Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~5~

Po wyjściu z przesłuchania dziewczyny czuły się, jakby co najmniej opuściły salę kinową, na której puszczano jakiś mocny kryminał. Były skołowane i myślami wcale nie opuściły klasy od historii. Fajnie jest zdobyć się na głębokie, intrygujące przemyślenia po jakimś seansie, ale to nie był seans, a gdyby nim był, to kończyłby się dziwnie szybko, jakby miał otwarte zakończenie. Byłoby świetnie, gdyby nagrali drugą część, bo jednak idiotycznie jest urywać akcję, zanim na dobre się zacznie, a zabójca hasa sobie beztrosko na wolności.

Dwie sylwetki przemknęły z lekkim szelestem obok naszych bohaterek, ale one nadal niewiele kontaktowały, dopóki nie usłyszały za sobą trzasku drzwi, które zamknęły za sobą przechodzące osóbki. Ten dźwięk sprawił, że Beata aż podskoczyła, a Teresa poczuła się, jak podczas najbardziej gwałtownej porannej pobudki. Cóż poradzić, przeciągi w szkole się zdarzają.

Kolejny szok nadszedł niespodziewanie szybko.

– Cześć! Wy już po? – rozległ się głos tuż obok, i choć wcale nie brzmiał strasznie, to nieomal przyprawił dziewczyny o zawał. Zdecydowane, nacechowane przychylnością słowa Uli, mimo zupełnie innych intencji, wywołały w naszych bohaterkach instynktowną wolę ucieczki. Nie zwiały chyba tylko dlatego, że podświadomie w porę rozpoznały właścicielkę mocnego głosu.

Spojrzały na nią z dość niejednoznacznym wyrazem twarzy, wyrażającym po części mijający szok, po części ulgę. Beata była nieco speszona, że dała się tak wystraszyć, ale widząc, że Teresa zareagowała podobnie, uczucie to ustąpiło. Teresa próbowała teraz robić dobrą minę do złej gry, choć za nic nie mogła już ukryć swojej reakcji przed Ulą i Beatą. Jej umysł jednak mocniej zaprzątała myśl, co może oznaczać pojawienie się tutaj ich niepisanej liderki grupy od niemieckiego.

Nie będę trzymać Was w niepewności, owa sytuacja nie oznaczała zupełnie nic, bo policja powinna przesłuchać, jak się możecie domyślić, każdego możliwego świadka.

– Tak, my już po... – zaczęła Teresa, kiedy naprędce odzyskała fason.

– No, to ja będę po niej – poinformowała Ula, wskazując drzwi sali od historii nieznacznym ruchem głowy. Co zrozumiałe ta wskazówka zupełnie nie pomogła dziewczynom ogarnąć, która z koleżanek z grupy od niemieckiego jest właśnie w środku. – Jestem ciekawa, czy moje zeznania jakoś pomogą. Jak mi rodzice rano o tym wszystkim powiedzieli, to nie mogłam uwierzyć, że serio wzywają mnie na przesłuchanie – opowiadała, kręcąc z niedowierzaniem głową, a obie nasze bohaterki poczuły gorzki wyrzut w stronę własnych rodzicieli, którzy ewidentnie nie podjęli się trudu, aby zacząć rozmowę o tym, co je czeka.

– Pewnie każde zeznanie się przyda. Im więcej par oczu, tym więcej perspektyw – pocieszyła Ulę Teresa, a Beata spojrzała na nią z uznaniem. Czasem zdarzało się jej powiedzieć coś trafnego, więc wychodziła z założenia, że warto to docenić.

– Poza tym będziesz mogła potwierdzić już część tego, co zdążyłyśmy powiedzieć i pan prokurator się upewni, że nie kłamałyśmy – zauważyła Beata, a widząc błyszczący na te słowa wzrok Teresy zrozumiała, że ta jeszcze do tego nie dotarła, ale w tej chwili jej słowa ją olśniły. Teraz sama czuła się tak, jakby trafiła w dziesiątkę.

– Stanisław Milczyński. Jak na Milczyńskiego to całkiem dużo mówił – skomentowała żartobliwie Teresa, uśmiechając się figlarnie. Podświadomie robiła wszystko, aby oderwać siebie i swoje kompanki od ponurych myśli o tym, co zaszło. Beata uśmiechnęła się na tę uwagę i pokiwała lekko głową.

– Stanisław Milczyński? Nie znam – powiedziała Ula w zamyśleniu. Z pewnością znała w tej mieścinie wiele osób, ale zdecydowanie nie wszystkich. Milczyńskich kojarzyła, jednak jak na złość żaden nie miał na imię Stanisław.

– To poznasz. Pan prokurator to bardzo rzeczowy człowiek. Może się wydawać niewzruszony, ale okazał się naprawdę miły – wyraziła swoje odczucia Teresa.

– Myśli... – zaczęła po chwili Ula, ale w pół słowa przerwało jej ostrożne, dość ciche otwarcie sali od historii. Wyszła z niej powoli jej koleżanka z ławki, Natalia, która następnie delikatnie zamknęła drzwi za sobą, dzielnie walcząc z przeciągiem. Spojrzała na dziewczyny z łagodnym, przyjaznym uśmiechem, zadowolona tym, jak szybko i gładko przebiegło jej przesłuchanie.

– Pan prokurator prosił, żebym zawołała kolejną osobę do środka – oznajmiła, na co Ula przytaknęła i choć wyglądała na lekko zestresowaną, to jednak miała poczucie obowiązku i była zdecydowana, żeby bez wahania wejść do sali.

– Powodzenia – wyszeptała Beata, a Teresa pokazała, że już trzyma kciuki. Natalia zupełnie nie rozumiała, o co im chodzi i czemu robią z tego nie wiadomo jakie wydarzenie.

– Raz kozie śmierć. Do zobaczenia – powiedziała Ula, machając lekko dłonią na pożegnanie. Jej twarz wyrażała już tylko determinację i skupienie na zadaniu.

Dziewczyny jeszcze chwilę stały przed salą, po części będąc myślami z Ulą na przesłuchaniu, a po części po prostu trwając w takim dziwnym zawieszeniu. W końcu Teresa westchnęła głęboko, dostrzegając pewną niezręczność sytuacji.

– Wiecie co, ja się chyba już zbieram – zaczęła Natalia, wskazując kciukiem w stronę korytarza prowadzącego do głównego wyjścia.

– Pewnie masz coś do zrobienia? – spytała ot tak Beata, chcąc wykazać się zrozumieniem i zainteresowaniem losem koleżanki.

– Nie, ale po co mamy tutaj siedzieć? – zapytała logicznie Natalia.

– Hmm... A macie ochotę na lody? – zaproponowała Teresa. Ta opcja na przekór okolicznościom wydała się dziewczynom tak kusząca, że nie potrafiły odmówić.

-------------

Ostatecznie praktycznie zrealizowały fantazje wagarowe Teresy i Beaty (poza faktem, że nie były to wagary, ale to przecież mały szczegół). Zajęły jedną z ławek w parku przy zamku, zajadając się zimnymi przysmakami z lodziarni przy kościele, która o tej porze na szczęście była już otwarta.

Słońce miło przygrzewało, a drzewa dawały kojący cień, więc dziewczyny poczuły się prawie błogo, jakby już były wakacje, a zabójstwo nauczycielek zostało zawarte w jakiejś dziwnie sensacyjnej lekturze, która teraz nie powinna mieć znaczenia. Rośliny przyjemnie się zieleniły, czasem lekko uginając się od delikatnego wiatru. Słychać było szmer zwężającej się w tym miejscu rzeczki, na brzegu koryta której spały sobie dzikie kaczki.

Szkoda, że dni w roku szkolnym nie mogą zawsze tak wyglądać.

– Ach, to teraz rozumiem, czemu to przesłuchanie było dla Was wyzwaniem. Wiecie, zupełnie mi umknęła ta akcja z wolnego niemieckiego. Była za mocno abstrakcyjna i nie mogłam uwierzyć, że nie śniła mi się dzisiaj w nocy – tłumaczyła ze swoim charakterystycznym śmiechem Natalia, nadal czując absurd sytuacji dnia poprzedniego, podczas gdy nasze główne bohaterki starały jej się wszystko w skrócie wyjaśnić. Dziewczyna co prawda była wtedy w szkole, więc była świadkiem tego, co wydarzyło się w obecności grupy od niemieckiego, ale dla niej był to praktycznie zwyczajny dzień i nie odebrała go tak, jak Beata i Teresa. Dziewczyny przez to uświadomiły sobie, że właściwie tak może mieć większość osób z ich grupy.

Nieogarnięcie Marka, teksty Teresy czy fazy jej i Beaty, to wszystko było dla Natalii zupełnie normalne i nie przywiązywała do tego uwagi. Nawet nie zakodowała za bardzo treści snutych przez dziewczyny przypuszczeń co do zniknięcia nauczycielki, bo akurat wtedy prowadziła z Ulą rozmowę na temat zwierząt domowych.

– W sumie to nawet nie dziwi mnie, że je uśmierciłyście. Macie tendencję do wymyślania przykrych zdarzeń. Pamiętacie, jak raz na zaliczenie, kiedy mieliśmy w parach napisać historię na podstawie przypadkowych wyrazów, opowiedziałyście o śmierci dwóch osób na torach kolejowych? – przypomniała bezlitośnie.

O tak, dziewczyny zdecydowanie o tym pamiętały. Wśród przydzielonych im słów były między innymi „pociąg" i „truskawki", dlatego w pierwszej wersji napisały historię małżeństwa, które jechało samochodem, jadło truskawki i niestety przez to właśnie zginęło. Mężczyzna, który był kierowcą, zbliżając się do torów kolejowych skupił się bardziej na słodkich owocach niż drodze hamowania, przez co niechcący wjechał w szlabany, a po nich w pędzący pociąg, który zahaczył wóz i zdarzenie zakończyło się tragicznie.

Pani Czupryńskiej ta historia się nie spodobała, ze względu na swoją brutalność, dlatego wymyśliły łagodniejszą. Ta druga opowiadała o kobiecie, która jechała sobie pociągiem w przedziale z jakimś obcym mężczyzną. Człowiek ten miał cały kosz truskawek i chętnie ją nimi poczęstował. Bardzo miło z jego strony, gdyby nie to, że owoce miały wstrzyknięty mocny środek usypiający, więc kobieta zaraz zasnęła. Mężczyzna jej nie zabił ani nic, ale zabrał jej wszystkie pieniądze, jakie miała. Jeżeli uznawał to za zapłatę za truskawki, to powinien się nimi udławić.

– Jeśli nasze historie wydarzają się naprawdę, to ja dziękuję. Nic już więcej nie wymyślę – zadeklarowała rozpaczliwie Teresa. Beata spojrzała na nią ze współczuciem.

– A może ta była pierwszą, która się ziściła? I ostatnią? Poza tym zawsze możemy wymyślać pozytywne historie, to będzie bardzo fajnie, jak będą się ziszczać – próbowała ją pocieszyć.

Natalia pokręciła głową z niedowierzaniem na ich, w jej mniemaniu, błahe rozterki.

– Dajcie spokój, przecież to tak nie działa. Moim zdaniem ktoś usłyszał Waszą historię i się nią zainspirował – próbowała zaapelować do ich rozsądku. Spojrzały na nią przygnębione, ale w ich oczach była nadzieja na zrzucenie z nich choć części ciężaru odpowiedzialności, którą czuły się poniekąd obarczone.

– Niby kto, według Ciebie? Mówiłyśmy o tym tylko tego dnia w klasie, na świeżo, podczas wymyślania. Słyszeli to praktycznie wszyscy w sali, ale sama mówiłaś, że nikt z niej nie wychodził do naszego powrotu – ciągnęła Beata, szybko sprowadzając pomysł na ziemię. Natalia jednak wyglądała na niewzruszoną. Z miną mędrca lekko pokiwała głową, na potwierdzenie słów koleżanki.

– Tak, nikt z nas nie wychodził. Ale mówiłyście głośno, więc może ktoś podsłuchiwał pod drzwiami? – podsunęła. Dziewczyny spojrzały na siebie w lekkim szoku. W ich wyobraźni żadna osoba podsłuchująca pod drzwiami sali od niemieckiego nie wyglądała poważnie, a co za tym idzie prawdopodobnie. Co, jeśli jednak naprawdę tak było? Czy istniało inne wyjście?

– Ale po co ktoś miałby nas podsłuchiwać? Skąd by wiedział, że akurat wpadniemy na jakąś szokującą historię, do tego osadzoną w naszej szkole? – dopytywała Beata, próbując pojąć ten tok rozumowania.

– Nie mam pojęcia. Aczkolwiek gdybym była mordercą z pewnością wolałabym zorientować się, czy nikt mi nie będzie przeszkadzał. Nie oszukujmy się, nasza grupa była głośno, więc taki człowiek mógł się zainteresować naszą obecnością – snuła teorie Natalia.

– Tylko podsłuchiwał i nic nie zrobił, żeby nas zatrzymać przed przeszkodzeniem mu? Jakoś z Beatą normalnie wyszłyśmy z klasy, on nas nie zabił, a drzwi nie były zabarykadowane od zewnątrz. To, że nie wyszłyśmy wcześniej, było zupełnym przypadkiem. Po prostu nikt nie sądził, że nie będzie jej aż tak długo, a jakoś nikomu nie chciało się iść i jej szukać, dopóki nie uznaliśmy, że to już za długo trwa – kontrowała Teresa.

– No właśnie, za długo. Ale to wystarczyło w zupełności, żeby je zabił i wyszedł z pokoju nauczycielskiego. Może domyślał się, że nikt wcześniej po nią nie pójdzie bez wyraźnego powodu. Może kojarzy nas i naszą grupę od niemieckiego i wie, czego się po nas spodziewać. A co do barykady drzwi, to mógłby właśnie narobić niepotrzebnego hałasu, więc zwróciłby czyjąś uwagę. No i to też zajmuje znowu czas – logicznie rozkminiała Natalia, a szło jej to jak po maśle i mózgownice dziewczyn też się rozgrzewały, szukając rozwiązania zagadki.

Na słowach o kimś, kto ich zna, Beatę i Teresę przeszedł dreszcz, bo znów pomyślały o Rybnickim, który przecież był jedynym elementem ich historii, co do którego nie były pewne, czy się ziścił. Równie dobrze mógł być to inny nauczyciel, albo nawet uczeń czy ktoś przypadkowy, aczkolwiek obecność Rybnickiego akurat wtedy w szkole wydawała się dość podejrzana.

– Nadal coś mi w tym nie pasuje... – podjęła Teresa, jakby układała puzzle, ale nie z tego samego pudełka. – No bo przyjmijmy, że morderca serio przyszedł pod naszą salę podsłuchiwać, czy wyjdziemy raczej prędzej niż późnej. Przypadkiem akurat usłyszał naszą fantazję. I co? Uznał, że ją sobie wykona? Jeśli tak, to jakie wcześniej były jego plany? Też miał zabić te nauczycielki czy zmienił uwagę na nie przez naszą historię?

Beata westchnęła.

– Coraz więcej pytań, a mało odpowiedzi... Przecież nie siedzimy tej osobie w głowie. Nawet nie wiemy, kim jest, tak naprawdę. Jak do tego dojść? – zapytywała zebrane, jak i samą siebie, ale wydawało się, że albo na ten moment zagadka ta była dla nich murem nie do przeskoczenia, albo błoga aura zamkowego parku i lodów odebrała im chęci do dalszych rozkmin.

– A co się tym przejmujesz? To już sprawa policji, nie Wasza – przypomniała Natalia, z beztroską miną spoglądając w niebo. Lody się skończyły, co oznaczało, że wypadało powoli się zbierać. Ociągając się zwlekły się z ławki i powoli ruszyły w stronę szkoły. Z jej parkingu ktoś miał zabrać do domu Beatę, a Natalia chciała poczekać na Ulę, bo to z nią przyjechała do miasta. Teresa nie czuła potrzeby szybkiego powrotu do domu, więc postanowiła im towarzyszyć.

– Wdepnęłyście w gówno – zakomunikowała Natalia po chwili marszu.

– Ech, to samo powiedziałam Beacie wczoraj – zauważyła Teresa z lekkim, ponurym uśmiechem, kiedy wymieniły z Becią porozumiewawcze spojrzenia.

– Nie no, serio wdepnęłyście. Najpewniej w psią kupę. Tu lepiej patrzeć pod nogi, bo ludzie jeszcze chyba nie przyzwyczaili się do idei sprzątania po swoich pupilach – wyjaśniła spokojnie, acz rzeczowo Natalia.

Teresce zrzedła mina, kiedy spojrzała pod nogi. A już myślała, że ten dzień idzie w dobrą stronę. Może i szedł, ale akurat po psich odchodach, cóż poradzić.

– Spokojnie, zaraz wytrzemy o trawę i po kłopocie – ratowała sytuację Beata.

– Oj, jeśli tak, to zdecydowanie nie tutaj – zaoponowała Teresa.

– Czemu? – zapytała Beata, rozglądając się dookoła. Trawa była dość bujna, więc okoliczności były sprzyjające. Wobec tego nie rozumiała uporu kumpeli.

– Tu są kamery. Jak się odwrócisz, to jedna jest przy lampie. Drugiej stąd nie zobaczysz, ale ona nas już tak – tłumaczyła Teresa, która akurat ten park znała na własną kieszeń. Po remoncie często przez niego przechodziła, bo było bezpieczniej niż wcześniej, właśnie ze względu na monitoring, który w porę alarmował straż miejską o podejrzanych typach przemierzających parkowe alejki. Ten mechanizm łatwo było dostrzec też wtedy, gdy ktoś umyślnie śmiecił, bo zaraz 'niespodziewanie' pojawiał się funkcjonariusz ze srogą miną i upomnieniem na ustach. Niestety widocznie załatwianie się psów na środku chodnika jeszcze nie uważano za część strażowych kompetencji. Albo już próbowano takich upomnień i ktoś został psem poszczuty, co nie należy do sytuacji najprzyjemniejszych.

– Kamery! – powiedziała nagle głośno Beata, jednak nie z przestrachem, a tonem przełomowego odkrycia. Jej elementy układanki z pewnością były z jednego pudełka i właśnie się zazębiały, tworząc kawałek obrazka. Spojrzała pewnie na swoje skonfundowane towarzyszki. – Przecież w szkole mają kamery!

– Czekaj... czyli pan prokurator na pewno już wie, kto jest sprawcą! To po co nas tak wnikliwie przesłuchiwał? – zastanawiała się na głos podekscytowana Teresa. Kamień spadł jej z serca.

– Może chciał mieć więcej niezbitych dowodów? Albo znać obraz całej sytuacji? Podobno czasem przestępcy nie są zbyt rozmowni na temat tego, co zrobili – rozważała Beata.

Natalia przyglądała się im ze stoickim spokojem i kręciła głową z niedowierzaniem. Wtem z jej torby wydobył się dźwięk dzwoniącego telefonu. Kiedy go wyjęła, dała znać dziewczynom, że to Ula, i dała na tryb głośnomówiący.

– Hej!

– No hej. Skończyłaś?

– Tak. Gdzie jesteś?

– Zaraz wracam pod liceum. Czekaj na mnie przed głównym wyjściem.

– Dobrze.

– Czy pan prokurator zdradził Ci, kto jest sprawcą? – włączyła się do rozmowy Beata, którą bardzo ten temat intrygował. Była ciekawa, czy rzeczywiście nauczycielki zabił Rybnicki, jak wyobraziły sobie z Teresą.

Po drugiej stronie zapadła dziwna cisza. Ulę chyba zatkało.

– Czemu miałby? To policja już kogoś złapała?

– Nie mamy pojęcia, ale oni muszą wiedzieć, kto zabił! Ula, przecież tam są kamery! Becia zwróciła nam na to uwagę! – wołała zaaferowana Teresa, co bardzo Beatę bawiło. Ale też się cieszyła, że na to wpadła.

– Mówicie o tych kamerach, które są na pierwszym piętrze? Jedną widać przy suficie niedaleko szatni od w-fu?

– Tak!

– To są atrapy. Wiem to dzięki koleżance, która była w samorządzie uczniowskim. Dyrektor nie zgodził się na prawdziwe kamery mimo, że to miało poprawić bezpieczeństwo w szkole, bo finanse, ale zdecydowano się na atrapy, które swoją drogą działają, bo niewiele osób wie, że to fałszywki ­– brzmiała odpowiedź, która wprawiła nasze bohaterki w osłupienie i znów podkopała ich owocny ciąg rozmyślań.

– No to fajnie... – ponuro skomentowała zawiedziona Beata.

Zagadka, od punktu, w którym myślały, że już musiała zostać rozwiązana, wróciła prawie do punktu wyjścia i całość ratowały jedynie rozkminy w parku, które pociągnęły dzięki bardziej obiektywnemu spojrzeniu Natalii. A lody ratowały wszystko i tylko dzięki nim ich humory nie spadły tak zupełnie na łeb na szyję.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro