Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział II

Po tylu latach, zawsze, wciąż wyuczonym gestem szukał czegoś. Wyciągał dłoń, aby przyciągnąć do siebie znajome kobiece ciało i po prostu przytulić. Lecz od wielu lat, zawsze natrafiał na pustą część łóżka. Zimną, na której od wielu lat nikogo nie było. Otwierał wtedy oczy, wpatrując się w nienaruszoną pościel. Zawiedziony, zmęczony tym ciągłym czekaniem, leżał tam wierząc, że pewnego dnia ona znowu się tam pojawi. Przewracał się wtedy na drugi bok, aby nie patrzeć, bo przypomniał sobie te wszystkie chwile. Jej słodki uśmiech, determinację, karcące spojrzenia i żarty, które tylko oni rozumieli. To wciąż bolało. Jednak wstawał. Zawsze. Bo musiał nadal żyć. Choć tego nie czuł. Jakaś jego część duszy zginęła razem z nią. On już tylko funkcjonował, ale już nie żył.

Jednak zmuszał się, aby wstać.  Ubierał się. Jadł śniadanie. W ciszy, która nieco koiła ten ból. Ból, który rozrywał go od środka. Na nowo, każdego dnia. Bez żadnego słowa wychodził z mieszkania.

 Jednak dzisiaj został dłużej w łóżku, wiedząc, że dzisiaj, nie musi iść do T.A.R.C.Z.Y, gdyż został wczoraj powiadomiony, żeby nie przychodził. Normalnie zainteresował się tym, zaczął drążyć i pytać, dlaczego i po co. Jednak Bucky nie miał siły. Dlatego zostałby zapewne cały dzień w mieszkaniu oglądając jakieś głupie seriale dla nastolatków, lecz dostrzegł pewien szczegół, który sprawił, że podniósł się z łóżka jak oparzony. Nie myło go tam. Panicznym ruchem zaczął przeszukiwać szafkę nocną w poszukiwaniu małego czarnego pudełeczka.

Brunet nagle zaprzestał swoich ruchów, przypominając sobie sytuację z wczoraj. Stark wpadł na niego, przez co wszystkie jego rzeczy wypadły mu z rąk. Pomógł mu wtedy wstać, lecz Barnes teraz wiedział, że wtedy musiał mu je zabrać z kieszeni kurtki. Podstępny dupek. Bucky zagryzł zęby, wstając szybko z kolan. Zapewne Rogers musiał mu o nim powiedzieć. 

Mężczyzna w mgnieniu oka założył spodnie i niedbale założył koszulkę w raz z bluzą. Nie pamiętał kiedy był tak ostatnio wściekły. Ta rzecz była ostaniom, jaka mu po niej została. Jedyną.

Bucky wypadł z mieszkania, w biegu zakładając buty, wcześniej zabierając z szafki nocnej pistolet. Szybko zamknął drzwi, zeskakując po dwa stopnie. Zrobi mu tak taki rozpierdol, że Stark zapamięta, żeby z nim nie zadzierać.


Jego przekonania, że Tony coś knuje, był potwierdzał fakt, że w budynku nikogo nie było. Świecił on pustkami, jednak nawet to nie uśpiło jego czujności. Barnes zaczął wchodzić po schodach, starając się ostudzić swój gniew. Zacisnął dłonie w pięści, słysząc jak kości w dłoniach mu strzelają. Nagle cała wieża się zatrzęsła, a z samej góry dobiegł go głośny trzask. Mężczyzna zaczął wbiegać po dwa stopnie. Trzęsąc się z nerwów. Wiedział, że jego przypuszczenia są słuszne, ponieważ Tony już kilka razy starał się wyciągnąć od niego czarne pudełko wraz z jego zawartością. Nieprzekonany Bucky, jednak za każdym razem odpowiadał stanowczym, nie. Zaraz potem znalazł się na samej górze. Kopniakiem otworzył drzwi, a wszystkie pary oczy zwróciły się w jego kierunku.  

- Stark! - ryknął Bucky, zauważając go jak wciska coś na klawiaturze monitora.

- To nie jest najlepszy moment - powiedział, obserwując jak wielka maszyna, która przypomniała wielki metalowy okrąg, zaczyna się uruchamiać.

- Nie powinno Cię tu być - Steve spróbował się go wypchać z pomieszczenia, lecz brunet w mgnieniu oka go znokautował.

- Odejdę, jak oddacie to co moje - warknął, powalając go na brzuch, wyginając jego ramię pod nienaturalnym kątem, przez co blondyn stęknął z bólu.

- Udało się - powiedział Tony, nie zważając nawet na wściekłego Buckego, którego starała się zatrzymać Natasha wraz z Clintem.  

- Wszystko Ci wyjaśnimy - powiedziała kobieta, na co brunet jedynie pokręcił głową.

- Teraz to za późno - warknął, obezwładniając ją.

Kiedy już niemal udało mu się dostać do Tonego, obok którego w szklanym słoju podpiętym do jego urządzenia w dziwnej mazi znajdował się mały srebrny pierścionek, usłyszał czyjś głośny krzyk.

Cały się spiął, patrząc na sylwetkę kobiety, która zaczęła się pojawiać w obręczy.

- Ewelyn - szepnął, dostrzegając zarys jej twarzy, w momencie kiedy całe te ustrojstwo po prostu wybuchło.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro