Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział I:Strach

       Lijo stanął przed swoją szafą. Wśród ubrań panowała niezwykła monotonia. Na wieszakach wisiały białe lub błękitne koszule. Na półkach leżały trzy pary jasno siwych spodni. Na dole stały trampki w różnych odcieniach niebieskiego.

Chłopak westchnął głęboko i wybrał na chybił trafił koszulę, spodnie i buty. I tak wszystko będzie do siebie pasowało. Zabrał rzeczy i poszedł do łazienki urządzonej, podobnie jak pokój, w wyjątkowo jak na chłopaka jasnych barwach.

Gdy wyszedł z toalety, jego rudo- blond włosy były już ułożone w grzeczną grzywkę, nieskazitelną jak reszta jego ubioru. Na koniec podszedł do komody, z której wyjął przepiękną, ozdobną szkatułkę wyłożoną aksamitem. W niej spoczywał złoty łańcuszek z zawieszką z białego obsydianu. Miała ona kształt owalu z umieszczoną na środku maleńką szklaną łezką. Nim zawiesił wisiorek na szyi, po raz drugi tego dnia głęboko westchnął. Czuł, że ten dzień będzie inny niż wszystkie. Niestety nie było wyjścia. Musiał iść do szkoły. Założył biżuterię, narzucił na plecy brązowy plecak i ostatni raz spojrzał w lustro na miodowookiego chłopaka i był gotowy do wyjścia.
Jak zawsze pożegnało go dochodzące zza ściany ciche pochrapywanie matki. Do szkoły miał piętnaście minut drogi, więc chodził piechotą. Zawsze, gdy tylko pojawił się w budynku, wokół Lijo zbierał się tłumek wielbicielek. 

Tym razem jednak było inaczej. Dziewczyny zgromadziły w innym miejscu. Gdy zadzwonił dzwonek z jękiem zawodu wszystkie udały się do klas. I wtedy go zobaczył. Chłopaka, który zawsze pojawiał się gdzieś w jego wspomnieniach. Na drugim planie, niewyraźnie, ale... "Co on tu robi?"-pomyślał i zaraz sobie uświadomił, że do szkoły miał przyjść nowy uczeń. Najwyraźniej to on.
Ubrany był w czerwoną koszulkę, na nią narzucił czarny płaszcz. Na nogach miał zdarte glany, a przez ramię przerzucony plecak. Później wzrok chłopaka powędrował ku twarzy nowego. Jego skóra była bardzo blada, czarne włosy sięgały ramion, z końcówkami przypalonymi na czerwono. A przenikliwe spojrzenie czarnych oczu było skierowane wprost na Lijo. Chłopaka przeszedł dreszcz niepokoju. Wyczuwał od niego złą energię. 

Musnął palcami kamień spoczywający dotychczas spokojnie na klatce piersiowej chłopaka. Obsydian odpowiedział kojącym ciepłem. "Pokaż mi aury"- poprosił go. W tym samym momencie ujrzał kolory otaczające wszystkich ludzi wokół niego. Wszystkich, oprócz czarnowłosego, którego okryła szara mgiełka. Ten widok wbił Lijo w ziemię. Ocknął się dopiero gdy potrącił go jakiś uczeń. Wtedy podziękował kamieniowi i kolory wraz z mgiełką zniknęły, a chłopak poszedł na lekcję historii.
Okazało się, ze nowy uczeń należy do jego klasy. Nauczyciel zaczął sprawdzać listę obecności, więc mógł poznać jego imię.
-Lijo?
-Obecny-"jak zawsze"- pomyślał zdenerwowany.
-Y...Yves?
-Tak, panie psorze- powiedział z sarkazmem wyczytany.
Nauczyciel zmierzył go chłodnym spojrzeniem, ale nic nie powiedział. Skończył sprawdzać obecnie bez innych komplikacji.
-Lijo? Mógłbyś coś dla mnie zrobić?
-Oczywiście, proszę pana-często był proszony przez nauczyciela i jednocześnie jego wychowawcę o pomoc, więc zgodził się bez zastanowienia.
-Dobrze. Yves, po nowej szkole oprowadzi cię nasz przewodniczący.
Do Lijo dopiero po chwili dotarło, ze godząc się na pomoc popełnił straszny błąd. No, ale przecież nie miał wyjścia. Wciąż czuł na sobie wzrok czarnookiego, gdy ten mówił:
-Z wielką chęcią zdam się na przewodniczącego- ostatnie słowo wypowiedział z taką pogardą, że wychowawca musiał zareagować.
-Panie Yves, w tej szkole szanujemy się wzajemnie. Ta zasada dotyczy także pana- chłopak nie przejął się słowami nauczyciela i nadal wpatrywał się w zakłopotanego przewodniczącego.
Zrezygnowany kolejnym szkolnym buntownikiem wychowawca przeszedł do dzisiejszego tematu lekcji. Lijo z napięciem wyczekiwał dzwonka, mając nadzieję, że ucieknie przed Yvesem. Jednak ten miał inne plany. W progu klasy dogonił chłopaka, kładąc mu rękę na ramieniu.
-A gdzie to się spieszymy, prawiczku?- zapytał z kpiącym uśmiechem.
W momencie, gdy Lijo poczuł dotyk dłoni buntownika, obsydian rozgrzał się tak, że prawie parzył. Jednak chłopak nie czuł bólu. Zdołał tylko wykrztusić:
-Czym... czym ty jesteś?
-A ty, prawiczku?- padła natychmiastowa odpowiedź, odbierając Lijo mowę.
Nie przestając się uśmiechać, Yves zabrał rękę, po czym odszedł do grupy fanek. "On wie"- przemknęło przewodniczącemu przez myśl i dopiero wtedy uświadomił sobie, że kamień znów jest zimny. Po raz pierwszy od lat poczuł strach.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro