Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Czterech klechdarzy [Litwa]

[1284 słowa]

Inspiracją są koronowirususoferie. No i fakt, że odwołano mi olimpiadę historyczną, więc mam czas na pisanie.

Ostrzeżenia o treści: przemoc nieopisowa, krwawe opisy, prócz tego tekst wyjątkowo łagodny. Muszę zrobić coś brutalniejszego, bo ostatnio ta "książka" nader złagodniała.

Objaśnienie tytułu: Klechdarz - osoba opowiadająca baśnie.

.

- Toris! Toris! - rozległ się ten irytujący, wesoły i melodyjny głos.

Litwa mruknął coś nieskładnie i obrócił się na drugi bok, naciągając na siebie kołdrę.

- Licia - Feliksa dodał już bardziej smutnym tonem.

A sam Toris mógłby przysiąść, że chłopak właśnie przybrał te piekielnie wzbudzającą litość minkę.

Więc łaskawie podniósł się i zwrócił wzrok na Polskę.

- Coś się stało?

Zerknął w te śliczne oczy, które jednak nie miały w sobie ani gramy smutku. Były rozbudzone i dziwnie radosne.

- Nie mogę spać - powiedział Feliks, uśmiechając się i złapał w dłoń rękę Litwy. - Więc opowiem ci bajkę na dobranoc.

Toris zmarszczył brwi, nie wierząc i zarazem w pełni rozumiejąc durną logikę Polski.

- Ale to nie ja mam problem ze snem, więc po co masz mi opowiadać bajkę?

Feliks uśmiechnął się jeszcze szerzej i przymknął oczy, wtulając głowę w ramię Litwy.

- Bo nie lubię mówić sam do siebie.

Toris prychnął głośno, a jednak objął chłopaka i nawet nie siląc się na niemiły ton, rzucił:

- Jesteś idiotą. Ale jak chcesz to mów.

Polska roześmiał się, wyswobodził z uścisku, mocniej uścisnął dłoń przyjaciela i nie przestając się uśmiechać, zaczął mówić. Później przez każdą kolejną noc aż do ich rozdzielenia w pomieszczeniu zawsze przed snem rozbrzmiewały wesołe baśnie.

* * *

Rosja był zimy, chłodny i okrutny. A przynajmniej zwykle taki bywał. Toris wolał jednak uderzenia bata niż dobry humor Ivana. Okrucieństwo było przecież bardziej zrozumiałe i zdawało się pasować do tego paskudnego państwa. A te krótkie ludzkie momenty wydawały się Litwie okropne, bo sprawiały, że nie ważne jakby próbował, nie mógł przez nie znienawidzić swojego kata.

Mężczyzna siedział rozłożony na swoim fotelu z butelką w dłoni i uśmiechał się łagodnie. Jakby wcale wczoraj nie sprawił Torisowi więcej bólu niż ktokolwiek inny.

- Usiądź.

Nie był to rozkaz, a tym bardziej się nim nie stał, gdy cichym tonem Rosja dodał:

- Proszę.

Litwa zajął miejsce na sofie naprzeciw fotela jedynie ze strachu. Nigdy z własnej woli nie chciałby spędzać czasu z tym diabłem w ludzkiej skórze.

Ivan uśmiechnął się mocniej, a mimo to jego oczy jak zawsze zostały bryłami lodu.

- Chcesz o czymś pomówić? - spytał zbyt słodkim tonem, by Toris uwierzył w szczerą chęć rozmowy ze strony Rosji.

Jedynie zmarszczył brwi i samemu nie siląc się, na jakkolwiek grzeczny ton odparł:

- Nie chcę o niczym z tobą rozmawiać.

Ivan zaśmiał się tak sztucznie, jak zawsze, wstał z fotela i ruszył w stronę Litwy.

- Gdyby dziś było jutro, ukarałbym cię za to. Ale ciesz się. Dziś nie chcę cię skrzywdzić.

Toris nie ufał tym słowom. Więc potulnie ucichł i nie zareagował, gdy Ivan usiadł tuż obok niego.

- Jeśli nie chcesz, to sam będę mówił - powiedział Rosja, łapiąc w swoją wielką zimną rękę dłoń Torisa.

Przez chwilę jakby rozważał, o czym może mówić. A Litwa zaś z obrzydzeniem znosił to, że był między narożnikiem a Ivanem. Zadrżał z irytacji.

- Zimo ci? - zapytał Rosja, patrząc na niego tym dziecięcym rozmarzonym wzrokiem. - Wiesz, co mnie zawsze ogrzewało?

- Wódka? - rzucił z kpiną Toris, zerkając w poszukiwaniu drogi ucieczki z tego miejsca.

Ivan pokręcił głową.

- Kiedy była zima, a na około w śnieżycy nie było nic widać, opowiadałem sobie bajki. Może to cię ociepli?

Rosja uśmiechnął się wyjątkowo szczerze, a może tylko tak się wydawało Litwie? Chłopak jednak nie ruszył się z miejsca i wsłuchał się w śliczną, barwną, ale i smutną baśń. Nawet przestała mu przeszkadzać lodowo zimna dłoń na jego ręce.

* * *

- Więc w tysiąc czterysta dziewiątym... - zaczął Łotwa, ale natychmiast przerwał mu Edgar.

- Dam głowę, że mówisz o tysiąc czterysta dziesiątym.

Ravis jedynie skinął głową polubownie. Nigdy nie miał pamięci do dat. Szczególnie teraz nie miał. Jego dłonie drżały piekielnie mocno, gdy z zawstydzenia własną niewiedzą przeczesywał swoje jasne włosy.

A jednak nikt nie zwrócił na to uwagi, a raczej nikt nie powiedział ani słowa na głos.

- Wtedy była bitwa pod Grunwaldem? Miło ją wspominasz?

Odpowiedzią było skinięcie głowy. A Estonia po chwili jedynie rzucił przerażone spojrzenie, jakby chciał skrytykować metodę dialogu Łotwy.

- Pamiętam, że później po jakiejś wojnie na chwilę nasze ziemie leżały w obrębach Rzeczypospolitej. Ciekawe czasy.

Kolejne skinięcie głowy.

I po raz kolejny dwójka państw nie wiedziała co mówić dalej. Zerknęli sobie nawzajem w oczy z odległości dzielącej trzy łóżka. Czuli się winni swojej bezradności.

- M-mo... Że, nje m-mowmy... - cichy, chropowaty głos, który ledwie rozbrzmiewał po pomieszczeniu, zwrócił natychmiast uwagę mężczyzn.

Autorowi zdania z kącika ust wypłynęła strużka śliny zmieszanej z krwią, gdy starał się powiedzieć cokolwiek.

- O Hyy... - kaszlnął krwią, którą natychmiast otarł szmatką Ravis. - Storrji.

Łotwa uniósł brwi w stronę Edgara, który jedynie nachylił się nad Litwą.

- Nie będziemy mówić o historii - powiedział, przeczesując sklejone zaschłą krwią włosy leżącego. - Co chcesz posłuchać?

Toris zamrugał kilkukrotnie z rzędu. Wyczerpał chyba limit słów, jaki dawała mu rozbita w drobny mak szczęka i skruszone zęby.

Zielone na wpół żywe oczy Litwy nie miały już w sobie nic żadnej siły. A jednak Estonia na swoje nieszczęście zgadywał już zbyt dobrze znaki tej pozbawionej uczuć twarzy. Powoli opanował sztukę rozumienia bez słów.

- Opowiem ci baśń. Jak zwykle będzie mieć dobre zakończenie.

Litwa leżał, w niemalże niezaprzestającej płynąć kałuży własnej krwi. Jego twarz była sina oraz obita do tego stadium, że zdawało się to być nierealne. Wszechobecne fioletowe, granatowe i czarne siniaki tworzyły mozaikę. Jego na wpół otwarte usta był wypełnione krwią. Na szyi miał wyraźny siniak w kształcie dwóch dużych dłoni.

W tej plamie czerwieni czerni i granatu wyróżniały się jedynie oczy. Przekrwione, lśniące zielone oczy. Te, które potrafiły być niebotycznie piękne, a dziś wydawały się jedynie być. Jakby dla kontrastu do barwy sinej skóry.

Toris na chwilkę ożył, lubił baśnie Edgara. Drgnął i może, nawet gdyby nie pogruchotana szczęka uśmiechnąłby się. Ale na pewno zacisnął mocniej palce na ręce Łotwy, która była jedynym, co trzymało go przy poczuciu istnienia.

Lubił baśnie. Bo w baśniach zawsze są dobre zakończenia, a on naprawdę chciał wierzyć, że w jego własnym życiu będzie kiedyś lepiej.

* * *

Alfred był jak dziecko w każdym calu.

Toris naprawdę lubił jego niewinność, niewiedzę i brak zrozumienia pewnych scen. Jakkolwiek dziwne to nie było. Litwa pokochał głupotę chłopca, u którego spędzał czas połowicznie jak pracę połowicznie jako wakacje. Po prostu uciekł od wszystkich. Uciekł od myślenia o bliźnich na plecach, uciekł od poczucia wstydu przed Łotwą i Estonią, uciekł od Polski, który go zranił.

Tu udawał, że nigdy nie było niczego złego.

- Toris! - usłyszał krzyk z pokoju obok, jego własne imię brzmiało tak dziwnie w ustach tego dzieciaka.

Litwa teoretycznie nie musiał iść do Ameryki, nie musiał siadać na jego łóżku i nie musiał pochylać się nad dzieciakiem z bezsensownym pytaniem „co się stało".

A jednak to robił.

- Miałem zły sen. Opowiesz mi coś?

Toris uśmiechnął się.

- Znowu bajki, lekko niepoważne? - zażartował, myśląc jak zacząć opowieść.

Alfred zarumienił się nieznacznie i skrzywił się ze wstydu.

- Arthur kiedyś mi je opowiadał no i lubię baśnie. A ty znasz ich ogrom i są świetne!

Litwa zmarszczył brwi i pochylił głowę. Nie będąc samemu pewny czy to wszystko jest dobrą umiejętnością.

- Po prostu usłyszałem ich wiele od wielu ciekawych ludzi.

Alfred roześmiał się, w jego niewinne błękitne oczy zalśniły i rozpromieniły się.

- Zazdroszczę ci tego, ile ich znasz.

Toris przymknął powieki i poczuł na raz mroźny dotyk, krew w ustach, a w uszach rozległ mu się wesoły śmiech.

- Nie masz czego - odparł Litwa. - A teraz lepiej słuchaj.

I złapawszy za ciepłą dłoń, zaczął kolejną baśń.

.

Dziękuję za przeczytanie. Mam nadzieję, że to przymusowe wolne minie wam dobrze i życzę wam wszystkim zdrowia, bo to bardzo się przyda w obecnych okolicznościach.

Pozdrawiam internetowo i bezzarazkowo, do zobaczenia niebawem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro