~2~
- Jasna cholera... – szepnęła Teresa i zamarła w bezruchu, stojąc w drzwiach.
- Co tu się stało? – zapytała Beata. Jej głos drgał lekko z przejęcia. Nie oczekiwała odpowiedzi. Wiedziała, że ta nie nadejdzie. Wręcz przeciwnie, chciała, żeby pytanie pozostało w zawieszeniu. Chyba najgorzej byłoby, gdyby nagle z nauczycielskiej szafy na papiery wyskoczył morderca i zaczął tłumaczyć im co dokładnie zaszło. Tym bardziej, że wątpliwe byłoby, że zostawiłby je potem przy życiu.
Może i nasze bohaterki były, a przynajmniej mianowały się szalonymi socjopatkami o wybujałej wyobraźni, ale wszelkie drastyczne i straszne sytuacje miały miejsce tylko w ich umysłach. I najlepiej, żeby tak zostało. Niestety obie w tej chwili myślały tylko o jednym. Ta zbrodnia była wymyślona właśnie przez nie, a teraz się ziściła. Jak do tego doszło? Czy ich siła umysłu była tak wielka, że zmusiły kogoś do morderstwa samymi myślami?
Wizja była przerażająca, ale...
- Nie myśl tak o tym – w końcu odezwała się Teresa, której szok na chwilę zabrał głos.
Beata spojrzała na nią wystraszonym wzrokiem, przebudzona z dziwnego transu spowodowanego natłokiem myśli.
- To niemożliwe. Obie o tym wiemy.
- W takim razie jak to wyjaśnisz? Przecież jest dokładnie tak, jak mówiłyśmy... To nie może być przypadek!
Krew pulsowała w żyłach Teresy ze zdwojoną szybkością, a przynajmniej sprawiała takie wrażenie. Wiedziała, że Beata ma rację. Ale jak to w ogóle możliwe?
- Dobra, przyznaję. Ale zostawmy tę kwestię na później, ok? Mimo wszystko to się wydarzyło naprawdę i musimy coś z tym fantem zrobić – Beata skinęła głową.
- Masz rację. Zadzwoń na pogotowie, a ja przyjrzę się ciałom – dziewczyna wyglądała na zdecydowaną. Zebrała się w sobie i przemogła wszelkie uprzedzenia do zmasakrowanych ciał. W końcu zawsze fascynowały ją wszelakie zbrodnie, chociaż nie popierała przemocy. Po prostu było coś intrygującego w zwyrodnialstwie morderców. Dlatego ona, jak i Teresa obiecały sobie odkryć tajemnicę ich zawiłej psychiki.
- Dobra, tylko uważaj, żebyś nie zatarła śladów – rzuciła, po czym wybiegła na korytarz, żeby wykonać telefon.
Dwie minuty później wróciła obwieszczając, że karetka już jest w drodze, co oznaczało plus-minus dwadzieścia minut oględzin bez dorosłych na karku.
Beata już zdążyła obejrzeć ciało pani od niemieckiego. Teraz bardzo uważnie przyglądała się zwłokom swojej wychowawczyni.
- Sprawdziłaś, czy na pewno nie żyją? – spytała Teresa, pochylając się nad panią Czupryńską.
Przyjaciółka na chwilę oderwała się od pracy i popatrzyła się na nią zdegustowana.
- Czy Ty mnie obrażasz? – Teresa uśmiechnęła się półgębkiem.
- Tylko sprawdzam. W końcu akcje w wyobraźni, a te w realu trochę się różnią, nie sądzisz?
- Tak. I to bardzo. Widzisz to? Tyle detali. Nie wiadomo na co zwrócić uwagę. Nigdy bym nie wpadła na to, że ciało w ogóle może leżeć w takiej pozycji!
W tym momencie usłyszały, jak ktoś biegnie przez korytarz. Dziewczyny spojrzały się na siebie i wybiegły z pokoju nauczycielskiego.
- Co do jasnej...? – mruknęła Teresa.
- Myślisz, że to morderca?
- Nie mam pojęcia, ale tak czy siak jeśli go nie dogonimy, to nigdy się nie dowiemy.
- Ok. Ja lecę za nim, a Ty wyjdź bocznymi drzwiami. Złapiemy go przy głównym wyjściu.
Teresa skinęła głową i obie ruszyły w pogoń za nieznajomym.
Beacie przeszło przez myśl, że może to ktoś z ich grupy wyszedł zobaczyć, czemu tak długo ich nie ma.
~Ciekawe, co sobie pomyślał, kiedy zobaczył nas w takiej dziwnej sytuacji...~
- Stać! – krzyknęła Teresa, wyskakując przez zbiegiem, tym samym zastawiając mu drzwi frontowe. Ten najwidoczniej się tego nie spodziewał. Mało kto dobiegłby tak szybko w to miejsce. Ale dziewczyna po biegach ze swoim psem po takiej trasie nie miała nawet zadyszki.
- Adrian?! Co Ty tu robisz?! – zawołała Beata, zbliżając się do zasapanego chłopaka. Miała rację, to był jej kolega z klasy.
- Nie ważne co ja tu robię. Ważne co Wy tu robicie!
- O czym Ty...?
- Zabiłyście je!
- Co Ty pieprzysz?
- Nie kłam, widziałem, jak pochylałyście się nad ich ciałami!
- Ratowałyśmy im życie, idioto!
- Popatrz, bo Wam uwierzę!
Dziwną kłótnię przerwały dobiegające z podwórka syreny i wbiegający do budynku ratownicy medyczni. Widząc młodzież spytali tylko, które z nich ich wzywało oraz o miejsce, w którym znajdują się poszkodowane i pobiegli na górę.
Natomiast Adrian, kiedy tylko zorientował się, że dziewczyny wydają się być zajęte odprowadzaniem wzrokiem ratowników, uciekł, krzycząc na odchodne:
- Spotkamy się w sądzie! Wiem, że to Wy je zabiłyście i to udowodnię!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro