Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1- Gdy zasypiam i śnię...

Pierwszy sen, który wydawał mi się niezwykle realistyczny, przyszedł do mnie pewnej ciepłej, letniej nocy, tuż po tragicznej śmierci Pablita. Mój brat zginął nieoczekiwanie w wieku zaledwie dwunastu lat. Ja miałam wówczas zaledwie sześć, ale chwila, w której trafiła go zabłąkana kula, wyryła mi się w pamięci na wieczność.

Pablito osunął się na ziemię, jak na stopklatce - w zwolnionym tempie - a moje szeroko otwarte z przerażenia oczy zarejestrowały z ukrycia, szkarłatny kwiat krwi zakwitający na piersi mojego ukochanego braciszka.

Zastygł na ziemi w dziwnej, wykręconej pozie, nie mogłam znieść widoku jego oczu, martwych i pełnych strachu, wpatrujących się w błękitne, pozbawione chmur, niebo.

W tejże chwili znienawidziłam Medellin bardziej niż jakiekolwiek inne miejsce naświecie. Kolumbia odebrała mi brata, czułam wielką rozpacz i ból, niemal dorównujący ranie, która zabiła Pabla. Skończyło się moje idealistyczne wyobrażenie dziecka o otaczającej go rzeczywistości i ludziach.

Sen, o którym opowiadam, odsłonił przede mną postać mężczyzny, zabójcy mojego brata. Którego to oblicza na jawie nie miałam szans zobaczyć, a co dopiero później rozpoznać...

Widziałam oliwkową cerę i smagłe rysy twarzy, ciemne oczy o migdałowatym kształcie i brązowe włosy, nieco przypruszone siwizną.

Zabójca miał sprężystą, dumnie wyprostowaną sylwetkę o barczystych, silnie umięśnionych ramionach.

Gdybym tylko znała jego imię, facet posmakowałby ołowiu, przemknęło mi przez myśl wtedy, podczas snu.

Senna wizja zafalowała niczym pustynny miraż i zniknęła, a ja przebudziłam się, dygocąc ze strachu.

Czy mnie również jest pisana śmierć, jak Pablitowi? Czy zły człowiek z mojego snu , przyjdzie do naszej nędznej chatki i wszystkich powystrzela jak kaczki - mamę, tatę, malutką siostrzyczkę i mnie na samym końcu?

Długo nie mogłam się uspokoić, płacząc w poduszkę.

Zza cienkiej ściany do moich uszu dobiegł płacz mojej maleńkiej siostry, Marii, westchnienie taty i jego prośba, skierowana do mamy błagalnym tonem głosu

"Na litość boską! Może zaśpiewaj małej kołysankę?". Miał na myśli oczywiście, młodą, a nie mnie. Ja już byłam duża i od dawna nie potrzebowałam żadnego usypiania kołysankami.

To właśnie tamtej nocy postanowiłam zrobić wszystko, co w mojej mocy, gdy dorosnę, by zabójca mojego brata cierpiał tak samo, a może jeszcze bardziej, niż Pablo w chwili śmierci. Wiedziałam również, że "ten czas" przyjdzie jak złodziej i nie będę znała dnia ani godziny.

Może objawi się znacznie później niż bym tego chciała, ale będzie mi on dany. Choćbym miała skonać!

Nikomu nie opowiadałam o moim śnie ani o danym sobie postanowieniu. W Medellin byłoby to równe samobójstwu. Nawet ja zdawałam sobie sprawę, że TUTAJ można być jedynie jednym z dwóch kategorii ludzi. Martwym odważnym albo rozważnie milczącym.

W Medellin rządzą narcos i dopóki jestem mała, niczego nie zdziałam.

Sen, tym razem bez żadnych niepokojących wizji, przyszedł dopiero nad ranem. Zmęczona rozważaniami, spałabym pewnie do południa, ale obudziło mnie pacnięcie w ramię i krótkie "Wstawaj!".

Niechętnie otworzyłam oczy. Przy moim mizernym posłaniu stała mama z bardzo zagadkową miną.

– Od dzisiaj będziesz chodziła do szkoły – powiedziała, uśmiechając się ciepło do mnie.

Ja jednak byłam bystrą obserwatorką, życie w Medellin wymagało od każdego - bez względu na wiek - by był czujny i nie ufał nikomu ani nie czekał na mannę z nieba. Cuda się nie zdarzają!

– Do szkoły? – wygramoliłam się z łóżka, mimo woli radosna i podekscytowana nęcącą perspektywą edukacji. – Ale ja nie mam... My nie mamy pieniążków! – momentalnie posmutniałam.

W jednej chwili uświadomiłam sobie bolesną prawdę, jak to jest być biednym w Kolumbii, gdzie szaleją kartele i ich bossowie.

Bardzo chciałam umieć czytać i pisać, ale nawet nauka w państwowej placówce eduakcyjnej, była zdecydowanie nie na naszą kieszeń.

– Mamy, więc nie marudź. Umyj dokładnie twarz, ręce i nogi, a potem załóż czyste ubrania!

O resztę się nie martw, maleńka, tylko nie przynieś mi wstydu – w głosie mamy pojawiła się stanowczość, która sprawiała, że wolałam nie wdawać się z nią w niepotrzebne dyskusje, aby przypadkiem nie zmieniła zdania.

Starannie umyłam się w wielkiej miednicy z zimną wodą, ubrałam czyste ubrania, aby mama i padre byli ze mnie dumni!

Postanowiłam także, iż będę się pilnie uczyć, bo nabyta przeze mnie wiedza i wrodzona inteligencja oraz spryt, pozwolą mi w przyszłości dopaść człowieka o oliwkowej cerze.

– A Maria też pójdzie do szkoły, gdy będzie tak duża jak ja? – zapytałam mamę.

– Nie czas o tym myśleć – odpowiedziała mi cicho, dziwnie zmienionym głosem, na który nie zwróciłam wówczas żadnej większej uwagi.

Może przejęła się moim pierwszym dniem w szkole?

Dostałam nową bluzkę, pończoszki, lekki sweterek, buciki! A nawet tornister z przyborami szkolnymi i podręcznikami! Moje dziecięce serduszko biło mocno i radośnie.

– Dziękuję, mamo – szepnęłam do mamusi z wdzięcznością za takie wspaniałości, które stały się moją własnością.

Za podarunek, który jak się miało później okazać, początkiem mojej historii, obfitującej w różne wydarzenia, z powodzeniem nadające się na kanwę telenoweli brazylijskiej. O czym jeszcze nie mogłam, oczywiście, wiedzieć.

– Nikomu nie mów o Pablito ani o prezencie, który dziś otrzymałaś, moja Americus i – nie dokończyła, wypychając mnie za drzwi.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro