Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~2~

- Jasna cholera... – szepnęła Teresa i zamarła w bezruchu, stojąc w drzwiach.

- Co tu się stało? – zapytała Beata. Jej głos drgał lekko z przejęcia. Nie oczekiwała odpowiedzi. Wiedziała, że ta nie nadejdzie. Wręcz przeciwnie, chciała, żeby pytanie pozostało w zawieszeniu. Chyba najgorzej byłoby, gdyby nagle z nauczycielskiej szafy na papiery wyskoczył morderca i zaczął tłumaczyć im co dokładnie zaszło. Tym bardziej, że wątpliwe byłoby, że zostawiłby je potem przy życiu.

Może i nasze bohaterki były, a przynajmniej mianowały się szalonymi socjopatkami o wybujałej wyobraźni, ale wszelkie drastyczne i straszne sytuacje miały miejsce tylko w ich umysłach. I najlepiej, żeby tak zostało. Niestety obie w tej chwili myślały tylko o jednym. Ta zbrodnia była wymyślona właśnie przez nie, a teraz się ziściła. Jak do tego doszło? Czy ich siła umysłu była tak wielka, że zmusiły kogoś do morderstwa samymi myślami?

Wizja była przerażająca, ale...

- Nie myśl tak o tym – w końcu odezwała się Teresa, której szok na chwilę zabrał głos.

Beata spojrzała na nią wystraszonym wzrokiem, przebudzona z dziwnego transu spowodowanego natłokiem myśli.

- To niemożliwe. Obie o tym wiemy.

- W takim razie jak to wyjaśnisz? Przecież jest dokładnie tak, jak mówiłyśmy... To nie może być przypadek!

Krew pulsowała w żyłach Teresy ze zdwojoną szybkością, a przynajmniej sprawiała takie wrażenie. Wiedziała, że Beata ma rację. Ale jak to w ogóle możliwe?

- Dobra, przyznaję. Ale zostawmy tę kwestię na później, ok? Mimo wszystko to się wydarzyło naprawdę i musimy coś z tym fantem zrobić – Beata skinęła głową.

- Masz rację. Zadzwoń na pogotowie, a ja przyjrzę się ciałom – dziewczyna wyglądała na zdecydowaną. Zebrała się w sobie i przemogła wszelkie uprzedzenia do zmasakrowanych ciał. W końcu zawsze fascynowały ją wszelakie zbrodnie, chociaż nie popierała przemocy. Po prostu było coś intrygującego w zwyrodnialstwie morderców. Dlatego ona, jak i Teresa obiecały sobie odkryć tajemnicę ich zawiłej psychiki.

- Dobra, tylko uważaj, żebyś nie zatarła śladów – rzuciła, po czym wybiegła na korytarz, żeby wykonać telefon.

Dwie minuty później wróciła obwieszczając, że karetka już jest w drodze, co oznaczało plus-minus dwadzieścia minut oględzin bez dorosłych na karku.

Beata już zdążyła obejrzeć ciało pani od niemieckiego. Teraz bardzo uważnie przyglądała się zwłokom swojej wychowawczyni.

- Sprawdziłaś, czy na pewno nie żyją? – spytała Teresa, pochylając się nad panią Czupryńską.

Przyjaciółka na chwilę oderwała się od pracy i popatrzyła się na nią zdegustowana.

- Czy Ty mnie obrażasz? – Teresa uśmiechnęła się półgębkiem.

- Tylko sprawdzam. W końcu akcje w wyobraźni, a te w realu trochę się różnią, nie sądzisz?

- Tak. I to bardzo. Widzisz to? Tyle detali. Nie wiadomo na co zwrócić uwagę. Nigdy bym nie wpadła na to, że ciało w ogóle może leżeć w takiej pozycji!

W tym momencie usłyszały, jak ktoś biegnie przez korytarz. Dziewczyny spojrzały się na siebie i wybiegły z pokoju nauczycielskiego.

- Co do jasnej...? – mruknęła Teresa.

- Myślisz, że to morderca?

- Nie mam pojęcia, ale tak czy siak jeśli go nie dogonimy, to nigdy się nie dowiemy.

- Ok. Ja lecę za nim, a Ty wyjdź bocznymi drzwiami. Złapiemy go przy głównym wyjściu.

Teresa skinęła głową i obie ruszyły w pogoń za nieznajomym.

Beacie przeszło przez myśl, że może to ktoś z ich grupy wyszedł zobaczyć, czemu tak długo ich nie ma.

~Ciekawe, co sobie pomyślał, kiedy zobaczył nas w takiej dziwnej sytuacji...~

- Stać! – krzyknęła Teresa, wyskakując przez zbiegiem, tym samym zastawiając mu drzwi frontowe. Ten najwidoczniej się tego nie spodziewał. Mało kto dobiegłby tak szybko w to miejsce. Ale dziewczyna po biegach ze swoim psem po takiej trasie nie miała nawet zadyszki.

- Adrian?! Co Ty tu robisz?! – zawołała Beata, zbliżając się do zasapanego chłopaka. Miała rację, to był jej kolega z klasy.

- Nie ważne co ja tu robię. Ważne co Wy tu robicie!

- O czym Ty...?

- Zabiłyście je!

- Co Ty pieprzysz?

- Nie kłam, widziałem, jak pochylałyście się nad ich ciałami!

- Ratowałyśmy im życie, idioto!

- Popatrz, bo Wam uwierzę!

Dziwną kłótnię przerwały dobiegające z podwórka syreny i wbiegający do budynku ratownicy medyczni. Widząc młodzież spytali tylko, które z nich ich wzywało oraz o miejsce, w którym znajdują się poszkodowane i pobiegli na górę.

Natomiast Adrian, kiedy tylko zorientował się, że dziewczyny wydają się być zajęte odprowadzaniem wzrokiem ratowników, uciekł, krzycząc na odchodne:

- Spotkamy się w sądzie! Wiem, że to Wy je zabiłyście i to udowodnię!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro