Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Sen Hakate



Spał nie śniąc niczego. Nagle wśród ciemności zobaczył maleńkie, ale bardzo jasne światełko. Zdumiony zaczął mu się przyglądać. Po chwili dotarło do niego, że to....
świetlik. Mały, denerwujący robaczek, których pełno wieczorami o ciepłej porze roku. 

Machnął ręką i przegonił go. Świetlik drżał jeszcze chwilę w pobliżu, ale po chwili zniknął w ciemnościach. Rozejrzał się wokół i zobaczył, że w oddali błyska się. Jednak nie był w swoim ogrodzie. Wokół nie było nic poza ciemnością i dalekimi rozbłyskami. Kiedy nastąpił kolejny, jakby bliższy błysk zauważył, że właśnie w tamtą stronę powinien się udać. Było tam coś, co wyglądało jak ognisko i chyba ktoś przy nim siedział.

Nie mając większego wyboru ruszył w tamtą stronę. Nagle uderzyła go myśl, że umarł, a to są zaświaty. Mówili, że tam jest ciemno i zimno i nie ma nic, prócz dusz, które czegoś za życia nie zrobiły i zostały uwięzione w ciemności bez możliwości podróży. 

Wreszcie udało mu się dotrzeć bliżej światła, które okazało się być małym ogniskiem. Przy nim siedział przystojny mężczyzna w sile wieku, o oczach czarnych jak otaczająca ich ciemność i włosach znajomo jasnych. Jednak nie znał go. Wiedział, że to nie Sakumo, choć było w nim wiele podobieństw, chociażby sposób ubioru. 

- Witaj nieznajomy. Pytanie do Ciebie mam. Czy zdołam jeszcze wrócić....

Ten spojrzał na niego i wskazał mu pieniek po przeciwnej stronie ognia tak rozkazującym gestem, że Kakashi klapnął jak stał i tylko patrzył na niego. 

Mężczyzna wrócił do grzebania w ogniu kawałkiem jakiegoś drewna. Wokół panowała cisza tak cicha, że aż ogłuszająca.

- Zupełnie taka cisza jak przed gwałtowną burzą, co zwykle zrywa dachy z domów. Tyle, że tu nie ma domów. Czym więc są te błyski na horyzoncie?- zastanawiał się wpatrując w milczeniu w ogień.

Podniósł wzrok na mężczyznę. Miał wrażenie, że siedzą tu już dobrą dekadę. Patrzył na niego i rodziło się w nim kolejne  pytanie:

- Czy to ja za kilka lat? Czy tak bym wyglądał gdybym żył?

Nieznajomy spojrzał na niego pustym wzrokiem, ale nie powiedział ani słowa. 

- Hej, nieznajomy. Nawet nie wiem jak na imię masz. Skoro już tu razem siedzimy, to może się zapoznamy? Przyjemniej się będzie tak siedziało i czekało na.... cokolwiek. Nazywam się Hatake Kakashi, a ty?- powiedział wcale nie licząc na odpowiedź czy jakikolwiek dźwięk.

- Znam wszystkich Hatake. Ty tylko swego ojca. Nie obchodzili Cię, więc drogi do poznania zasypał czas. Na twym pustkowiu mieszka śmierć.- odezwał się twardym, lekko znudzonym tonem głosu i kijem, który jeszcze przed sekundą był w ognisku stuknął go w serce. 

- To tylko mój chory sen? Kim ty jesteś?

- Hatake Shizunaka. Najpotężniejszy z klanu. Tak szybko chory? Dopiero będzie.- powiedział uśmiechając się w ten niepokojący sposób. 

- Co chcesz przez to powiedzieć? Nie ważne.  Muszę wracać!

- A masz do czego? - zapytał kpiąco

- Oczywiście!

- Twoje psy sobie bez ciebie poradzą. Wszyscy pozostali również. Szkoda go, bo był dobry, ale ninja czasem giną, prawda? 

- On na mnie czeka! Kocham go a on mnie!

- Wciąż to robisz.- westchnął zrezygnowany

- Co ty możesz wiedzieć? Jesteś martwy od pokoleń! O ile w ogóle jesteś....

W tym momencie Kakashi usłyszał brzęk tłuczonych szyb, a zaraz potem walących się ścian. Wszystko wokół zdawało się trząść jak podczas trzęsienia ziemi. Ognisko zniknęło, a nad nimi rozpętała się gwałtowna burza z piorunami, ale nie spadła ani jedna kropla deszczu. 

- Kłamałeś więcej niż kiedykolwiek przyznasz nawet przed sobą samym. Wciąż to robisz. W twoich żyłach płynie krew zimniejsza niż stal, którą mordowałeś. 

- Nie zgrywaj świętoszka! Też to robiłeś!- zaatakował pewny swego. 

I  w tym momencie podłoże pod nim zniknęło, a on runął w dół. Leciał tak, a wokół pojawiały się twarze wszystkich, których zabił, rozczarował, skrzywdził czy porzucił. Twarze wrogów, przyjaciół, uczniów i ukochanego. We wszystkich widział tylko ból i gniew. Żadna z nich nie przejawiała ani odrobiny miłości, troski, przebaczenia niczego ciepłego czy chociaż pozytywnego. Zamknął oczy. Nie chciał już na to patrzeć. Czekał tylko aż uderzy o twardą ziemię i rozsypać się na miliardy kawałeczków. 

- Jak widzisz, jesteś całkiem sam.  Każdy, kto ci zaufał cierpiał i zginął. 

- Iruka...

- Och.... on cię tylko wykorzystał do swoich celów. Już nie jesteś mu potrzebny. 

- Teraz to ty kłamiesz. On taki nie jest. To uosobienie całego dobra...

- Znasz tylko jedną jego stronę i wiesz, co? Chętnie popatrzę, co zrobisz z obudzonym Mrokiem.

- Co ty....- chciał coś odpowiedzieć, ale poczuł jak uderzył w coś twardego, ale nie rozbił się. 

To wybiło mu całe powietrze  z płuc, więc zaczerpnął głęboki wdech i mimowolnie otworzył oczy.

- Niebiosom nich będą dzięki. Obudził się.- powiedział nad nim jakiś głos, inny niż poprzednio.

- I...ru...ka...- wychrypiał próbując zogniskować wzrok na czymkolwiek i kimkolwiek

- Spokojnie, Kakashi. Iruka żyje. Co się tam u diabła stało?

- Kłamał....- odetchnął z ulgą i zapadł w dużo spokojniejszy sen z postanowieniem rozmowy z ukochanym belferkiem i wyjaśnienie sobie paru kwestii. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro