Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2- Szkoła

Znałam drogę do szkoły niemal na pamięć. Czemu miałabym nie znać?

Nie raz i nie dwa, wraz z bratem, chadzaliśmy dobrze znaną trasą, aby podziwiać budynek szkolny, niedawno odnowiony, gdzie uczyły się te dzieci, których rodzice mogli łożyć pieniądze na ich naukę.

Oboje marzyliśmy, że może kiedyś znajdziemy się w gronie "małych wybrańców" i zasiądziemy za szkolną ławą, poznamy tyle nowych rzeczy , że aż zakręci nam się w głowach!

Niestety, tylko ja doczekałam owej chwili. Pablito nie żył, mama z dnia na dzień zdobyła forsę na moją naukę, a tata pilnował, aby mała Maria nie narobiła jakiejś nie przewidzianej szkody w domu.

Co za dziwny dzień!

Przez całą drogę miałam irracjonalne wrażenie bycia obserwowaną. Rozejrzałam się wokół, przestraszona, dostrzegając mężczyznę o oliwkowej cerze. Tego samego, który śnił mi się poprzedniej nocy!

Uśmiechał się do mnie z daleka, pomachał ręką na pożegnanie i zniknął za rogiem sklepu pana Gomeza, piekarza.

Przestraszyłam się jeszcze bardziej, toteż zaczęłam biec, przekonana, że nieznajomy zaraz mnie zabije, strzelając prosto w serce i padnę martwa, bez dwóch zdań. Nie oglądając się za siebie, wpadłam na szkolne boisko, które zawsze nęciło dzieciaki z całej okolicy, aby grać na nim w "piłę". Jednakże nam dwojgu nigdy nie wystarczalo odwagi, by do nich dołączyć.

Zwolniłam, gdyż nie mogłam ryzykować, że się przewrócę i zniszczę prezent od mamy. Następnego na pewno nie dostanę, przecież mama mnie o tym ostrzegała!

Byłoby mi wstyd, gdybym musiała chodzić w podartym albo zniszczonym!

– Ty pewnie jesteś "ta nowa" – zaczepił mnie jakiś chłopak, nie widziałam go nigdy wcześniej.

Mama uczyła mnie, żebym pod żadnym pozorem, nigdy, nie rozmawiała z obcymi ludźmi. Nawet z dziećmi, bo "to nie wiadomo, co komu w głowie siedzi". Mimo tego odruchowo przytaknęłam. Nieznajomy miał na oko dziesięć lub dwanaście lat i wypisane na twarzy, że jest przyzwyczajony do wydawania poleceń oraz zadawania pytań.

Jeszcze dwa istotne fakty uderzyły mnie ze zdwojoną siłą, gdy tak szliśmy ramię w ramię - był ubrany całkiem zwyczajnie, choć z pewnością jego ciuchy kosztowały krocie, a poza tym wyglądał jak mężczyzna, który mnie dzisiaj obserwował w drodze do szkoły.

Ta sama oliwkowa cera, ciemne oczy i dumna sylwetka, jak u jakiegoś księcia z bajek, które niegdyś czytała mi mama, gdy byłam mała.

Jedynie grzywa starszego kolegi o barwie głębokiego brązu, nie miała ani jednego siwego włoska.

– Będziesz się trzymała mnie, to nikt ciebie nie będzie zaczepiał. Rozumiesz, mała? – powiedział do mnie chłopak, marszcząc groźnie swe ciemne i gęste brwi.

– Nie jestem mała...– zaprotestowałam, ale chłopak tylko na mnie spojrzał i prychnął lekceważąco, nie przestając maszerować.

– Nazywam się Americus – powiedziałam do niego nieśmiało. – Americus... Esposito.

– Przecież wszyscy tutaj o tym wiedzą – odparł chłopak, nieco bardziej przyjaźnie. – A ja jestem Olivier Juan Ramirez. Dla ciebie "Ollie", tylko masz tak do mnie nie mówić przy kimkolwiek. Pamiętaj, kto tobie pomaga. I jesteśmy na miejscu!

Pojęłam, że ma na myśli klasę, w której będę "łykała wiedzę". Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, pojawiła się przy nas zażywna nauczycielka o ujmującym uśmiechu i kazała mi wejść do sali lekcyjnej. Rzuciłam do Oliviera krótkie "cześć", mając nieodparte wrażenie, iż jeszcze wiele razy będę go spotykała na szkolnym korytarzu...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro