Prolog
- Cholera - jęknęła cicho młoda kobieta, zginając się z bólu. Płuca piekły ją żywym ogniem, przez co z trudem zaczerpnęła łapczywie powietrza. Poprzez wielki wysiłek, podniosła głowę do góry, spoglądając zamglonym wzrokiem na ciemny zaułek, w którym się znajdowała.
W głowie jej dzwoniło, całe ciało miała odrętwiałe, w dodatku prawie nic nie pamiętała. Zakaszlała, czując metaliczny posmak na ustach. Tak naprawdę to ona prawie nic nie pamiętała. Przejechała opuszkami palców po ustach. To była krew. Sapnęła zaskoczona, gdy na brzuchu dostrzegła wielką ranę. Kobieta pokręciła głową, biorąc uspakajający oddech. Dźwignęła się z trudem, aby podeprzeć się wilgotnej ściany, obskurnej kamienicy.
- Jeszcze tego brakowało - powiedziała sama do siebie, gdy spostrzegła, że jej broń zaginęła wraz z czarnym plecakiem, w którym miała coś ważnego. Problem polegał na tym, że nie mogła sobie przypomnieć co to właściwie było.
Brunetka przymknęła oczy, próbując przypomnieć sobie jak się tutaj znalazła. Pustka. Zrezygnowana spojrzała w kierunku ulicy, wtórej znajdowało się wiele ludzi. Bardzo dużo ludzi. Poprzez impuls, wyprostowała się nagle. Pożałowała tego jednak, gdy widocznie zwichnięta noga dała o sobie znać. Zagryzła zęby, ściskając drżącą rękę na przesiąkniętej krwią koszuli. Z mordem w oczach, kuśtykając na lewą nogę, wyszła na ruchomą ulicę zmierzając w kierunku, który zapewne zaraz obmyśli. Przerażone, a zarazem ciekawskie spojrzenia ludzi podsiniły adrenalinę w jej żyłach, która z powrotem zaczęła płynąć. Co niektórzy wyjmowali telefony robiąc jej zdjęcia lub nagrywając jak się męczy. Nikt jak na razie nie pomyślał, aby jej pomóc.
Przeszła przez ulice, zauważając park po drugiej stronie ulicy. Nie zważając na trąbiących kierowców, przeszła powoli przez ruchomą jezdnię, słysząc wyzwiska rzucane w jej kierunku.
- Śmierć byłaby za łatwa - szepnęła do siebie, stając na chodniku. Rozejrzała się po ulicy, czując się obserwowana.
- Pomóc Pani jakoś? - zapytał mężczyzna, najwyraźniej policjant, sądząc po mundurze. Mężczyzna był młody, pewnie nowy.
Czuła, że zaciska nerwowo dłoń na spluwie. Był bardzo łatwym celem. Za łatwym. Warknęła ostrzegawczo, czując jak mężczyzna podchodzi do niej od tyłu coraz bliżej.
- Tak. - odwróciła się w jego kierunku. Policjant otworzył szerzej oczy, zauważając, że była praktycznie cała w krwi. - Mógłby Pan podać dzisiejszą datę? Dokładną, jeśli mogę prosić... - zmusiła się na uśmiech, który przeraził policjanta.
- 27 czerwca... - powiedział drżącym głosem, powoli wyciągając pistolet. Brunetka to dostrzegła, wzdychając zdenerwowana pod nosem. Jednym ruchem głowy kobieta sprawiła, że jego całe ciało zatrzymało się w ruchu. Oczywiście oprócz głowy, informacje były jej jeszcze potrzebne. Otworzył szeroko oczy, w których brunetka mogła dostrzec strach. Niedaleko nich rozległ się potężny wybuch, przez który straciła nad nim panowanie.
Przerażony policjant dwukrotnie postrzelił ją w lewą nogę, przez co zakręciło się w jej głowie. Straciła czucie w nogach, przez co przewróciła się tracąc przytomność.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro