Transfuzja
Ostatkami sił dobiegł do szpitala. Wszedł ciężko do środka słaniając się na nogach.
- Szybko! Jest ciężko ranny!- krzyknął w stronę najbliższej pielęgniarki.
Kobieta zobaczyła dwóch członków ANBU. Jeden słaniający się na nogach z pancerzem całym we krwi a drugi kompletnie nieprzytomny na jego plecach. Szybko skontaktowała się z kim potrzeba w tej sprawie i podbiegła do nich. Iruka czuł, że siły go kompletnie opuszczają. Obraz się zaczął rozmazywać. Serce biło mu z coraz większym trudem. Ledwo poczuł, że upada na kolana. Głos pielęgniarki słyszał jak spod wody. Ktoś go szarpał. Poczuł jak grzejący go w plecy ciężar został mu odebrany.
- Ciężka rana... szwy na nodze i boku...- poinformował automatycznie.
- A co z tobą? Gdzie jesteś ranny?- pytał głos spod wody.
- Nie wiem. Toksyna. Za dużo...- urwał tracąc resztki przytomności.
Lekarz krzyknął na czekających sanitariuszy. Podbiegli. Położyli kompletnie nieprzytomnego na nosze i pobiegli na specjalny oddział dla członków formacji. Lekarz pobiegł do izby łączności i połączył się z kapitanem.
- Kapitanie. Właśnie dotarło do nas dwóch członków ANBU. Jeden z nich to Hatake Kakashi. Nim się już właśnie zajęliśmy. Drugiego nie znamy. Proszę o dane osobowe. Potrzebna będzie natychmiastowa transfuzja krwi a nie wiemy jaką ma grupę.
- Umino Iruka.- westchnął ciężko Tenzou.- Co się tam do licha stało?
- Ten, Umino?- zapytał zdumiony.- On nie jest czasem nauczycielem w akademii?
- To w niczym nie przeszkadza. Kiedy będę mógł porozmawiać z którymś z nich?- odpowiedział wymijająco Tenzou.
- Ciężko powiedzieć. Stan obu jest bardzo poważny. Najszybciej za trzy, cztery dni. Chyba Hatake-san pierwszy będzie na tyle przytomny, by powiedzieć coś sensownego. Umino-san będziemy musieli wprowadzić w śpiączkę, by toksyny nie spowodowały jeszcze większych zniszczeń w jego ciele. Tydzień bez mała nie będzie z nim kontaktu.
- Rozumiem. W takim razie odwiedzę ich za 3 dni.- powiedział i rozłączył się.
Lekarz szybko odnalazł kartę Iruki sprawdził grupę krwi. zamówił parę jednostek i pospieszył na oddział. Przy pomocy pielęgniarki wprowadził Irukę w stan śpiączki farmakologicznej. Podłączyli go do monitora i podali tlen. Czekali na krew. Liczyła się każda minuta.
Kiedy lekarz dostał odpowiednią jej ilość szybko przewiózł uśpionego pacjenta do sali transfuzyjnej, gdzie od razu podjęli ryzykowny proces przetoczenia mu krwi w celu pozbycia się jak największej ilości toksyn.
Mijała właśnie trzecia godzina mozolnego procesu, gdzie właśnie spuszczono mu ostatnie pół litra zakażonej krwi, która zaczynała mieć właściwy kolor, kiedy stan pacjenta gwałtownie się pogorszył. Nieprzytomny zakrztusił się krwią. Wszystkie odczyty nagle spadły poniżej dopuszczalnego poziomu. Klatka piersiowa do tej pory poruszana ciężkim oddechem zamarła w bezruchu. Na monitorze pojawiła się ciągła, przeraźliwie piszcząca linia.
- Cholera! Zatrzymał się! Reanimujemy!- krzyknął lekarz prowadzący i pogonił pozostałych.
Zabrali się na próby reanimacji. Byli przy tym zawzięci i wytrwali. Świeża krew wciąż spływała przez dren. Nie mieli czasu, by się tym przejmować, jak również i tym, że powinni podać mu kolejną dawkę leków, które utrzymywały go w stanie śpiączki farmakologicznej.
Już mieli się poddać, po walce, która zdawała się być beznadziejną, kiedy nieprzytomny nagle zachłysnął się powietrzem i otworzył oczy. Serce jakby samo z siebie ruszyło. Oddech był przyspieszony jakby chciał nadrobić stracony czas i liczbę oddechów.
- Co do...- lekarz był szczerze zdumiony tym niemal samoistnym powrotem do życia.
- On... nie powinien się obudzić! Jest na lekowej!- zakrzyknął inny.
- Spójrzcie na jego oczy.- zwróciła ich uwagę lekko przestraszona pielęgniarka.
Wszyscy odwrócili się i wpatrywali w twarz tracącego świadomość. Jego oczy były całkowicie przekrwione jak pod wpływem zbyt wysokiego ciśnienia wewnątrz, popękały mu naczynia krwionośne zalewając białka krwią. Jednak nie to było najdziwniejsze.
Jedna tęczówka miała naturalny dla niego kolor, jednak druga... zmieniła barwę na granatową.
Iruka potoczył po nich gasnącym wzrokiem. Poruszył ustami jakby chciał coś powiedzieć, ale nie wydobył z siebie żadnego dźwięku. Zemdlał, a parametry znów gwałtownie spadły, zatrzymując się w dolnej granicy. Wyglądał jakby umarł. Monitor zapiszczał ostrzegawczo.
- Traci oddech! Szybko! Tlen!- krzyknął jeden z lekarzy przytomniejąc.
Nie mogą go przecież stracić po raz drugi. Zakrzątnęli się i podłączyli go do maszyny, która przejęła funkcję oddychania.
- Ustabilizujmy go i zabierzmy na OIOM. Wykonamy tam dodatkowe badania, ale już teraz z tego, co widzę to wpadł nam w śpiączkę. Bez leków. Musiały zostać wypłukane wraz z toksynami przy transfuzji.
- Tak. To chyba najlepsze rozwiązanie. I musimy go obserwować całą dobę. Oby się obudził.
Lekarze szybko przystąpili do farmakologicznego stabilizowania odczytów. Umysł nie przeszkadzał im w tym, ale i nie pomagał. Zupełnie jakby dusza bruneta była gdzieś indziej, a im została pusta skorupa do posklejania. Zapowiadała się długa i ciężka walka.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro