Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział III: Wybranek Niebios

  Ojciec pierwszy raz uderzył matkę, gdy miałem trzy lata. Pamiętam to jednak, jak wydarzenie sprzed zaledwie kilku dni. Ojciec upił się z kolegami w barze, a gdy wreszcie wrócił do do domu miał do matki pretensje, ze nie zrobiła kolacji. Z wściekłości wymierzył jej siarczysty policzek.
Potem było już tylko gorzej. Zacząłem uciekać na podwórko, byle dalej od rodziców. Tam zawsze bawili się moi rówieśnicy. Jak to dzieci, byli podzieleni na dwie grupką: chłopców i dziewczęta. Przy chłopakach nigdy nie czułem się dobrze. Ich zabawy zawsze wydawały mi się zbyt brutalne. Wolałem spędzać czas z dziewczynkami. Lubiłem udawać idealnego tatę w zabawie w dom. Czasem pozwalałem sobie zaplątać włosy w warkoczyki. Miałem wtedy wyjątkowo długie włosy w odcieniu słonecznego blondu. Z jakiegoś powodu moje rówieśniczki były nimi zafascynowane. Dlatego zawsze postrzegany byłem jako "mięczak". Jednak nie przeszkadzało mi to. Byłem taki jaki byłem. Koniec i kropka.

Pomimo moich ciągłych ucieczek, kiedy byłem już starszy, stanąłem w obronie matki. Było to w dzień moich siódmych urodzin. Właśnie wtedy mnie uderzył, podbijając prawe oko. Dzisiaj mija dziesiąta rocznica tamtego dnia, czyli i moje urodziny. Ale matka o nich nigdy nie pamięta. A anioły nie liczą lat. I tak są nieśmiertelne.

Ale wracając do mojej opowieści. Biegłem tak długo, aż nie dotarłem do lasu. Tam postanowiłem odpocząć pod drzewem. Po chwili wokół mnie zaczęły krążyć świetliste kuleczki, które po chwili zbiły się w jedno, objawiając przede mną piękną anielicę.
-Lijo! Zostałeś wybrany!- postać przemówiła czystym, dźwięcznym głosem, po czym położyła mi rękę na czole. Potem była tylko ciemność.
Obudziłem się wypoczęty i zrelaksowany na leśnym poszyciu. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że podbite oko nie boli. Chciałem wstać, ale wtedy poczułem na plecach ciężar. Okazało się, że ciążą mi tak ogromne, białe anielskie skrzydła. Nie mogłem uwierzyć w to co widzę, więc pociągnąłem za jedno z piór. Przeszył mnie ostry ból. Przerażony rozejrzałem się dookoła. Pod drzewem siedziała ta sama anielica, która wcześniej mi się objawiła. Przemówiła tym samym kojącym głosem:
-Długo spałeś, Lijo. Ale teraz przyszedł czas, byś poznał nowego siebie.
-Kim ty... kim ty jesteś?- udało mi się zadać bardzo inteligentne pytanie.
-Mam na imię Gaja i jestem Bożym Posłańcem, jednym z aniołów. I ty, Lijo, teraz także nim zostałeś. Twoim nowym zadaniem jest nieść pomoc słabszym. Bądź Mu wierny, a nie zostawi cię samego. 

  -Ja... chyba śnię. To niemożliwe. To się nie dzieje.

-Nie, aniołku. To wszystko prawda. A to- tu zawiesiła mi na szyi wisiorek z białym obsydianem i niebieską łezką- twoja przepustka do świata aniołów i jednocześnie źródło mocy. Dzięki niemu będziesz miał władzę nad aurami ludzi i zwierząt. Ale pamiętaj- nie możesz wykorzystać tej mocy przeciwko komukolwiek. Inaczej zostaniesz strącony z Niebios.
-A co ze skrzydłami?- zapytałem, coraz bardziej szczęśliwy nowymi perspektywami na przyszłość.
-Możesz je ukrywać, kiedy tylko zechcesz- uśmiechnęła się i dodała- pamiętaj o swoim przeznaczeniu. A teraz żegnaj- machnęła kilka razy skrzydłami i rozpłynęła się w powietrzu, zostawiając mnie samego w lesie.
Wróciłem do domu bez najmniejszego problemu, wiedziony wewnętrznym instynktem. Tam czekała na mnie zdruzgotana matka. Okazało się, że mój ojciec zginął w tajemniczych okolicznościach. Przyczyna zgonu była nieznana. Okazało się, że spałem w lesie tydzień, więc było już po pogrzebie, a matka nie miała siły zgłaszać mojego zniknięcia na policję. Na szczęście zanim tu przyszedłem udało mi się ukryć skrzydła.
Od następnego dnia wszystko się zmieniło. Nikt się już ze mnie w szkole nie śmiał, zaczęli mnie szanować. W domu nikt nie krzyczał. Wręcz przeciwnie. Matka popadła w depresję. Pomimo tego starałem się żyć jak normalny człowiek, wypełniający po prostu swoją misję. Ale nigdy tak naprawdę nie zaakceptowałem siebie do końca.  

"Po tylu latach wiem wszystko o aniołach"- pomyślał.-"O ich wadach i zaletach. Niestety więcej jest tych drugich. Szczególnie teraz, w liceum. Ughr, czemu w ogóle to wspominałem? Chciałbym zapomnieć kim jestem".
Pomimo tego jeszcze długo wpatrywał się w swoje piękne, rozłożyste skrzydła. Mogły go ponieść, gdzie tylko chciał, ale Lijo nie latał od ponad trzech lat. Długo jeszcze rozmyślał o swoim przeznaczeniu, starannie omijając w myślach temat Yvesa. W końcu jednak poczuł zmęczenie, ponownie ukrył skrzydła i poszedł spać. Prześladowały go smutek i żal, że nie może żyć i mieć problemów zwyczajnego nastolatka.
Zasypiając, nie zdawał sobie sprawy, że jest obserwowany. Yves krył się w ciemności i nie spuszczał z chłopaka oczu. "Wiedziałem..."-pomyślał.-"Wiedziałem, że jest aniołem. Ma zbyt jasną aurę jak na człowieka. A jednak ciemniejszą niż inni aniołowie- rozmyślał. No cóż. Wiem, że i tak kiedyś dowiem się więcej o naszym prawiczku".
Uśmiechnął się do siebie i odszedł w stronę parku. Był tam o północy umówiony z Glorią. Idealną dla niego dziewczyną. Mógł się z nią jednocześnie zabawić i... "Spokojnie, nie wyprzedzajmy faktów- pomyślał z rozkoszą, widząc czekającą już na niego dziewczynę, chociaż on i tak przyszedł zbyt wcześnie- na wszystko przyjdzie pora".
-Yves!- Gloria wyraźnie ucieszyła się na jego widok.
-Witaj, mój bezbronny kociaku- mruknął i zaczął wdychać cudowny zapach skóry dziewczyny, po czym pocałował ją namiętnie w usta. Natychmiast skwapliwie oddała pocałunek. "Już jest moja..."

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro