Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 16- Koniec i kropka

Dwa miesiące później poukładany świat Jamesa al - Rashida, runął niczym domek z kart. Nie mając pomysłu na nowe przeboje, zaczął masowo produkować buble. Widząc, co się dzieje z karierą syna, William po raz pierwszy zaczął się zastanawiać, czy rzeczywiście James był taki "czysty", jak o sobie mówił. Kazał mu zaprzeczyć, że przywłaszczył sobie owoce pracy siostry, ale syn tylko wzruszył ramionami i powiedział:
– Przecież chciałem dobrze, ojcze. Americus doczekała popularności swoich "miauczydeł" i to powinno jej wystarczyć.

Wówczas William pojął, iż syn potrzebuje pomocy specjalisty, a on  jako ojciec  niewiele wymyśli w tej sprawie, nie mając odpowiedniej wiedzy medycznej.

W tę noc, gdy James dostał szału i chciał popełnić samobójstwo, przerażony widmem ostracyzmu społecznego, William al - Rashid pojął, iż nie może dłużej czekać na poprawę stanu zdrowia psychicznego pierworodnego syna.

Umieścił go w prywatnej placówce opiekuńczej, przeznaczonej dla takich "nieszczęśników" jak James.

Nazajutrz wynajął prywatnego detektywa.

– Americus – Eduardo, mój mąż, nagi jak go Pan Bóg stworzył, wyciągnął się pod kołdrą. – Miałem dziś w nocy bardzo dziwny sen. Realistyczny, jak nigdy dotąd, Rico.
– Co ci się śniło? – zdziwiłam się, bo ja od dawna miewałam tylko "normalne" sny.

Moje usta całowały zachłannie prawy bark Eduarda. Mąż roześmiał się, przyjemnie rozluźniony.

– Pablito powiedział, żebym dbał o ciebie i o dzieci – westchnął duLac. – Że sny już nie wrócą, te dziwnie prawdziwe, bo on już spełnił swoje zadanie i nas połączył – Eduardo objął swymi zręcznymi dłońmi moje pośladki. – Mówił także, że wszystko wróci na właściwe tory i nie ma co się martwić, bo prawda ujrzy światło dzienne.

Wówczas sen i Pablito zniknęli niczym poranna mgła, a ja się obudziłem.

– Jak wyglądał Pablito? – zapytałam bez tchu, porażona przyjemnością płynącą z dotyku niezwykle sprawnych dłoni Eduarda.
– Był szczęśliwy i uśmiechał się i tak jakoś... Promieniował blaskiem – odparł duLac, przewracając mnie na plecy.
– Mógł odejść – domyśliłam się.
– Może tak...- przyznał mi rację Eduardo.

Eduardo jakoś poradził sobie ze skandalem, który wybuchnął w Nowym Orleanie po tym, jak światło dzienne ujrzała historia z jego żoną, nim i mną w roli głównej. Ludzie pogadali i przestali, w momencie, gdy tylko znaleźli sobie inny temat do rozmów.

Ja również przyjęłam problem "na klatę", Maria polubiła nowe otoczenie, a bliźnięta rosły jak na drożdżach.

–  Americus? – moja siostra zajrzała do mnie, gdy karmiłam dzieci. – Mamy gości.
– Już idę – odparłam. – Czy mogłabyś posiedzieć przez chwilę z Noelle i Eduardem?
– I tak się nudzę – stwierdziła, lekko uśmiechając się do mnie.

Ewidentnie coś przede mną ukrywała, lecz nie miałam czasu, aby głębiej się nad tym zastanowić. Poczłapałam do bawialni, gdzie spodziewałam się zastać przybyszów.
–  Mama? – wyjąkałam. – I obie dziewczyny?

Musiałam usiąść, żeby nie zemdleć.

– To ja – nie poznawałam mojej mamy w szczupłej, modnie ubranej, kobiecie.

Jej twarz... pokryta była sińcami w różnych kolorach - sinym, zielonym, żółtym, purpurowym... Za plecami mamy chowały się dwie dziewuszki - starsza miała "na oko" jakieś  dziesięć lat, młodsza - pięć lub sześć.

– Byłyście bardzo dzielne – zapewniłam całą trójkę. – W Point duLac jesteście już bezpieczne i nic wam nie grozi.

– Możemy zostać? – zapytała mnie po hiszpańsku młodsza z dziewczynek.

Potwierdziłam jeszcze raz, że nikt ich nie wypędzi z rezydencji, a mój mąż, Eduardo, nigdy na nikogo ręki nie podniósł. Natychmiast poleciłam podać mamie i dziewczynkom suty posiłek oraz napoje, a nastepnie przygotować dla nich kąpiel i pokoje gościnne. Przyszła Maria i powiedziała, że maluchy znów chcą jeść.

– Zaraz wrócę – zapewniłam swoich "gości", wiedząc, że zostawiam ich w dobrych rękach. – Nakarmię maleństwa, a gdy upewnię się, że najadły się i głęboko śpią, przyjdę z powrotem do was.

Starsza z dziewczynek przytuliła się do mnie kurczowo w milczeniu. Nad jedną z jej brwi dostrzegłam małą bliznę. A więc ten łajdak - Angelo Ramirez - bił także i własną córkę! A żeby go ziemia pochłonęła!

Dlaczego Ollie nie stanął po stronie dręczonej siostry? Może uznał, że skoro przyrodnia, to nic nie szkodzi?

Z czasem mama oraz Olivia i Julietta, bo takie imiona nosiły moje młodsze siostrzyczki, zadomowiły się w Point duLac, a nawet przestały lękliwie ogladać się przez ramię. Mimo "lepszych warunków", Olivia nie zaczęła mówić.

Zapytałam ją łagodnie, czy może chiałaby porozmawiać z panią psycholog, która pomoże jej odzyskać głos?

Młoda pokreciła przecząco głową - nie chciała, więc powiedziałam:

– Olivio, jak będzie ci źle, zawsze możesz przyjść do mnie i się przytulić albo posiedzieć ze mną, zgoda?

Uśmiechnęła się nieśmiało w odpowiedzi. Eduardo również martwił się o Olivię, nie mając kompletnie żadnego pomysłu, jak jej pomóc. W końcu uznał, że możemy "tylko" przy niej być i wspierać - traktować jak zwykłe dziecko w jej wieku. Nie wyróżniać, ale też nie karać pod byle pretekstem.

Mój mąż zapobiegliwie pomyślał o wynajęciu prawnika, aby ten legalnie przystopował Angela Ramireza. Ten "anioł z piekła rodem" dwoił się i troił, ale nie odzyskał żony ani dzieci - w świetle zeznań, złożonych przez mamę, dotyczących również jego przestępczej działalności w niektórych państwach Ameryki Południowej, był skończony. Podkulił ogon pod siebie i dobrowolnie zrezygnował z praw rodzicielskich do Olivii orazJulietty, mama zaś uzyskała rozwód.

– Gdybym nie dowiedziała się od Angela, gdy wychylił "kilka głębszych", że zabił Raula, aby dostać mnie, nadal tkwiłabym w Kolumbii – szlochała mama. – Nie wiem, jak mogłam nie zauważyć, że stara się udwać zupełnie kogoś innego niż jest, ale Angelo ...

Jedno dobre, że poszłaś do szkoły, córeczko – mama spojrzała na mnie przez łzy.

Przytuliłam mamę z całych sił i trwałyśmy tak bez słów, nawet prawnik, którego wynajął Eduardo, nie chciał nam przeszkadzać i dyskretnie się oddalił. W końcu obie "się wytuliłyśmy".

W Point duLac zjawił się "kolejny obcy człowiek".

– Czy my się znamy?- Eduardo popatrzył na przybysza z właściwą sobie rezerwą.
– Nie sądzę – obcy zachowywał się nienagannie i kulturalnie. – Nazywam się Graham Connors i jestem prywatnym detektywem...

Pokazał Eduardowi swą legitymację i licencję, ale mój mąż machnął niecierpliwie ręką.

– Kto i w jakim celu pana wynajął? – burknął niegrzecznie, bo kto jak to, ale szpiegowsko - wtrącających się w nie swoje sprawy, serdecznie nie cierpiał.
– Pan William al - Rashid chciał odnaleźć swoją córkę, aby wynagrodzić jej straty, które poniosła w związku z... działaniami jej brata, niezgodnymi zresztą z prawem, a wynikającymi z... hm, niezrównoważenia intelektualnego Jamesa al - Rashida – wyjaśnił Eduardowi detektyw, lecz przez cały czas zerkał na mnie.

Musiał zatem wiedzieć, kim jestem. Dobrze się przygotował do tej wizyty.
– Co ty na to, Americus? – mąż objął mnie opiekuńczo swym ramieniem.
– Nie wiem, czy kiedykolwiek wybaczę mojemu ojcu – w oczach zalśniły mi łzy, zupełnie zapomniałam o obecności detektywa. – Udawał świętego, a miał kuzyna - przestępcę, ich drogi przez pewien czas szły razem.

William al - Rashid b y ł moim ojcem, ale ja przestałam być jego córką z chwilą, gdy się mnie wyrzekł. Nawet nie zająknął się słowem, kim była moja biologiczna matka, teraz nie ma to dla mnie większego znaczenia! – powiedziałam do Eduarda, że idę do dzieci, a z panem detektywem nie będę rozmawiała.

– Słyszał pan, co powiedziała moja żona? – Eduardo uznał, iż należy zakończyć "rozmowę".

Detektyw pragnął dodać  coś jeszcze, ale duLac tylko na niego spojrzał spode łba. To wystarczyło, poszedł sobie jak niepyszny.

– Wszystko w porządku, Rico? – Eduardo popatrzył na mnie z troską. – Wprawdzie opowiadałaś mi o swoim ojcu, ale dzisiaj przekonałem się, że jego dwulicowość nie ma granic.

Nie odpowiedziałam, bo zwyczajnie nie byłam w stanie.
Tymczasem Pablito dotrzymał słowa - wydałam się za wymarzonego faceta, którego ja i który mnie kocha. Niezwykłe sny już nie wróciły, "kimałam" jak każdy zwykły człowiek. Ale jedno nie dawało mi spokoju od wielu lat - jak to się stało, że moja młodsza siostra przeżyła postrzał w skroń?

Skoro Pablito o niczym nie wspominał podczas "pożegnania", odpowiedź na to pytanie powinien znać tylko...  – z tą myślą zapadłam w sen.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro