Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Na granicy baśni [Anglia, Norwegia]

Tekst bez ostrzeżeń. Norwegię w tekście bardziej powiązałam ze wczesną niezromanizowaną kulturą Normandii.

Arthur pierwszy raz doświadczył Lukasa podczas najazdów wikingów. Ten dziwny znużony chłopiec, siedzących wśród strasznych dla Arthura zabijaków. Dziecko między potworami i najeźdźcami. Które jednak zdawało się pić z nimi. Rozmawiać z nimi i po prostu być obok. Dziecko nierobiące sobie nic, z przelewanej tuż obok niego krwi.

Lukas wówczas po prostu był. Podziwiał bez wyrazu, jak podbity klasztor jest łupiony, a ludzie mordowani. Arthur, omdlały wówczas z bólu, doświadczał tego na granicy snu, bo jako dusza rabowanych ziem widział cierpienie i krzywdę swoich ludzi.

A Lukas tam właśnie był i dziwna prawda o jego roli była piekielnie oczywista.

Był duchem Wikingów. Ale nie pasował do nich, począwszy od swej kruchości, delikatności po aparycję. Miał też dziwne oczy. Arthur widząc go pierwszy raz, zwrócił uwagę, jak bardzo były nietuzinkowe.

Jako dziecko przywykł do brązowych oczu legionistów. Wściekłych, jadowicie zielonych oczu Alastora. Błękitnych pełnych podstępu oczu Francji. I swoich własnych. Żywych i jasnych jak trawy wielkich nizin. Tych samych, jakie Najeźdźcy z Północy wydarli z posiadania jego królowi.

Ale Lukas miał wzrok jak lód. Ostry i okrutny jak kraj północy, z którego pochodził. Arthur słyszał o skutej lodem ziemi, na której nic nie rosło. Która była bezpłodna i zabójcza dla własnego ludu. A jednak miał w sobie coś magicznego. Nigdy nie spoglądał wprost, zawsze uciekał wzrokiem gdzieś dalej.

Kiedy władał Kanut Wielki, Artur dowiedział się sporo o Normandzkich tradycjach na ziemiach podbitych. I szczerze, choć czuł się źle z brakiem angielskiego władcy, musiał szczerze przyznać, że ów człowiek naprawdę dobrze rządził.

A Arthur przez swoiste połączenie z północą przez króla dowiedział się więcej o Lukasie. Ba? On w głowie doświadczał wizji z duchem Wikingów, który czasem siedząc nieruchomo na burcie wielkiego drakkaru, przepływał tuż obok niego, zmierzając w stronę innych ziem do załupienia. A przynajmniej tak jego własna dusza mówiła.

Sytuacja za rządców jednak zmieniła się po śmierci wybitnego Skandynawa. Kolejni Angielscy władcy byli mało wpływowi i Arthur, choć tego nie okazywał, naprawdę czuł do nich wyłącznie pogardę. Szczególnie do ostatniego z nich Edwarda, który przez nierozwagę wywołał krwawą wojnę*1*. Tą, która skrzyżowała losy Arthura z Lukasem ponownie.

Początkowo zdawało się dobrze, gdy władca Norweski poległ. Arthur przetrwał tę bitwę ukryty z dala od niej, siedząc w jednej z wspaniałych sal, ciągle odbiegając myślami od okrutnego przelewu krwi. Nie miał pojęcia, co się tam działo. I choć podświadomie cieszył się z wizji zwycięstwa, czuł coś innego. Na jego dłoniach niczym dreszcze czuł ruchy wzburzonych fal. Niosących ze sobą Normandów.

I wewnętrznie wiedział, że z nimi jest Lukas. A obecność ducha państwa ma ogromne znaczenie podczas bitew. Sam musiał tam być.

Bitwa pod Hastings była straszna. Arthur od początku czuł, że będzie niedobrze. Mimo dobrej strategii Harolda, mimo początkowego sukcesu chłopiec się bał. Bo czuł wyraźnie, że w tej bitwie nie oni powiedzą ostatnie słowo. I oczami wyobraźni widział dziwnie spokojnego Lukasa. Jakby odciętego od rzezi swoich ludzi.

Arthur zaś mimo mniejszych strat nie dawał sobie rady. Wrzeszczał, płakał i jęczał z bólu. Zaciskał małe dłonie na ramionach i ostrych przedmiotach, jakby dodatkowe cierpienie odciągnęło go od bitwy. Ale tak nie było. Śmierć każdego żołnierza była straszna, każda szarża i nawet myśl o śmierci wrogów w mokradłach na około Hastings. To było straszne po prostu straszne.

Już miał odetchnąć z głęboką ulgą, gdy widział wycofujących się Normanów. Jednak coś mu nie pasowało. Nie czuł strachu zromanizowanych wikingów. Po prostu nie.

Chciał wrzasnąć za ruszającą armią, by ta zawróciła, ale nikt nie zwracał na niego uwagi. Jeźdźcy rzucili się w pogoń. Arthur pierwszy poczuł, że jest nie tak.

Gdy piechotą świętowała, a król zaczynał przemawiać, Arthur wrzasnął jak poparzony. Czuł, jakby rozgrywano mu skórę i wrzaskliwym tonem dał radę jedynie wykrztusić:

- Atakują!

Po tym poczuł setki wbijanych włóczni w ciało. Tak jak krojono jego ludzi, tak krojono i jego.

Omdlał z bólu, bo nigdy nie doświadczył czegoś tak okrutnego, jak bitwa. A raczej okrutna rzeź, jaka spotkała pewną siebie jazdę.

Alastor, którego ciało pokrywały liczne blizny, zapewne by go wyśmiał. W końcu to on przetrwał więcej. Gdy Brytania upadła to on kpił raz po raz z potęgi Rzymu.

A Arthur przy pierwszej bitewce mdlał.

Obudził się w zamku. I otworzywszy ciężkie powieki, poczuł chłód. Jakby otaczała go zimową pora, a on zabłądził na północy. Czuł przez ciągnącą się chwilę ogrom zimna, samotności i po prostu pustki.

Dopiero później zauważył, że patrzył wprost w czyjeś oczy.

Lukas nie znał Angielskiego. Po prostu siedział z nim w pomieszczeniu, bo dzielili przecież wspólnego władcę.

- Coś nas łączy - rzucił w swoim ciężkim, niemalże mrożącym krew w żyłach języku.

Arthur dopiero po kilku sekundach pojął, że rozumie. Choć nie wiedział czemu i czy to ze względu na nowego władcę. Być może.

Niepewnie przechylił głowę nie wierząc w tę sytuację. Była ona nazbyt baśniowa. A duch Normandów był otoczony swoją niepojętą aurą.

- Wojny są okrutne i bolesne - powiedział cicho Lukas coraz łagodniej.

A jednak jego twarz była zimna jak lód.

- Mathias je lubi. Ja nie.

Arthur nie wiedział, czy jego mowa będzie rozbrzmiewać w tym dziwnym języku, ale wolał nie ryzykować. Skupił się na słowach i choć mimo tego, że nie znał ich sensu w pełni, bo skąd miałby znać tę osobę, którą wspomniał Lukas?

Teraz otwarcie i bez lęku przyglądał się chłopcu obok. Arthur był od niego niższy o głowę, a czuł się jak kompletne dziecko. Tak zagubiony w tym wszystkim, co zdawało się otaczać ducha Normandii.

- Zawsze strasznie bolą - dodał Lukas, a jego ton zaczął łagodnieć i rzecz można by było topnieć.

Jego wzrok był inny. Jakby bardziej rozbiegany a samo spojrzenie było chyba mniej straszne. Ale to wszystko zdawało się tak niepasujące, do postaci, której istnienia Arthur był świadomy od kilku wieków.

Zamrugał ze zdziwienia i z naturalnego strachu odsunął się dalej.

Lukas wyciągnął w jego stronę bladą, szczupłą dłoń o niemalże czerwonych śladach odmrożeń na końcach palców.

- Mogę ci pokaza,ć co odkryłem. Dzięki temu nie będziesz cierpieć.

Artur nie był pewien, otworzył zdumione usta i był zaskoczony możliwością decyzji, których nigdy nie miał prawa podejmować. Może z ciekawości, a może z obawy chwycił za tą delikatną dłoń. Wszyscy, których spotykał, mieli ręce wojowników. I czuć od nich było siłę fizyczną, tą, która była strasznym zwiastunem czegoś złego, pokroju wojny.

Palce Lukasa były zimne jak lód. A on sam nie miał w sobie czegoś taki idiotycznego jak siła.

A tak przynajmniej Arthur stwierdził, gdy dwie zimne dłonie zasłoniły mu oczy. Jedna wciąż spleciona z jego własną.

- Świat jest okropny, ale są na nim rzeczy piękne. Tylko ludzie są ślepi - powiedział cicho, pochylając się bliżej Arthura. - Wszędzie jest magia. Starych baśni i legend. Tych, które już zapomniano. Bo nikt dziś ich nie potrzebuje.

W tonie Lukasa rozbrzmiała dziwna gorycz. A jednak ten kontynuował.

- Niewielu ma prawo widzieć piękno świata. A jeszcze mniej chce je widzieć. Oni chcą, byś ich zobaczył - ostatnie zdanie było tak wypełnione ciepłem i czymś tak dobrym.

Arthur był częściowo zdumiony, zaniepokojony tą dziwną zmianą w tonie. Ba nawet dłonie na jego skórze wydawały się cieplejsze. Po prostu bardziej przyjazne.

Poczuł po prostu komfort. Gdy dodatkowo Lukas zbliżył się do jego ramion i oparł się policzkiem o jego głowę.

- Magia jest wszędzie naokoło i ona zawsze chroni przed złem.

Zdjął dłonie z policzków Artura, nie puszczając dłoni chłopca. Uśmiechnął się delikatnie na widok ogromu magii na tej ziemi. Lubił wyprawy tutaj przez to, jak wiele baśni tutaj powstało i istniało.

Arthur zaś otworzył w szoku usta. Nie był w stanie zrobić nic, wykrzesać z siebie nic. Rozglądał się po pomieszczeniu pełnym baśniowych, legendarnych istot. Pamiętał je. Pamiętał.

Jeszcze z dawnych opowieści Brytanii pamiętał skrzaty i krasnale. Pamiętał piękne wielobarwne motyle, które jako dziecko gonił, a te nagle znikały. Nie widział żadnego od lat aż do teraz.

Były też istoty z legend Alastora, który, gdy chciał, potrafił opowiadać o wróżkach, czarach i zaklęciach, z dziecięcą delikatnością. Ale nie robił tego od tak wielu lat, że Arthur nie wierzył w to, że widział właśnie te istoty.

Widział istoty z bajek, widział istoty z legend. Drgnął, gdy o jego palce otarł się maleńki jednorożec. Spojrzał na niego ufnie i w koński sposób prychnął dumnie.

Usta Arthura rozświetlił ogromny uśmiech.

Odwrócił się z szokiem w stronę Lukasa. Ten również się uśmiechał. A wolną dłonią - tą niepołączoną uściskiem palców - głaskał trolla. Istotę z własnych baśni, która zawsze mu pomagała, gdy działo się coś złego.

- Pamiętaj, oni zawsze będą - rzucił Lukas. - Zawsze ci pomogą, a ty musisz jedynie chcieć ich zobaczyć.

Arthur pokiwał głową i dalej onieśmielony z zachwytu zacisnął mocniej palce na ręce ducha Normandii - który pasował tylko do barwnych baśni swojego zimnego kraju.

*1* Chodzi o wojnę o koronę Angielską. Edward obiecał, że gdy umrze bezpotomnie, Normandowie będą mogli przejąć tron. Dla objaśnienia Normandia to miejsce, gdzie osiedli na północy Francji wikingowie. Edward zmarł bezpotomnie, ale Anglicy sami obrali na władcę Harolda. Jednak nie obeszło się to bezkonfliktowo, bo do walki o tron szykowały się dwie osoby książe Normandii - Wilhelm i król Norwegii Harald. Ten drugi szybko poniósł klęskę.

Tekst jest cóż meh. Miałam ochotę po prostu go dodać, bo powstał w przypływie weny graniczącej z nudą nauki na olimpiadę historyczną.

I kompletnie szczerze dawno nie pisałam czegoś nie będącego czymś ani skrajnie poważnym ani komicznym. Pomiędzy jest to.

Chyba po prostu miałam ochotę cokolwiek napisać.

Do zobaczenia i dziękuję za przeczytanie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro