Rozdział 6
Poranne promienie przebijały okna jadalni Ashwood Hall, rzucając ciepłe snopy światła na dębową podłogę, podkreślając drobne zarysowania i wgniecenia w wiekowych deskach. Powietrze wypełniał słodki zapach borówkowych muffinek pani Henderson i mocny aromat świeżo parzonej kawy. Niezręczną ciszę przerywały tylko delikatne postukiwania fajansu, gdy wszyscy starali się w spokoju przetrawić szczegóły wydarzeń poprzedniej nocy, z rozwagą wybierając kolejne pytania, wobec nowych faktów przedstawionych przez Milesa.
— Co to niby znaczy... znajoma energia? — Beatrice zdecydowała się przerwać narastające milczenie. Marszcząc delikatnie brwi, odstawiła swoją filiżankę na spodek, ponownie obejmując ciepłe naczynie w palcach.
— Nie wiem, Bea. Po prostu... znajoma. — Miles westchnął ciężko i upił łyk kawy, czując na sobie ciężar spojrzeń. Gdyby wiedział, zapewne nie straciłby pół nocy, zastanawiając się nad tym samym. Sięgnął po jedną z babeczek by choć na moment zająć czymś dłonie. — Po prostu... jakby znajoma sygnatura.
— Tyle zdołałam się domyśleć, ale w jaki sposób znajoma? — Beatrice poprawiła łokcie na stole, uważnie studiując twarz chłopaka. — Męska, żeńska?
Miles znów westchnął, spoglądając w sufit.
— Nie wiem. Jedyne, co mogłem wyczuć, to... gniew? Może zdawała się odrobinę chaotyczna? — Miles położył nieodpakowanego muffina na talerzu. — Nie wiem. Nie przywiązywałbym do tego akurat zbyt dużego znaczenia.
Beatrice spojrzała na dwie pozostałe osoby siedzące przy stole. W pomieszczeniu unosiła się napięta atmosfera, gdy każdy w prywatności swoich głów, analizował potencjalne scenariusze. Alden, siedzący przy stole, nerwowo kręcił widelcem, ze wzrokiem utkwionym w talerzu. Ledwie napoczęte śniadanie nie było jedyną przyczyną dręczącego wiercenia w jego brzuchu. Jeżeli Miles rzeczywiście rozpoznał energię kogoś, kogo znali, oczywiste było, że nikt z zebranych nie napomknął o jego ojcu, jedynie przez wzgląd na zwykłą kurtuazję.
Daisy, siedząca naprzeciwko Aldena, czuła jego niepokój promieniujący od niego niczym namacalna fala. Nieśmiało wyciągnęła rękę i położyła ją na jego przedramieniu, oferując mu pokrzepiający uścisk.
— Hej, wszystko w porządku. — Jej głos był miękki, ale stanowczy, próbując złagodzić jego dyskomfort. —Nie wiemy jeszcze nic na pewno.
Beatrice upiła łyk kawy, uważnie dobierając kolejne słowa.
— Tak czy siak... musimy się dowiedzieć, do kogo należy ta energia. Szczególnie jeżeli ktoś kręci się wokół Vivian — stwierdziła z wyważonym tonem. Drobne ukłucie winy, przyłapało ją na tym, że bardziej niż o bezpieczeństwo dziewczyny, martwiło ją, że nie mieli innych opcji, gdyby coś jej się stało. — Myślisz, że to ta sama osoba, która zamordowała Abigail?
Miles nie zastanawiając się długo, pokiwał głową.
— Nie dało się odczytać nic z ciała, ale szczerze wątpię, żeby nagle w Hillcrest pojawiła się więcej niż jedna czarownica o morderczych zamiarach.
— Och, nigdy nie mów nigdy. — Harvey z niemal podekscytowanym uśmiechem dołączył do nich w jadalni, sprawnie przemierzając długość stołu. Przerzucił szalik przez oparcie wolnego krzesła obok Daisy i potarł knykciem swój zaróżowiony nos. — Dzieńdoberek. Jak poszła asymilacja naszego małego bękarta?
Alden uniósł brew na swobodę słów Harveya, ale mimo to odpowiedział z lekkim westchnieniem.
— Nieźle, na tyle ile można było się spodziewać. — Przez moment zmierzył chłopaka spojrzeniem, jak gdyby chciał zakwestionować jego dzisiejszą obecność w rezydencji. — Rozmawialiśmy właśnie o dziwnej energii, którą Miles wyczuł, odprowadzając Vivian zeszłej nocy.
— Dziwnej energii? — Harvey momentalnie zerknął zaciekawiony w stronę chłopaka u szczytu stołu. Usiadł na krześle i podparł się na łokciach o stół, chwytając jedną z babeczek. — Chcecie mi powiedzieć, że ta dziewczyna nie jest tak zielona jak nam się wydawało?
— To nie była energia Vivian. — Miles pokręcił głową. — Harv, co właściwie tu robisz o tej porze?
— Ojciec chciał przyjechać, żeby zapytać, jak wszystko wczoraj poszło. — Blondyn skinął głową w stronę korytarza, skąd rzeczywiście dochodziły ciche odgłosy krzątania się Granta. — A ja nie mogłem sobie odmówić tak soczystego tematu. No i oczywiście jedzenia pani Henderson — stwierdził, pakując sobie babeczkę do ust. Zabrał jeden z dodatkowych talerzyków Daisy i prężnie zaczął nakładać kolejne, niemalże nieruszone przez resztę, dzisiejsze opcje śniadaniowe. — Danny, podwieziesz mnie na uczelnię, nie brałem dzisiaj swojego auta — rzucił nonszalancko w stronę Aldena, podkradając jego czysty kubek, by nalać sobie kawy. — À propos Vivian... — Zaczął, znów opierając się na krześle. — Jesteście pewni, że to nie ona? Może sekretnie jest mistrzem czarnej magii — rzucił rozbawiony.
— Wątpię, Harv. Sprawdziliśmy dokładnie jej dotychczasową sytuację. Jej matka prowadzi zwykłą kwiaciarnię. Jej babka była krawcową czy coś w tym rodzaju — wyjaśniła Beatrice, zerkając pod koniec w stronę Milesa, który potwierdził te fakty prostym skinieniem.
— Ale... ma w sobie magię prawda? — Harvey zmarszczył brwi, zerkając na resztę.
— Ledwie wyczuwalną, ale tak. — Miles pokiwał głową. — Myślę, że z odpowiednią nauką, powinno udać się nam ją rozbudzić na tyle, by udźwignęła Pieczęć.
— Powinno? — Harvey uniósł brew. — To wasz wspaniały plan? Liczyć na to, że mieszaniec nie kopnie w kalendarz, gdy tylko spróbuje połączyć się z pieczęcią?
— Dobrze wiesz, że nie mamy wyboru — wtrącił Grant, w końcu dołączając do nich w jadalni. Postawny brunet w ciemnoszarym garniturze skinął krótko na powitanie domowników. W przeciwieństwie do swojego syna, ze spokojem sięgnął do kredensu po czysty kubek i stanął u szczytu stołu obok Milesa, aby nalać sobie kawy. — I tak mamy szczęście, że Michael...
— Że Michael się puszczał i zostawił nam bękarta w zapasie?
— Harvey — Grant skarcił go szorstko, posyłając mu chłodne spojrzenie. — Wyrażaj się.
— No co? — Blondyn uniósł dłonie pozornie zdziwiony. — Mówię samą prawdę. Koleś spędzał w domu tyle czasu, że dziwię się, że w ogóle udało mu się spłodzić jednego dzieciaka z własną żoną. Może jeśli dobrze poszukamy, to znajdziemy jeszcze parę bękartów, wiecie, tak na zapas.
Beatrice pomasowała czoło, zastanawiając się, czy był w ogóle sens wdawania się w dyskusję z młodym Kingiem.
— Harvey, opanuj się. — Grant odezwał się ponownie z cierpliwością, której zaczynało brakować pozostałym domownikom. — Vivian jest obecnie naszą jedyną opcją i to, w jaki sposób planujemy ją włączyć do naszego grona, nie jest twoją sprawą.
— Ale będzie — chłopak wtrącił szybko. — Gdybyś tylko pozwolił mi...
— Koniec dyskusji. — Mężczyzna przerwał mu zdecydowanym tonem. — A teraz zbieraj się, bo znowu spóźnisz się na uczelnię.
Harvey posłał ojcu naburmuszone spojrzenie, jednak gdy Alden skinął na Daisy, by ta też powoli szykowała się do wyjścia, blondyn westchnął zrezygnowany i wstał od stołu, chwytając za swój szalik. To nie był pierwszy ani zapewne ostatni raz, gdy próba negocjowania z jego ojcem kończyła się, zanim rzeczywiście się zaczęła.
— Danny. — Beatrice również podniosła się z miejsca, gdy Alden zaczął odkładać swoje sztućce na talerzyk. — Wiem, że to zapewne próżny trud, ale może warto przynajmniej spróbować wykluczyć, że twój ojciec wrócił do Hillcrest? — zasugerowała niepewnie i sięgnęła do kredensu po czysty, ostry nożyk i mały kieliszek. Okrążyła stół i wyciągnęła dłoń z nożem w stronę chłopaka.
Alden westchnął ciężko, wstając z krzesła. Wiedział, że nawet jeżeli ta tajemnicza energia miałaby należeć do jego ojca, zwykłe zaklęcie lokalizacyjne i tak nic by nie dało w jego przypadku. Wziął jednak ostrze od brunetki i zaciskając zęby, sprawnym ruchem naciął dłoń pod małym palcem.
— Wisisz mi słodki plasterek — mruknął z lekkim uśmiechem, czekając, aż odpowiednia ilość ciemnej krwi, skapnie do kieliszka. Po chwili chwycił lnianą serwetkę ze stołu i docisnął ją do rany. — Wystarczy?
Beatrice pokiwała głową, przekładając kieliszek w drugą dłoń, by zabrać go z linii wzroku wciąż siedzących przy stole i nie zakłócać zbytnio śniadaniowego dekorum.
— Dzięki, Danny.
— Żaden problem. Tylko... nie podpisuj żadnych cyrografów w moim imieniu. — Chciał jeszcze raz upomnieć ją, by uważała. Nie był pewny niczego, co mogło dotyczyć jego ojca, ale wszyscy byli wystarczająco zestresowani, by dodawać im kolejnych powodów do zmartwień. Zamiast tego uśmiechnął się ciepło, po czym jeszcze raz zerknął na Harveya oraz Daisy i skinął w stronę korytarza. — Jedźmy.
Młodzież sprawnie zebrała się do wyjścia, a Daisy skinęła jeszcze grzecznie na pożegnanie w stronę Granta.
— Miłego dnia! — rzuciła krótko, zanim trójka opuściła jadalnie.
Grant z ciężkim westchnieniem zajął zwolnione miejsce obok Milesa i oparł łokcie na stole, gdy w pomieszczeniu znów zrobiło się cicho.
— Więc... Jaka ona jest?
Hej!
Ciężko się przyznawać do pewnych porażek, zwłaszcza, że będąc aktywną na Wattpadzie co raz obiecywałam, że już niedługo kolejny rozdział się pojawi. Przegrałam jednak pojedynek z jesienno-zimową chandrą, przynajmniej w kwestii pisarskiej. Resztki energii niestety trzeba było poświęcić na pracę i uczelnię (a dyplom zbliża się wielkimi krokami).
Mam jednak nadzieję, że ten rozdział będzie przełamaniem blokady pisarskiej i znów nie będę mogła oderwać się od tej historii, bo bardzo chciałabym wam ją przekazać, a obiecuję, że im dalej tym więcej będzie się działo.
Co działo się w międzyczasie?
✦ Zmieniła się okładka Mrocznej Pieczęci - sama nie jestem do niej dalej przekonana, bo może i ładna, ale pytanie czy nie za bardzo sugeruje typową młodzieżówkę albo high fantasy?
✦ Pojawiło się opowiadanie Halloweenowe - dla tych którzy przeoczyli, na profilu pojawiło się opowiadanie halloweenowe w ramach konkursu RIP. Fabuła dotyczy Mrocznej Pieczęci i dzieje się niedługo po prologu, ale jego lektura nie jest konieczna dla zrozumienia wydarzeń z książki. Jest to dodatek, ale dla spragnionych zobaczenia nieco więcej z wcześniejszych losów bohaterów, serdecznie zapraszam.
✦ Założyłam swoją okładkownię! - Na profilu pojawiła się moja okładkownia, w której możecie obejrzeć lub zamówić mój projekt dla własnego dzieła. Sprawa dopiero się rozkręca więc będzie mi miło jeżeli tam zerkniecie lub komuś polecicie.
I na koniec pytanie do publiczności: Czy oprócz zakładki z bohaterami przydała by się rozpiska więzi rodzinnych? Przy pisaniu tego rozdziału zauważyłam mnogość przewijających się ojców i o ile ja jako autorka pamiętam, kto spłodził kogo, może jest potrzeba na odrobinę wizualne rozpisanie tego dla was?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro