Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Słodkie kłamstwa Chin [kilka krajów]

[1655 słów]

Inspiracją była chęć napisania czegoś innego.

Ostrzeżenie o treści: smutek, kłamstwa, przemoc domowa, psychika.

W tym AU:
Yao Wang ma niecodzienną pracę, chce zrobić wszystko by dać innym szczęście. Nawet jeśli musi przy tym kłamać.

- Opowiedz to jeszcze raz - Alfred ekscytował się, nie mogąc doczekać się kolejnych słów.

- Jestem już zmęczony - westchnął Wang, na ten znak mocno ziewając.

- Chociaż trochę - namawiał go Ivan.

- Prosimy - jęknął Feliciano.

Yao przewrócił oczami z uśmiechem na ustach patrząc na te urocze dzieciaki, patrzące na niego błagalnie. Każde słowo sprawiało mężczyźnie przyjemność. Czasem na prawdę nie wiedział kto bardziej się wkręcił w zabawę. On czy te urocze istoty.

- Dobrze. Więc jak wiecie, my - kraje nie rodzimy się tak o jak zwykli ludzie. My się pojawiamy.

- Jak wróżki? - zapytał Artur tuląc do siebie pluszowego jednorożca lewą ręką, druga była złamana.

- Tak. No więc każdy z was się gdzieś pojawił. Nie wiadomo gdzie...

- A ja gdzie się pojawiłem? - wołał z entuzjazmem Alfred, machał przy tym swoimi wychudzonymi dłońmi na wszystkie strony.

- Ty na ogromnej polanie czy to łąka... Nie wiem nie znam się na klimacie, z którego pochodzisz. Wiem, tylko, że jak cię znaleźli to byłeś taki malutki, a potrafiłeś podnieść wielkiego bizona. I robiłeś nim bziuuu, na wszystkie strony.

Chłopiec zamarł z uśmiechem na ustach, jego szczęście było zaraźliwe. A Wang był pewien, że chłopiec czuł się dumny, a tego uczucia bez niego by nie doświadczył.

- A Chiny, jak ty się pojawiłeś? - zapytał Ivan.

- Ja? Oj to było tak dawno. Poczekajcie muszę pomyśleć to było przecież cztery tysiące lat temu... Hm... Nie pamiętam, swojego dzieciństwa.

W pewnym sensie po raz pierwszy od dawna mówił prawdę, swojego dzieciństwa nie pamiętał. Chyba dlatego chce pomóc im.

Dzieci wyraźnie się zasmuciły, a Yao nie chciał by oni byli smutni.

- Ale nie przejmujcie się tym jak będziecie w moim wieku to wasza pamięć też się pogorszy. Ale do tego macie dużo czasu.

- Chiny - zaczął niepewnie Feliciano. - A my państwa mamy rodzinę?

Wang tak często rozmyślał o ich świcie, że znał odpowiedzi na większość pytań. Nie myli się już.

- Mamy. Każdy ma. My mamy rodzeństwo. A swoich rodziców nie pamiętamy.

Te dzieci szczególnie nie powinny pamiętać swoich rodziców. Tego był pewien patrząc na nich, w końcu to rodzice ich skrzywdzili.

- A dziadek? Babcia? - wypytywał Feliciano.

Yao wiedział, że chłopiec mimo psychologa pamięta swojego dziadka. Wang wiedział, że młodszy z braci Vargas zapomniał o tym co ich były opiekun robił źle. A jego starszy brat nie miał tego szczęścia, każdy lekarz otwarcie mówił, że Lovino nie ma prawa do normalnego życia po tym.

Chińczyk chciał dać tą szansę na normalność wszystkim. Choć na krótką chwilę.

- Mieliście, ale bardzo rzadko pamięta się kogoś takiego.

Dzieciak pokiwał głową. Wszyscy słuchali słowa Wanga z uśmiechami na ustach.

- O jeny - zawołał Chiny patrząc na zegarek. - Już tak późno muszę iść...

- Nie możesz zostać jeszcze pięć minut - mruczał Alfred.

- Nie mogę, muszę już wracać. Przyjdę do was jutro obiecuję.

Prawda była taka, że Yao skończył pracę już godzinę temu. Zawsze zostawał dłużej. I od trzech lat nie wziął wolnego. W końcu tylko tu czuł, że ma po co wracać.

W jego domu było przecież tak strasznie. Strasznie cicho. Gdyby mógł adoptował by te dzieci. Ale wiedział, że nie mógłby wysiąść ich wszystkich ze sobą i zapewnić opieki. A on nie potrafiłby wybrać jednego dziecka.

Wang siedząc w swoim domu i popijając herbatę stwierdził, że zna ich najlepiej na świecie. To były cudowne małe istoty, do których tylko on się zbliżył. Nikt inny nie chciał. Tylko Chińczyk wiedział dokładnie, czego oni się boją i jacy są.

Wiedział, że Alfred przez rodziców cierpi na klaustrofobię.

Wiedział, że Arthur boi się dymu.

Wiedział, że Lovino nie powinien być zmuszany do kontaktu z innymi.

Wiedział, że Ivan szybko zauważał pijanych ludzi i bał się ich przeraźliwie.

Tylko on chciał dać szansę tym dzieciom, które przeżyły zbyt wiele. Każdy inny człowiek skreślał ich na starcie. Uważali, że przez to co przeżyli są niekompletni. Byli, brakowało im miłości. A tylko Wang ją im okazywał.

Yao położył się spać, w myślach układał kolejne historię, które jutro opowie tym dzieciom.

Wstawanie rano było łatwe, Wang przywykł do tego, że jedzie o ósmej do pracy. Po drodze zachacza o cukiernię i bierze trochę słodyczy. Zna dzieciaki na tyle dobrze, że bez problemu wybiera ulubione smaki cukierków dla każdego.

Kupował to za własne pieniądze, ale nie interesowało go to. W końcu na swoim stanowisku zarabiał dużo, a nie zależało mu na kupowaniu czegoś sobie.

Gdy tylko przekroczył próg budynku został dosłownie zaatakowany. Jak zawsze. Kilku innych pracowników placówki śmiał się z tego uwielbienia dzieci do opiekuna. Nikt za to się nie śmiał na myśl, że kiedyś dzieci usłyszą prawdę.

Yao powiedział im, że musi się przebrać i zaraz wróci. W pomieszczeniu dla personelu ściągnął z siebie kurtkę, a do jasnej koszuli przypiął tabliczkę z jego imieniem i nazwiskiem.

Tak wyglądała jego codzienność. Nie zapominając o zakupionych słodyczach wziął je do świetlicy, gdzie czekało na niego już kilkanaście osóbek.

Wszyscy patrzyli na niego z tymi uroczymi uśmiechami, a Wang poczuł ciepło w sercu.

Wyciągnął torebkę z cukierkami i podał dzieciom, które z doświadczenia wzięły sobie po jednym i podały dalej.

- Chiny - zaczął Feliciano. - Opowiesz nam jakąś starą historię?

Yao szybko się zgodził i zaczął mówić. Zazwyczaj wymyślał coś na poczekaniu w oparciu o jakieś wydarzenie historyczne, o którym dzieci nie miały pojęcia. Więc słuchały go z uśmiechami na ustach i zachwytem w oczach.

Wang uwielbiał tworzyć barwne opowieści, pamiętał jak raczył nimi swojego brata.

Tego samego brata, który trzy lata temu wyszedł z domu i nie wrócił. Kiku nie chciałby by się spotkali, nie chciał zostać odnaleziony.

W takich chwilach trudno było poznać kto, kogo bardziej potrzebował. Te dzieci Yao, czy on ich?

Mężczyzna opowiadał historię prawie cztery godziny, gdy inna pracowniczka powiadomiła dzieci o obiedzie Chińczyk poszedł do pomieszczenia dla pracowników, chciał zrobić sobie herbaty i chwilowo odpocząć, ale nie było mu to dane.

- Są wyniki badań psychologicznych twoich podopiecznych - rzucił Leon, dając mu pod rękę kartki.

To wystarczyło by ożywić Yao, mężczyzna wiedział, że kilku podopiecznych miało badania kontrolne, a inni pierwsze. Te wyniki świadczyły o tym co je czeka.

Pierwszą kartka była wynikami Alfreda, chłopiec był w ośrodku od miesiąca. Trafił tu, gdy znaleziono go skrajnie wychudzonego, zamkniętego w małym pokoju we własnym domu. I tak nie był złym przypadkiem. Przez dziesięć lat pracy Wang widział gorsze. Ale nie obchodziły go opisy zdarzenia, chciał widzieć tylko, co czeka chłopca.

Yao prawie wrzasnął ze szczęścia widząc zapisaną przez psychologa możliwość adopcji. Chłopak ma szansę na normalne życie. Teraz tylko muszą zgłosić się ludzie, którzy go zechcą. Na pewno tacy będą.

Gdyby ze wszystkich dokumentów był tylko ten Wang krzyczałby ze szczęścia. Ale było więcej dokumentów.

Lovino - jego stan się nie poprawił, chłopiec od roku prawie nic nie mówi. Od kiedy znaleziono go w domu na skraju śmierci. Pewne było, że doświadczył przemocy seksualnej ze strony dziadka. I to obrzydzało Yao, dzieciak nigdy nie powinien czuć czegoś takiego. Na pewno nie w wieku sześciu lat. Na pewno nigdy.

Z jego bratem było lepiej. Nie pamiętał większości scen ze swojego życia w domu. Mógłby zostać adoptowany, ale nie wolno rozdzielać braci. W końcu mieli tylko siebie, a Chińczyk sam oświadczył to swojemu szefowi. Więc obaj musząc zostać w ośrodku.

Kolejną kartka napawała Wanga lękiem, gdy tylko zobaczył nazwisko Braginsky. Nie trzeba być psychologiem by stwierdzić, że z tym chłopcem było skrajnie źle. Ale oświadczenie psychologa załamało Yao. Według niego Ivan musiał zostać przeniesiony do szpitala psychiatrycznego. W bliskiej przyszłości.

Chińczyk nie był nigdy głupi w swoich ocenach, wiedział, że pięciolatek jest jednym z gorszych przypadków, ale nie wierzył, że chłopca czeka szpital psychiatryczny.

Według psychologa chłopiec nie radził sobie z uczuciami. Nie umiał okazywać emocji. W jego głowie wszystko sprowadzało się do przemocy. A fakt, że był świadkiem zamordowania własnej matki nie pomagał. Ivan trafił tu miesiąc temu, nie wydawał się aż tak złym przypadkiem. Ale nigdy nie mówił o przeszłości, nie wspominał o tym. Ignorował wszystko na około.

Wang przetarł zmęczone oczy, był mu żal, był zły na siebie, że nie mógł pomóc i zły na psychologa, że nie dał dziecku szansy.

Przez lata pracy tu przetrwał wiele takich przypadków, gdy z jego podopiecznymi było źle, ale i tak każda taka osoba wryła mu się boleśnie w pamięć. Jak jego własna porażka. Bo to on nic nie mógł zrobić.

Chińczyk ułożył karki na stole. Miał dość tego dnia. Ale nie chciał się dołować, ani tym bardziej nie chciał dołować dzieci. Gdy miał już iść dalej usłyszał głos swojego współpracownika:

- Panie Wang. Mogę wiedzieć po co wmawiasz tym dzieciom, że są krajami?

- Łatwiej im zapomnieć, gdy mają świadomość, że czeka ich nieskończenie wiele miłych chwil.

- Okłamuje ich pan, daje im nadzieję, a potem zabiera.

Yao westchnął cicho.

- Większość z nich zapomina, usłyszy dużo, a zapomni swoich rodziców. Przynajmniej to pomaga. A wasze metody? Traktujecie ich jak lalki do szprycowania lekami i ciągłego wypytywania o to czy już mogą normalnie żyć ze świadomością tego co ktoś im zrobił. To im niby pomaga?

Młody lekarz spojrzał krzywo na Chińczyka:

- Ale twoje kłamstwa nic im nie dają.

- Dają szczęście. Wy nie potraficie dać im nawet tego.

I nic więcej nie mówić Wang wyszedł z pomieszczenia. Wiedział, że robił zapewne źle, ale był pewien, że te słowa będą zapewne jedynymi pocieszającymi w życiu tych dzieci. Wszyscy inni lekarze też kłamali. On przynajmniej robił to by dać komuś szansę normalnego życia. Przez chwilę oni byli szczęśliwi.

Yao wszedł do świetlicy i spojrzał na dzieci, którymi się zajmował.

- O czym byście chcieli usłyszeć historię?

Yao Wang powinien żałować swoich kłamstw, ale szedł usilnie w nie dalej. Było zbyt późno by je przerwać. A zarówno on sam jak i te dzieci potrzebowały właśnie takiej terapii.

Będącej tak naprawdę ucieczką od prawdziwego świata.

Nie wiem o myśleć o tym tekście. Z jednej strony podoba mi się, a z drugiej nienawidzę go.

Cóż nie wiem jakie wy macie wrażenia.

Swoją drogą interesująca wydaje mi się wizja, w której kraje okazują się tak naprawdę szalonymi ludźmi.

Ja powiem tylko: dziękuję za przeczytanie i przepraszam jeśli się nie podobało.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro