, że go zjadłem — zaśmiał się i szybko zmienił temat. — Kocham cię— to nagłe wyznanie zbiło Natalié z pantałyku.

     Dziewczyna nie była pewna czy mówił na serio czy tylko się zgrywał.

     — Mógłbyś powiedzieć coś bardziej wyszukanego — zaśmiała się, a Hunter spuścił nieco swoje powieki i przybliżył się jeszcze bliżej jej twarzy.

     Dzieliły ich tylko centymetry.

     Natalié poczuła wypieki na swojej twarzy, a zaraz po nich przyjemne ciepło, gdy delikatna dłoń Huntera spoczęła na jej udzie.

     — Uczucia trzeba jakoś określać, ale skoro dla ciebie kocham cię jest zbyt banalne to wymyślę nowy zwrot. Będzie on tylko dla ciebie.

     Czarnowłosy nachylił się bardziej do jej twarzy i złączył ich usta w subtelnym pocałunku. Po nim doszło do kolejnych. Były następne. Bardziej czułe i namiętne, z którymi części garderoby lądowały stopniowo na podłodze. Przeżyli ze sobą piękne chwile, nowe doznania, czułe momenty, o których oboje nie chcieli nigdy zapomnieć.

     Byli szczęśliwi. Byli najbardziej szczęśliwi na świecie.


***



     Natalié po zajęciach w szkole przyszła do domu Huntera. Jego rodzice zwykle pracowali i tym razem nie było inaczej. Wielki dom stał pusty, ale dziewczyna wiedziała, że jej chłopak siedział w swoim pokoju. Byli umówieni dlatego przyszła z torebką pełną owoców. Wczorajszego wieczoru wpadli na pomysł zrobienia koktajli, więc szatynka zadeklarowała, że ona pójdzie do sklepu, a Hunter przygotuje kuchnię do wspólnego pichcenia.

     Weszła po schodach z szerokim uśmiechem na twarzy. Otworzyła drzwi do pokoju czarnowłosego i wtedy czar prysł. Uśmiech zniknął. Owoce rozsypały się po całej podłodze, a jedno z jabłek doturlało się do kałuży krwi.

     — Hunter! — krzyknęła tak bardzo, że poczuła ból w gardle.

     Podbiegła do swojego chłopaka, który bezsilnie siedział na łóżku i wymiotował obficie krwią. Jego gałki oczne były przekrwione, a naczynka pękały jedno za drugim.

     — Natalié... — szepnął, oddychając ciężko.

     — Wytrzymaj jeszcze trochę! Już dzwonię na pogotowie! — powiedziała i w jednej dłoni trzymała telefon, a drugą pocierała plecy dziewiętnastolatka, który ponownie zwymiotował.

     Dziewczyna z niecierpliwością czekała aż ktoś w końcu odbierze, a wtedy usłyszała cichy szept chłopaka :

     — Przepraszam, że ci nie powiedziałem.

     Chudy, opadnięty z sił student oparł głowę na jej ramieniu i z trudem złapał ją za dłoń. Ściskał ją mocno na tyle na ile potrafił aż do chwili, w której przyjechały służby medyczne.




***

  

     Hunter przez cały swój pobyt w szpitalu poprosił Natalié, aby do niego nie przychodziła w odwiedziny.

     Dni bez chłopaka u jej boku dłużyły się niemiłosiernie, a sama nie miała kompletnie pojęcia co się działo. Była rozbita, zakłopotana, zmieszana, ale także silna. Musiała być dla niego silna, lecz to wcale nie było łatwe.

     Student został wypisany po kilku dniach do domu, ale nic nie było już takie samo. Czarnowłosy siedział na jednym z pomostów wraz z Natalié i w ciszy wpatrywali się przed siebie. Szatynka z trudem powstrzymywała dni i czekała cierpliwie na słowa Huntera. Odkąd tylko wyszedł ze szpitala nie odezwał się ani słowem na ten temat, co niszczyło ją coraz bardziej. Wsunęła swoje palce między te chłopaka i poczuła miejsce, w którym miał umieszczony jeszcze parę godzin temu wenflon.


   — Powiedz coś wreszcie — szepnęła, zaciskając dłonie na jego charakterystycznym czarno-czerwonym swetrze.

     Chłopak nadal będąc w stoickim spokoju, przyciągnął ją do siebie i pocałował Natalié w głowę. Długo myślał nad tym, co jej powiedzieć. Wiedział dokładnie, że szatynka była wymagająca względem dobrze dobranych słów.

      Czy to w trakcie badań, czy podczas rozmowy z lekarzami, czy w momentach odwiedzin jego rodziców on nie przestawał myśleć o swojej drobnej, pięknej dziewczynie, powoli przygotowując się do tej niechcianej rozmowy.

     — Chciałbym zostać przy tobie trochę dłużej — odparł z przepełnioną w głosie rozpaczą.

     Natalié już wiedziała.

     W mgnieniu oka zaczęła płakać i szlochać w jego sweterek. Hunter objął ją szczelnie i słuchał głośnego szlochu, smutku oraz kompletnego szoku jaki wywołała ta chwila. Nie potrafiła powstrzymać łez. Obiecywała sobie być silna ze wszelką cenę, lecz poległa. Myśl o utracie czarnowłosego przerażała ją.

     Kilka dni później Hunter ponownie poczuł się bardzo źle i znów został zabrany karetką do szpitala. Przerzutów raka nie można było powstrzymać i chłopak leżąc opadnięty z sił w szpitalnym łóżku czekał na śmierć.

     Tym razem wiedział, że już nie wyjdzie na świeże powietrze także pozwolił Natalié go odwiedzać. Dziewczyna była z nim praktycznie cały czas. Opuszczała szkołę, nie przychodziła na zajęcia, ponieważ obiecała, że będzie z nim do samego końca.

     — Co tam chudzielcu? — spytała, trzymając jego zasinioną dłoń od wielokrotnych wkłuć.

     Hunter delikatnie się zaśmiał i przekręcił głowę w jej kierunku, aby znów popatrzeć na twarz osoby, którą kochał bezgranicznie. Tlenowa tubka w jego nosie stała się nieodzownym elementem dla chłopaka dlatego Natalié przestała na nią zwracać uwagę. Tak samo na wysuszoną skórę, wory pod oczami oraz zapadające się policzki.

     Szatynka nie sypiała dobrze, swój czas spędzała w szpitalu. Czasem zostawała też na noc za zgodą swoich, jak i rodziców Huntera.

     — Wymyśliłem jak powiedzieć ci, że cię kocham — uśmiechnął się promiennie na miarę swych możliwości.

     — Pochwal się — posłała mu uśmiech, który kosztował ją zbyt wiele.

    — Z każdą chwilą czuję jak się zmieniam w ciebie¹.

    Do oczu Natalié napłynęły kolejne łzy. Była zarówno szczęśliwa, jak i zła na los.

    — Głupku... To za długie — powiedziała i otarła słone kropelki.

    Hunter czuł, że lada chwila będzie się musiał pożegnać z nią na zawsze dlatego też podjął się najtrudniejszych słów.

    — Pewnego dnia o mnie zapomnisz — wyznał, zwalniając swój uścisk dłoni.

    Nagle drzwi do pokoju się otworzyły. Rodzice Huntera weszli do sali, ale gdy ujrzeli dwójkę zakochanych dzieci uśmiechnęli się i wyszli, aby im nie przeszkadzać.

    Po krótkiej chwili Hunter kontynuował.

    — Ale tak musi być — odparł. — Nawet tego nie spostrzeżesz, a mnie już nie będzie w twoim życiu. Zastąpi moje miejsce ktoś inny. Ktoś kogo na nowo pokochasz — powiedział to z bólem serca żałując, że to nie mógł być on, lecz także nie chciał, aby Natalié długo rozpaczała nad jego stratą.

     — Co ty wygadujesz? — nie ukrywała swojej złości. Nie miała jednak siły na kłótnie, na uniesienie, choćby swojego tonu.

     — Żyj Natalié — powiedział, a wtedy dziewczyna zobaczyła jak wychudzony, czarnowłosy chłopak zaczął odpływać do krainy wiecznego snu. — Zawsze będę przy tobie.

     — Hunter...

     Puls chłopaka zaniknął. Urządzenia medyczne sprawdzające jego funkcję życiowe zaczęły zmienić swe odczyty.

     Chłopak umarł w towarzystwie najcenniejszej dla niego osoby, będąc wdzięczny, że w swoim krótkim życiu mógł poznać kogoś takiego jak Natalié.








***

¹ Słowa te pochodzą z piosenki, którą zamieściłam❤ Zachęcam do jej przesłuchania ❤

Co sądzicie o Hunterze? A także jego relacji z Natalié?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro