Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5. To Chyba Będzie Najlepsze Wyjście.

Od jakiś dwudziestu minut wszyscy czekaliśmy w salonie na Cathy. Chwilę po tym, jak przyjechałam tu z Billem i Rose dostałam od niej telefon, że ma nam coś bardzo ważnego do powiedzenia. Po jej głosie wyczułam, że jest szczęśliwa, co trochę mnie dziwiło, bo po tym co stało się wczoraj, ciężko dziś mówić o jakimkolwiek szczęściu.

Próbowałam dowiedzieć się o co chodzi, ale nie chciała gadać o tym przez telefon. Nie lubiłam czekać, więc każda minuta mi się dłużyła, a w głowie miałam coraz więcej czarnych scenariuszy. Nie wiem czemu czarnych, po prostu po tym co się stało nie potrafiłam myśleć inaczej.

– Jestem. – powiedziała z uśmiechem dziewczyna wchodząc do naszego chwilowego domu.

Od razu spojrzałam jej w oczy, a chwilę później byłam już pewna, że stało się coś dobrego. Znałam ją na tyle dobrze, że wystarczyło mi jedno spojrzenie, żeby wiedzieć czy jest dobrze, czy źle. Teraz było dobrze, a ja byłam coraz bardziej ciekawa co takiego się stało.

– Mów o co chodzi, bo każdy jest ciekawy. – odezwała się Clara odrywając wzrok od telefonu.

– Pewnie jesteś w ciąży, a Roy jest tatusiem. – rzucił Will, a Cathy od razu po jego słowach złapała się za głowę.

Spodziewałam się czegoś takiego. Will zawsze musiał żartować. Nawet w najmniej odpowiednich momentach.

– Mówiłem ci już, że jesteś popierdolony? – zapytał ze zrezygnowaniem Roy patrząc na blondyna.

– Tak, wiele razy. – odpowiedział chłopak uśmiechając się pod nosem.

– Wracając. – zaczęła Cathy kierując się w naszą stronę. – Chciałam normalnie porozmawiać z rodzicami, ale oni od razu zaczęli się awanturować i wytykać mi wszystkie błędy. Wkurwiłam się i odwdzięczyłam się tym samym. Po jakiejś godzinie kłótni powiedzieli mi, że nie chcą mnie już nigdy widzieć i, że już nie mają córki. – dodała dziewczyna siadając obok Roya.

Cały czas myślałam, że serio stało się coś dobrego, a ona wyjeżdża z takim czymś. Nie twierdzę, że to jest złe, ale na pewno nie jest dobre. Wiem, że rodzice potraktowali mnie tak samo i też się ucieszyłam. Sądziłam, że rodzice Cathy są bardziej ogarnięci i nie będą chcieli usunąć jej ze swojego życia, ale jak widać po raz kolejny się myliłam.

– Nasi rodzice chcieli wywieźć nas do Nowego Jorku, a gdy zaczęliśmy się kłócić, to też nam powiedzieli, że nie mają już dzieci. – powiedziała Rose obejmując Wendy.

– Wiecie co to oznacza? – zapytała szatynka uśmiechając się.

– To, że z wami zamieszkamy. – odpowiedziała szybko moja siostra również się uśmiechając.

– Gadałem z Paulem, jak was nie było. – zaczął Roy wstając ze swojego miejsca. – Jesteśmy na tyle bezpieczni, że możemy już wrócić do naszego domu. Na tych komputerach, które wczoraj zabraliśmy, jak uwolniliśmy Luke'a było dużo przydatnych informacji. Poza tym mamy jeszcze coś, dzięki czemu cały czas będziemy krok przed skurwielami. Oczywiście, będziemy mieli ochronę, ale już nic nam nie grozi. Krótko mówiąc bierzemy swoje rzeczy i wracamy do domu.

– W końcu jakieś dobre wieści. – mruknęła Rose wtulając się w Wendy.

– A Dylan do kogoś się odzywał? – zapytała Cathy, a wszyscy od razu spojrzeli na Clare.

– Czemu patrzycie na mnie? – zapytała ze zdziwieniem dziewczyna.

– No z nas wszystkich jesteś najbliżej niego, więc powinnaś wiedzieć. – odpowiedziała moja przyjaciółka poruszając sugestywnie brwiami.

To prawda, odkąd Dylan dołączył do naszej paczki od razu złapał dobry kontakt z Clarą. Z innymi też, ale z Clarą od początku był bliżej niż z resztą. Po jakimś czasie stworzyliśmy nawet ship z ich imion. Szczerze mówiąc pasują do siebie i pewnie to tylko kwestia czasu aż któreś z nich zrobi pierwszy krok.

– Macie racje, jestem z nim blisko, ale nie wyobrażajcie sobie za dużo. Ja nie wiem czy po tym wszystkim chce się z nim wiązać. Boję się, że go skrzywdzę, a tego bym sobie nie wybaczyła.

– Clara, ale my tylko zapytaliśmy czy się odzywał. – rzucił po chwili Will.

Przez dłuższą chwilę między nami była cisza. Żadne z nas nie wiedziało co ma powiedzieć. Wiedzieliśmy, że oni na siebie lecą, ale nigdy nam o tym nie mówili tak otwarcie, jak Clara teraz.

– Ja pierdole. – zaczęła dziewczyna, bo chyba dopiero teraz do niej dochodziło to co powiedziała przed chwilą. – Nie będę się tłumaczyć, bo to i tak nic nie da. Dylan podoba mi się odkąd go poznałam, ale nie wiem czy jestem gotowa na związek. Całe moje życie to ciągłe cierpienie i teraz po prostu ciężko mi uwierzyć, że mogłabym być szczęśliwa. – dodała spuszczając głowę.

Doskonale ją rozumiałam. Sama nie wiem czy potrafiłabym uwierzyć w szczęście gdybym przeszła, to co ona.

– Kurwa ała! – usłyszałam za sobą znajomy głos i jak wszyscy w pomieszczeniu podskoczyłam ze strachu.

– Ja pierdole nie strasz. – powiedziałam, gdy się obróciłam i zobaczyłam Dylana.

– Czemu macie miny, jakby stało się coś złego? – zapytał z zaniepokojeniem chłopak, patrząc na każdego po kolei. – Clara co się stało? – zapytał po raz kolejny, gdy zobaczył, że dziewczyna ociera łzy.

– Babskie sprawy, ogarniemy to i wrócimy do was. – odpowiedziała szybko Wendy, a następnie wzięła Clare za rękę i poszły do najbliższego pokoju.

– Na pewno nic jej się nie stało? – zapytał Dylan podchodząc bliżej mnie.

– Serio to babskie sprawy, więc spokojnie. – odpowiedziałam próbując brzmieć wiarygodnie.

– Okej, ale jakby coś się działo, to macie mi od razu mówić.

– Jasne, a teraz ty mów, jak tam z rodzicami.

– Szczerze mówiąc nie wiem. – zaczął chłopak patrząc się w pusty punkt przed sobą. – Mam wrażenie, że się mnie boją, poza tym unikają jakiegokolwiek kontaktu ze mną. Od razu, gdy wróciłem do domu chciałem z nimi pogadać, ale co chwilę mówili, że są zajęci, że muszą zrobić to i tamto no i nie pogadałem z nimi. Jedyne co wiem to, to, że strasznie się na mnie zawiedli. Widziałem to w ich oczach i uwierzcie mi, że nie przesadzam. Nie wiem co mam dalej robić.

– To nasza wina. My cię w to...

– Nawet tak nie mów. Gdybyś wtedy do mnie nie podeszła, to pewnie dalej by mnie męczyli, a ja nic bym z tym nie robił. Nic co się teraz dzieje nie jest waszą winą. Może musi minąć trochę czasu, żeby rodzice wszystko sobie przemyśleli. Nie będę na nich naciskał. Jeśli będą chcieli pogadać, to mi powiedzą.

– Zaraz wracamy do naszego domu. Jeśli nie chcesz teraz być z rodzicami, to możesz zamieszkać z nami. Napiszesz im, że będziesz przez jakiś czas u znajomych, a jak zdecydują się na rozmowę to porozmawiacie i wtedy pomyślisz co dalej. – powiedział Will patrząc Dylanowi prosto w oczy.

– To chyba będzie najlepsze wyjście. – rzucił chłopak po chwili zastanowienia.

Posiedzieliśmy jeszcze kilka minut, bo nie chcieliśmy jechać bez Wendy i Clary. Gdy dziewczyny do nas wróciły, zabraliśmy najpotrzebniejsze rzeczy, a następnie z eskortą ochrony wszyscy poza moim bratem pojechaliśmy do domu, w którym od dzisiaj mieszkałam też ja, Rose, Cathy i Dylan. Bill wolał zostać w fabryce, bo stwierdził, że i tak większość czasu spędza z ludźmi Paul'a pracując i, gdyby miał co chwilę tu jeździć, to by zwariował.

Gdy dojechaliśmy na miejsce szybko wnieśliśmy wszystkie rzeczy do środka, a następnie usiedliśmy w salonie na kanapach, na których jeszcze jakiś czas temu siadali też Neil, James i Danny. Wiedzieliśmy, że gdy tu wrócimy nie będziemy mogli przestać myśleć, o tym co się stało, ale nie mogliśmy nic na to poradzić.

Siedzieliśmy w całkowitej ciszy przez cały czas. Nie wiem ile go minęło, ale w końcu zaczęło się ściemniać. Każdy z nas milczał. Wszyscy byliśmy tu tylko ciałami, a umysły znajdowały się w innych miejscach. Nawet nie wiem, w którym momencie zaczęłam odpływać i zasnęłam.

~~~

Kocham i do następnego

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro